Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Polityczna agentura wpływu w Polsce, a w szczególności jej medialna część, została jak sądzę w swej podstawowej strukturze zbudowana na krajowej agenturze policyjnych i wojskowych służb specjalnych Polski Ludowej.

Uroczystości pogrzebowe i sam pogrzeb polskiej pary prezydenckiej Lecha i Marii Kaczyńskich na Wawelu zgromadziły na ulicach i placach setki tysięcy osób, a ogółem w zakończonych dopiero z końcem kwietnia uroczystościach pogrzebowych tragicznie zmarłych pozostałych 96 ofiar katastrofy samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem, wzięło udział do kilku milionów Polaków. Te setki tysięcy i miliony manifestowały przy tym otwarcie swój patriotyzm biało-czerwonymi barwami a katolicyzm swymi modlitwami.

Realna medialność

I po raz pierwszy od śmierci Jana Pawła II te setki tysięcy i miliony mogły osobiście zobaczyć ile ich jest. To jest socjologiczne doświadczenie budujące wspólnotę, tożsamość i przełamujące społeczną atomizację i atrofię, którą przesycona jest obecna rzeczywistość społeczna w Polsce. Te setki tysięcy zostało zobaczonych też przez kilkadziesiąt milionów Polaków na ekranach swych telewizorów. Zobaczyli tam również zupełnie inne, bo pozytywne obrazy prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki na archiwalnych, a nieoglądanych do tej pory nagraniach. Inne niż serwowane do czasu ich śmierci w stacjach telewizyjnych główne prywatnych ale i publicznych. Poruszający film dokumentalny Ewy Stankiewicz „Solidarni 2010”, puszczony o dziwo w telewizji publicznej w godzinach największej oglądalności, postawił kropkę nad „i” oddając bez cenzury głos zgromadzonym na uroczystościach pogrzebowych zwykłym ludziom, którzy otwartym tekstem wysoko oceniali prezydenturę Lecha Kaczyńskiego i równie otwartym tekstem zarzucali mediom i instytucjom publicznym manipulację, oszustwa i kłamstwa. Szybką i zsynchronizowaną czasowo oraz merytorycznie reakcją licznych znanych dziennikarzy i innych osób publicznych oraz części mediów z „Gazetą Wyborczą” na czele, było dezawuowanie znaczenia i motywów kierujących tymi setkami tysięcy i milionami, i to w sposób bezpardonowy do obrzydliwego włącznie. Przesłanie tych wszystkich praktycznie reakcji było jednoznaczne; tragicznie zmarły prezydent Lech Kaczyński nie był wielkim Polakiem i politykiem, a jego pochówek na Wawelu czyni temu miejscu ujmę, a setki tysięcy i miliony uczestników pogrzebów ofiar katastrofy pod Smoleńskiem to wynik chorobliwej w Polsce kulturowej skłonności do świętowania tragedii zmarłych oraz płaskiej religijności obrzędowego polskiego katolicyzmu. Kontrreakcja relatywnie nielicznych dziennikarzy i publicystów, jak choćby teksty Bronisława Wildsteina, Roberta Mazurka i prof. Zdzisława Krasnodębskiego w „Rzeczpospolitej”, koncentrowała się na ukazywaniu merytorycznej bezzasadności i etycznej małości tego przesłania. Znacznie dalej poszedł w swoim wywiadzie dla „Gazety Polskiej” (, 28.04.2010, „Żądza władzy ich upodliła”) prof. Z. Krasnodębski. Mówi on o „potężnych siłach społecznych” i ich „potężnych interesach”, stojących za „bardzo uwikłanymi politycznie mediami”, które prowadziły stale kampanię marginalizowania, ośmieszania i szydzenia z polskiego prezydenta. Wspomina też o „ważnym udziale” w tej kampanii „potężnych interesów zagranicznych”. W całej zaś jego ocenie sytuacji po smoleńskiej tragedii pada wiele trafnych i cennych uogólnień dotyczących polskiej rzeczywistości społecznej, politycznej i medialnej, które wszakże nie rozwijają wątku „potężnych sił społecznych” i „bardzo uwikłanych politycznie mediów”, o „potężnych interesach zagranicznych” nie wspominając.

