Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Gdyby prześledzić ewolucje celów polskiej prezydencji na przestrzeni ostatnich dwóch lat, łatwo dostrzec, że niewzruszone pozostają tylko dwa priorytety: relacje ze wschodnimi sąsiadami oraz sprawy bezpieczeństwa europejskiego. Nietrudno też zauważyć, że pod tymi tematami kryją się sprawy, których realizacja leży przede wszystkim w interesie putinowskiej Rosji.
Najbardziej widoczna zmiana polega na porzuceniu przeglądu Strategii Morza Bałtyckiego, którą  jeszcze w roku 2009 wymieniano wśród podstawowych celów polskiej prezydencji. Dotyczyła ona wspólnej koncepcji działania ośmiu państw basenu Morza Bałtyckiego. W ramach tej strategii planowano szereg ważnych dla Polski inwestycji np. budowę autostrady Gdańsk - Brno, linii kolejowej Gdańsk-Warszawa-Brno czy połączeń Rail Baltica i Via Baltica oraz wdrożenie „Planu połączenia rynków energii krajów bałtyckich” w celu zwiększenia liczby połączeń Łotwy, Litwy i Estonii z sieciami europejskimi. Jak każde działania integracyjne państw byłego Bloku Sowieckiego, również ten projekt był postrzegany przez Rosję jako zagrożenie dla jej interesów, głównie energetycznych. W perspektywie planów dotyczących budowy autostrad morskich, projektu oczyszczenia Bałtyku czy zintegrowanej polityki morskiej państw „ósemki”, Strategia Morza Bałtyckiego  mogła zagrozić Nord Streamowi - sztandarowej inwestycji rosyjsko-niemieckiej. Kolidowała również z koncepcją eksterytorialnego korytarza Moskwa – Berlin, w której planuje się budowę linii kolei magnetycznej, biegnącej przez terytorium Polski i Białorusi.

Rezygnację z tej strategii można wyjaśnić, dostrzegając podporządkowanie polskiej polityki zagranicznej dyktatowi Rosji. Łatwo wówczas zrozumieć, dlaczego do tej pory rząd Tuska nie przedstawił szczegółowego zakresu priorytetów, łamiąc tym samym ustawę o współpracy Rady Ministrów z Sejmem i Senatem w sprawach związanych z członkostwem w Unii Europejskiej, która nakłada na rząd obowiązek przedstawienia Sejmowi priorytetów prezydencji, na miesiąc przed jej rozpoczęciem. Wydaje się, że zdecydowały o tym względy wizerunkowe oraz zamiar uniknięcia trudnych pytań ze strony opozycji. Gdyby bowiem grupa rządząca otwarcie przedstawiła Polakom główne cele prezydencji, mogłoby się okazać, że każdy z nich służy przede wszystkim wsparciu planów rosyjskich, związanych z ekspansją na kraje UE  lecz w żadnym nie można wskazać istotnych interesów Polski.

Z jedynego dokumentu rządowego określającego wstępne priorytety, opublikowanego jeszcze w lipcu 2010 roku dowiemy się, że rząd Tuska planował poświęcić szczególną uwagę stosunkom ze Wschodem. „W relacjach z krajami objętymi Partnerstwem Wschodnim – czytamy w dokumencie - polska Prezydencja będzie dążyć do zawierania umów stowarzyszeniowych, tworzenia stref wolnego handlu z UE, dokonania postępu w liberalizacji wizowej i handlowej oraz zintensyfikowania współpracy gospodarczej.”
Kolejnym priorytetem miała być ”bezpieczna Europa”. W ramach tego postulatu planowano działania na rzecz: „wzmocnienia zarządzania gospodarczego w Unii Europejskiej; nowej strategii energetycznej; ochrony granic; wzmocnienia zdolności wojskowych i cywilnych”.

