Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Z Agatą Rejman, położną ze Specjalistycznego Szpitala „Pro Familia” w Rzeszowie, która odmówiła asystowania przy zabijaniu dzieci poczętych, rozmawia Mariusz Kamieniecki

Narażając się na utratę pracy, sprzeciwiła się Pani asystowaniu przy aborcjach. Za odwagę i kręgosłup moralny została Pani uhonorowana tytułem „Ambasadora Życia i Rodziny” przyznanym przez Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny. Czym jest dla Pani to wyróżnienie?

– Jest to forma nagrody, co chcę wyraźnie zaznaczyć – nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich położnych ze szpitala „Pro Familia”. Odbieram to także jako pewną formę docenienia tego, co wypełniając swój zawód, realizując swoje powołanie staramy się robić dla życia nienarodzonych dzieci. Jest to również wielki zaszczyt.

Dla obrońców życia stała się Pani moralnym wzorem człowieka, który umiał powiedzieć aborcji stanowcze NIE!...

– W żadnym wypadku nie czuję się bohaterką. Jestem normalną kobietą, żoną, matką dwójki dzieci, położną, która stara się dobrze wykonywać swoją pracę. To, co zrobiłam, nie jest niczym nadzwyczajnym. Tak czuję i uważam, że każdy powinien w ten sposób podchodzić do życia, życia nienarodzonych, bezbronnych dzieci, którym należy pomagać, a nie je zabijać tylko dlatego, że są słabe czy chore. Ktoś kiedyś zadał mi pytanie, czy to, że postąpiłam tak, a nie inaczej, wypływa może z przynależności do organizacji czy stowarzyszeń katolickich…? Na co roześmiałam się i powiedziałam, że nie trzeba być osobą wierzącą, żeby wiedzieć, iż aborcja to zabijanie, a więc przestępstwo, barbarzyństwo. 

W związku z asystowaniem przy aborcji przeżyła Pani traumę i od kilku miesięcy przebywa pani na zwolnieniu lekarskim. Czy czas zagoił ranę…?

– Do pewnego stopnia upływ czasu sprawił, że czuję się lepiej niż na początku, kiedy pojawiały się np. koszmary senne. Wciąż jednak tkwi we mnie obraz tego, co widziałam, czego byłam świadkiem, zwłaszcza tej ostatniej aborcji. Staram się wyciszyć, pracuję z psychologiem, ale nie potrafię wymazać ze swej pamięci tego dzieciątka i tego wszystkiego, co wiązało się z tą aborcją. Również przyznanie mi i wręczenie wyróżnienia, za które oczywiście jestem bardzo wdzięczna, na nowo obudziło dawne z trudem tłumione emocje i wspomnienie tego, o czym wciąż staram się zapomnieć. Tak czy inaczej czuję się lepiej, ale nie na tyle dobrze, żeby wrócić do pracy.

Często, kiedy mówi się o aborcji, sprawa jest bagatelizowana…

– Obojętnie jak to nazwiemy czy w jakie szaty słowne to ubierzemy, fakt pozostaje faktem, że aborcja jest zabiciem człowieka, małego bezbronnego człowieka.

W jakim zakresie położna uczestniczy w takim procederze?

– Od początku, jeszcze przed samą aborcją, położna cały czas ma kontakt z matką, której podaje leki zlecone przez lekarza, a czasem sama aplikuje niektóre z nich. Położna przebywa z pacjentką, obserwuje ją, kontroluje jej stan. Następnie asystuje lekarzowi przy urodzeniu dziecka czy poronieniu. Warto bowiem powiedzieć, że przed 22. tygodniem ciąży mamy do czynienia z poronieniem, natomiast po 22. tygodniu jest to już poród przedwczesny. Podczas tego procederu to pielęgniarka odbiera dziecko, kładzie je obok owinięte w chustę chirurgiczną. Kiedy lekarz skończy, wypełni dokumentacje i wychodzi, położna wkłada nieżywe dziecko do pojemnika czy pudełka, w przypadku gdy matka chce je pochować. W innym wypadku zabezpieczamy dziecko formaliną. Rola położnej nie jest zatem marginalna, jak często określają to lekarze. Proszę mi wierzyć, że to, co robimy, delikatnie mówiąc, nie jest przyjemne.

Często się zdarza, że położne w tego typu sytuacjach chrzczą dzieci?      

– Sakramenty są dla żywych, więc jeżeli takie dziecko jest jeszcze żywe, to oczywiście chrzcimy je wodą. Często wczesne matki same proszą, aby ochrzcić ich dziecko. Bywa też, że chrzcimy dzieci, które nie dają oznak życia.

