Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Postawmy takie pytanie: dlaczego chrześcijanin powinien zajmować się polityką? Wielu z tych, którym takie pytanie zadaję, sądzi, że powinno się ono zaczynać od „czy”: czy w ogóle?

Albo inaczej: gdyby ktoś powiedział: „Ponieważ jestem chrześcijaninem, zajmuję się polityką”, u znacznej większości słuchaczy wzbudziłoby to zdziwienie lub nawet sprzeciw. Przyczyny takiej spontanicznej reakcji, kwestionowania związku chrześcijaństwa i polityki szukać można i w poglądach na chrześcijaństwo, i w sposobie patrzenia na politykę.

Chrześcijaństwo, więź z Bogiem, życie duchowe kojarzą się często z dystansem wobec świata i jego spraw. Z tego ma wynikać stronienie od życia publicznego, udziału we władzy itd. Nieporozumienie jest tu wielorakie. Najpierw odejście od świata jest tylko jednym ze sposobów realizacji powołania chrześcijańskiego. Zasad życia niektórych zakonów nie należy jednak przenosić na świeckich. Ogółu chrześcijan dotyczy natomiast obowiązek patrzenia na świat z Bożej perspektywy, obowiązek oceny świata nie tylko według materialnych kryteriów. Oznacza to pewien dystans wobec świata, ale na pewno nie bierność, przeciwnie, obowiązek przekształcania go w duchu Ewangelii.

Następnie, wydaje się niektórym, że „religia jest sprawą prywatną”. Hasło to chętnie propagują przeciwnicy religii, którzy hojnie przyznają nam prawo do prywatnego, wewnętrznego jej przyjmowania, a zarazem utrudniają publiczne wyznawanie wiary i działanie w duchu chrześcijańskim jako rzekome naruszenie owej prywatności. Religijność chcieliby sprowadzić do przekonań oraz obrzędów (a potem skrytykować za nieskuteczność). Tymczasem to, co wewnętrzne i głęboko przeżyte, nie może zostać ukryte: wiara wyraża się w słowie i w działaniu. Jeśli zaś ktoś na „prywatność” wiary się godzi, może to oznaczać, że jest ona słaba, ze ma na postępowanie mały wpływ.


Także pojęcie polityki jest przedmiotem nieporozumień, a co więcej — manipulacji. Istne to słowo-kameleon zmieniające co rusz sens. Raz nadaje mu się znaczenie bardzo wąskie: polityka to specjalne zajęcie zastrzeżone dla nielicznej grupy przywódców państwa albo też stanowiące monopol jednego ugrupowania. Kiedy indziej okazuje się, że polityka ogarnia wszystko, wszelkie zabieranie głosu w większych i mniejszych sprawach społecznych nazywane jest wtedy wtrącaniem się do polityki. Zdezorientowany obywatel w końcu wcale głosu nie zabiera — o to właśnie chodziło — a działający społecznie uważają za potrzebne usprawiedliwianie się, że ich działalność jeszcze pod politykę nie podpada.


Na tej glebie wyrasta pretensja do Kościoła, że zajmuje się polityką; cokolwiek powiedzieć na temat sprawiedliwości, prawa, życia społecznego, może to być przedmiotem oskarżeń (pamiętamy list biskupów polskich do biskupów niemieckich; zawarte w nim słowa pojednania i przebaczenia też okazały się „polityką” i posłużyły do histerycznej kampanii propagandowej). [...] Rzeczy te są na pozór oczywiste, ale wciąż spotyka się ludzi, którzy mimo nowej sytuacji za siebie i za innych praw do udziału w polityce chcieliby się zrzec.