W maju br. sprecyzowano niektóre z tych założeń, podając, że Polska będzie zabiegać o: „tworzenie stref wolnego handlu w ramach Partnerstwa Wschodniego, współpracę z Białorusią; wypracowanie Unijno - rosyjskiego Partnerstwa oraz zakończenie negocjacji w ramach Światowej Organizacji Handlu.”
Odszyfrowanie tych ogólników staje się możliwe, gdy prześledzimy priorytety polityki zagranicznej rządu Donalda Tuska.
Bezwzględnym pierwszeństwem cieszy się projekt dwustronnej umowy z Moskwą, na mocy której mieszkańcy Obwodu Kaliningradzkiego mogliby przekraczać polską granicę bez żadnych ograniczeń wizowych. Od wielu miesięcy pomysł ten stanowi przedmiot największej troski ministra Sikorskiego i w porozumieniu z ministrem Ławrowem i kanclerz Merkel, jest usilnie forsowany  na forum Unii Europejskiej.

Nazwany przeze mnie „Projektem Prusy Wschodnie” zmierza do uczynienia z Obwodu Kaliningradzkiego rosyjskich „drzwi do Europy”, poprzez które Rosjanie wejdą w obszar polityki gospodarczej UE, a ich przedsiębiorcy uzyskają unijne fundusze. W tej koncepcji Kaliningrad - Królewiec ma stać się symbolem odbudowy relacji rosyjsko-niemieckich. Dzięki inwestycjom UE Obwód przekształciłby  się w rodzaj „euroregionu” pod niemiecko-rosyjskim protektoratem. Pozostając oficjalnie pod władzą Rosji chłonąłby niemiecki kapitał, dając w zamian dostęp do rynku rosyjskiego i stając się głównym narzędziem w umacnianiu politycznego znaczenia Niemiec w tym regionie. Polsce przeznaczono rolę kraju tranzytowego i misję „usuwania przeszkód stojących na drodze poprawy relacji rosyjsko-niemieckich” – jak podkreślał Donald Tusk.  

Na przeszkodzie we wprowadzeniu tego obłędnego pomysłu stoi fakt, że wynegocjowana w sierpniu 2010 roku polsko-rosyjska umowa o małym ruchu granicznym jest sprzeczna z prawem unijnym. Zakłada ono bowiem, że państwa UE mogą zawierać umowy dotyczące zewnętrznych granic lądowych, w których szerokość pasa przygranicznego wynosi od 30 do 50 km, podczas gdy Obwód Kaliningradzki rozciąga się z północy na południe na odległość ponad 100 km. Dla polskiej umowy przewidującej objęcie ruchem bezwizowym całego obwodu musiałby zatem zostać stworzony wyjątek. Dodatkową przeszkodą jest fakt, że umowa traktuje obwód jako podmiot prawa międzynarodowego - mimo, iż stanowi on jedynie część terytorium Federacji Rosyjskiej. Ten precedens zostałby z pewnością wykorzystany przez Rosję w toku negocjacji zmierzających do zniesienia wiz pomiędzy całą Rosją a Unią Europejską.

Nie ma najmniejszych wątpliwości, że otwarcie granicy z Kaliningradem stanie się priorytetem polskiej prezydencji. Przed miesiącem szefowie dyplomacji Polski, Niemiec i Rosji opowiedzieli się w Kaliningradzie za jak najszybszym podpisaniem umowy o małym ruchu granicznym. Rosyjski minister Siergiej Ławrow stwierdził wówczas, że jedyną przeszkodą na drodze jak najszybszego podpisania umowy jest "biurokratyczne podejście, które ignoruje interesy dwóch krajów, których to dotyczy, czyli Polski i Rosji" i wyraził nadzieję, że „zdrowy rozsądek, weźmie górę i sprawa zostanie rozwiązana w ciągu najbliższych miesięcy.”. Podczas czerwcowej wizyty w Moskwie marszałek Senatu Borusewicz oznajmił: „Zdecydowanie nastawieni jesteśmy na zapewnienie mieszkańcom Obwodu Kaliningradzkiego możliwości swobodnego przekraczania naszej granicy. Mamy nadzieję, że dojdzie do tego w ramach pełnienia przez Polskę obowiązków przewodniczącego w Unii Europejskiej”. Rosjanie na każdym kroku przypominają nam o tej powinności. Dyrektor oddziału Unii Europejskiej MSZ Rosji Georgij Michno przemawiając w Moskwie na rosyjsko-polskim seminarium stwierdził, że wierzy, iż „Polska dołoży maksymalnych wysiłków, aby słynny regulamin Rady Unii Europejskiej nr. 1931 w sprawie małego ruchu przygranicznego został uzupełniony.”

