Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

 Artykuł pochodzi z Przeglądu Wszechpolskiego z 1897 r.

Jan Ludwik Popławski
Literatura ubiegłej doby przekazała nam typ charakteru narodowego polskiego: zapalny, porywczy, skłonny pod wra­żeniem chwili do uniesień szalonych i poświęceń bohater­skich. I dziś jeszcze spotykamy czasem ten typ – w powie­ściach autorów, nie liczących się ściśle z prawda realną. Czy kiedykolwiek odpowiadał on rzeczywistości – nie będziemy tu dociekać, ale my, przedstawiciele pokolenia, wychowanego po r. 1863, nie widzieliśmy w społeczeństwie tych właściwo­ści, które mają być rysami znamiennymi naszego usposobie­nia, naszej psychiki zbiorowej. Ze wszystkich tych właści­wości pozostała dziś tylko wrażliwość przeczulona, choro­bliwa, świadcząca o zdenerwowaniu ogólnym.

Nie mamy zamiaru badać i wyjaśniać przyczyn tego zdenerwowania, zaznaczamy tylko fakt niewątpliwy, który w danej chwili obchodzi nas jedynie ze względu na wpływ, jaki wywiera na działalność polityczną naszego społeczeństwa.

Rozstrój nerwowy może się objawić albo nadmierną po­budliwością, albo wyczerpaniem sił i przygnębieniem. Te dwa stany zdenerwowania charakteryzują naszą politykę, o ile wyraża się w prasie i w zachowaniu się opinii publi­cznej. Można powiedzieć, że są u nas dwa obozy polityczne, dwa stronnictwa: podnieconych i przygnębionych. Ale ten stan nerwów nie stoi w żadnym związku z programom po­litycznym. Dziś w zaborze rosyjskim podnieconymi chorobli­wie są ugodowcy, przygnębionymi ich przeciwnicy. A ogół, który uprawia politykę wolnej ręki i właściwie żadnego programu, żadnych zasad stałych nie ma, pod wrażeniem pew­nych faktów wpada w podniecenie ugodowe lub w przygnę­bienie opozycyjne.


Byle jaki powód, fakt drobny, niesprawdzona plotka, artykuł dziennikarski wystarczają do podniecenia rozstrojo­nych nerwów, budzą zainteresowanie powszechne, wywołują polemiki. Na takiej podstawie powstają plany na przyszłość, wyrastają nadzieje, rozkwitają złudzenia. Nieprzejednani pe­symiści od razu stają się optymistami. Ale również błahy fakt lub pogłoska działają nieraz przygnębiająco na tych sa­mych ludzi. I ten stan chorobliwy, ta histeria polityczna trwają już od dwóch lat. W ostatnich czasach nawet kory­feusze polityki ugodowej spostrzegli niebezpieczeństwo zby­tniego podniecania opinii. „Czas”, „Kurier poznański”, wre­szcie „Kraj” wystąpiły z przestrogami, zachęcającymi do za­chowania spokoju i rozwagi, do pohamowania zbyt szybko pędzących oczekiwań i rojeń.

