Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Ludzie o poglądach narodowych, za wartość nadrzędną przyjmują dobro narodu polskiego. W miarę możliwości muszą działać tak, by z tego działania to dobro dla narodu wynikało.
Polska nie ma najmniejszej szansy na przetrwanie, na minimum normalności przy tych, którzy dziś rządzą w kraju. Musi nastąpić zmiana. Przy zagrożeniach, jakie zbliżają się do naszych domów, nie ma obecnie pewnego wyjścia, więc dziś nie pozostaje nic innego, jak wybrać zmianę, jakakolwiek by ona nie była.

Sam przeciw sobie

"Powiedziałem wam poprzednio, Szanowni Panowie, gdy wy żądacie ode mnie, bym swą kandydaturę postawił, ja wam też odpowiem żądaniem: Mianowicie żądam od was, byście wszyscy nie tylko jako wyborcy obowiązek swój spełnili, ale byście w ciągu dwóch tygodni, które nas od 15 paździerńka dzielą, dołożyli wszystkich sił dla pociągnięcia do wyborów swych współobywateli."

Łódź. Wybory do IV Dumy (1912)

WYBORY

Nasz korespondent, donosi telefonicznie:
Przy obliczaniu głosów w 5-ym okręgu wyborczym zaszła pomyłka. W okręgu tym zwyciężyła lista niemiecka, a nie polska, jak pierwotnie donoszono. Na listę polską złożono 175 głosów, niemiecką 226. Na listę żydowską nie złożono ani jednego głosu. 26 kartki wyborcze unieważniono. Ogółem złożono 424 kartki wyborcze. Ogólny wynik wyborów w Łodzi jest taki: listy żydowskie przeszły w 4 okręgach wyborczych (1, 2, 3 i 4); listy niemieckie — w 2 (5 i 6-ym). Lista polska nie przeszła w żadnym okręgu."

To notatka prasowa z 1912 roku, ale liczę, że jednak widać wyraźnie.

+++

Warszawa.

"Głosy żydowskie, nawet te reprezentujące interesy bogatego mieszczaństwa żydowskiego padły na kandydata PPS-Lewicy Eugeniusza Jagiełłę. Przepadł nie tylko Dmowski, ale również jego kontrkandydat Kucharzewski, który skrytykował napływ Żydów rosyjskich, zwanych Litwakami."
- W.Turek "Arka Przymierza. Wojciech Wasiutyński 1910-1994. Biografia Polityczna"

+++

Warszawa.

Pan Roman Dmowski, Resursa Obywatelska, 1912 r.

Czekałem z zabraniem głosu, dopóki się nie wypowiecie w sprawie postawionego tu wniosku, żądającego, ażebym wystąpił ze swoją kandydaturą poselską w Warszawie. Uczyniłem to dlatego, że nie leżało w moich zamiarach ubiegać się przy tych wyborach o mandat poselski.
Kiedy w początku lipca rb. przedstawiciele grupy poważnych obywateli kraju, stojących z daleka od stronnictwa, do którego należę, wykazali mi potrzebę pójścia do czwartej Dumy, odpowiedziałem, że nie tylko względy osobiste nie zachęcają mnie do tego, ale ża mam przekonanie, że praca moja będzie pożyteczniejsza w kraju. Pomimo też, że wkrótce potem najbliżsi moi przyjaciele polityczni zażądali ode mnie, bym kandydował w Warszawie — nie wyraziłem swej zgody i prosiłem, ażeby postanowienie w tej sprawie odłożyć do chwili, poprzedzającej wybory. I dziś widzę bardzo poważne powody, dla których należałoby pozostać przy pracy w kraju i o mandat się nie ubiegać. To moje stanowisko wynika z całego mego poglądu na położenie kraju i na zadania naszej polityki narodowej.

Na pole działalności politycznej wszedłem z tą myślą przewodnią, że naród, który chce swą dolę poprawić, tylko własnymi wysiłkami dojść do tego może. Nie wolno mu spodziewać się, że pomyślniejsze czasy same przyjdą, nie wolno liczyć, że jakieś obce siły szczęśliwszy los nam zgotują. Jeżeli położenie naszego narodu od lat wielu nieustannie się pogarsza, jeżeli sprawa nasza coraz gorzej stoi, jeżeli dobro naszego narodu w stosunku do innych ciągle się uszczupla — to przekonaniem moim było i jest, iż przyczyna tego leży przede wszystkim w tym, że naród nasz nie umie nad swymi interesami należycie czuwać, nie umie ich dzielnie i wytrwale bronić i nie umie nad pomnożeniem swego dobra dość skutecznie pracować. Przekonaniem moim było i jest, że największym naszym nieszczęściem narodowym jest nasza własna bierność, nasza ospałość polityczna.
Dlatego to pierwszy cel, jakim sobie postawił, wchodząc na drogę działalności politycznej, był — poruszyć nasz ogół z ospałości, obudzić w nim świadomość położenia i niebezpieczeństw, grożących naszemu bytowi narodowemu, wyrobić poczucie obowiązku, nakazującego każdemu obywatelowi kraju czuwać nad narodowym dobrem i brać udział w jego obronie. Pozostawało wszakże pytanie: na jakich drogach ta obrona może być prowadzona skutecznie?... Niedość, żeby społeczeństwo było czynne, gotowe do politycznego działania. Działanie jego musi być takie, ażeby przynosiło korzystny dla sprawy narodowej skutek.