W oficjalnych wypowiedziach polskich polityków nie znajdziemy ani jednego racjonalnego argumentu wskazującego na korzyści, jakie Polska miałaby odnieść z otwarcia granicy z najbardziej zmilitaryzowanym i słynącym z przestępczości regionem Rosji. Symbolem lekceważenia naszych interesów i wręcz porażającej głupoty rządzących, jest treść wspólnego listu posła PO Andrzeja Halickiego - szefa sejmowej komisji spraw zagranicznych i przewodniczącego komisji zagranicznej rosyjskiej Dumy Konstantina Kosaczowa, wystosowanego do szefów komisji spraw zagranicznych parlamentów UE kilka tygodni po tragedii smoleńskiej. Polityk Platformy uzasadniając pomysł otwarcia granicy z Kaliningradem, dowodził m.in.: "Wymagałoby to specjalnego spojrzenia ze strony Komisji Europejskiej. Obwód jest specjalny, sytuacja jest specjalna i wymaga to - w naszym przekonaniu - takiego specjalnego, życzliwego podejścia ze strony wszystkich państw członkowskich".

Do realizacji tego celu wyznaczono sztandarową inicjatywę dyplomatyczną Tuska – tzw. Partnerstwo Wschodnie, w ramach którego zakłada się zacieśnienie współpracy z Białorusią, Ukrainą, Mołdawią, Gruzją, Azerbejdżanem i Armenią. W projekcie przewidziano stopniowe wprowadzanie ruchu bezwizowego, jednak z uwagi na ograniczenia nałożone procedurami z Schengen dotychczas żadne z państw Partnerstwa nie uzyskało tego przywileju. Mowa jest jedynie o „mapach drogowych”, a najbliższa otwarciu granicy Ukraina może liczyć na konkrety dopiero w 2012 roku. Podjęta przez Polskę próba włączenia Obwodu Kaliningradzkiego do unijnego programu Partnerstwa odbywa się na zasadzie wyjątku, usprawiedliwionego „specjalnym, życzliwym  podejściem”.
Nietrudno dostrzec, że stworzone na bazie projektu „Prusy Wschodnie” strategiczne przymierze Rosji i Niemiec z wyznaczoną Polsce rolą łącznika, posłuży dezintegracji polityki unijnej i uczynienia z Rosji najważniejszego „klienta” Europy Zachodniej. Stanowi ono element długofalowej strategii rosyjskiej, której celem jest osłabienie więzi europejskich i euroatlantyckich oraz ekspansja gospodarcza na kraje unijne i powrót Rosji do roli hegemona na obszarze wpływów byłego Bloku Sowieckiego.

Nie przypadkiem, wszędzie tam, gdzie w polskich deklaracjach jest mowa o „bezpieczeństwie europejskim” przebija szczególna troska o „partnerstwo w kształtowaniu ogólnoeuropejskiej przestrzeni bezpieczeństwa i współpracy”. W tle tych politycznych komunałów można dostrzec groźną dla Europy koncepcję Dimitrija Miedwiediewa z października 2008 roku przedstawioną na konferencji w Evian, w której prezydent Rosji wyjawił pomysł  „uzupełnienia istniejących struktur bezpieczeństwa w Europie” o pięć systemowych zasad. Miedwiediew zaproponował też NATO zbudowanie takiego wspólnego systemu obrony przeciwrakietowej, w którym Rosja będzie chronić Europę przed ewentualnym zagrożeniem rakietowym w zamian za analogiczne zobowiązanie Zachodu
Kluczowe w  tym planie jest żądanie „równego bezpieczeństwa dla wszystkich”, sprowadzone w praktyce do postulatu ubezwłasnowolnienia państw europejskich. Wdrożenie tego kryterium oznaczałoby konieczność negocjowania z Rosją wszelkich, istotnych dla bezpieczeństwa działań, jak np. rozmieszczenia tarczy przeciwrakietowej czy rozszerzania Sojuszu Północnoatlantyckiego. Krótkoterminowe cele Rosji związane z propozycją zawarcia nowego traktatu o bezpieczeństwie sprowadzają się do trwałego zablokowania procesu rozszerzenia NATO na obszar WNP. Długoterminowe - obejmują rozluźnienie więzi transatlantyckich i osłabienie politycznych wpływów USA w Europie. Ten ostatni cel wydaje się najważniejszy i w pełni osiągalny, zważywszy jak Rosjanie rozgrywają amerykańsko – rosyjski „reset”, wykorzystując bezbłędnie słabość obecnej administracji amerykańskiej.
Pomysłem, który może prowadzić do dezintegracji natowskich struktur bezpieczeństwa wydaje się najnowsza polska inicjatywa utworzenia „grupy bojowej” działającej pod polskim dowództwem w ramach Grupy Wyszehradzkiej. Rosyjskie media poświęcają wiele uwagi temu pomysłowi, podkreślając, że „nowa struktura wojskowa będzie wykorzystywana do wywierania presji i nawet zarządzania pewnymi wewnętrznymi procesami w Europie Wschodniej. Za decyzją stworzenia „grupy bojowej” kryją się różne motywy. Jest to nie tylko hipotetyczna możliwość ingerencji na obszarze postradzieckim w przypadku nieprzewidzianych okoliczności, lecz również bezpośrednia reakcja na zjawiska kryzysowe w samej Unii Europejskiej i NATO” – informował przed mikrofonem radia „Głos Rosji” politolog Oleg Niemenskij.