Taki niepokój nerwowy charakteryzuje politykę na­szego społeczeństwa nie tylko w zaborze rosyjskim. To samo, co dziś widzimy w Warszawie, odbywało się przed kilkoma laty w Poznaniu i w ogóle w zaborze pruskim. Przypomniał nam tę „orgię ugodową” w świeżo wydanej broszurze p. Skarżyński. „Czy cały ten ustęp naszej historii porozbiorowej nie wygląda raczej na operetkę lub melodramat, niżeli na tragiczne dzieje odłamu narodu, skazanego na wytępienie, a broniącego się jeszcze do upadłego?” Człowiekowi, czyta­jącemu dziś to wszystko, co wówczas mówiono i pisano, „trudno obronić się czarnej myśli, że Polacy nie są w sta­nie roztropnej, męskiej zrozumieć i prowadzić polityki”. „W polityce dotąd jesteśmy babami. Jak baby umiemy tylko albo krzykliwie protestować, albo płaczliwe żale wywodzić; albo rzucać się do oczu, albo do nóg i w ra­miona tych, których przed chwilą uważaliśmy za wro­gów. Od opozycji quand mème do bizantyńskiego lojalizmu przechodzimy od razu pod wpływem chwilowego wra­żenia, z którego wysnuwamy niebotyczne nadzieje... Od po­dejrzliwości do zaufania niejako jednym susem, jak hi­steryczne kobiety, przeskakujemy. A zarazem, jak one, tyle jesteśmy naiwni, by przypuszczać, że wszystkie te nasze zwroty i obroty przeciwnicy nasi, którzy z zimną krwią na skórze naszej operują, na serio brać mogą i powinni, tak jak my sami je za genialne strategiczne i faktyczne manewra sobie poczytujemy”.

Z małą zmianą można by tę charakterystykę polityki ugodowców poznańskich w okresie od r. 1891 do 1894 r. za­stosować do dzisiejszego nastroju opinii publicznej w zabo­rze rosyjskim. Objawy zdenerwowania politycznego widzimy we wszystkich dzielnicach, gdyż nawet Galicja, jakkolwiek najzdrowsza pod tym względem część Polski, nie jest od nich wolną, tylko inne przybierają tutaj formy, bo wystę­pują wyłącznie w sprawach i stosunkach wewnętrznych.

Nie można tłumaczyć tej wrażliwości nadmiernej, tego chorobliwego rozstroju brakiem wyrobienia politycznego, dyletantyzmem w sprawach publicznych. O społeczeństwie polskim w zaborze pruskim nie powiemy przecie, że nie miało ono szkoły działania politycznego, a jednak tam również wi­dzieliśmy to samo zacietrzewienie, ten sam niepokój gorą­czkowy, tę samą łatwowierność lub apatię i to właśnie prze­ważnie, jeżeli nie wyłącznie w tej warstwie narodu (szlachta i inteligencja), której nie brakowało ani praktyki, ani tradycji życia publicznego.

Niewątpliwie, są w społeczeństwie naszym żywioły zdrowe, ale właśnie to jest objawem smutnym, że garstka zdenerwo­wanych – nie polityków, ale, mówiąc po amerykańsku, politykanów – podnieca całą warstwę inteligentną, mąci jej myśl, targa nerwy. Rozstrój nerwowy jest zaraźliwym w pewnym znaczeniu. W obcowaniu z ludźmi chorobliwie pod­nieconymi nawet normalni nie mogą zachować spokoju i równowagi, mimo woli ulegają ich wpływowi, tym bardziej, że żadne inne czynniki nie przeciwdziałają mu w dostate­cznej mierze, że właśnie ci normalni i może najbardziej oni nie są zdolni dzisiaj do odporności.

Zamęt w pojęciach i dążeniach politycznych, który po r. 1863 nastąpił, trwa dotychczas. Krytycyzm polityczny potrzebny, nawet konieczny – obalił dotychczasowe zasady i podstawy naszej działalności publicznej, ale nie wytworzył i nie mógł wytworzyć nowych. Ogół nasz nie ma obecnie nie tylko żadnych wskazań praktycznych, jasno sformułowanych, ale nie ma żadnych zasad postępowania. Dowodzono mu przekonywująco przez trzydzieści lat, że w polityce nie ma zasad bezwzględnych, a on wyprowadził z tego wnio­sek, że nie ma w niej w ogóle żadnych zasad. Mówiono, że jedynym zadaniem polityki trzeźwej, realnej powinna być obrona interesów narodowych, ale ogól ludzi, niewykształ­conych politycznie, pojął to wulgarnie, zrozumiał interes na­rodowy po swojemu, po gospodarsku, po kupiecku.

