Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    22 sierpnia 2010

Panie Boże, jeśli jesteś, zbaw duszę moją, jeśli ją mam”.

 

Wypowiedź JE abpa Józefa Życińskiego dla TVN-24 była do tej modlitwy francuskiego żołnierza z epoki francuskiej rewolucji bardzo podobna. Ale chyba nie można inaczej w sytuacji, gdy Ekscelencja z jednej strony nie chce narazić się Salonowi i razwiedce, ale z drugiej – nie może otwarcie potępić katolickiego proletariatu, którzy hasło obrony krzyża potraktowali nie jako rodzaj efektownej przenośni, tylko dosłownie. W rezultacie ciska gromy na tych, co to „nadużywają krzyża” bo występują „przeciwko Chrystusowi” – ale na podobnie krytyczne słowa wobec „młodych, wykształconych, z dużych miast”, których przy pomocy facebooka „skrzyknął”, podobnież sam z siebie, 22-letni kucharczyk z bufetu przy Akademii Sztuk Pięknych, Dominik Taras, żeby „napiętą atmosferę” wokół krzyża „rozładowali śmiechem” – już się nie odważył. Owszem, skrytykował tych, którzy z krzyża robią „happening”, ale najwyraźniej miał na myśli tych, co to się przy obronie krzyża „pogubili”. No bo jakże inaczej, kiedy „zabawa”, jaką, kosztem tych, co to niby się „pogubili”, urządzili sobie „młodzi, wykształceni, z wielkich miast”, tak bardzo spodobała się żydowskiej gazecie dla Polaków? Warto zatem rzucić okiem na jednych i drugich. Wśród tych, co to się „pogubili” był nie tylko ksiądz Stanisław Małkowski, przyjaciel księdza Jerzego Popiełuszki, podobnie jak i on przewidziany do „uciszenia” przez gang „człowieka honoru” generała Czesława Kiszczaka, ale również fizyk atomowy, prof. Mirosław Dakowski. To są m.in. te „mochery” (pisownia oryginalna z plakatu „młodych wykształconych”), których „zabijali śmiechem” wyglądający na alfonchów dżentelmeni z tombakowymi łańcuchami na byczych karczychach, wyzwolone z majtek panienki i zabździani „pyfkiem” obrońcy laickiego charakteru państwa, słowem – „młodzi, wykształceni”. Przesiąknięta fałszem i krętactwami perora Jego Ekscelencji stanowi znakomicie ilustruje zaawansowanie operacji, jaka razwiedka, zapewne w łączności i intensywnym dialogu z jej europejskimi kolaborantami przeprowadza na polskim Kościele.

Wspominałem w poprzednich komentarzach, że niezależnie od oficjalnie wypowiadanych słów potępienia, przedłużaniem groteskowej wojny krzyżowej w Polsce, tak naprawdę wszyscy są zainteresowani. Jarosław Kaczyński – bo niezależnie od roli, jaką obrona krzyża pełni w forsowaniu przezeń kultu swego brata – liczy on, wraz z całym PiS-em, że sentymenty, jakie niedawna katastrofa smoleńska i dzisiejsza wojna krzyżowa budzą w części społeczeństwa, wytworzą siłę nośną, która wepchnie PiS nie tylko do samorządów, ale w przyszłym roku – również do Sejmu. Platforma Obywatelska – bo eskalacja wojny krzyżowej pozwala jej ocalać w oczach swoich zwolenników resztki wizerunku promotora nowoczesności w sytuacji widocznej już gołym okiem katastrofy finansów państwa i zastoju gospodarki, będących skutkiem rabunkowej eksploatacji kraju i zasobów obywateli przez pasożytującą na państwie bandę zdemoralizowanych tajniaków. Sojusz Lewicy Demokratycznej – bo przedłużanie i eskalacja wojny krzyżowej stwarza mu szansę uwiedzenia „młodych, wykształconych” półgłówków skleconą ad hoc ideologią zapateryzmu i powiększenia w ten sposób podstawowej wyborczej bazy, tworzonej przez stare, ubeckie dynastie, których początki giną w mrokach niemieckiej okupacji. I przede wszystkim – razwiedce, która pod różnymi wcieleniami, od 65 lat toczy tę samą wojnę.