Propozycja Miedwiediewa z 2008 roku została początkowo chłodno przyjęta przez wielu członków UE i NATO. Zdecydowanym przeciwnikiem tej koncepcji był prezydent Lech Kaczyński, a sprzeciw Polski mógł skutecznie pokrzyżować plany moskiewskich strategów. Po tragedii smoleńskiej, gdy polska polityka zagraniczna została podporządkowana interesom Kremla, a deklaracje o „pojednaniu” zostały wsparte zabiegami polskiej  dyplomacji na forum UE, projekt stworzenia „nowych struktur bezpieczeństwa” nabrał przyspieszenia. Cytowany już szef komisji zagranicznej Dumy Konstantin Kosaczow, 4 lipca 2010 roku stwierdził: „Polacy dokonali wyboru między orientacją na unijne struktury integracyjne a kierunkiem na maksymalnie ścisły sojusz z USA". I dodał: „Poprzedni prezydent, zmarły Lech Kaczyński, był zwolennikiem drugiego modelu, gdy Komorowski jest zdecydowanym stronnikiem integracji europejskiej i poszukiwania kompromisów z partnerami, a nie konfrontacji Polski z tymi partnerami”.

Troska o integrację europejską i „poszukiwanie kompromisu z partnerami” nie powinna zaskakiwać w ustach moskiewskiego polityka. Oznacza to, że w procesie zbliżenia Polski i UE, Rosja nie dostrzega zagrożeń dla swoich interesów, a przeciwnie – reżim Putina jest zainteresowany jak najściślejszym współdziałaniem Warszawy i Brukseli, wyznaczając Polsce rolę konia trojańskiego. Z tego względu, największym problemem dla Bronisława Komorowskiego w trakcie szczytu NATO w Lizbonie była kwestia „zbliżenia” Rosja-NATO. „Polska w pełni popiera szukanie sposobu na współpracę z Rosją, to jest w interesie sojuszu jako całości i w interesie Polski. Współpraca polsko-rosyjska będzie elementem ułatwiającym lub nawet warunkującym współpracę NATO-Rosja, bo my jesteśmy w sojuszu, Rosja nie” –oświadczył Komorowski.
Warto pamiętać, że dla celów polityki rosyjskiej przystąpiono do reaktywacji tzw. Trójkąta Weimarskiego. Entuzjastycznie przyjęty pomysł Komorowskiego, by zapraszając Rosję, uczynić z martwego „trójkąta” ożywczy „czworokąt”, ma oczywisty związek z planami włączenia tego państwa w decyzje dotyczące całej Europy i traktowania go jako mocarstwa z wyraźnie zakreśloną strefą wpływów.

