Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Paweł Graś skłamał w sprawie spotkania premiera z rodzinami ofiar Smoleńska, co było oczywiste od początku. Oczywiste, bo trudno sobie wyobrazić, by kobieta z taką klasą jak Pani Kochanowska, mogła wprost insynuować Tuskowi, że wydał "rozkaz" zabicia jej i tych, którzy zadają pytania o katastrofę. Oczywiste, bo Kancelaria Premiera nie chciała, od początku, ujawnić dowodu w postaci stenogramu czy notatki ze spotkania, w której znalazłby się dialog tylko tych dwóch osób.  W końcu stało się to jeszcze bardziej oczywiste po opublikowaniu nagrania.

Ale nie dla naszych dziennikarzy, którzy najwyraźniej robią za przysłowiową "tarczę i miecz" lub też zbrojne oparcie władzy. Można było przez kilka miesięcy sugerować, insynuować, kłamać, poniżać "pisowskie" rodziny, które ze spotkania solidarnie wyszły w reakcji na zwykłe chamstwo - nie owijajmy w bawełnę - kogoś, kto akurat powinien wykazać się empatią, zimną krwią i zrozumieniem. Pytanie Kochanowskiej Tuskowi nie urągało. A szef rządu, o ile mi wiadomo, to zwierzchnik służb specjalnych. Kwestia zagrożenia życia Kochanowskiej nie została wyolbrzymiona w żadnym fragmencie jej wypowiedzi do celowego działania rządu. O tym świadczy cytat: "Czy pana zdaniem pytanie jak, nawet nie dlaczego, ale jak zginął mój mąż jest pytaniem zagrażającym życiu?". I Tusk się "wściekł", jak popularnie mówi się o jego reakcjach w kuluarach. Walenie pięściami w stół i podniesiony ton to jedyne, na co premiera stać w stosunku do osoby, która straciła bliskiego w takiej katastrofie.

Można by rzec - w porównaniu do Nitrasa, Tusk jest wzorem cnót wszelakich. Przecież ten pierwszy nazwał kiedyś publicznie śp. Kochanowskiego "durniem". Nigdy za te słowa nie przeprosił. A RPO miał na tyle klasy, że nie odpowiedział posłowi, nie chcąc najwyraźniej zniżać się do jego poziomu.

Na poziom szefa rządu i jego rzecznika trzeba jednak reagować. Wyobraźmy sobie, że na takim spotkaniu Jarosław Kaczyński wydziera się, dajmy na to, na panią Komorowską. Nagranie zostałoby natychmiast opublikowane, nie z telefonu komórkowego, a przekazane przez KPRM zatroskanym dziennikarzom. Żółtych i czerwonych pasków w telewizji nie byłoby końca. Do studia komercyjnych stacji przychodziliby świadkowie spięcia, opisujący Kaczyńskiego na proszkach.

Dlaczego nikt nie grilluje Grasia za bezczelne kłamstwa? Bo robił za "ciecia" w podkrakowskiej willi i wszystko mu wolno? Z obawy przed topniejącym poparciem?

gw1990

Za: Blog - Polityka jest misją