Ci zaś pozytywni „mężowie stanu”, którzy dotychcza­sową politykę narodową krytykowali, popełnili ten sam błąd zasadniczy, który najsilniej potępiali, na miejsce odrzuconej postawili inna zasadę bezwzględną, a więc równie fałszywą. Okoliczności tak się złożyły, że w jednej części kraju, w Galicji, mógł nastąpić kompromis między interesami państwa a interesami naszej narodowości i że obrona tych ostatnich na drodze legalnej okazała się nie tylko możliwą, ale bardzo skuteczną. Fakt ten pośpiesznie uogólniono i zawyrokowano, że lojalne porozumienie się z rządami zaborczymi jest jedynym wskazaniem polityki realnej. Tymczasem polityka realna z góry odrzucać musi zastosowanie jednakowej taktyki dzia­łania w rozmaitych warunkach. Istnienie jakiegoś panaceum jest równą niedorzecznością w polityce, jak w medycynie. Ale dla ogółu takie wskazanie było zrozumiałe i, gdy zja­wiły się warunki, sprzyjające pozornie rozwojowi dążeń ugo­dowych, ludzie trzeźwi i normalni dali się pociągnąć i pod­niecić. Dziwić się temu nie można: przyjmując krytykę, przyjęli wskazania, które przedstawiono im jako logiczny jej wynik. Ludzi zdrowych łatwiej przecie podniecić, niż pogrążyć w apatii. A przeciwnicy polityki ugodowej, przed­stawiciele wyczerpania narodowego, nie mogli wymyślić nic innego, lepszego od „polityki obowiązku”, polegającego, zda­niem ich, na tym, żeby właściwie nic nie robić, bo milczą­cego protestu, strzeżenia godności narodowej, pokrzepienia ducha itd. nie można chyba nazwać robotą polityczną.

Nerwowość polityczna, jako objaw chorobliwy, jest w znacznej mierze wynikiem anormalnych warunków bytu naszego społeczeństwa, ale stała się powszednią, ogarnęła całą niemal jego warstwę inteligentną dlatego przede wszystkim, że ta warstwa nie ma dziś wyrobionych pojęć i zasad politycznych, a więc nie może mieć żadnych prawideł postę­powania. Robota krytyczna, którą przez trzydzieści lat pro­wadzili przedstawiciele wszelkich kierunków politycznych, od ultra-lojalistów i zachowawców zacząwszy, a skończywszy na rewolucjonistach i socjalistach, obaliła lub zachwiała, jak już zaznaczyliśmy, wszystkie podstawy naszej polityki naro­dowej. Oczyszczenia gruntu dokonywano zgodnie, chociaż w różnych celach, i ogól inteligentny doskonale zrozumiał i przyswoił sobie negatywne rezultaty owej roboty. Nasza myśl polityczna wytrzeźwiała, może nawet zanadto, ale by­najmniej nie dojrzała. Ogół, chociażby poziom jego inteligencji stał dosyć wysoko, jest zawsze tłumem i na wszystko, co przejmuje, nakłada piętno pospolitości. Pospolicie, try­wialnie pojął też wyniki krytycyzmu politycznego. Słusznie ktoś zauważył, że dzisiaj w towarzystwie ludzi wykształco­nych takie wyrazy i hasła, jak „ojczyzna, walka za wolność, niepodległość”, wywołują na usta uśmiech ironiczny. To są – zdaniem ogółu – frazesy, a my lękamy się wszelkiej frazeo­logii, wszelkiego romantyzmu, zwłaszcza w polityce.