Okres polskiej prezydencji w UE jest doskonałą okazją dla realizacji rosyjskiej koncepcji bezpieczeństwa europejskiego i przygotowania dla niej korzystnego podłoża  politycznego. Już przed rokiem rzeczniczka prezydenta Rosji oświadczyła w kuluarach szczytu Rosja-Unia Europejska w Rostowie nad Donem, że Kreml liczy na zmianę stanowiska Polski w sprawie współpracy Federacji Rosyjskiej z UE. Sam Miedwiediew oświadczył wówczas, że relacje z UE są najważniejszym elementem polityki zagranicznej jego kraju. Pierwszym krokiem było podpisanie porozumienia o ochronie informacji niejawnych, co według Miedwiediewa, będzie „sprzyjać ściślejszej współpracy FR i UE w sferze bezpieczeństwa”. Kolejnym, ma być porozumienie o wzajemnym zniesieniu wiz, którego Polska jest gorącym  orędownikiem. "Krok taki scementowałby strategiczne partnerstwo Rosji i Unii Europejskiej, a także ułatwił życie milionom osób po obu stronach granicy" – stwierdził Miedwiediew.

Porozumienie o wzajemnych stosunkach między Rosją, a UE miało zostać zawarte już w 2009 roku. Na przeszkodzie stanęło jednak twarde stanowisko prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Powodem sprzeciwu były wydarzenia w Gruzji, stosowany przez Rosję szantaż energetyczny oraz polityka podporządkowania państw byłego Związku Sowieckiego.
Dla Rosji sprawa porozumienia jest bez wątpienia priorytetem, dotyczy bowiem ustaleń w kwestii środków unijnych przeznaczonych na modernizację gospodarki rosyjskiej oraz otwarcia przed nią rynków europejskich. Bez tych środków, Rosja znajdzie się w poważnym kryzysie. Już dziś można przewidzieć, że rabunkowa polityka Putina skończy się groźnym krachem. Zaciąganie kolejnych kredytów i zakupy zboża są zaledwie zwiastunem problemów, jakich można  się spodziewać w perspektywie najbliższych 3-5 lat. Porozumienie z UE jest zatem dla rządzącego Rosją reżimu siłowików sposobem na utrzymanie władzy i uniknięcie protestów społecznych. Również w tym zakresie przewidziano Polsce rolę wspornika interesów rosyjskich.
Przed kilkoma dniami pełnomocnik rządu ds. polskiej prezydencji Mikołaj Dowgielewicz wyraźnie oświadczył, że Polska chce podpisania nowego układu między Federacją Rosyjską i Unią Europejską i zadeklarował, że "w okresie polskiej prezydencji chciałoby się wytyczyć nowe ramy rosyjsko-europejskiej współpracy, jednak nie zależy to tylko od kraju sprawującego przewodnictwo". Zawarcie nowego porozumienia o partnerstwie UE-Rosja usunęłoby również główną barierę przed przystąpieniem Rosji do Światowej Organizacji Handlu, o co państwo to zabiega od 18 lat.  Rządowa "Rossijskaja Gazieta" przytoczyła zatem słowa Dowgilewicza, który wraził życzenie „aby jeszcze w tym roku Rosja przystąpiła do WTO. UE popiera wejście FR do tej organizacji. Polska ze swej strony też jest zwolennikiem takiego kroku".

Jest to deklaracja tym ważniejsza, że niedawny szczyt Rosja–Unia Europejska w Niżnym Nowogrodzie nie przyniósł rozstrzygnięć w żadnej z istotnych dla obu partnerów kwestii (WTO, wizy), demonstrując utrzymujące się rozbieżności interesów Rosji i UE oraz ograniczone możliwości ich przezwyciężenia.
Wiele wskazuje, że mocną kartą przetargową w procesie negocjacji porozumienia Rosja-UE, ma stać się sprawa Białorusi. W tym kontekście pora zauważyć, że nagła aktywność polskich dyplomatów i polityków w nagłaśnianiu represji reżimu Łukaszenki, nie wypływa z pragnienia „obrony wolności i demokracji” lecz w powiązaniu z całokształtem polityki zagranicznej III RP, znajduje mocne uzasadnienie w realizacji  interesów Rosji.