Inne częste zniekształcenie to pojmowanie polityki jako czegoś nieuleczalnie brudnego; uczestniczący w polityce muszą ulec korupcji, kłamać, pochlebiać przywódcom itd. Polityka to walka o władzę prowadzona w nieuczciwy sposób. Wydawałoby się, że wynika z tego obowiązek zajęcia się polityką w sposób uczciwy — tymczasem nie, taki obraz polityki zniechęcać ma do zajmowania się nią. Życie publiczne rujnuje się przez kłamstwo i przemoc między innymi dlatego żeby ludzie uczciwi zrezygnowali z udziału w nim. Gdy zaś zniechęcić się nie dadzą i coś robią, widzowie często dają sobie wmówić, że i ci muszą być po kryjomu skorumpowani — bo przecież „wszyscy zajmujący się polityką dobrze na tym zarabiają”. Obawa przed oszczerstwem i zawiścią odstrasza wielu od działalności publicznej.

Czym jest więc polityka, co to słowo oznaczało, zanim zaczęto jego sens przekręcać? Po grecku wyraz polis oznaczał niezależne miasto i jego mieszkańców, samodzielną społeczność. „Polityka” to z kolei wszystko, o dotyczy urządzenia życia społecznego (stosownie do tego „ekonomia polityczna” to nie ekonomia podporządkowana polityce lecz ekonomia społeczeństw). Zatem polityka to roztropna troska o dobro wspólne (encyklika Laborem exercens nr 20), służąca dobru wspólnemu działalność społeczna, gospodarcza i prawodawcza. Jak widać, również nauka Kościoła rozumie politykę szeroko i pozytywnie.

Gdy jednak w taki sposób pojmować politykę, dotyczy ona wszystkich i każdy człowiek powinien się nią w pewien sposób zajmować. Tak rzeczywiście jest, ale pamiętać też trzeba, że działalność chrześcijanina w polityce nie tylko stąd wynika, lecz inspirowana być musi wiarą i moralnością chrześcijańską. Nie wystarcza przyzwalanie na zaangażowanie polityczne chrześcijan, ponieważ jest ono praktycznie użyteczne albo tak czy owak konieczne, wymuszone przez okoliczności („jeśli się nie zajmiemy polityką, polityka zajmie się nami”). Przy takim rozumowaniu chrześcijaństwo nie jest wyróżnikiem. Zakłada się w gruncie rzeczy wspomnianą już koncepcję chrześcijaństwa odległego od świata, prywatnego, zneutralizowanego. O sprawach społecznych mowa bez aluzji do chrześcijaństwa.

Czasem czyni się z polityki dziedzinę osobną, potrzebną, lecz rządzącą się własnymi niezależnymi prawami. Niektórzy myślą nawet, że chrześcijanin w życiu politycznym nie powinien kłaść nacisku na swoje przekonania, lecz podporządkować się nowym „regułom gry”. Niedaleko stąd do przekonania, że polityka ma zasięg uniwersalny, zaś chrześcijaństwo i chrześcijan osądzać należy według politycznej przydatności. Takie wynoszenie reguł polityki ponad chrześcijaństwo bywa jawne i aroganckie, gdy głosi się wyższość państwa nad prawami Kościoła i zasadami moralnymi ale bywa też zamaskowane, wtedy mianowicie, gdy sprawa jest słuszna i istotnie powinna zostać przez chrześcijan poparta. Ale czy ze względu na wymogi sytuacji politycznej, czy dlatego, że taka jest moralna powinność?

Troszcząc się o dobro wspólne i w tym celu biorąc udział w życiu politycznym, chrześcijanin nie powinien więc pozwalać na to, by jego polityka nadmiernie się usamodzielniła. Wtedy bowiem chrześcijaństwo zostanie z powrotem sprawą prywatną. Tylko pozorny jest paradoks, że przeciwnicy chrześcijaństwa chcący je zepchnąć do życia prywatnego, zarazem reklamują chrześcijaństwo upolitycznione; w tym celu nadając rozgłos nawet swoim przeciwnikom. Skoro nie da się Kościoła zamknąć w zakrystii, niech będzie przynajmniej rozpolitykowany. Takie chrześcijaństwo potwierdza bowiem tezę o wyższości polityki — a ponadto pozwala się zredukować do rzędu politycznego stronnictwa. I odwrotnie, gniew budzi odważne łączenie chrześcijaństwa i polityki, żądanie jej podporządkowania prawu moralnemu.