Wewnętrzna agentura wpływu

Powód tego dezawuowania znaczenia masowej manifestacji w trakcie uroczystości pogrzebowych postaw polskiego patriotyzmu, katolicyzmu i afirmacji polskiej państwowości, symbolizowanej przez tragicznie zmarłego prezydenta Polski, jest dla mnie dość czytelny. I nie jest nim „upodlenie dzięki żądzy władzy” czy inny równie niski czy nikczemny motyw. Choć w jednostkowych, a nawet grupowych osobliwych przypadkach, z pewnością takowy występuje. Sądzę, że szybkość i ostrość reakcji została wywołana strachem owych „potężnych sił społecznych” wobec masowości i głębokości reakcji setek tysięcy i milionów Polaków po tragedii smoleńskiej. Nie trzeba być zawodowym socjologiem aby wiedzieć, że tego typu masowe praktyki społeczne budują wspólnotę i tożsamość, a przełamują społeczną atomizację i atrofię. „Potężne siły społeczne” wyciągnęły jak sądzę wnioski z politycznych skutków pierwszej wizyty w Polsce Ludowej Jana Pawła II w 1979 roku i po prostu się przestraszyły. Jest to strach przed odbudową społecznej i narodowej solidarności A.D. 2010, tak skutecznie niszczonej przez ostatnie 30 lat. Jej odbudowa, nawet częściowa, odbiera bowiem władzę dość skutecznej obecnie politycznej manipulacji świadomością i postawami milionów Polaków, a przynajmniej istotnie ją ogranicza. I zagraża tym samym owym „potężnym siłom społecznym”. Synchronizacja czasowa i merytoryczna ogólnokrajowej nieformalnej kampanii medialnej jest wystarczającym powodem do choćby powierzchownej analizy jej przyczyn i uwarunkowań. Analogiczną synchronizację mieliśmy już wielokrotnie, choćby przy okazji kampanii czarnego pijaru poszczególnych partii i polityków w poprzednich wyborach parlamentarnych i prezydenckich. Jeśli kilkadziesiąt znanych publicznie a niezwiązanych ze sobą osób – dziennikarzy, publicystów, polityków, artystów i naukowców oraz kilkanaście różnorodnych własnościowo instytucji medialnych – gazet, czasopism, stacji telewizyjnych i radiowych oraz portali internetowych, ma skoordynowane czasowo i merytorycznie wielokrotne wypowiedzi publiczne na wywoływany przez samych siebie temat, które to wypowiedzi są dodatkowo stale nagłaśnianie przez inne media, to powstaje oczywiście proste pytanie o to, kto je synchronizuje i po co je synchronizuje. Chyba, że uwierzy się w wielokrotnie powtarzający się ten sam splot przypadkowych okoliczności i zdarzeń. Otóż taka synchronizacja wskazuje w moim przekonaniu wręcz jednoznacznie na istnienie medialnej, a szerzej politycznej agentury wpływu, koordynowanej przez ośrodek lub ośrodki prowadzące o krajowej lokalizacji ich głównych struktur. Choć agentury wpływu powstały na świecie jako efekt działania wywiadów państw obcych, to przynajmniej w Polsce mamy do czynienia z ich działalnością o charakterze krajowym i to na szeroką skalę, od jak sądzę początków tzw.” transformacji ustrojowej” w 1988 roku. Moja hipoteza badawcza idzie zresztą dalej, gdyż twierdzi że cała „transformacja ustrojowa” została w zasadniczych rozstrzygnięciach przeprowadzano zgodnie wręcz z „instrukcją” napisaną przez byłego oficera radzieckiego GRU występującego pod pseudonimem Władimira Wołkowa w jego znakomitej książce „Montaż”. Przypomnę, że agentura wpływu to poszczególne osoby oraz poszczególne instytucje działające zgodnie z wyznaczonymi celami przez polityczny ośrodek prowadzący dla wywierania określonego wpływu na opinie i postawy poszczególnych środowisk czy całego społeczeństwa, z równoczesnym ukrywaniem rzeczywistych motywów swego postępowania. Dla swej skuteczności agentura wpływu musi mieć dodatkowo tzw. „pudła rezonansowe”, czyli dziennikarzy i inne osoby publiczne oraz zwłaszcza media, które rezonują i nagłaśniają tezy agentów wpływu, tyle że już bardziej czy mniej bezwiednie, tworząc w ostatecznym efekcie przekonanie o powszechności takich czy innych poglądów. Każdy kto mówi wówczas inaczej jest łatwo klasyfikowany w kategoriach „oszołoma” lub tylko człowieka całkowicie pozbawionego wszelkich racji. Polityczna agentura wpływu w Polsce, a w szczególności jej medialna część, została jak sądzę w swej podstawowej strukturze zbudowana na krajowej agenturze policyjnych i wojskowych służb specjalnych Polski Ludowej. Trwająca już 20 lat polityczna wojna o lustrację i „teczki agentów” oraz o kształt i obsadę kadrową Instytutu Pamięci Narodowej, to w istocie bezwzględna walka polityczna o zachowanie agentury wpływu jako instrumentu panowania politycznego i medialnego w Polsce. Jak słusznie zauważył w wypowiedzi dla „Rzeczpospolitej” („Rz”, 30.04. – 3.06.2010) współautor książki „SB a Lech Wałęsa” dr Sławomir Cenckiewicz, mówiąc o przyczynach tegorocznej nowelizacji ustawy o IPN, to „strach był przyczyną zmiany przepisów”. Ta zmiana ma przede wszystkim zamknąć dostęp do badań naukowych i publikacji o roli „wywiadu cywilnego i wojskowego w procesie transformacji ustrojowej na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku. W aktach IPN jest wiedza o szczegółach tej transformacji. W tym także o rozmowach opozycji z reżimem komunistycznym i przygotowaniach do zmiany władzy”, co stanowi jego zdaniem „potencjalne zagrożenie dla wielu ludzi aktywnych do dziś w życiu publicznym.”