W Polsce bowiem, po rozgromieniu przez sowieciarzy Armii Krajowej, trwa polityczna wojna między razwiedką, jej konfidentami i gotowymi na wszystko ambicjonerami z jednej i Kościołem katolickim z drugiej strony. Transformacja ustrojowa w zasadzie niczego tu nie zmieniła, bo pojawiły się wprawdzie partie polityczne, ale po pierwsze - to efemerydy, a po drugie – w części zostały wykreowane – jak np. Unia Demokratyczna, czy obecnie - Platforma Obywatelska - przez razwiedkę i zdalnie przez nią kierowane. W tej sytuacji jedyną siłą rzeczywiście autonomiczną i cieszącą się w społeczeństwie politycznym wpływem jest Kościół katolicki, którego niekwestionowanym przywódcą i zarazem przywódcą niekomunistycznej części społeczeństwa był prymas Stefan Wyszyński. Warto zwrócić uwagę, że prymas Wyszyński nigdy nie dał się zwabić na żaden modny „katolicyzm salonowy”, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że siła Kościoła i jego własna pozycja polityczna wobec komuny zależy od zaufania katolickiego proletariatu. I kiedy zapytano go kiedyś o powody rezerwy wobec tzw. intelektualistów, odpowiedział, że o ile to możliwe, stara się naśladować Pana Jezusa. No a Pan Jezus, wiadomo - obcował z rybakami i celnikami a jak ognia unikał spoufalania się z faryzeuszami – ówczesnymi odpowiednikami dzisiejszych intelektualistów.

To właśnie dlatego środowiska żydowsko-agenturalne, które na etapie „opozycji demokratycznej” poszły na współpracę z Kościołem, po dogadaniu się z razwiedką podczas „okrągłego stołu”, natychmiast zmieniły front, czego ilustracją było rozpętanie przez „Głos Cadyka” walki „z państwem wyznaniowym” i „ajatollahami”. Ta kampania przyniosła rezultaty w postaci przesadnego lęku przed oskarżeniem o polityczne zaangażowanie, którym środowiska żydowsko-agenturalne nieustannie Kościół szantażują oraz podziale duchowieństwa na partię nieubłaganego postępu oraz „ciemnogród”. W jakim stopniu do tego pęknięcia przyczyniło się zaangażowanie części hierarchii i księży we współpracę z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa – trudno to ocenić, ale nie można wykluczyć, że właśnie ten czynnik mógł mieć charakter decydujący, zwłaszcza, że istnieją poważne poszlaki, iż werbunek duchowieństwa przez razwiedkę wcale nie zakończył się z rozpoczęciem transformacji ustrojowej i że Wojskowe Służby Informacyjne zdążyły zwerbować sobie w tym środowisku agenturę, która już żadnej lustracji nie musi się obawiać. Ta okoliczność rzuca snop światła na przyczyny, dla których JE abp Józef Życiński, „bez swojej wiedzy i zgody” TW „Filozof”, tak się dzisiaj miota między Scyllą powinności względem jednego, a Charybdą zobowiązań wobec drugiego pana. Na tę sytuację nakłada się presja ze strony sił kierujących Eurosojuzem na „neutralność światopoglądową państwa”, która w praktyce oznacza postępujące rugowanie nie tylko Kościoła, ale przede wszystkim – chrześcijaństwa z terenu publicznego, a zwłaszcza – etyki chrześcijańskiej, jako podstawy systemu prawnego państwa, który odtąd ma opierać się na demokratycznej etyce sytuacyjnej: dobre jest to, co aktualna większość uzna za dobre. Stan docelowy najlepiej scharakteryzował francuski prezydent Mikołaj Sarkozy w swojej wizji Kościoła w „laickiej republice”. Jeśli Kościół wyrzeknie się wszelkich pretensji do przywództwa moralnego (a więc m.in. forsowania etyki chrześcijańskiej jako podstawy systemu prawnego) i pozwoli przekształcić się w rodzaj pozarządowej organizacji socjalno-charytatywnej lub koncern przemysłu rozrywkowego, to nie tylko będzie tolerowany, ale może nawet korzystać z państwowego wsparcia finansowego.

Z tego punktu widzenia sytuacja w Polsce przedstawia jeszcze wiele do życzenia, toteż nie ulega najmniejszej wątpliwości, że tubylczej razwiedce zostały powierzone odpowiednie w tym względzie zadania. Są one tym łatwiejsze, że w ciągu ostatnich 20 lat Kościół w znacznym stopniu uzależnił się od finansowego wsparcia ze strony państwa oraz Unii Europejskiej, co czyni go podatnym na rozmaite szantaże. I w tym momencie, za sprawą pragnienia Jarosława Kaczyńskiego, by swego brata otoczyć legendą na podobieństwo tej, jaką masoneria i kamaryla wykreowała wokół Józefa Piłsudskiego, razwiedka – poprzez oświadczenie Bronisława Komorowskiego w wywiadzie dla „Głosu Cadyka” z 12 lipca - sprowokowała groteskową wojnę krzyżową, która Kościół czyni zakładnikiem tego kultu oraz elementem owej siły nośnej, na którą liczy PiS. Oczywiście nie to jest zasadniczym celem razwiedki. Celem tym jest podcięcie korzeni politycznej siły Kościoła, nie tylko poprzez oddzielenie kościelnych salonowców od kościelnego proletariatu, ale przede wszystkim – poprzez doprowadzenie do zwalczania kościelnego proletariatu rękoma kościelnych salonowców. Właśnie się okazało, że przynajmniej na Jego Ekscelencję można liczyć.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Za: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1739