Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Felieton  ·  „Nasz Dziennik”  ·  2009-03-14  

Czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty – mawiali podobno zwolennicy wybitnego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera. Ale z mydłem jest jeszcze czyściejszy, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. A cóż dopiero, gdy mydło, podobnie jak inne produkty służące zdrowiu, higienie i pielęgnowaniu urody, wyprodukowane zostało z ludzkiego tłuszczu!
Czy jednak czystość powinna być przywilejem tylko typów nordyckich? Nie ma żadnego powodu by takie ograniczenia narzucać obywatelskiemu społeczeństwu otwartemu, jakie stręczy nam, sypiąc obficie srebrnikami, słynny „filantrop”. Dlatego też „Gazeta Wyborcza”, która w innym przypadku podniosłaby nieprawdopodobny klangor, projekt „instalacji”, jaką w gdańskim Centrum Sztuki Współczesnej „Łaźnia”, zamierzała zainstalować Alina Żemojdzin, zrelacjonowała zupełnie spokojnie. Pani Żemojdzin w ramach pracy dyplomowej wyprodukowała „linię kosmetyków”, a więc m.in. różne „balsamy”, no i oczywiście mydło, używając ludzkiego tłuszczu, jako surowca.

Podobno miała z tym problemy, bo lekarze, do których się zwracała, reagowali oburzeniem, przypominając, że to właśnie w Gdańsku działał profesor Spanner, oskarżany o produkowanie mydła z tłuszczu wytopionego ze zwłok więźniów obozów koncentracyjnych. Jednak w końcu dopięła swego, tłuszcz skądciś zdobyła i wkrótce była gotowa do zainstalowania „instalacji”. Nie chodziło jednak tylko o reklamę tych kosmetyków. Zasadniczym celem „instalacji” miała być krytyka „kultu ludzkiego ciała”, albo „spojrzenie z dystansu na sytuację kobiety” – bo pani Żemojdzin nie była pewna, który bajer będzie lepiej przyjęty.

Jakoż okazało się, że zawiodła koordynacja i cadykowie tresujący tubylców do społeczeństwa otwartego mieli w tej sprawie opinie rozbieżne. Np. pan Stefan Chwin, intelektualista czasu wojny, uznał inicjatywę pani Żemojdzin za „ekscentryczną przygodę sztuki współczesnej”, podczas gdy pan Paweł Huelle był dla pani Żemojdzin bardziej surowy i nawet sformułował zasadę, że „jeśli nie ma żadnych ograniczeń, to może można również gazować i palić ludzi”. Coś podobnego! Czyżby redaktorowi Michnikowi, albo pani filozofowej, tzn. pani Środzie zepsuł się telefon i na razie nie wiemy, co myślimy? A cóż ze spiżowym hasłem: „mój tłuszcz należy do mnie”, jakim epatują przedstawicieli ciemnogrodu wyzwolone panie, na dorocznych „manifach”? Ostatnio domagały się „zdrowia”, a cóż może lepiej służyć zdrowiu, jak nie higiena osobista, a więc – jednak mydło? Dopóki zatem telefony się nie naprawią, proponuję formułę tymczasową, dzięki której będzie można pogodzić i patetyczną zasadę pana Huelle i spiżowe hasło: „mój tłuszcz należy do mnie”. Rzecz w tym, że tłuszcz tłuszczowi nierówny i jeśli, dajmy na to, pochodzi on od przedstawicieli narodów mniej wartościowych, to nie ma potrzeby wszczynać alarmu, bo ten powinien być zarezerwowany dla przypadków naprawdę karygodnych.

Potrzeba takiej formuły jest tym większa, że niedawno pan premier Tusk zapowiedział podjęcie prac nad legalizacją eutanazji. Wprawdzie taki finał rządowej polityki miłości może wielu ludziom wydać się zaskakujący, ale z drugiej strony wszechświatowy kryzys daje się coraz bardziej we znaki i nie jest wykluczone, że władze nie widzą innego wyjścia, jak liczbę obywateli nieco zredukować. W czasach kryzysu nie można sobie pozwolić na marnotrawstwo, wobec czego rząd premiera Tuska, jako dobry gospodarz, decydując się na legalizację eutanazji, nie może zaniedbać nawet tych dochodów, jakie można uzyskać z utylizacji zwłok obywateli poddanych ustawowej procedurze. Wszystko zatem przed nami, co zresztą przewidział prze laty Janusz Szpotański, pisząc w proroczej wizji, że „trzeba golić, strzyc to bydło, a kiedy padnie – zrobić mydło”.



 Stanisław Michalkiewicz
  www.michalkiewicz.pl