„Czarne dziury” oligarchicznej sieci panującej

Najtrudniej jest jednakże zidentyfikować ośrodek lub ośrodki prowadzące krajową agenturę wpływu. Wynika to z ich zasadniczo niejawnego działania. Ich położenie i siłę można oceniać tylko pośrednio na podstawie ruchu polskiej sceny politycznej i finansowej oraz niewielu widocznych ich fragmentów. Te niewielkie fragmenty zostały ujawnione przez specjalne komisje sejmowe powołane w sprawach tzw. „afery Rywina” i „afery Orlenu”, gdy okazało się że istnieją nieformalne i nielegalne ośrodki władzy podejmujące kluczowe decyzje, a Sejm stanowi w znaczącym stopniu fasadę demokracji. Z tych fragmentów można też wnioskować o istnieniu w Polsce zasadniczo ukrytej władzy panowania politycznego o charakterze oligarchicznej sieci, a którą nazywam polską oligarchią polityczno-finansową. I to są owe „potężne siły społeczne”. Ta sieć panowania o nieformalnym charakterze sprawowana jest za pośrednictwem podporządkowanych elit politycznych, administracyjnych, menadżerskich i sądowniczych w samym państwie, a także poszczególnych jego segmentów, jak choćby służby specjalne. Jest to wyraźnie struktura sieciowa, a więc nie posiadająca hierarchii, choć jej węzły z pewnością mają różną wagę finansową i polityczną. Prawdopodobnie znacząca część węzłów pochodzi ze środowiska byłych służb specjalnych PRL-u, szczególnie wojskowych, na co wskazuje afera Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Być może w stosunku do tej części sieci prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu wyrwało się kiedyś zdanie o istnieniu w Polsce swoistego „alternatywnego antypaństwa”, czego już nigdy nie powtórzył, nie mówiąc o rozwinięciu, a środowisko dziennikarskie nie odważyło się drążyć tego tematu. Z innymi węzłami sieci typu koncern Agora, czy koncerny Zbigniewa Solorza, Jana Kulczyka czy Ryszarda Krauze, łączy je prawdopodobnie chęć utrzymania ustrojowego status quo i zabezpieczenia swych pozycji współpanowania. A z zasady oligarchiczności wynika niemożność podejmowania walki konkurencyjnej i próby zdominowania innych węzłów, bo inne węzły mają porównywalna siłę, więc grozi to samounicestwieniem siebie lub całych fragmentów sieci. Węzły tej oligarchicznej sieci polityczno-finansowej są nieco analogiczne do kosmicznych „czarnych dziur”, gdyż są bezpośrednio i w sposób przez nie zamierzony, a przy tym profesjonalnie zrealizowany dzięki znaczącemu udziałowi środowiska byłych służb specjalnych PRL-u, nieidentyfikowalne. Są nieidentyfikowalne dzięki „wciąganiu” z olbrzymią siłą i szybkością wszelkich informacji (i ludzi) umożliwiających jej rozpoznanie. Są realizacją chińskiej zasady zacytowanej we wspominanej już przeze mnie książce „Montaż” – „Przede wszystkim powinno się unikać przybrania kształtu, który mógłby zostać precyzyjnie opisany. Jeśli się to wam powiedzie, uodpornicie się na spojrzenia najprzeróżniejszych szpiegów i nawet najlepsze umysły nie będą w stanie przygotować zwróconych przeciwko wam planów.” Ta funkcjonująca poza wszelką kontrolą publiczną i wiedzą szerokiej opinii publicznej, poza wszelką odpowiedzialnością oligarchiczna sieć o charakterze klasy społecznej, zawłaszczyła w sposób istotny w procesie transformacji polskie państwo i stale oraz na nowo go zawłaszcza. Ta sieć oligarchicznej władzy, wokół której krążyły i dużym stopniu nadal krążą polskie elity polityczne i całe partie, jest autorem i reproduktorem cech i charakteru państwa III RP, którego tragiczny stan odsłoniła w najbardziej bolesny sposób katastrofa lotnicza pod Smoleńskiej w dniu 10 kwietnia 2010 roku i jej okoliczności.

