Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Pierwsza tura wyborów prezydenckich zakończyła się zgodnie z oczekiwaniami niewielkim zwycięstwem Bronisława Komorowskiego nad Jarosławem Kaczyńskim. Wraz z początkiem kampanii wyborczej media rozpoczęły nachalną, a momentami wręcz prostacką kreację rzeczywistości politycznej wmawiając opinii publicznej, że to właśnie tylko ta dwójka kandydatów liczy się w wyścigu o fotel prezydencki. Pozostałym kandydatom nie dawano żadnych szans nawiązania z nimi równorzędnej walki. Jednak aby zachować pozory obiektywizmu rzutem na taśmę media zaczęły lansować w dość nachalny sposób kandydaturę Grzegorza Napieralskiego filmując go podczas rozdawania jabłek robotnikom, robienia zakupów czy dość komicznych wygłupów na jednej z dyskotek.

Na przychylność mediów mógł liczyć również kandydat ludowców i wicepremier Waldemar Pawlak, który zabłysnął obietnicą wyposażenia wszystkich dzieciaków w ipody oraz Aleksander Olechowski. Mniej przychylne media publiczne okazały się wobec pozostałej grupy kandydatów, z których najrzadziej mogliśmy oglądać Janusza Korwina Mikrego, a jeśli już pokazywano jego wypowiedzi, to najczęściej były to wypowiedzi wyrwane z kontekstu i opatrzone nietrafnym komentarzem dziennikarza.   

Tegoroczna kampania wyborcza miała szczególny charakter, gdyż przebiegała w cieniu tragedii smoleńskiej oraz powodzi nawiedzającej nasz kraj. Największe możliwości lansowania się w publicznych, i nie tylko, mediach miał kandydat Platformy Obywatelskiej Bronisław Komorowski, który po tragicznej śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego zaczął pełnić obowiązki prezydenta państwa polskiego. Korzystając z przysługujących mu uprawnień rozpoczął polityczne gierki o pozyskanie sojuszników dla swojej kandydatury. Temu właśnie miało służyć przeforsowanie kandydatury Marka Belki na szefa Narodowego Banku Polskiego, dzięki czemu mógł liczyć na przychylność części elektoratu lewicowego i zapewne wsparcie Grzegorza Napieralskiego w drugiej turze wyborów prezydenckich. Jako pełniący obowiązki głowy państwa Komorowski objeżdżał wraz z premierem Donaldem Tuskiem zalewane przez fale powodziowe miejscowości obiecując powodzianom pomoc finansową w usuwaniu skutków powodzi. Jego gospodarskie wizyty był zmuszony śledzić każdy kto nieroztropnie oglądał tzw. telewizję publiczną.

Jednak publiczne wystąpienie Bronisława Komorowskiego przyprawiały o zawał jego sztabowców, którzy musieli w idiotyczny niekiedy sposób tłumaczyć zdumionym Polakom kolejne słowne wpadki marszałka, z których słynął on już dużo wcześniej, gdy jako minister obrony narodowej stwierdził, że polski lotnik jak trzeba może latać na drzwiach od stodoły. Jednak od momentu przejęcia obowiązków głowy państwa wpadki marszałka Komorowskiego zaczęły mnożyć się na potęgę. Przypomnę tylko kilka najbardziej spektakularnych :

 - odwiedzając powodzian powiedział on ni mniej ni więcej tylko, że ma przyjemność odwiedzać zalane tereny” – doprawdy nieopisana to przyjemność oglądać skalę tragedii i nieszczęść ludzkich oraz podziwiać skutki nieudolności m.in. swojego rządu;

 - podczas swoich odwiedzin zalanych miejscowości podzielił się z Polakami swoim jakże odkrywczym stwierdzeniem, że „woda ma to do siebie, że wzbiera, a potem spływa do Bałtyku” – nobel murowany;

 - - „Jeśli trzeba będzie wprowadzić stan wyjątkowy, to na jakimś terenie, a nie w całym kraju” – to znów a propos powodzi;

 - według marszałka „nie jest problemem, że znajdujemy rzeczy osobiste na miejscu tragedii” – w ten sposób skomentował on skandaliczny fakt odnajdywania  po kilku tygodniach od tragicznej katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem przypadkowe osoby odnajdywały na miejscu katastrofy szczątki ofiar, szczątki samolotu oraz rzeczy osobiste osób, które zginęły w tej tragedii;

 - „Zawsze mamy gdzieś w zanadrzu polską pamięć, że 400 lat temu w trochę innym charakterze żołnierze polscy maszerowali na Placu Czerwonym” – w ten sposób skomentował udział polskich żołnierzy w defiladzie na Placu Czerwonym – nic dodać nic ująć;

 - Nie powinniśmy domagać się od USA zniesienia wiz”  - oczywiście, że nie powinniśmy, przed USA trzeba padać na kolana i czekać na rozkazy;

 - „Jest przygotowywana strategia wyjścia z NATO. Całkiem zwyczajnie, jestem po rozmowie z panem premierem na ten temat właśnie”to odnośnie wycofania polskich wojsk z Afganistanu;

- „Eksploatacja gazu łupkowego musiałaby oznaczać zastosowanie metod odkrywkowych, jak w przypadku węgla brunatnego, a zatem byłaby to dewastacja obszarów krajobrazowych Polski – a tak uzasadniał swoją niechęć do gazu łupkowego, którego złoża znajdują się na terytorium naszego państwa.

Jeśli do powyższych wpadek dodamy jeszcze kompromitujące zaliczenie Norwegii w poczet państw Unii Europejskiej czy przypisanie Markowi Belce funkcji zastępcy sekretarza generalnego ONZ to przekonamy się, że nie są to jedynie wpadki, ale wynik braku elementarnej wiedzy jaką powinien dysponować prezydent kraju oraz braku umiejętności logicznego myślenia.

