Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Polska jest zinstytucjonalizowanym państwem od ponad 20 lat. III RP jest prostym schematem układów i stosunków społecznych z poprzedniego systemu, włożonym w mechanizmy proceduralne demokratycznego państwa prawa. Taki związek buduje już na wstępie trudności w zdefiniowaniu pojęcia instytucji państwowej jako czegoś pozytywnego, sprawnego i jak najbardziej potrzebnego. Polska nie należy do państw upadłych, jak Sudan, Haiti czy ostatnio Tunezja, ale jej przeszłość determinuje obecne położenie. Polacy nie ufają instytucjom. Nikt ich też tego nie chcę nauczyć. Słowo „polityka” jest tak pejoratywnie nacechowane, że w kampaniach wyborczych politycy odżegnują się od uprawiania „polityki”. Państwo najczęściej coś nam zabiera, a nic nam nie daje. Przeszłość totalitarna, a później niechęć do ewolucyjnych zmian doprowadziła w Polsce do niewykształcenia się instytucji państwowej z prawdziwego zdarzenia. W Polsce odczuwamy kryzys państwa. Idealnym przykładem na to jest katastrofa rządowego samolotu pod Smoleńskiem. Instytucje są tak słabe, że nikt w świecie nie obawia się ich krytykować. Raport MAK oprócz tego, że zawiera zespół kłamliwych opinii i dociekań otworzył puszkę Pandory z kolejnymi faktami na temat działalności polskich instytucji.

Są głosy, które zarzucają zwolennikom sprawnego państwa chęć poszerzania sfery publicznej. Mówi się o wszechwładzy państwa, przekraczaniu intymności obywateli. Opinie, które formułują w ten sposób liberałowie, nie zakładają zwyrodnienia działalności państwa. Państwo zwyrodniałe to takie, które omija literę prawa, ale także takie, które nie potrafi zadbać o prawość swoich działań. Polityka naprawy państwa w Polsce została już raz podjęta. Spotkało się to ze szczególną falą krytyki. Filozofowie, socjologowie, politolodzy mówili wtedy, że Polacy lubią mieć możliwość „kombinowania”, naciągania procedur i to nie pozwoliło na zmiany. Nauczono nas tego w czasach wszechwładzy państwa, jakim był okres PRL. Z tym, że istnieją pomiędzy tymi okresami znaczące różnice w kwestii pochodzenia prawa. Dzisiejsze przepisy w Polsce ustanawiane są w sposób demokratyczny. Nie trzeba się ich bać, i trzeba mieć świadomość wpływu na kształtowanie się prawa w naszym państwie. Charakterystyczne jest, że poszanowanie prawa jest najmniejsze w strukturach, które praktycznie bez zmian przeszły z poprzedniego systemu. Wymienić trzeba tutaj wojsko, które zawiodło w momencie lotu do Smoleńska, bo część procedur zapisanych w prawie nie została dopełniona.

Demokratyczne państwo prawa, mówimy dumnie o Polsce. Jak już stwierdzono Polska posiada demokratycznie stanowione prawo. Naszym problemem jest prawość. Pisałem już o skłonności do „kombinowania”, omijania przepisów, przeskakiwania procedur. Nie pomaga w kształtowaniu prawości obywateli sytuacja w której funkcjonariusze państwa wykazują się świadomym omijaniem prawa. Zacząć trzeba od afer, w tym tej Rywina i hazardowej. Nie można też zapominać o sytuacji w której wysocy przedstawiciele państwa załatwiają swoje interesy przy pomocy autorytetu instytucji, którą reprezentują. Można wspomnieć tu omijanie odpowiedzialności za płacenie mandatów i innych mniejszych, i większych nadużyciach. Sprawne państwo zapobiega takim degeneracjom, bo albo złamanie zasad jest wysoko karane, albo po prostu nie przynosi korzyści. My musimy zrobić wszystko, żeby wypracować model oparty na wierze w nieopłacalności występków poza prawem.

Naszą słabość widać też na arenie międzynarodowej. Raport MAK miałby inny wydźwięk i inny sposób prezentacji, gdyby nie to, że Rosjanie uważają nas za niepełnosprawnych w stosunkach międzynarodowych. Po części taka niepełnosprawność jest udziałem polskich władz. Przy wyjaśnianiu katastrofy pod Smoleńskiem pracują tylko organy polskie i rosyjskie. Nie potrafiliśmy zwrócić się do Unii Europejskiej i naszych sojuszników o pomoc w sytuacji, która zagraża stabilności naszego kraju. Obawiam się, że takie podejście wynika z wewnętrznych przesłanek opcji rządzącej. Już dawno straciliśmy koncepcje dobra wspólnego jako spoiwa działań politycznych. Władza ma większą wartość. Widać to przy nieprzeprowadzaniu reform, widać to przy tłumaczeniu, które nie pozwala na podjęcie jakichkolwiek działań w celu naprawy państwa, bo okazałoby się kosztowne społecznie. Dochodzimy do kryzysu władzy, który jest głównym czynnikiem sprawczym kryzysu instytucji państwa. Ewolucyjne zmiany zapoczątkowane na początku lat 90 utknęły w miejscu przez egoizm polityków, ale też egoizm obywateli, którzy swoją niechęć do instytucji przekładają na wszystkich, którzy starają się odbudować państwo i doprowadzić do jego sprawności.

Mamy do czynienia z upadaniem naszego państwa. Można to wymiernie wskazać na podstawie czynników makroekonomicznych. Chodzi tutaj o nasz dług publiczny, gigantyczny deficyt i pogłębianie deficytu handlowego. W skali mikro też znajdują się takie elementy. Przywołać trzeba wzrastające bezrobocie. To też czynniki, które pokazują kondycje państwa.

Ostatnio stwierdzono, że daleko nam nie tylko do państw upadłych, ale także do niektórych państw europejskich, pisząc np. o Bałkanach. Jest tu jedno „ale”. My mierzymy w zupełnie inne cele. Dla nas pod względem sprawności przykładem powinna być Wielka Brytania i Niemcy, a nie Rosja i Kosowo. Mierzymy tam, gdzie nasze miejsce. W czołówkę Europy. Jeśli nie będziemy wykluczać kolejnych słabości(potrzeba do tego reform), nie będziemy zmieniać podejścia Polaków do polityki i nie będziemy zmieniać przyzwyczajeń władzy to nieuchronnie czeka nas los Grecji czy Islandii. Może to się oprzeć nie tylko na problemach ekonomicznych. Jest wiele innych słabych struktur, które otworzą nas na kryzys.

Tomasz Matynia