Nabierając coraz więcej doświadczenia politycznego i coraz dojrzalszą kierując się myślą, doszedłem do przekonania, że nasza bierność, nasze ospalstwo nie jest jedynym, tkwiącym w nas samych źródłem naszych nieszczęść. Uświadomiłem sobie, że istnieje drugie źródło niemniej ważne, niemniej fatalne w swoich wynikach. W naszych czynach politycznych nie umiemy stawiać sobie wyraźnego celu, nie umiemy mądrze dobrać środków, które do tego celu prowadzą, nie umiemy wytrwale tych środków używać, dopóki cel nie zostanie osiągnięty.
O ile się poruszymy do czynu politycznego, działamy pod wpływem uczuć, chwilowych usposobień, nastrojów, nie zastanawiając się nawet często, czy nasz czyn może do jakiegokolwiek pożądanego celu doprowadzić. Skutkiem tego bardzo łatwo dajemy się popchnąć do czynów, szkodliwych dla nas samych, bardzo łatwo dajemy się używać za narzędzie interesów obcych.
Trzeba więc, żeby naród nie tylko był zdolny do politycznego działania w ogóle, ale żeby umiał działać na swoją korzyść, żeby się nie dał używać za narzędzie cudze ze swą szkodą.
Nie możemy trwonić swych sił na nic, coby nam nie przynosiło narodowych korzyści i od strat narodowych nas nie chroniło. Naród nasz tak jest dziś odarty z tego, co niegdyś posiadał, iż nie może sobie więcej pozwalać na wielkopańskie rozrzucanie swego dobra na wsze strony. Musimy tedy zorganizować politykę, kierowaną wyłącznie przywiązaniem do narodowego dobra, rozwinąć w niej wielką energię, a zarazem poddać ją pod ścisłą kontrolę rozumu, dyktującego dające
się osiągnąć cele i wskazującego praktyczne, prowadzące do tych celów, środki. Ażeby taką politykę zorganizować, trzeba wzmacniać jednocześnie zdrowie wewnętrzne narodu, jego spójność, bo tylko wtedy będzie on siłą, tylko wtedy może walczyć skutecznie o swoje dobro.
Oto myśl, która przyświecała i przyświeca zarówno mnie, jak i tym wszystkim, z którymi razem pracuję. Zdawałoby się, że ta myśl powinna przyświecać wszystkim Polakom, że nikt jej w Polsce nie powinien zwalczać. Okazało się jednak, że jest inaczej.



Kiedyśmy wygłosili zasadę, że nic nie wolno nam ustępować z tego, co posiadamy, że nie wolno likwidować dobrowolnie polskich placówek narodowych na rzecz niczyją — rzucono się na nas gwałtownie i nazwano nas polskimi hakatystami. Kiedyśmy się przeciwstawili zaostrzaniu w naszym społeczeństwie walki klas i budzeniu dzikiej nienawiści jednych przeciw drugim — nazwano nas wstecznikami, obrońcami interesów szlacheckich i mieszczańskich. Gdyśmy powiedzieli, że chcąc mieć zdrowy, mocny duchowo naród, nie wolno w nim rozkładać życia religijnego, nie wolno plugawymi napaściami poniżać Kościoła — ogłoszono nas za klerykałów. Zaczęliśmy się zastanawiać, skąd się to bierze, iż to, co w każdym zdrowym narodzie jest ogólnym przykazaniem, u nas jest przedmiotem sporu, u nas z napaściami się spotyka. I doszliśmy do zrozumienia straszliwego wpływu rozkładowego, jaki wywiera na życie polskie pierwiastek żydowski. Te koła naszego społeczeństwa, które się ściśle związały z Żydami, zatracają poczucie potrzeb polskiego życia narodowego i niezbędnych warunków zachowania narodowego bytu.