To wytrzeźwienie społeczeństwa byłoby niewątpliwie objawem dodatnim, gdyby wyniki pozytywne krytycyzmu politycznego utrwaliły się jednocześnie w pojęciach ogółu. Ale te wyniki nie były i nie mogły być jasno i wyraźnie sformułowane, chociażby dlatego, że nie były ze sobą zgo­dne. W robocie negacyjnej działali solidarnie przedstawiciele wręcz przeciwnych kierunków, ale w formułowaniu pojęć i zasad pozytywnych działalności politycznej wystąpiły ra­dykalne różnice. Z tych sprzecznych formuł, których sobie zresztą należycie nie uświadomili, których nie rozwinęli i nie uzasadnili nawet ich twórcy, – ogół inteligentny pochwytał luźne urywki, pojedyncze strzępki. Tymi kawałkami jeżeli tak wyrazić się można operuje jego myśl polity­czna. „Poczucie narodowe”, „interesy realne” i dziesiątki in­nych w tym rodzaju pojęć, nie mających określonego zna­czenia, – najrozmaiciej mogą być rozumiane i w żadnym wypadku nie dają wskazówki praktycznej postępowania. Każdy po swojemu pojmuje interes narodowy, a to pojmo­wanie zmienia się jeszcze ze zmianą wypadków i okoliczno­ści, ze zmianą wrażeń. Nie można nawet dziwić się ludziom, przerzucającym się z jednej ostateczności w druga, unoszo­nym różnymi prądami, jeżeli ci ludzie nie mają żadnej bu­soli, żadnego programu działania, któryby im pozwolił orientować się w położeniu politycznym. Temperament lub uspo­sobienie chwilowe rozstrzygają: czy działalność ich będzie histerią, czy też neurastenią polityczną; czy, ulegając wpły­wowi podnieconych, bawić się będą fantazjami ugodowymi, czy też wraz z przygnębionymi, pogrąża się w prostracji.

Takim jest ogół, który żywo zajmuje się sprawami politycznymi, ale który o zadaniach polityki pojęcia nie ma i sa­modzielnie myśleć o nich nie jest zdolny. Są niewątpliwie w społe­czeństwie naszym, nawet w zaborze rosyjskim, ludzie, są grupy luźne lub zorganizowane, które maja pozytywny program polityczny, mają wytknięte najbliższe cele i obmy­ślone środki i sposoby działania. Ale nawet i te grupy, te nasze, jeżeli można tak powiedzieć, stronnictwa, nie mają dostatecznego wykształcenia, ani tym bardziej wyrobienia po­litycznego, nie przetrawiły swoich pojęć, nie wyjaśniły sobie różnorodnych wątpliwości, słowem, nie mają określonych za­sad politycznych.

Bo największym fałszem z tych, które mącą naszą myśl narodową, które utrwaliły się w pojęciach ogółu, jest mnie­manie, że w polityce nie ma, nie powinno być żadnych za­sad. Jest to błędne rozszerzenie słusznego twierdzenia, że w polityce, która liczy się z warunkami realnymi, nie mo­żna stosować żadnych zasad bezwzględnych.

Polityka bez zasad godzi się wybornie z gospodarsko-kupiecko-kantorowym pojmowaniem interesów narodowych, ale taka polityka jest tylko zwyczajną spekulacją, prowa­dzoną bez planu, stosowaną od wypadku do wypadku i nie może mieć rezultatów poważnych. Krytycyzm polityczny w swoim zakresie zrobił to tylko, czego w swoim zakresie dokonał krytycyzm naukowy, odjął zasadom charakter do­gmatyczny, inaczej niektóre sformułował, niektóre uzupeł­nił, niektóre wreszcie usunął. Kiedy demokracja dawniejsza, wychodząc z dogmatycznego założenia powszechnej równo­ści, głosiła zasadę: „wszystko dla ludu przez lud”, formuło­wała tylko inaczej program demokracji późniejszej – pod­porządkowania interesom ludu interesów innych warstw, który znowu demokracja socjalna sformułuje nieco inaczej, za­mieniając wyraz lud – wyrazem klasy pracujące. Mamy tu przykład zasady, która pozostała w istocie swej niezmienna w rozmaitych programach politycznych demokracji naszej, chociaż w każdym nie tylko jest odmiennie sformułowana, ale i z odmiennych założeń i poniekąd nawet w odmienny sposób wyprowadzona.