Nie powinna więc dziwić nikogo jedynie udawana radość sztabu Bronisława Komorowskiego z odniesionego w pierwszej turze wyborów sukcesu, gdyż zarówno premier Tusk jak i pozostali politycy Platformy Obywatelskiej dobrze zdają sobie sprawę, że podczas kampanii przed drugą turą wyborów ich kandydat będzie zmuszony brać udział w debatach ze swoim kontrkandydatem. Zapowiada się więc nie tyle ciekawa co raczej śmieszna dogrywka wyborcza, w której zapewne poznamy jeszcze wiele „mądrości” myśliwego hrabiego.

 Drugie miejsce dla Jarosława Kaczyńskiego jest wbrew pozorom sporym sukcesem biorąc pod uwagę niewielką stratę do swojego kontrkandydata. Podobnie jak Bronisław Komorowski tak i kandydat Prawa i Sprawiedliwości mógł liczyć na niemal nieograniczony dostęp do mediów publicznych. Jednak Jarosław Kaczyński w przeciwieństwie do swojego rywala zastosowała bardzo dobrą i skuteczną metodę prowadzenia kampanii wyborczej, która wymuszona został tragicznymi dla niego przeżyciami związanymi z katastrofą smoleńską. Długo czekał ze swoim pierwszym publicznym wystąpieniem, a gdy już zabrał publicznie głos nie dał się wciągnąć w żadną pyskówkę w jaką próbowali wciągnąć go sztabowcy Komorowskiego oraz tzw. „autorytety” udzielające poparcia kandydatowi PO. Bardzo brutalne i prymitywne wypowiedzi Bartoszewskiego, Wajdy, Niesiołowskiego czy tradycyjnie Palikota nie przyniosły spodziewanych efektów, czyli nie wyprowadziły Jarosława Kaczyńskiego z równowagi.

Na tle bezbarwnego, nudnego, pozbawionego choćby odrobiny charyzmy i do znudzenia powołującego się na swoją przeszłość hrabiego herbu Korczak Jarosław Kaczyński wypadł jak mąż stanu. Oczywiście nie można pominąć faktu, że wpływ na poparcie Kaczyńskiego miała także tragedia smoleńska.

             Trzecie miejsce zajął Grzegorz Napieralski, co większość mediów uznało za oszałamiający sukces kandydata lewicy. Jednak trudno się dziwić liczbie głosów jakie otrzymał ten kandydat, gdyż był on w sposób dość nachalny promowany w publicznej telewizji. Pokazywano go rozdającego wczesnym rankiem jabłka robotnikom, kupującego warzywa i jajka na jednym z targowisk czy komicznie wygłupiającego się w jednej z dyskotek. Niestety zdecydowanie mniej pokazywano sytuację, w której został skompromitowany przez starszą kobietę, która jak każdy normalny człowiek nie mogła już słuchać kolejnego steku obietnic bez pokrycia składanych przez kandydata lewicy zadała mu jedno proste i krótkie pytanie : a skąd pan weźmie na to pieniądze ? Napieralski nie umiejąc odpowiedzieć na to podstawowe wydawałoby się pytanie zwyczajnie zdezerterował. Niestety za mało w tej kampanii wyborczej było takich rozsądnych ludzi jak owa starsza kobieta, którzy mogliby zamknąć usta wszystkim kandydatom opowiadającym bajki o tym jak wiele zrobią, gdy tylko oddamy na nich swój głos.

             Największym wygranym tych wyborów jest bez wątpienia Janusz Korwin Mikke, który podwoił swój elektorat w porównaniu do poprzednich wyborów. Biorąc pod uwagę niewielką ilość czasu antenowego udzielonego temu kandydatowi w mediach publicznych dziwić może, że udało mu się wyprzedzić kandydatów dysponujących o wiele większą ilością czasu w mediach publicznych. Jakby tego było mało jego wypowiedzi często były przedstawiane wyrwane z kontekstu i jeszcze dodatkowo obarczane zupełnie nietrafnymi komentarzami niektórych dziennikarzy. Jednak obecny wynik wskazuje wyraźnie, że nawet niewielka ilość czasu antenowego w publicznych mediach wystarczy, aby prawda docierała do coraz większej liczby Polaków. Gdyby media zgodziły się na debatę z udziałem wszystkich kandydatów, a nie dzielenie ich na tych „lepszych” i tych „gorszych” zapewne poparcie dla pana Janusza byłoby o wiele wyższe, a dla czołowych kandydatów zdecydowanie niższe. Socjotechniczne sztuczki, składanie obietnic bez pokrycia czy posługiwanie się zmanipulowanymi sondażami na nic by się zdały w konfrontacji z chłodną logiką Korwina Mikke oraz jego merytorycznymi argumentami. Nie dziwi mnie więc niechęć publicznych mediów do tego kandydata.

             Trudno po pierwszej turze wskazać zdecydowanego faworyta do zwycięstwa. Niewielka przewaga Komorowskiego po pierwszej turze nie jest w żadnym wypadku nawet najmniejszym gwarantem jego sukcesu w drugiej turze. W tej dogrywce kampanii wyborczej zapewne będziemy mieli do czynienia z bezpośrednią debatą obu kandydatów oraz ich częstszą obecnością w mediach. Jest to ogromna szansa dla Jarosława Kaczyńskiego, który w przeciwieństwie do Komorowskiego posiada charyzmę, a w dodatku nie kompromituje się brakiem wiedzy i umiejętności logicznego myślenia. Jedno jest pewne na mój głos Bronisław Komorowski nie ma co liczyć.

 

Paweł Lesiak

Za: http://prostowoczy.blog.onet.pl/