Zrozumieliśmy wtedy, żeśmy byli zbyt jednostronni, zwracając wyłącznie nasze oczy na wielkie niebezpieczeństwa, grożące naszemu narodowi z zewnątrz, i na jego własne braki w postępowaniu politycznym. Zrozumieliśmy, że wewnątrz kraju wyrosło wielkie niebezpieczeństwo, grożące nam rozkładem, sparaliżowaniem naszych sił w walce o zachowanie narodowego bytu. I wtedy zaczęliśmy coraz bliższą zwracać uwagę, na stan i rozwój kwestii żydowskiej w naszym kraju.
Niabawem przyszły wypadki, które nie tylko nam na tę sprawę otworzyły oczy. Osławiona rewolucja 1905 roku, w której Żydzi tak liczny i tak wpływowy wzięli udział i którą materialnie bogatsi z nich zasilali, a która za ich sprawą przede wszystkim zwróciła się przeciw społeczeństwu, dążąc do zanarchizowania naszych stosunków społecznych i ekonomicznych i szerząc w ogromnej mierze moralne zniszczenie wskazała nam siłę i charakter żywiołu żydowskiego w naszym kraju, w rozmiarach, jakich najwięksi nawet pesymiści nie przewidywali. Zachowanie się Żydów w miastach a w szczególności w Warszawie, przy wyborach do pierwszej i drugiej Dumy, dało nam uczuć zuchwalstwo z jakim chcieli narzucić nam swoją politykę. Następnie rozwój prasy żargonowej, lekceważącej wszystko, co polskie, szerzącej w masach żydowskich nienawiść do społeczeństwa naszego, i organizowanie się Żydów, jako odrębnej, przeciwstawianej nam narodowości w tym kraju — wskazał nam nowe, otwarcie wrogie nam prądy, rodzące się w środowisku żydowskim i szybko opanowujące masę żydowską pod wpływem licznych przybyszów ze Wschodu. Przytem fakt ciągłego i szybkiego wzrostu ludności żydowskiej u nas, wzrostu główne przez ciągły przypływ Żydów z Rosji, oraz z Litwy i Rusi...

Rozumiecie, Szanowni Panowie, jak wobec tych wszystkich faktów wyrosła u nas kwestia żydowska do rozmiarów najważniejszej bodaj kwestii naszego narodowego bytu. Rozumiecie też, do jakiego stopnia utrudnia ona położenie wewnętrzne w kraju i komplikuje zadania naszej pracy narodowej. Sprawa jest tym trudniejsza, że w różnych kołach naszego społeczeństwa i organach naszej opinii widzimy rozpaczliwe wysiłki w kierunku zatarcia znaczenia tej kwestii, zmniejszenia jej rozmiarów w oczach ogółu, ukołysania tych obaw, które budzi ona w myślących i czujących po polsku obywatelach kraju.
Jeżeli zatem niesłychanie trudne i niebezpieczne jest nasze położenie zewnętrzne, to nie mniej trudny i najeżony niebezpieczeństwami jest stan rzeczy w kraju.
W tych warunkach uważałem zawsze, że praca w kraju — to praca najważniejsza, jej zawsze pragnąłem swe siły głównie poświęcić i od niej się nie odrywać.


Powiedziałem sobie, że pierwsza w tych warunkach rzecz jest — zabrać się do energicznej pracy w kraju i zorganizować silne poparcie opinii dla naszego przedstawicielstwa i jego pracy, bo inaczej najlepsi i najzdolniejsi ludzie nic tam nie zrobią i ciągle tylko klęski krajowi przywozić będą.

Pracy swojej w ciągu ostatnich lat trzech nie uważam za bezskuteczną. Ludzie uczciwi i myślący mogą się błędnie na rzecz zapatrywać, ale dają się przekonać. Ostatnie też zgromadzenia, zwołane z powodu wyborów, okazały mi, że przeważająca w naszym kraju opinia zdaje sobie sprawę z położenia w Dumie, z zadań naszej polityki na tutejszym gruncie, i z roli, jaka przypada przedstawicielstwu polskiemu. Są tacy, którzy przekonać się nie dają, bo nie chcą. Im zawadza nie polityka, jeno ludzie, którzy ją prowadzą. I tych przekonywać nie warto.
Polityka nasza była też i jest namiętnie zwalczana przez Żydów i przez wszystkich tych, którzy tak czy inaczej z Żydami się wiążą. Pozwalam sobie przypuszczać, iż Żydzi woleliby, ażebyśmy prowadzili politykę manifstacyji obrażonych gestów, politykę, któraby nam szkodę przyniosła, a im żebyśmy pozostawili politykę interesów, ma się rozumieć, interesów żydowskich.


