Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Któż nie pamięta Włodzimierza Czarzastego, który w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej był chyba od urodzenia, aż do momentu, gdy z Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki im. Józefa Stalina w Warszawie wyprowadzono jej sztandar? Wszyscy pamiętamy, zarówno Włodzimierza Czarzastego, jak i tamten moment, kiedy to komuchy w jednej chwili przepoczwarzyły się w „socjaldemokratów”, wśród których, obok Aleksandra Kwaśniewskiego, z którego „można wszystko zrobić i w każdą formę ulepić”, znalazł się również Włodzimierz Czarzasty i to od razu w charakterze ukochanej duszeńki. Takie bowiem były wymagania strategii przystosowawczej, której ważnym elementem była zmiana pokoleniowa. Oczywiście starzy ubowcy, którzy samego jeszcze znali Stalina, nadal z ukrycia pociągali za sznurki, ale „grupę trzymającą władzę”, która kontynuując triumfalny „marsz przez instytucje” naszego nieszczęśliwego kraju, zakładała stare rodziny i w ogóle - używała życia całą paszczą - stanowiło już pokolenie następne.

Od tamtej pory minęło 25 lat, a więc czas, który przypisuje się jednemu pokoleniu. I rzeczywiście - mamy do czynienia z kolejna już zmiana pokoleniową. W grudniu ubiegłego roku przewodniczącym rady nadzorczej spółki Petrolinvest został 35-letni pan Marcin Dukaczewski, członek rad nadzorczych również wielu innych spółek, za pośrednictwem których kontrolowane są istotne segmenty gospodarki naszego nieszczęśliwego kraju. Na upartego mógłby być już synem Włodzimierza Czarzastego, ale nim nie jest, bo jest synem pana generała Marka Dukaczewskiego, co to w swoim czasie był szefem WSI. WSI, jak wiadomo, dzisiaj już „nie ma”, ale chociaż ich „nie ma”, to kiedy tylko coś się dzieje, zaraz resortowa „Stokrotka” woła do TVN pana generała Dukaczewskiego, który w krótkich, żołnierskich słowach informuje mniej wartościowy naród tubylczy, co słychać i w ogóle - jak jest. Więc chociaż żadnego pokrewieństwa między panem generałem Dukaczewskim, a panem Włodzimierzem Czarzastym nie ma, to przecież i Włodzimierz Czarzasty też coś tam przecież musi wiedzieć tym bardziej, że - jak przypuszczam - i jeden i drugi wygartywał i nadal wygartywa z tego samego komina.


Przypominam o tym, ponieważ kiedy wszyscy zachodzili w głowę, któż to zostanie członkiem rządu pani premierzycy Ewy Kopacz, pan Włodzimierz Czarzasty podczas audycji „Kawa na ławę” w TVN-24 powiedział, że to nie Ewa Kopacz wymyśliła sobie skład swego rządu, tylko, że listę członków gabinetu jej „podano”. Skoro pan Czarzasty tak mówi, to już choćby z tego powodu nie wypada zaprzeczać, ale nie ma również powodów merytorycznych, bo to może być najprawdziwsza prawda. Z obfitości serca usta mówią i chociaż według wszelkiego prawdopodobieństwa, intencją pana Czarzastego było okazanie pani Ewie Kopacz swego lekceważenia, to przecież mógł on mimowolnie zdradzić największą tajemnice państwową III Rzeczypospolitej. Chodzi oczywiście o to, że punkt ciężkości władzy w naszym nieszczęśliwym kraju znajduje się poza konstytucyjnymi organami państwa, którego funkcjonariusze skaczą z gałęzi na gałąź przed bezpieczniackimi watahami, które wysunęły ich do konstytucyjnych godności w charakterze „zderzaków”, o których wspominał jeszcze gadatliwy Kukuniek.

Ja na przykład nie tylko panu Czarzastemu wierzę, ale nawet jestem pewien, że podobna sytuacja miała miejsce podczas tworzenia rządu premiera Donalda Tuska. Wtedy Platforma Obywatelska miała „gabinet cieni”, a więc grono polityków szykowanych do objęcia konkretnych rezortów. Kiedy jednak przyszło do tworzenia rządu, to tylko pani Kopacz i pan Drzewiecki objęli resorty, na które byli szykowani, natomiast pozostałe obsadzili zupełnie inni ludzie, którym członkowie „gabinetu cieni” ustąpili miejsca w podskokach i bez szemrania. Wszystko to skłaniało mnie do podejrzeń, iż do Donalda Tuska musiał przyjść wtedy ktoś starszy i mądrzejszy i powiedział mniej więcej tak: „słuchajcie no, Tusk. Macie tu papierek z listą waszego gabinetu i nic nie kombinujcie na własną rękę, bo wynikną z tego same zgryzoty, a my będziemy musieli wam przypomnieć, skąd wam wyrastają nogi.” Jakże tedy mam powątpiewać w prawdziwość informacji przekazanej przez Włodzimierza Czarzastego? Tu nie może być żadnych wątpliwości, przeciwnie - no naturalnie, jakże by inaczej! Pani premierzyca Ewa Kopacz musiała dostać papierek z listą członków gabinetu, który zaniosła panu prezydentowi Komorowskiemu do aprobującej wiadomości. Aprobującej - bo przecież i pan prezydent wie, że próżno jest wierzgać przeciwko ościeniowi, że pokorne cielę dwie matki ssie, cisi posiądą ziemię, a w każdym razie - załapią się na drugą kadencję.

Kropkę nad „i”, potwierdzającą zarówno informację podaną przez Włodzimierza Czarzastego, jak i moje przypuszczenia, jest nominacja pani Teresy Piotrowskiej na stanowisko ministra spraw wewnętrznych. Pani Piotrowska ukończyła teologię na ATK, potem działała w PAX-ie, a do Platformy Obywatelskiej przeszła - podobnie jak poseł Stefan Niesiołowski - po kwarantannie w Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym. Uważam, że nominacja pani Piotrowskiej na to rządowe stanowisko, obok względów merytorycznych, ma również charakter pedagogiczny, podobnie jak internowanie Edwarda Gierka i Piotra Jaroszewicza na początku stanu wojennego w roku 1981. Wtedy chodziło o pokazanie przy pomocy tej aluzji, że partia przestała się liczyć, że odtąd punkt ciężkości władzy przeniósł się do tajnych służb, które stan wojenny przygotowały i przeprowadziły. Teraz chodzi o pokazanie przy pomocy tej nominacji, że skoro już Najwyższa Izba Kontroli podała do publicznej wiadomości, iż bezpieczniackich watah nikt nie kontroluje, to nie będziemy udawali, że jest inaczej. Niech ludzie wiedzą, kto w tym nieszczęśliwym kraju rządzi. No to chyba najwyższy czas porzucić złudzenia, nieprawdaż?

 Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    1 października 2014

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

 

Za:  http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3218