Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Nominacja kardynalska dla metropolity warszawskiego, a nie dla gnieźnieńskiego, jest dobrą wiadomością dla Kościoła polskiego

W ubiegłym tygodniu na zaproszenie Kongresu Polonii Amerykańskiej poleciałem do USA, aby przedstawicielom środowisk polonijnych zaprezentować dorobek Fundacji im. Brata Alberta, prowadzącej prawie trzydzieści ośrodków dla osób niepełnosprawnych. W ramach tej wizyty przyglądałem się też w Chicago wyborom do władz Kongresu, który skupia wszystkie organizacje polonijne. Przewodniczącym na kolejną kadencję został ponownie Frank Spula z Chicago, szef Związku Narodowego Polskiego, najstarszej i największej organizacji polskiej działającej od 1872 r. Jego wybór odbył się przez aklamację, gdyż nie było żadnego kontrkandydata. Frank Spula to człowiek młody i dynamiczny, reprezentujący pokolenie urodzone już za Oceanem, ale które bardzo wytrwale pielęgnuje polskie tradycje.

Z kolei o stanowisko wiceprzewodniczącego ds. kontaktów z Polską walczyło aż czterech kandydatów. Wybory poprzedziła ostra dyskusja, czasami bardzo emocjonalna. Ostateczny bój rozegrał się pomiędzy Tedem Mireckim z Waszyngtonu a Bożeną Kamińską z Nowego Jorku. Stosunkiem głosów 38 do 27 wygrała ta ostatnia. Jest ona równocześnie szefem Centrum Polsko-Słowiańskiego w nowojorskiej dzielnicy Greenpoint, zamieszkanej przez polskich emigrantów. W czasie obrad wiele mówiono na temat wiz. Polacy są bowiem nadal - obok Rumunów i Bułgarów - obywatelami UE, od których wymaga się wiz. Wszelkie obietnice administracji Baracka Obamy w sprawie rozwiązania tej kwestii pozostają nadal "gruszkami na wierzbie".

Poruszono także sprawę wprowadzenia do zestawu lektur obowiązkowych w szkołach w większości amerykańskich stanów komiksu "Maus. Opowieść ocalałego" autorstwa Arta Spiegelmana. W komiksie o obozach koncentracyjnych, gdzie wszystkie narodowości przedstawione są jako zwierzęta, Polacy występują jako świnie. Zebrani zalecili placówkom Kongresu wystąpienie z protestem do rad szkolnych.

Po zakończonych obradach poleciałem do Nowego Jorku, gdzie 17 bm. wziąłem udział w uroczystościach sprowadzenia do kościoła św. Stanisława Kostki na Greenpoincie relikwii ks. Jerzego Popiełuszki. Uroczystości rozpoczęły się pod pomnikiem kapłana-męczennika, ustawionym tutaj w 1990 r. Pomnik ten, dłuta polskiego rzeźbiarza Stanisława Lutostańskiego, został zdewastowany przez "nieznanych sprawców" zaraz po odsłonięciu. Odrąbana została wówczas głowa duchownego. Spod pomnika wierni przeszli do kościoła, gdzie rozpoczęła się msza św. pod przewodnictwem bp. Wojciecha Polaka, delegata Episkopatu Polski ds. Polonii. Biskup poświęcił 2,5-tonowy granitowy postument ustawiony tuż przy głównym ołtarzu. W postumencie umieszczono brązowy krzyż z relikwiami błogosławionego, podarowanymi przez archidiecezję warszawską, a także granitową głowę ze zniszczonego pomnika oraz napis "Zło dobrem zwyciężaj".

Z innych spraw, tym razem krajowych, bardzo się cieszę z nominacji kardynalskiej abpa Kazimierza Nycza. To dobra decyzja. Drugim polskim kardynałem-elektorem, mającym prawo głosu na najbliższym konklawe, zostaje bowiem mądry i energiczny duchowny, który przez wiele lat sprawdzał się najpierw jako biskup pomocniczy Krakowa, a następnie jako ordynariusz Koszalina. Nieźle też radzi sobie w Warszawie, w której po swoim poprzedniku zastał wiele trudnych problemów. Przykładem jest sprawa Ruchu Rodzin Nazaretańskich, o czym w lutym ub.r. pisałem w felietonie "Węzły gordyjskie". Potrafił też, jako ordynariusz tych katolickich obrządków wschodnich, które w Polsce nie mają swojego biskupa, powołać po raz pierwszy od czasu II wojny światowej sieć parafii ormiańskokatolickich. Miał też wpadki, do których należy zaliczyć sprawę krzyża pod Pałacem Prezydenckim czy straszenie suspensą przyjaciela ks. Popiełuszki, ks. Stanisława Małkowskiego. Ogólny bilans jego rządów jest jednak pozytywny.

Pozytywna jest też jego przeszłość. Jako młody ksiądz był werbowany przez SB do tajnej współpracy. W ramach tej operacji inwigilowano nawet jego matkę. On jednak nie ugiął się i pozostał wierny Kościołowi. Opisałem to wszystko w książce "Księżą wobec bezpieki". Nawiasem mówiąc, w kilka dni po opublikowaniu tej książki Stolica Apostolska ogłosiła biskupa Nycza arcybiskupem warszawskim. Dodam też, że gdy znalazłem mikrofilm jego akt w IPN i napisałem o tym do niego, to był on jedynym hierarchą, który wówczas odpisał. I to w sposób życzliwy. Zachował się więc dokładnie odwrotnie niż np. arcybiskupi Juliusz Paetz i jego serdeczny przyjaciel Józef Kowalczyk, którzy odesłali moje listy wraz z kopertami, nawet ich nie otwierając.

Jakim Kazimierz Nycz będzie kardynałem? Biorąc pod uwagę jego postawę życiową, z pewnością dobrym. Śmiem też twierdzić, że będzie przeciwwagą dla "watykańczyków", czyli dla tych hierarchów polskich, którzy przez lata pełnili funkcje urzędnicze w Watykanie, a swoje nominacje zawdzięczają nie tyle osobistym wartościom, ile tzw. układom personalnym panującym w kurii rzymskiej. Szczególnie mam tu na myśli obecnego arcybiskupa gnieźnieńskiego, który pomimo zarejestrowania w aktach wywiadu komunistycznego jako kontakt informacyjny o ps. "Capino", od lat wytrwale zabiega o kardynalską nominację. Dlatego fakt, że otrzymał ją niezłomny arcybiskup warszawski, jest dobrym prognostykiem dla polskiego Kościoła. Plurimos annos, Eminencjo!


ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Gazeta Polska, 27 października 2010 r.

Za:  http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=88&nid=3507