Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Premier Tusk i wicepremier Pawlak chcą łatać dziurę budżetową sprzedażą ziemi

Lider Polskiego Stronnictwa Ludowego, minister gospodarki Waldemar Pawlak, powiedział, że rząd, którego jest wicepremierem, nie musi szukać pieniędzy na łatanie dziury budżetowej – wystarczy sprzedać ziemię rolną należącą do państwa. Po co podnosić podatki, jeżeli pieniądze leżą wprawdzie nie na ulicy, ale niewiele dalej – w Agencji Nieruchomości Rolnych? Z ziemi tam zgromadzonej, można byłoby uzyskać, przez pstryknięcie palcem, co najmniej 15 mld zł. – To, co mówi Pawlak, budzi śmiech i zdumienie na wsi – napisała “Gazeta Wyborcza”, która chyba Pawlaka nie lubiła, zanim się urodził, przytaczając komentarze rolników w rodzaju: chłop urwał się z choinki? Niby ze wsi, ale gada jak miastowy, bez sensu. Wyliczenie, ile pieniędzy “na łatanie dziury” rząd Platformy Obywatelskiej i PSL mógłby mieć ze sprzedaży ziemi rolnej sporządzono, nie zadając sobie specjalnego trudu: ANR w ub. roku dysponowała ponad dwoma milionami hektarów, średnia cena hektara wynosiła ok. 15 tys. zł, po przemnożeniu wychodzi 30 mld zł.

Od 2016 r. pełny luz na kupowanie

Jednakże nie całą ziemię z zasobów ANR można sprzedać – jej część użytkują dzierżawcy na podstawie długoletnich umów, zawartych z agencją rządową, do ok. 600 tys. ha zgłoszono roszczenia reprywatyzacyjne, powiedzmy, że z tych dwóch milionów ha, upłynniona zostanie połowa. I z tego wyłania się niezła kasa. Premier Donald Tusk zapalił się do pomysłu i powiedział po posiedzeniu rządu trzy tygodnie temu, że jeśli o niego chodzi, zgłasza pełną determinację, by plany szybkiej sprzedaży ziemi w Polsce stały się faktem.

Projekt nowelizacji ustawy o gospodarowaniu nieruchomościami skarbu państwa, który dotyczy szybkiej sprzedaży państwowej ziemi rolnikom, jest w Sejmie od lutego. Od 2016 r. każdy obywatel Unii Europejskiej będzie mógł w Polsce kupować ziemię bez ograniczeń, skończy się wtedy dwunastoletni, niezupełny szlaban na zakup i dzierżawę ziemi przez cudzoziemców, taki jest zapis w traktacie akcesyjnym wejścia Polski do Wspólnoty. Niech więc, póki czas kupi ją polski rolnik, potem może sprzedać z zyskiem, bo ceny ziemi za pięć i pół roku pójdą w górę – proponuje PSL elektoratowi, który już tak stopniał, że go prawie nie widać. Tylko że w małych i średnich gospodarstwach, do których właścicieli PSL się zwraca, panuje bieda. Wicepremier Pawlak uważa, że każde niewielkie gospodarstwo powinno dokupić, chociaż hektar ziemi, a jeśli nie ma pieniędzy, po co są banki i kredyty? Już widzimy, jak banki gonią za takimi pożyczkobiorcami! Ludzi nie urządzają kredyty nawet rozłożone na wiele lat.

Po 1000 dniach rządu wieś w potężnej dekoniunkturze

Teraz ziemię mogą kupować cudzoziemcy, starając się o zezwolenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Robią to niechętnie, mając w perspektywie kupno bez żadnych zezwoleń. Młodzież wyjeżdża ze wsi za granicę i podejmuje tam prace najczęściej nieatrakcyjne, od których stronią miejscowi. Ilu żołnierzy wysłanych do Afganistanu ma wiejskie korzenie? Wątpliwe, czy ci ludzie na polską wieś kiedyś wrócą, bo po co, jeśli ani hodowla, ani uprawy nie przynoszą w małym gospodarstwie godziwego zysku za ciężką pracę. Po 1000 dniach rządu premiera Tuska i ludowca Pawlaka efekt jest taki, że wieś “wpadła w potężną dekoniunkturę”, to znaczy bieda tam jest jeszcze większa niż była. PSL forsuje taką nowelizację ustawy, według której sprzedaż państwowej ziemi rolnej dotyczyłaby właścicieli małych i średnich gospodarstw, z pominięciem tych, które już mają po 500 i więcej ha. Farm powyżej 100 ha powstało 6–7 proc. Powierzchnia średniego gospodarstwa w Polsce nie dochodzi do 9 ha (średnia unijna – 17 ha). Według Głównego Urzędu Statystycznego, gospodarstw rolnych mamy ok. 2 mln 57 tys., z czego 1 mln 808 tys. to są gospodarstwa powyżej jednego hektara, rolnictwo mamy rozdrobnione, a polskie władze niejeden raz przyrzekały komisarzom w Brukseli, że z tym skończą.

