Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Jak to wszystko nam się pięknie układa; 17 września prezydent Barack Obama oficjalnie odstąpił od instalowania w Polsce i Czechach tarczy antyrakietowej. W kilka dni później izraelski dziennik „Maariv” ogłosił, że amerykański prezydent wykonał plan opracowany przez izraelskiego prezydenta Szymona Peresa do spółki z rosyjskim prezydentem Miedwiediewem. Dzięki temu lepiej możemy zrozumieć, co konkretnie miał na myśli kandydujący w swoim czasie bez powodzenia na prezydenta USA Patryk Buchanan, kiedy pół żartem, ale pół serio mówił, że Waszyngton to jest „terytorium okupowane przez Izrael”. Jeszcze nie ucichły echa tej rewelacji, a tu już mamy wybory parlamentarne w Republice Federalnej Niemiec, pod których również nasza Katarzyna Wielka, czyli pani Aniela, będzie miała lepsze rozeznanie sytuacji i na pewno podejmie decyzję, kto będzie naszą duszeńką podczas przyszłorocznych wyborów prezydenckich w Polsce – czy będzie rozkaz, by nie tylko serca i umysły, ale przede wszystkim głosy oddać premieru Donaldu Tusku, czy może doktoru Andrzeju Olechowskiemu. Bo żeby pani Aniela, zwłaszcza w porozumieniu ze strategicznym partnerem wybrała Lecha Kaczyńskiego, to chyba mało prawdopodobne. A kogoś wybrać musi, jako że 2 października odbędzie się w Irlandii kolejne referendum w sprawie ratyfikacji traktatu lizbońskiego, który jest ukoronowaniem niemieckich starań o odzyskanie kontroli nad Europą.

Wprawdzie pan prezydent Kaczyński obiecał, że w przypadku pozytywnego wyniku irlandzkiego referendum on też traktat lizboński ratyfikuje, ale z punktu widzenia pani Anieli premier Tusk być może ratyfikowałby traktat jeszcze bardziej, nie mówiąc już o panu doktorze Olechowskim. Nie jest to bez znaczenia, jako że na skutek skargi złożonej do niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, Niemcy uzyskały w Unii Europejskiej szczególny status prawny. O ile bowiem w każdym państwie członkowskim tzw. prawo wspólnotowe, czyli inaczej mówiąc – brukselskie, wchodzi w życie automatycznie, o tyle w Niemczech – dopiero po ewentualnym zatwierdzeniu przez Bundestag i Bundesrat. Możliwa jest zatem taka sytuacja, że to, co Niemcy przeforsują na unijnym forum jako prawo wspólnotowe, będzie obowiązywało we wszystkich państwach członkowskich – tylko w Niemczech nie. W ten oto sposób może się okazać, że w Unii Europejskiej jedynie Niemcy zachowają suwerenność polityczną.

Traktat lizboński jest bardzo skomplikowany i trudny nawet do przeczytania, ponieważ zredagowany jest w postaci poprawek aż do dwóch traktatów jednocześnie. Oczywiście chodzi o to, żeby nikt go nie przeczytał, a jeśli by nawet przeczytał – żeby go nie zrozumiał, bo wtedy łatwiej będzie wmówić europejskim narodom, że to nic wielkiego, ani nawet ważnego – ot, takie sobie makagigi, żeby było ładniej. Tymczasem traktat lizboński zawiera postanowienia ważne, zmieniające nie tylko formułę integracji europejskiej, ale również prawno-międzynarodowy status państw członkowskich. Dotychczas bowiem integracja europejska dokonywała się według formuły konfederacji, to znaczy – związku państw. Ratyfikacja traktatu lizbońskiego, który zawiera proklamację nowego podmiotu prawa międzynarodowego, czyli nowego państwa pod nazwą „Unia Europejska” oznacza, że formuła integracji europejskiej zmienia się w sposób zasadniczy – przestaje być konfederacją, czyli związkiem państw, a staje się federacją, czyli państwem związkowym. W związku z tym rodzą się dwa pytania; pierwsze – o prawno-międzynarodowy status państw członkowskich oraz drugie – o ich suwerenność polityczną.