Polityka, jak wszelkie dziedziny życia, podlega normom moralnym; można i trzeba domagać się, by prawo, gospodarka, cały ustrój społeczny zgodne były z zasadami sprawiedliwości. Nie jest to tylko zewnętrzne ograniczenie dziedziny skądinąd autonomicznej: polityka cała ma być tak pomyślana, by służyła wspólnemu dobru społeczeństw ludzkich i dobru każdego człowieka; metody „techniczne” dążenia do tego celu leżą w kompetencji działaczy politycznych.

Kościół zwraca dużą uwagę na społeczną stronę natury człowieka: dobro osiągamy nie wyłącznie indywidualnie, lecz także wspólnie (do Boga nie dążymy w izolacji, lecz we wspólnocie Kościoła). Z przykazania miłości bliźniego płynie chrześcijański obowiązek troski o dobro wspólne i obowiązek zajmowania się polityką — mimo przeszkód i mimo ryzyka. Jan Paweł II naucza: Prawo i obowiązek uczestniczenia w polityce dotyczy wszystkich i każdego... świeccy nie mogą zrezygnować z udziału w polityce, czyli z różnego rodzaju działalności gospodarczej, społecznej i prawodawczej, która w sposób organiczny służy wzrastaniu wspólnego dobra (adhortacja Christifideles laici nr 42). Poszczególne osoby czynią to rzecz jasna w różny sposób, zależnie od swojej sytuacji i uzdolnień. [...]

Podkreślanie niedawnych wypowiedzi hierarchii Kościoła nie powinno sugerować, że sprawa relacji chrześcijaństwa i polityki jest nowa. Obowiązek działania istniał zawsze, wynika bowiem z miejsca człowieka w świecie i z relacji do Boga. Już ze Starego Testamentu wyczytać można, że uczestnictwo w życiu społecznym i narodowym jest czymś naturalnym. Należy być posłusznym prawu i gotowym do poświęceń dla ojczyzny. Równocześnie prawo podporządkowane jest regułom moralnym, Dekalogowi i przykazaniu miłości — zaś życie społeczne z tymi zasadami niezgodne podlega gwałtownej krytyce (prorok Izajasz mówi: Biada tym, co bezbożne wydmą ustawy i tym, co ustanowili przepisy krzywdzące — 10,1). Nowy Testament uznaje uprawnienia władzy państwowej i nakazuje płacić podatki — a równocześnie oczekuje od władz sprawiedliwego postępowania, potępiając w Apokalipsie imperium pogańskie domagające się kultu. Kościół głosi światu Ewangelię, służy człowiekowi i pokazuje źródła zła, które w życiu jednostkowym i społecznym człowiekowi zagraża. Misji ewangelizacyjnej towarzyszy społeczna, na rozmaite sposoby w ciągu historii wypełniana (historia Polski zna wiele przykładów).

Nauczanie Kościoła przypomina, że z faktu chrztu, z przynależności do Kościoła wynika obowiązek uczestniczenia w jego misji: każdy chrześcijanin powinien łączyć głoszenie wiary z uczestnictwem w życiu Kościoła i służbą na rzecz innych, także w wymiarze społecznym. Czynić to trzeba i przez cierpliwe budowanie, i przez odważną, prorocką krytykę. (1989)


Michał Wojciechowski


Chrześcijanin i polityka. Przegląd Katolicki 1989 nr 25, ss. 6-7

Zbiór artykułów i felietonów M. Wojciechowskiego: Wiara — cywilizacja — polityka. Dextra — As, Rzeszów — Rybnik 2001

opr. mg/ab

Za: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PS/chrzescijanin_i_polityka.html