“Sól ziemi” bez ducha Boryny

W konstytucji jest zapis, że podstawą ustroju rolnego w Polsce jest gospodarstwo rodzinne. Dr Ludwik Staszyński w swojej kolejnej ciekawej książce poświęconej wsi (“Wieś na wstecznym biegu”) uważa, że ten konstytucyjny zapis wziął w łeb. Nie zważając na koszty społeczne, prowadzona jest nachalna polityka koncentracji ziemi w rolnictwie. Ustawa o kształtowaniu ustroju rolnego z kwietnia 2003 r. mówi, że za gospodarstwo rodzinne uważa się takie, w którym łączna powierzchnia użytków nie przekracza 300 ha! W UE za takie gospodarstwa uważa się najczęściej gospodarstwa nieprzekraczające 50 ha. Dopuszczono u nas możliwość powiększenia gospodarstw przez zakup gruntów z zasobów państwowych do 500 ha. Staszyński podaje definicję własną, według niego prawdziwe gospodarstwo rodzinne powinno być oparte głównie na bezpośredniej pracy właściciela i jego rodziny, a uzyskane z tego dochody – podstawą jej utrzymania. Ale kijem Wisły nie zawróci, chociaż Małgorzata Olesińska, tak jak Staszyński optymistka, zamieszkała we wsi Franciszków w gminie Tłuszcz, podbudowała autora, chwaląc publikację, że jest potrzebna i takich rzetelnych książek nie ma. Napisała swoją, wiele mówiącą recenzję: “polski chłop, sól polskiej ziemi, jest solą w oku niektórych ludzi od dawna. Szkalowany za przywiązanie do żywicielki, tradycji i Kościoła. Mimo postępującej demoralizacji trwa jeszcze na swoim. Walczy. Przetrwał carat, faszyzm, komunę, jest nadzieja, że dzisiejszej demokracji też się nie da”. Niestety wieś, jeśli może, sprzedaje hektary, nie ma już duszy Boryny. Nieraz we wsi z rolników pozostał tylko sołtys, reszta to działkowicze w letniskowych i całorocznych domach. Tam, gdzie rosły ziemniaki, a nawet pszenica, jak Polska długa i szeroka w lecie rozstawione są leżaki i grile, na dawnych łąkach nie pasą się już krowy, ale biegają miejskie psy. L. Staszyński, syn przedwojennych nauczycieli wiejskich, z troską i żalem pisze o tym, że rolnik rugowany jest z ziemi, a polityka rolna państwa winna nieopłacalności produkcji wpędza go w biedę, “niewolę naszych czasów”. W sklepach i marketach wszystkiego mamy w bród, konstatuje autor “Wsi na wstecznym biegu”, ale mało kto zdaje sobie z tego sprawę, że co czwarty plasterek kiełbasy czy szynki, co czwarty kilogram wieprzowiny w ub. roku pochodził z Europy Zachodniej. Import nie byłby potrzebny, gdyby towarową produkcję żywca wieprzowego podjęły na powrót gospodarstwa rodzinne. Dla wielu grup społecznych żywność jest za droga, mleka spożywamy mniej od 30 do 90 proc. niż w większości państw europejskich. Produkcja mleka zmniejszyła się u nas o jedną czwartą, spożycie zmalało o 39 proc.

Jest zainteresowanie Holendrów, Niemców, Duńczyków…

Na początku transformacji państwowa agencja przejęła 4,7 mln ha ziemi po byłych Państwowych Gospodarstwach Rolnych i Państwowym Funduszu Ziemi. Sprzedawano ziemię każdemu, kto chciał i to po zawrotnie niskich cenach (wg książki L. Staszyńskiego), licząc w nowych złotych za 1 ha w 1990 r. płacono 440 zł, w 1991 r. – 880 zł, 1992 r. – 1240 zł, 2000 r. – 4786 zł… Dodajmy do tego, że grunty sprzedawane były “w cenie” razem z budynkami, inwentarzem, zakładami takimi jak np. gorzelnie. Z tego, co nam wiadomo, część tego dobytku przejęli na początku tzw. cinkciarze, czyli ludzie nielegalnie handlujący walutą w czasach Peerelu. Najlepsze kawałki ziemi przeszły w ręce nowych właścicieli i dzierżawców do 1995 r. ANR sprzedała do zeszłego roku 2,7 mln ha i wydzierżawiła, często spółkom polsko-zagranicznym, w których Polacy często stanowią tylko atrapę – 1,7 mln ha. Minister rolnictwa Marek Sawicki, zastrzegając, że nikt nie chce naruszyć okresu dzierżawnego, zaznaczył, że nie może być tak, by ziemia należąca do państwa, w praktyce była własnością dzierżawców i żeby to oni dyktowali warunki. – Państwo skutecznie przez 20 lat wyzbywało się władztwa nas swoją własnością i dziś trzeba ją przywrócić – powiedział. Ziemi rolnej na świecie nie przybywa i będzie drożała. Naszą interesują się m.in. farmerzy z Holandii, Niemcy, Duńczycy, Irlandczycy – i nie tylko oni.

Wiesława Mazur

Artykuł ukazał się w “Naszej Polsce” nr 33 (772) z 17 sierpnia 2010 r.

Za: Nasza Polska

Za: http://www.bibula.com/?p=26149