Realizm w polityce, podobnie jak realizm w nauce lub sztuce, nie odrzuca bynajmniej zasad, tylko inaczej je okre­śla i inne przyznaje im w zastosowaniu do działalności pra­ktycznej znaczenie, aniżeli tzw. racjonalizm polityczny, wyprowadzający swoje programy z założeń teoretycznych oderwanych. Polityka realna liczy się przede wszystkim, po­wiedzmy nawet wyłącznie z faktami rzeczywistości, ale pro­gram jej musi być uogólnieniem istniejących dążeń i intere­sów społeczeństwa lub pewnej jego warstwy, a więc spro­wadzeniem tych dążeń i interesów do jakichś norm czyli ujęciem ich w jakieś zasady. W tych zasadach, według któ­rych układają się normy postępowania, środki i sposoby działalności praktycznej, odróżniać trzeba to, co jest w nich stałe, od tego, co jest względne i zmienne.

Rzekomo pozytywna i utylitarna polityka, odrzucając zasady, popełnia taki sam błąd, jak wtedy, gdy z programu działania wykreśla uczucie. Co innego jest polityka uczuć, a co innego liczenie się w polityce z uczuciami, które są siłą bardzo realną. Co innego jest naciąganie faktów życia do jakiejś doktryny, a co innego wyprowadzanie z tych faktów ogólnych norm, zasad. Działalność polityczna z natury swej musi być planowa, więc musi być prowadzona według zasad określonych. Warunki jej ulegają zmianom często radykal­nym, w krótszych lub dłuższych okresach czasu, więc i za­sady – w pewnej mierze – zmieniać się a raczej przysto­sowywać się do nich muszą. Nie możemy wyznaczać zasad, ani dawać wskazań postępowania przyszłym pokoleniom, które inaczej będą czuć i myśleć, w innych działać warun­kach. Ale czyż dlatego, że nic może być zasad stałych i bez­względnych nie powinno być ich wcale? Czy dlatego, że nie możemy układać planu na jutro, mamy dziś żyć bez ża­dnego kierownictwa?

Jedynym lekarstwem na zdenerwowanie polityczne, jak w ogóle na wszelkie zdenerwowanie, jest przyjęcie pewnego stałego, określonego sposobu postępowania, które byłoby niemożliwe bez poddania myśli i woli zasadom i prawidłom, jasno, wyraźnie i stanowczo sformułowanym i ściśle stoso­wanym. Innymi słowy, społeczeństwu naszemu, miotanemu sprzecznościami, przeskakującemu myślą i uczuciem od faktu do faktu, od wypadku do wypadku, nie zdającemu sobie sprawy ani z warunków swego bytu, ani z dążeń swoich i interesów, potrzeba jasnego programu politycznego, któryby nie tylko wyjaśnił mu istotę jego dążeń i interesów, ale któ­ryby zarazem dał ogółowi, nie wyrobionemu politycznie, i za­sady i praktyczne wskazówki postępowania. Jest to dziś za­danie najpilniejsze, bo to, co widzimy w zaborze rosyjskim, co przed kilkoma laty widzieliśmy w zaborze pruskim i – jakkolwiek w odmiennej formie – zobaczyć możemy w Galicji, ten zamęt w sprawach publicznych, ten niepokój ner­wowy, ten zanik zmysłu politycznego jest objawem bardzo smutnym, nie tyle ze względu na swe skutki bezpośrednie, doraźne, ile ze względu na demoralizację polityczna, którą pośrednio w społeczeństwie szerzy.