Wiele dziewcząt czy kobiet, które poddają się aborcji, tak naprawdę nic bądź niewiele wie o tym, czym w rzeczywistości jest i na czym polega aborcja…

– Tak jak już wcześniej wspomniałam, aborcja to nic innego, jak zabicie dziecka. Po badaniach prenatalnych tak naprawdę to lekarz ma decydujące zdanie, czy dane dziecko uznać za chore, czy zdrowe i co dalej. Kobieta, matka przeżywa burzę hormonów, znajduje się w trudnej sytuacji i jeżeli nie ma wsparcia ze strony najbliższych, to w rezultacie jest zdana na lekarza. Dziewczynom czy kobietom, które znalazłyby się w takiej lub podobnej sytuacji, chcę powiedzieć, że badania prenatalne nie są pewnikiem.

Moja koleżanka, która była w ciąży z drugim dzieckiem, usłyszała od lekarza, że niestety, ale dziecko ma zespół Downa. Mimo iż miała możliwość zrobienia aborcji, nie zdecydowała się na to. Powiedziała, że to jej dziecko i nawet jeżeli będzie chore, będzie je kochać tak samo jak zdrowe.  Nie zabiła tego dziecka i dzięki Bogu, bo teraz ma śliczną i zdrową dziewczynkę. To dziecko ma teraz trzy latka. Ten przykład pokazuje, że aborcja nie powinna być następstwem badań prenatalnych, jak to powiedział jeden z lekarzy ze szpitala „Pro Familia”.

A nawet jeżeli po porodzie okazałoby się, że dziecko jest rzeczywiście chore, to czy nie ma prawa przyjść na świat i umrzeć godnie, tylko trzeba je zabijać…? Czy matka nie ma prawa urodzić swego dziecka, przytulić je do serca i godnie się z nim pożegnać…? Ten czas, okres żałoby, jest bardzo ważny dla takiej kobiety, potwierdzi to każda matka i każdy psycholog. Czy zatem koniecznie trzeba takie dziecko zabijać, czy na tym ma polegać pomoc kobiecie? W żadnym wypadku nie jest to pomoc. Dopiero zabicie dziecka rodzi traumę, dopiero wówczas takie kobiety cierpią.

Czy zna Pani przypadki takiego cierpienia matek, które zdecydowały się zabić swoje nienarodzone dziecko?

– Znajomy, który organizował wystawę antyaborcyjną, opowiadał mi o spotkaniu z kobietą, która zwierzyła się, że modliła się o to, żeby ta wystawa trafiła kiedyś do jej miasta. Kiedy zapytał dlaczego, w odpowiedzi usłyszał, że kilka lat wcześniej kobieta dokonała aborcji. Choć później urodziła kolejne dziecko, to chciała, żeby tę wystawę zobaczyły młode dziewczyny, a także młodzi chłopcy. Po co? Po to, aby mieli okazję przyjrzenia się temu zbrodniczemu procederowi z bliska, bo – jak sama wyznała – po przeprowadzonej aborcji miała już dwie próby samobójcze.

To pokazuje, jak trudno jest pogodzić się osobie, matce z zabójstwem swego dziecka. Niech zatem lekarze nie mówią nikomu, że aborcja, że zabicie własnego chorego dziecka jest najlepszym wyjściem z sytuacji, bo nie jest. To też jest człowiek, żywy bezbronny człowiek, którego zabijając, a potem wrzucając do metalowej miski jak przedmiot, zadajemy ból.          

Jako położna wie Pani, jak wygląda aborcja. Czy jest jeszcze coś, co chciałaby Pani powiedzieć matkom, które myślą o aborcji?

– Mogę im powiedzieć, żeby zanim zdecydują się na taki krok, dobrze się zastanowiły i niekoniecznie ufały lekarzowi, który radzi im poddać się aborcji. Porozmawiajcie ze swoimi mężami, z innymi bliskimi osobami, a jeżeli nie znajdziecie tam pomocy, nie rezygnujcie, nie zniechęcajcie się i szukajcie dalej. Osoby wierzące powinny iść do księdza, przystąpić do spowiedzi i w sakramencie pojednania z Bogiem, na modlitwie, na kolanach szukać nadziei na rozwiązanie problemu.

Od niedzieli mamy orędownika w Niebie św. Jana Pawła II, mamy się do kogo uciekać i przez kogo wypraszać łaskę rady, dobrej rady. Ojciec Święty tak wiele nauczał o wartości życia, mówił, uczył nas szacunku do życia, stając się strażnikiem i orędownikiem nienarodzonych dzieci. Jako przeciwwagę dla cywilizacji śmierci wskazywał cywilizację miłości, cywilizację życia. Św. Jan Paweł II swoje przesłanie adresował też do tych, którzy nic nie robią, żeby zapobiec zabijaniu nienarodzonych dzieci.

Nie bądźmy zatem ani jednymi, ani drugimi, bądźmy ludźmi wrażliwymi. Powtórzę raz jeszcze: nie trzeba być chrześcijaninem, żeby stanąć po stronie życia, wystarczy być człowiekiem. Jeden z lekarzy z „Pro Familii” powiedział, że nie wychowywałby chorego dziecka, czyli że dokonałby aborcji, gdyby się dowiedział, że jego dziecko jest chore. Zastanawiam się, jak zachowałby się ten sam człowiek, gdyby jego dziecko uległo wypadkowi i było w stanie śpiączki. Czy poddałby je eutanazji? To są problemy, dylematy, nad którymi warto się zastanowić głębiej.      