Pomimo, że Koło Polskie w Dumie od początku swego istniena nie występowało tam nigdy przeciw Żydom, od początku ono było z ich strony przedmiotem najzajadlejszych napaści. Przypomnę tu Panom, że kiedy jeden z posłów prawicy rosyjskiej wypowiedział z trybuny słowa: „całe kresy zachodnie od Kiszyniowa do Warszawy dyszą nienawiścią do Żydów" — za moją incjatywą poseł polski odpowiedział mu, żeby mówił tylko za siebie i za swoich, bo w naszym kraju nienawiści do Żydów nie ma. Czy ochroniło to mnie i moich kolegów od najbezczelniejszych napaści ze strony pism żydowskich?...Pomimo tego wszystkiego mogę z calą szczeroścą oświadczyć, że nienawiści do Żydów nie czuję. I w ogóle nie kieruję się wpolityce nienawiściami.
Ja tylko jestem przywiązany do Polski, do jej dobra narodowego, i poczytuje za swój obowiązek nie dać nikomu po nie sięgać.
To też kiedy wypłynęła na porządek dzienny sprawa samorządu miejskiego dla naszego kraju i kiedy widziałem wśród swych rodaków wątpliwości, jak udział Żydów w nim traktować, zabrałem głos stanowczy, by wykazać, czymby nam groziło równouprawnienie Żydów w samorządzie.
Ogłoszono mnie za antysemitę, jakby mi nie wystarczał tytuł Polaka.
I ta sprawa samorządu, te dyskusje, jakieśmy na jej tle prowadzili, utwierdziły mnie w przekonaniu, że tu w kraju ogromna praca jest do zrobienia i że moim pierwszym obowiązkiem jest tej pracy pilnować.
Dlatego też odsuwałem od siebie myśl kandydowania do czwartej Dumy pomimo nacisku, jaki na mnie wywierano.
Kiedy wszakże okazało się, że Żydzi na listach prawyborców Warszawy mają większość, i kiedy zaczęły się rozlegać głosy, że Żydzi łaskawie zgodzą się na posła Polaka, byle to nie był Dmowski, zacząłem się decydować na postawienie swej kandydatury. W mojej naturze — przyznam się otwarcie - tkwi element walki, tkwi upór, który wtedy, gdy mi wróg woła: każdy, byle nie Dmowski! każe odpowiedzieć: a więc właśnie Dmowski!

Mam to poczucie, że większość moich rodaków chce oddać w moje ręce mandat Warszawy. Nie przyznaję zaś Żydom prawa odrzucania tego, kogo większość polska sobie życzy. I dlatego, Szanowni Panowie, zgodnie z waszym życzeniem — stawiam swoją kandydaturę na posła Warszawy.
Jeżeli pragniecie mnie widzieć posłem tylko dlatego, żeście czytali moje mowy w gazetach, że one wam trafiały do serca, że radowały was tym, iż ostro mówiły prawdę w oczy — to nie żądajcie ode mnie stawiania swej kandydatury. Bo ja nie w pięknych mowach widzę główne zadanie posła.
Stawiam swą kandydaturę z całą świadomością, że pociąga ona za sobą konieczność energicznej walki wyborczej. Ze spokojem patrzę, na to, że pomimo największych wysiłków możemy być pobici. I nie cofnąłbym się, gdybym wiedział, że na pewno będziemy zwyciężeni. Pragnę tylko, żebyśmy zrobili wszystko, co do nas należy, wybory przeprowadzić tak, jak to nakazuje interes polski i polski honor. Nie rozumiem tych, którzy deklamują o godności narodowej, i dobierają takiego kandydata na posła, na któregoby Żydzi pozwolili. Niech Żydzi się dowiedzą, że my nie ustępujemy dobrowolnie. Jeżeli nas zwyciężą w wyborach, jeżeli narzucą nam posła, jaki ich wymaganiom odpowiada, będziemy mieli tę korzyść, że walka wyborcza pogłębi w mieszkańcach Warszawy świadomość niebezpieczeństwa żydowskiego, otworzy oczy naszego ogółu na fatalne położenie, w jakim się znajduje nasza stolica i pobudzi nas do energii na polu ekonomicznym. Niech Żydzi mają swoje zwycięstwo nie za darmo: niech ich ono kosztuje na polu ekonomicznym.
Powiedziałem wam poprzednio, Szanowni Panowie, gdy wy żądacie ode mnie, bym swą kandydaturę postawił, ja wam też odpowiem żądaniem: Mianowicie żądam od was, byście wszyscy nie tylko jako wyborcy obowiązek swój spełnili, ale byście w ciągu dwóch tygodni, które nas od 15 paździerńka dzielą, dołożyli wszystkich sił dla pociągnięcia do wyborów swych współobywateli. I żebyście pamiętali, że obowiązki nasze z dniem wyborów się nie kończą, że wspólnie musimy pracować wszyscy nad podźwignięciem i organizacją naszych sił w tej stolicy, musimy wspólnie działać, by na trwałych się oparła podstawach polskość Warszawy.


Za: http://nick.salon24.pl/663459,roman-dmowski-i-wybory-do-iv-dumy-1912,3