Ocena użytkowników: 3 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

1. Stłucz pan termometr nie będziesz miał gorączki zawołał ponad 20 lat temu Lech Wałęsa do Jerzego Turowicza. Właśnie Premier Donald Tusk uczestniczy w posiedzeniu Rady Europejskiej i zabiega o zmianę definicji długu publicznego co do złudzenia przypomina próbę zbicia termometru, żeby pozbyć się gorączki. Rzeczywiście Komisja Europejska ,a w konsekwencji instytucja statystyczna krajów UE czyli Eurostat, przyjmują taką definicję długu publicznego aby kraje członkowskie nie mogły zamiatać pod dywan na szeroką skalę zobowiązań publicznych i w ten sposób ukrywać rzeczywisty stan swoich finansów.

Już na koniec roku 2009 różnica pomiędzy wielkością długu publicznego naszego kraju jaką podawał Eurostat wynosiła ponad 1% PKB czyli ponad 15 mld zł. Według Eurostatu nasz dług publiczny wyniósł 51% PKB, a według Ministra Rostowskiego tylko 49,9%, bo szef resortu finansów uważa, że długi Krajowego Funduszu Drogowego nie są częścią długu publicznego. W ten sposób minister Rostowski nie musiał stosować ograniczeń w projekcie budżetu na 2011 rok bo według jego obliczeń polski dług publiczny nie przekroczył 50% PKB czyli I progu ostrożnościowego z ustawy o finansach publicznych.

2. Premierowi Tuskowi w zabiegach na forum Rady UE chodzi jednak o coś znacznie większego. Polski dług publiczny powinien jego zdaniem być pomniejszony o coroczną dotację jaką przekazuje budżet państwa do Otwartych Funduszy Emerytalnych. To są kwoty wynoszące w ostatnich latach powyżej 20 mld zł rocznie, a więc 1,6-1,7% PKB. Gdyby się to udało to deficyt finansów publicznych zmniejszył by się tylko z tego tytułu z 7% PKB do niewiele ponad 5% PKB i tym samym dług publiczny nie przyrastał by w tak gwałtownym tempie jak do tej pory.

Tyle tylko, że od zmiany definicji nie zmaleją przecież wydatki budżetowe. W dalszym ciągu trzeba je będzie bowiem przekazywać do OFE a jak zabraknie na ich pokrycie dochodów podatkowych to te ponad 20 mld zł corocznie trzeba będzie pożyczyć na rynku. W sferze realnej zmiana definicji długu więc nic nie daje, natomiast w statystyce poprawiła by nasze dane na tyle,że można by było się pochwalić, iż nasz dług publiczny zmalał przynajmniej o 10% PKB.

3. Tusk i Rostowski najbardziej bowiem boją się reakcji rynków finansowych na sytuację naszych finansów publicznych. Jeżeli Eurostat na koniec tego roku poda informacje dotyczące naszego długu publicznego to nie będą to informacje po naszej myśli. Wg prognoz bowiem nasz dług publiczny na koniec 2010 roku wyniesie już 57% PKB, a na koniec 2011 roku aż 61% PKB czyli oznacza to przekroczenie progu 60% PKB, a tego zakazuje polska Konstytucja.

Na takie informacje rynki zareagują na pewno podwyżką rentowności naszych papierów wartościowych, a ta już i w tej chwili do najniższych nie należy. Za nasze 5-letnie obligacje musimy już w tej chwili płacić powyżej 5% rocznie , a to jest znacznie więcej niż płacą pogrążone w kłopotach Irlandia i Hiszpania. Każdy ruch w górę nawet o dziesiąte części procenta to gwałtowny przyrost kosztów obsługi długu, które już w tej chwili szybkimi krokami zbliżają się do 40 mld zł rocznie. Dla porównania wszystkie wydatki publiczne na ochronę zdrowia wyniosą w tym roku około 58 mld zł.

4.
Premier Tusk przy pomocy swoich pijarowców i przychylnych mu mediów na tyle potrafi już manipulować opinia publiczną, że nie szkodzą mu już żadne niekorzystne dla rządzących wydarzenia w kraju. Platforma nie straciła nic mimo,że ostentacyjnie zamiata pod dywan próby wyjaśniania przyczyn tragedii smoleńskiej, bez wstrząsów w notowaniach przeszła zapowiedź podwyżki podatków choć jest ona fundamentalnie sprzeczna z hasłami głoszonymi przez Platformę, a teraz nawet udzielanie poparcia samorządowcom na których ciążą zarzuty prokuratorskie nie rzutuje negatywnie na poparcie dla tej partii.

Jedyne co może tymi notowaniami wstrząsnąć to ogłoszenie przez międzynarodową finansjerę , że sytuacja finansów publicznych Polski aż tak bardzo nie odbiega od sytuacji finansów Grecji, że wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami.

Tusk pojechał więc do Brukseli i próbuje stłuc termometr, który pokazuje precyzyjnie tą polską gorączkę.

Zbigniew Kuźmiuk

Za: http://www.zbigniewkuzmiuk.salon24.pl/