Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Komentarz  ·  tygodnik „Goniec” (Toronto)  ·  2009-03-15

Jakie to szczęście, że Polacy wierzą, iż NATO w razie czego nas obroni, bo gdyby nie to, to kto wie – może nawet by się załamali i rzucili do morza? Na szczęście NATO stoi „jak mur, gwiżdżąc na szwabską armatę”, to znaczy – pardon, oczywiście żadną tam „szwabską”, skoro to właśnie Bundeswehra jest główną siłą wojskową NATO w Europie i to ona w razie czego będzie nas broniła. My zaś, po staremu, jesteśmy tylko „nierozerwalnym ogniwem”, tyle – że już nie Układu Warszawskiego ze Związkiem Radzieckim na czele, tylko w tym politycznym sezonie - NATO. To właśnie podkreślił z naciskiem minister obrony Bogdan Klich, podczas rocznicowych uroczystości na Placu Piłsudskiego. „Na Placu Piłsudskiego trębacze w trąby dmą; tam wódz państwa polskiego przegląda armię swą”. były trąby i było dęcie, więc wszystko się zgadza, oprócz, ma się rozumieć, kasy, bo akurat na „nierozerwalne ogniwo” przypadły największe cięcia w ramach poszukiwania 17 miliardów przez ministrów rządu premiera Tuska. Państwo jest rozbrajane, a w tej sytuacji cóż nam pozostaje, jak nie prężyć cudze muskuły?

Toteż z głębi kieszeni, w której siedzimy u Niemców, Władysław Bartoszewski miota bezzębne epitety przeciwko Eryce Steinbach, a Niemcy z coraz większym zniecierpliwieniem powstrzymują objawy irytacji. Ale bronić nas, ma się rozumieć, w razie czego będą i to do ostatniej kropli krwi, bo w NATO – jeden za wszystkich, a wszyscy za jednego. Więc „Polacy wierzą” i nawet do głowy nam nie przyjdzie się zastanawiać, co w tej sytuacji może oznaczać strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie. Cóż by zresztą przyszło nam z tego, gdybyśmy się nawet zastanowili? Nic by nam nie przyszło, a tylko mielibyśmy zahamowania przed myśleniem pozytywnym, a przecież jest rozkaz, żeby, mimo wszechświatowego kryzysu, myśleć pozytywnie. Tak samo było za komuny i Stefan Kisielewski wspominał, że gdzieś w Indiach jest sekta, która zaleca uporczywe powtarzanie mantry, że „jest mi dobrze, jest mi coraz lepiej”. Podobno jak człowiek dostatecznie długo to recytuje, to w końcu samopoczucie tak mu się poprawia, że już nie może wytrzymać. Więc co nam szkodzi powtarzać, że NATO w razie czego nas obroni? Nic nam nie szkodzi, zwłaszcza, że gdyby nie ta pocieszająca świadomość, to może byśmy się załamali i rzucili do morza, bo właśnie ma miejsce nieporozumienie w klubie gangsterów, to znaczy – w koalicji rządowej.

Odbyły się bowiem wybory prezydenta Olsztyna, które ośmielił się wygrać kandydat PSL, stający do tych wyborów przeciwko kandydatowi Platformy Obywatelskiej. Podobno to właśnie stało się kamieniem obrazy, ale ja nie bardzo w to wierzę, bo na takie nieporozumienia, jakie maja miejsce, prezydent Olsztyna, to – z całym szacunkiem – zbyt błahy powód. Myślę, że prawdziwym powodem nieporozumień, które przybrały postać demaskowania wicepremiera Waldemara Pawlaka przez dziennikarzy śledczych, jako swego rodzaju szefa mafii, żerującej na Ochotniczych Strażach Pożarnych, których wicepremier Pawlak tradycyjnie jest umiłowanym przywódcą. Wszystko to oczywiście być może; po to w końcu te ochotnicze straże są, żeby ktoś mógł na nich żerować, podobnie zresztą, jak na całym państwie, ale nawet i to jest za mały pikuś. Żeby dziennikarze śledczy brali pod obcasy samego wicepremiera, będącego partnerem koalicyjnym rządu, wobec którego razwiedka nie ma na razie alternatywy, to powód musi być poważniejszy. No i jest – w postaci sławnych opcji walutowych, które wicepremier Pawlak pragnąłby unieważnić.