Tragiczny stan polskiego państwa

W tej niespotykanej nie tylko w historii Polski, ale i współczesnego cywilizowanego świata, katastrofie lotniczej zginęli obok głowy polskiego państwa i jego małżonki najważniejsi dowódcy polskich sił zbrojnych, najważniejsi urzędnicy tego państwa z szefem banku centralnego na czele i kluczowe postacie polskiego życia politycznego. Bezpośrednie przyczyny tego tragicznego wypadku pewnie poznamy za kilka miesięcy. Nie zmienią one jednak pytania zasadniczego: kto wysłał głowę polskiego państwa i jego najważniejsze postacie wycofanym kilkanaście lat temu z użycia w lotnictwie cywilnym ze względu na przestarzałą konstrukcję i już wielokrotnie psującym się samolotem na pozbawione nowoczesnego systemu nawigacyjnego zastępcze lotnisko wojskowe obcego, a przy tym niezbyt przyjaznego państwa, bez osłony wywiadowczej oraz kontrwywiadowczej i to w skrajnych warunkach pogodowych przy niezabezpieczeniu lotnisk zapasowych? Otóż ten samolot wysłało polskie państwo decyzjami i brakiem decyzji polityków szczebla rządowego i wysokich urzędników poczynając od początku lat 90., przy szczególnej odpowiedzialności obecnej administracji rządowej. Te decyzje i brak decyzji składają się na stan polskiego państwa w postaci jego strukturalnej nieodpowiedzialności, bezmyślności, nieudolności i korupcji. Korupcji dlatego, że czterokrotne odwołanie pod rząd ogłoszonych już przetargów na zakup nowych samolotów przez Ministerstwo Obrony Narodowej nie da się wytłumaczyć tylko nieudolnością. To z daleka wskazuje na możliwość ustawiania przetargów. Nieudolność w Polsce ma swoje granice. Korupcja nie. To polskie państwo, a ściślej jego stan, jest zasadniczą przyczyną smoleńskiej tragedii. To państwo jest bowiem znacząco nieudolne, znacząco skorumpowane i znacząco niepraworządne samowolą urzędników i polityków. A kluczem do naprawy polskiego państwa jest odcięcie go od sieci oligarchicznego panowania. Ocena poszczególnych partii politycznych i polskich polityków z punktu widzenia polskiej racji stanu i polskich interesów narodowych, to ocena ich praktyki politycznej w tym zakresie. Najważniejszym zaś podziałem politycznym jest podział na polityków i partie realizujące „potężne interesy” poszczególnych węzłów oligarchicznej sieci i polityków i partie antyoligarchiczne. Bez zrozumienia tego kluczowego podziału debata o polskiej polityce była i będzie bezsensowna. I rzecz moim zdaniem najważniejsza. Otóż panowanie sieci oligarchii polityczno-finansowej jest stale reprodukowane dzięki najważniejszemu rozwiązaniu ustrojowemu, które współcześnie spełnia rolę ustrojowego „liberum veto” I Rzeczpospolitej. Tym rozwiązaniem jest partyjna ordynacja wyborcza nazywana proporcjonalną. Ta ordynacja stale i na nowo reprodukuje polityczny wynik „transformacji ustrojowej”, odbierając przy tym obywatelom bierne prawo wyborcze i nie pozwalając na wyłonienie autentycznych elit politycznych. Ta ordynacja tworzy ułomną demokrację uniezależniając posłów i partie od wyborców, a umożliwiając ich zależność od sieci oligarchicznej. I bez zmiany tej ordynacji nie sposób przeciąć zależności łączących sieć z polskim Sejmem i polskim państwem. Nie zmienią tego każde kolejne wybory. Naprawa polskiego państwa musi się zacząć od zmiany ordynacji wyborczej na realizującą bierne prawo wyborcze bycia wybieranym przez każdego obywatela i uzależniające każdego posła od wyborców, a nie łatwych do podporządkowania kierownictw i liderów partii politycznych. Czyli od wprowadzenia ordynacji większościowej i jednomandatowych okręgów wyborczych. I dlatego też od 20 lat istnieje na ten temat pełna zmowa milczenia w ramach medialnego i politycznego panowania rodzimej oligarchii polityczno-finansowej.

Dąbrowa Górnicza 3.05.2010. Tekst dla „Nowy Kurier. Polish-Canadian Independent Courier”

Za: http://www.propolonia.pl/article.php?art=529#art