Jeśli na skutek ratyfikacji traktatu lizbońskiego przez wszystkie państwa powstanie nowe państwo pod nazwą „Unia Europejska”, to znaczy, że dotychczasowe państwa członkowskie staną się jego częściami składowymi. Czy część składowa jakiegokolwiek państwa może być niepodległa? To jest wykluczone; część składowa każdego państwa podlega władzom tego pastwa właśnie jako jego część składowa. Ratyfikacja traktatu lizbońskiego oznacza zatem rezygnację z niepodległości państwowej. To nie musi zaraz oznaczać czegoś złego; w 1569 roku Korona Polska i Wielkie Księstwo Litewskie zrezygnowały z niepodległości, by utworzyć nowe państwo pod nazwą Rzeczypospolitej Obojga Narodów – i nic złego się nie stało, jeśli oczywiście nie liczyć opinii pojawiających się dzisiaj na Litwie, jakoby była to polska okupacja państwa litewskiego. Niemniej jednak rezygnacja z niepodległości miała miejsce – to jest fakt poza dyskusją. Jak zatem pan prezydent Lech Kaczyński zamierza pogodzić ratyfikację traktatu lizbońskiego z prezydencką przysięgą, że będzie „strzegł” i to „niezłomnie” między innymi „niepodległości”? Jak dotąd pytanie to pozostaje bez odpowiedzi, podobnie jak pytanie, czy wszystkie państwa członkowskie utracą niepodległość w taki sam sposób, czy też niektóre utracą ją naprawdę i na wieki, podczas gdy inne zostaną politycznymi kierownikami nowego europejskiego Cesarstwa? Odpowiedź na to pytanie przyniesie przyszłość; wszystko zostanie nam objawione w odpowiednim czasie, tzn. w momencie, gdy już nie będzie można tego odmienić.

Drugie pytanie dotyczy suwerenności politycznej. Suwerenność polityczna oznacza zdolność do samodzielnego ustanawiania własnych praw. Traktat lizboński przynosi na to pytanie odpowiedź w postaci tzw. zasady przekazania. Mówi ona, że Unia Europejska będzie miała tylko takie kompetencje, jakie przekażą jej państwa członkowskie. Wynikałoby z tego, że suwerenność polityczna w Unii Europejskiej będzie podzielona; Unia będzie suwerenna w zakresie kompetencji przekazanych, tzn. – będzie sama decydowała, jaki zrobić z nich użytek, ale państwa członkowskie też zachowają część suwerenności, bo to one będą decydowały, które kompetencje przekazać, a których nie. Tak właśnie funkcjonowała Europa w Średniowieczu; na tym polegał feudalizm polityczny. Władca teoretycznie był właścicielem całego państwa, ale jeśli wydzielał zeń lenno, to wprawdzie lennik miał wobec swego suzerena obowiązki wojskowe, fiskalne, administracyjne, polityczne i moralne, ale lennem rządził samodzielnie. Jeśli na terenie lenna były miasta, to miały one własny samorząd i własne sądownictwo, w które lennik się nie wtrącał. Jeśli w mieście był uniwersytet, to miał autonomię, której ślady przetrwały do dnia dzisiejszego. Wreszcie Kościół miał własną hierarchię, własne prawa, własne sądownictwo i władzom świeckim nie podlegał. Skoro zatem coś takiego było możliwe w Średniowieczu, to jest możliwe i teraz.

Problem wszelako w tym, że traktat lizboński zawiera kolejną zasadę – zasadę lojalnej współpracy, która zasadę przekazania skutecznie podważa, a właściwie – całkowicie pozbawia znaczenia. Zasada lojalnej współpracy mówi, że państwo członkowskie musi powstrzymać się przed każdym działaniem, które mogłoby zagrozić urzeczywistnieniu celów Unii Europejskiej. Ponieważ za urzeczywistnienie tych celów odpowiedzialne są władze Unii, a nie poszczególnych państw członkowskich, to tylko one są w stanie skutecznie i wiążąco określić, które działania „mogłyby zagrozić” urzeczywistnieniu celów Unii i zażądać od każdego państwa powstrzymania się od podejrzanych działań – niezależnie od zakresu kompetencji przez nie Unii przekazanych. Zatem zasada lojalnej współpracy oznacza, że tak naprawdę suwerenność polityczna będzie przysługiwała wyłącznie Unii Europejskiej.

Takie są najważniejsze postanowienia traktatu lizbońskiego, którego ratyfikacja przez Irlandię będzie przedmiotem powtórnego referendum już 2 października. Może ono znowu przynieść odpowiedź odmowną i znowu uratować konstytucyjne władze Polski przed hańbą jaką okryłyby się na wieki, dobrowolnie kładąc kres ponad tysiącletniej państwowości polskiej – taką samą, jaką okrył się król Stanisław August Poniatowski, podpisując akt trzeciego rozbioru. Ale może tez przynieść odpowiedź pozytywną i wtedy konstytucyjne władze naszego państwa będą wystawione na najcięższą próbę. Czy potrafią jej sprostać?


Felieton  ·  Gazeta internetowa „Super-Nowa”(www.super-nowa.pl)  ·  2009-09-30
 Stanisław Michalkiewicz
  www.michalkiewicz.pl