Chodzi o zakłady rozmaitych polskich przedsiębiorców z bankami; przedsiębiorcy przeważnie się zakładali, że złotówka będzie mocna, podczas gdy bankierstwo – że będzie słaba. Najwyraźniej przedsiębiorcy ci wierzyli w złotówkę, tak samo, jak my wszyscy wierzymy, że w razie czego NATO nas obroni. Niestety w przypadku złotówki to się nie sprawdziło. Przedsiębiorcy ponieśli ogromne straty, bo zdaje się, że pozakładali się na duże sumy, no i teraz jest płacz i zgrzytanie zębów. W grę wchodzi podobnież ponad 30 miliardów, no a gdy w grę wchodzą takie pieniądze, to taki jeden z drugim wicepremier przecież się nie liczy. Nawiasem mówiąc, takie rzeczy zdarzały się i przedtem. Na przykład księgowy, czy kasjer zgrywał się na wyścigach, ale nie mieszał do tego rządu, tylko zwyczajnie strzelał sobie w łeb. Teraz jednak jest inaczej, między innymi dlatego, że wicepremier Pawlak kategorycznie zaprzecza, jakoby on też wdał się w walutowe opcje przez podstawionych przedsiębiorców. Oczywiście wierzymy w te dementi wicepremiera Pawlaka tak samo, jak w to, że w razie czego NATO nas obroni, ale faktem jest, że wśród przedsiębiorców zakładających się z bankami, były również spółki albo z udziałem, albo w całości należące do Skarbu Państwa. Pan minister Skarbu Państwa Aleksander Grad bardzo mętnie tłumaczył w telewizorze, dlaczego karząca ręka sprawiedliwości na razie nie dosięgnie członków zarządów i rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa, co w efekcie zrodziło fałszywe pogłoski, że zarządcy tych spółek wdali się w opcje walutowe mając za cichych wspólników członków ścisłych sztabów partyjnych i działali na ich polecenie. Co więcej – że lekkomyślnie zaufali ich zapewnieniom, że w razie czego nastąpi desperacka obrona złotego i cokolwiek się stanie – zakład będzie wygrany, a banki – puszczone z torbami.

Jeśli tak rzeczywiście było, to lichwiarze okazali się cwańsi i nie tylko wyszlamowali przedsiębiorców na ponad 30 miliardów, ale i mężyków stanu wpędzili w tarapaty. Prędzej czy później bowiem muszą pojawić się pytania, dlaczego ściga się drobnych malwersantów, a pozostawia w spokoju jegomościów, którzy przegrali na wyścigach skarbowe miliardy? Dlatego też wszystkie siły polityczne mobilizują się gwoli wydania ekspresowej ustawy, która by wszystkie te opcje unieważniła, a całość zakończyła wesołym oberkiem. Nawet gdyby te pogłoski były fałszywe, to mogą być wystarczająco denerwujące, by bankierstwo, uruchamiając swoją agenturę w rządzie oraz mediach, rozpoczęło wojnę na górze. A kiedy dopuścimy ewentualność, że w takiej sytuacji na opcjach musiała zagrać sobie też razwiedka, to ani wojna na górze, ani mobilizacja w sprawie ustawy już nas nie dziwi. Czy podkopie to powszechną wiarę w to, że w razie czego NATO nas obroni? Obawiam się, że przed skutkami opcji NATO nie kiwnie palcem, który trzyma na spuście. Znaczy – przed opcjami chyba bronić nas nie będzie, ale czyż wypada tak od razu tracić wiarę, zwłaszcza w 10 rocznicę przystąpienia Polski do Paktu?

Jasne, że nie wypada i na tym właśnie fundamencie Episkopat Polski buduje swoją strategię w sprawie lustracji. 11 marca wydał był oświadczenie stwierdzające, że żadnych konfidentów wśród biskupów nie było, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a także, że Episkopat nie będzie zwracał uwagi na jakiekolwiek tego typu rewelacje również i w przyszłości. Znaczy się – ani nie było, ani nawet nie będzie! W tym momencie dla każdego staje się oczywiste, że wkraczamy w sferę proroctw i to w dodatku takich, do których wiarę trzeba mieć, jak dzwon! Credo quia absurdum (wierzę, bo to nonsens) – oto czego nam w tym kryzysowym momencie potrzeba, zarówno w sferze politycznej, jak i każdej innej.

 

 Stanisław Michalkiewicz
  www.michalkiewicz.pl