Żaden akt prawny nie zabrania nazywać aborcji zabijaniem. Tymczasem organizatorzy pikiet przeciwko aborcji i w obronie Pani osoby są pozywani przed sąd przez dyrekcję „Pro Familii” za rzekome narażenie szpitala na szwank…

– Mam nadzieję, jestem pewna, że prawda zwycięży. Co może dziś powiedzieć szpital, nawet powołując największe autorytety medyczne, nie zakrzyczy prawdy i faktu, że aborcja to nic innego jak zabijanie. Z życiem nie należy walczyć, życie należy szanować, życiu należy służyć.

Szpital zagroził również Pani karą finansową, jeżeli nie wycofa Pani swoich słów. Mimo to trwa Pani przy swoim. Skąd czerpie Pani siłę…?

– Siły dodaje mi Pan Bóg. Modlitwa jest tym, co pozwala mi z nadzieją patrzeć w przyszłość. To jest taka siła, taka moc, której przyznam, nie doceniałam wcześniej. Cała ta sytuacja spowodowała, że przekonałam się, iż Pan Bóg naprawdę istnieje i działa w nas, choć być może nawet tego nie dostrzegamy albo próbujemy to w sobie zagłuszyć.

Byłam letnią chrześcijanką, teraz to się zmieniło, doceniam wartość modlitwy i słów Pisma Świętego. Kiedy otwieram Biblię, wszędzie są słowa, które Pan Bóg do mnie kieruje. Choćby słowa psalmu 40: „Wydobył mnie z dołu zagłady i z kałuży błota, a stopy moje postawił na skale i umocnił moje kroki. I włożył w moje usta śpiew nowy, pieśń dla naszego Boga”. Psalmy dają odpowiedź na pytania, które mnie nurtują.

Nie jest jednak tak, że jestem jak rycerz w zbroi i nic nie może mnie złamać. Przeciwnie, ciągle jeszcze przychodzą momenty, kiedy nie potrafię się opanować i przygnębienie tryumfuje. Coraz częściej jednak dzięki Bożej łasce i wsparciu powstaję. Bardzo wiele zawdzięczam księżom takim jak ks. Wiesław Szczygieł z Lipnika k. Łańcuta, który prowadzi dom rekolekcyjny, który jako przewodnik duchowy pomógł mi się podnieść. Swoją wdzięczność chcę także skierować do księży: Daniela Trojnara i Marka Machały z Przemyśla. To duszpasterze, do których zawsze mogę zadzwonić i uzyskać u nich wsparcie.

Wiele zawdzięczam też ludziom młodym, którzy wspierają mnie swoją modlitwą i życzliwością. Pewnego razu, kiedy wychodziłam z kościoła, podszedł do mnie młody chłopiec, dziękując za to, co zrobiłam. Prosił, żeby podziękowania przekazać także moim koleżankom położnym z „Pro Familii” i zapewnić, że całe Liceum i Gimnazjum Sióstr Prezentek w Rzeszowie jest z nami i modli się za nas. Proszę powiedzieć: czy nie jest to budujące i czy trzeba coś więcej?! W takiej sytuacji nie możemy zawieść tych młodych ludzi. Kiedy raz pokazałyśmy im właściwą drogę, to nie możemy same z niej zejść, ale iść nią mimo problemów. Musimy dzieciom pokazywać, co jest dobre, a co złe. Może nie zawsze wychodzi to najlepiej nawet nam, rodzicom, ale trzeba próbować, zwłaszcza w tak ważnych sprawach. Mam także wielkie oparcie w rodzinie, w mężu i moich dzieciach.

Będzie Pani ambasadorem V Marszu dla Życia i Rodziny, który odbędzie się w Rzeszowie 1 czerwca…

– Pragnę zachęcić do udziału w tym marszu jak najwięcej ludzi, również młodzież. Żeby przyszli na ten marsza z całymi rodzinami. Ja również, jeżeli tylko zdrowie pozwoli, będę tam z całą moją rodziną. Chcę zaangażować także mojego młodszego brata, który ma małe dziecko. Wszyscy musimy pokazać młodemu pokoleniu, uczyć je od najmłodszych lat szacunku do życia ludzkiego od poczęcia. Jako matka jestem dumna ze swoich dzieci. One wiedzą, czym jest aborcja, że jest to zabijanie nienarodzonych. Przykład uczy najpiękniej, więcej niż słowa, dlatego bądźmy przykładem dla naszych dzieci.

Dziękuję za rozmowę.

Mariusz Kamieniecki

 

Za: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/76358,aby-stanac-po-stronie-zycia-wystarczy-byc-czlowiekiem.html