Jeśli podczas niedawnego posiedzenia Rady Gabinetowej Bronisław Komorowski oświadczył, że  „szczególnym wyzwaniem dla polskiej prezydencji będzie ostra reakcja na sytuację na Białorusi” i podkreślił, że „tylko wspólne działanie w tym zakresie wszystkich krajów wrażliwych na kwestie demokracji na wschodzie Europy może przynieść pozytywne efekty” – byłbym daleki od dostrzegania w słowach Komorowskiego troski o wartości wolnego świata. Białoruś i rozgrywane tam operacje stanowią bowiem jeden z najmocniejszych atutów Rosji w relacjach z UE, a kryzys białoruski stwarza Moskwie możliwość przejęcia władzy w tym kraju.

Po rozpędzeniu przez OMON demonstracji opozycji 19 grudnia ub.r , reżim Łukaszenki stracił jakiekolwiek pole manewru na arenie międzynarodowej i znajdując się pod presją narastających problemów gospodarczych musi dziś akceptować warunki rosyjskiego wsparcia kredytowego. To Rosja  jest obecnie jedynym możliwym kredytodawcą Białorusi. W zamian za kredyt żąda jednak wykupienia kluczowych białoruskich zakładów przez rosyjskich inwestorów. Przeprowadzona w ten sposób przymusowa prywatyzacja, może stać się przełomem w wieloletnich dążeniach Rosji do przejęcia kontroli nad białoruską gospodarką, a jej konsekwencją będzie znaczące ograniczenie suwerenności Białorusi.
Już dziś do rosyjskich inwestorów należy większość kluczowych zakładów Białorusi: MTS-Białoruś, Rafineria w Mozyrzu, Biełgazprombank, ŁUKoil–Białoruś czy Jamał–Europa. Obecnie zapowiadana jest sprzedaż 50% udziałów w białoruskim przedsiębiorstwie Biełtransgaz (właściciel białoruskich gazociągów) rosyjskiemu koncernowi Gazprom, który już jest właścicielem połowy akcji. Rosja oczekuje również zgody na połączenie białoruskich zakładów samochodowych MAZ z rosyjskim KAMAZ-em i sprzedaży Rafinerii w Nowopołocku.

Można przyjąć, że przez najbliższe miesiące Moskwa będzie wykorzystywać trudną sytuację Białorusi, nagłaśniać i krytykować posunięcia reżimu, a nawet inspirować akty sprzeciwu wobec Łukaszenki. Wszystko to w celu realizacji swoich interesów i zmuszenia dyktatora do ustępstw. Ta faktyczna aneksja Białorusi odbywa się za przyzwolenia państw UE. Uznają one bowiem prawo Rosji do ingerencji na tym obszarze i upatrują w niej gwaranta „demokratycznych przemian”. Naprzeciw rosyjskim planom wychodzi wspólna deklaracja szefów dyplomacji Rosji, Polski i Niemiec ze spotkania w Kaliningradzie, w której potępiono represje stosowane na Białorusi. „Represje, które obecnie mają miejsce na Białorusi, zamykają Alaksandrowi Łukaszence drogę do zbliżenia z Europą - ocenił Radosław Sikorski, do niedawna zwolennik szukania kompromisu z dyktatorem. Zapowiedź „ostrych reakcji na sytuację na Białorusi” podczas polskiej prezydencji, zostanie odebrana w Brukseli ze zrozumieniem i zaliczona na poczet starań rządu Donalda Tuska w słusznej „walce o demokrację”.

Jest pewne, że działania władz III RP w trakcie prezydencji zostaną przedstawione przez ośrodki propagandy jako pasma dyplomatycznych sukcesów. Ma rację Jarosław Kaczyński, gdy stawia zarzut zaniedbywania przez Tuska polskich interesów na forum unijnym i twierdzi, że prezydencja ma pomóc Platformie w jesiennych wyborach parlamentarnych. Jednakże nawet rządowym mediom niełatwo będzie wskazać polski interes tam, gdzie grupa rządząca odgrywa rolę rosyjskiego konia trojańskiego lub podejmuje działania sprzeczne z naszymi racjami. Tę okoliczność należy nagłośnić i uświadomić Polakom, że polska prezydencja zabiega o cele wyznaczone  przez kremlowskich strategów.


Artykuł opublikowany w nr 25/2011 Gazety Polskiej

 Aleksander Ścios

Za: http://bezdekretu.blogspot.com/