Dawne hasła przebrzmiały, dawne zasady polityki naro­dowej straciły mir w społeczeństwie, te strzępy szanowne, które z nich zostały, nie wystarczają, nie odpowiadają wy­maganiom chwili. Próżne byłoby roztrząsanie, dlaczego fakt ten nastąpił i czy jest pożądany, czy nie pożądany; daremna byłaby próba wskrzeszenia ich powagi w tradycyj­nej formie. „Trzeba z żywymi naprzód iść”, chociażby ci żywi nie dorastali myślą i uczuciem umarłych ojców. Trzeba stosować się do warunków i odpowiednio do nich stwo­rzyć – właściwie ująć i określić nowe hasła i zasady, a może nawet dawne inaczej sformułować. Trzeba to uczynić nie tylko dlatego, żeby społeczeństwo, które dziś zorientować się w położeniu swym nie umie, którym wypadki i wrażenia szarpią i miotają, przerzucając z jednej ostateczności w drugą, ze stanu podniecenia w stan przygnębienia, – znalazło myśl przewodnią i jasne wskazówki postępowania; ale i dlatego, żeby polityka nasza nie była w pojęciu ogółu synonimem spekulacji kupieckiej, i stała się znowu tym, czym zawsze być powinna obrona idei i sprawy narodowej.

Ogól w działalności zbiorowej musi mieć jakieś ideały, którymi żyje, w które wierzy, do których urzeczywistnienia dąży, musi mieć jakieś zasady i prawidła, do których postę­powanie swoje stosuje. Jeżeli nawet obyć się bez nich może w okresie krytycznej roboty myśli, to w chwili, kiedy wcho­dzi w okres roboty czynnej, stają się one niezbędne. W braku ich bowiem działalność polityczna jest tylko igra­szką wypadków i wrażeń, kolejnym podnieceniem i wyczer­pywaniem siły nerwowej, miotaniem się bez celu i bez re­zultatów, bez świadomości wreszcie: co jesz złem, a co do­brem, co szkodliwe, a co korzystne dla naszej sprawy, dla naszych potrzeb narodowych.

 

Przegląd Wszechpolski, 1897


Jan Ludwik Popławski (1854-1908) – publicysta i działacz polityczny, jeden z twórców obozu narodowo-demokratycznego. Urodził się 17 stycznia 1854 r. w Bystrzejowicach koło Lublina. W czasie studiów na Uniwersytecie Warszawskim zaangażował się w działalność konspiracyjną, za co był przez władze rosyjskie kilkakrotnie aresztowany, a wreszcie zesłany w głąb Rosji (1878). Po kraju mógł powrócić w 1882 r. Zaangażował się w prace wydawanego przez Aleksandra Świętochowskiego pisma „Prawda”. Zrażony planowanym przez Świętochowskiego otwarciem na socjalistów, w 1886 r. założył pismo „Głos”. Związał się ze stworzoną przez Zygmunta Miłkowskiego Ligą Polską, pełniąc w Królestwie funkcję jej komisarza. W 1894 r. wziął udział w manifestacji z okazji setnej rocznicy powstania kościuszkowskiego, za co został aresztowany i na kilka miesięcy wtrącony do cytadeli. Wtedy też decyzją władz carskich został zamknięty „Głos”. Po zwolnieniu za kaucją – co nastąpiło po 13 miesiącach uwięzienia – Popławski przeniósł się do Lwowa. Podjął ożywioną współpracę z Romanem Dmowskim, mającą olbrzymie znaczenie dla rozwoju ruchu narodowego. Jego publicystyka wywarła bardzo duży wpływ na kształtowanie się ideowego oblicza endecji. Współredagował kluczowy dla rozwoju ideologii endeckiej „Przegląd Wszechpolski” i adresowane do ludu wiejskiego i miejskiego czasopismo polityczno-wychowawcze „Polak”, należał do twórców Ligi Narodowej i Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego. Po przenosinach do Warszawy w 1906 r., został redaktorem politycznym dziennika „Gazeta Polska”. Zmarł 12 marca 1908 r. w Warszawie. Najważniejsze artykuły polityczne Popławskiego ukazały się w 1910 r. w dwutomowej edycji pt. "Pisma polityczne", w tym też roku wydano jego "Szkice literackie i naukowe".

Strona poświęcona autorowi:
http://www.polskietradycje.pl/authors.php?author=61

Za: http://www.polskietradycje.pl/article.php?artykul=161