Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Na obrzeżach marszu biegali wśród uczestników policjanci, ubrani po cywilnemu, w czarnych maskach. Udało się ludziom jednego takiego policjanta otoczyć, miał w ręku teleskopową pałkę. Żądaliśmy od niego, żeby zdjął maskę i podał swój numer. Absolutnie nie chciał tego zrobić, nie zaprzeczył jednak, że jest policjantem. Za chwilę podbiegli dwaj inni policjanci w maskach i odciągnęli go do policji - relacjonuje poseł Artur Górski (PiS), uczestnik Marszu Niepodległości.

Na organizowany przez środowiska prawicowe Marsz Niepodległości w Warszawie przybyło kilkadziesiąt tysięcy ludzi z biało-czerwonymi flagami. Młodzi, starsi, rodziny z dziećmi, zorganizowane grupy i osoby indywidualne. Wszyscy szli zgodnie, ramię w ramię, śpiewając pieśni patriotyczne. Nieśli transparenty, na których można było przeczytać m.in.: "Nie ma wolności bez suwerenności", "Niepodległość nie na sprzedaż" czy "Dał nam przykład Viktor Orbán, jak zwyciężyć mamy". Na czele pochodu jechał samochód, na plandece którego znajdowali się organizatorzy marszu. Nieustannie prosili i nawoływali z megafonów, by nie dać się sprowokować policji i uważać na "tajniaków".

- Nie możemy dać się sprowokować, wiemy, że w naszych szeregach są tajniacy - apelowali organizatorzy. Ludzie reagowali na apele organizatorów i wykonywali ich polecenia. Słowa o tajniakach nie były bezpodstawne, w tłum uczestników Marszu Niepodległości wmieszało się bowiem wielu prowokatorów - wśród nich zorganizowane, zamaskowane grupy w kominiarkach - którzy zachowywali się bardzo agresywnie w stosunku do policji. Większość z nich zdawała się pijana, wykrzykiwali niecenzuralne słowa pod adresem funkcjonariuszy i rzucali w nich niebezpiecznymi przedmiotami. Sam byłem świadkiem, jak grupa kilku mężczyzn w kominiarkach na głowach tuż obok mnie wydzierała z ziemi kostki brukowe. Takich osób na marsz nikt nie zapraszał.

Kto ciskał petardy

Widziałem też grupki młodych mężczyzn, którzy się wzajemnie nawoływali i przemieszczali w kierunku czoła marszu, skąd poleciały w stronę policji kamienie, kosze na śmieci i kostka brukowa. Ludzie ci nie wykazywali żadnego zainteresowania samym marszem, widać było, że dążą jedynie do wzniecenia burd, w tym celu też rzucali w tłum liczne petardy. Niektórzy z nich zachęcali do skandowania: "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę".

Uczestnicy marszu też wznosili okrzyki, ale niepodległościowe. "Bóg, Honor, Ojczyzna", "Cześć i chwała bohaterom" i "Biało-czerwone - to barwy niezwyciężone" - rozlegało się raz po raz na całej trasie.

W pewnym momencie, wskutek petard rzucanych przez prowokatorów, cały marsz został zablokowany przez policję, która zaczęła nacierać na jego uczestników i wzywać do "opuszczenia zgromadzenia osoby postronne, przedstawicieli mediów czy osoby posiadające immunitet". Nic nie znaczyło, że faktyczni uczestnicy Marszu Niepodległości zachowywali się spokojnie, w przeciwieństwie do ewidentnych prowokatorów. Z wozu organizatorów wciąż proszono przez megafon, żeby policja nie nacierała na uczestników marszu, by zważyła na fakt, że w tłumie są kobiety z małymi dziećmi i żeby wskazała uczestnikom marszu drogę, którą mogą dalej podążać. W odpowiedzi w stronę ludzi poleciał jednak gaz łzawiący, a policja powtarzała, że jeżeli uczestnicy marszu nie będą zachowywać się zgodnie z prawem, to użyje w stosunku do nich środków przymusu. "Policyjna prowokacja!" - skandowali zebrani.

- To, co się w tej chwili dzieje, postrzegam jako powtórkę z roku ubiegłego. A jestem tutaj dlatego, że kocham moją Ojczyznę i chcę, żeby była wolna, by media były wolne, by Telewizja Trwam miała swoje miejsce na multipleksie, tak jak inne telewizje. Chcę mieć poczucie wolności - powiedziała "Naszemu Dziennikowi" obecna na marszu Temida Stankiewicz-Podhorecka, publicysta i krytyk teatralny. Podobnie mówiły nam kolejne spotykane osoby. - Marsz z prezydentem Komorowskim nas nie przyciągnął. My identyfikujemy się z tymi ludźmi, którzy dzisiaj są właśnie tu, na tym marszu. Bliskie są nam ideały wolnej Ojczyzny. Jestem bardzo zaskoczona blokadą policyjną, nie wiem, dlaczego utrudnia nam się marsz. Na pewno w mediach przedstawią nas, którzy przyszliśmy tu w pokojowych zamiarach, jako tych, którzy wywołują zamieszki - przewidywała pani Joanna, która przyjechała z Mielca na Podkarpaciu z grupą przyjaciół, aby uczcić Święto Niepodległości.

Pałka w ruch

Jednak policja nie odpuszczała i zdawała się głucha na rzeczowe apele organizatorów. Oburzenie ludzi wzrastało, uczestnicy komentowali między sobą, że służby bezpieczeństwa celowo usiłują doprowadzić do zdelegalizowania marszu. - Żądamy od policji przestrzegania prawa! - wołali przez megafon organizatorzy.

Mało tego, wśród tajniaków maszerujący zdekonspirowali osoby, które mogły być policyjnymi prowokatorami. Jednego z nich rozpoznali - jak twierdzą - posłowie Prawa i Sprawiedliwości Artur Górski i Stanisław Pięta. - Zastanawiam się, co ci ludzie w czarnych maskach robili na obrzeżach marszu, wśród ludzi. Dowódca policji spytał mnie w pewnym momencie, czy ja jestem w stanie zagwarantować, że ludzie, którzy będą szli w marszu, będą zachowywali się przyzwoicie. Ja z kolei zapytałem go, czy policja nie powtórzy zachowania sprzed roku, gdy jeden z policjantów po cywilnemu skopał jednego z uczestników demonstracji - relacjonuje poseł Artur Górski.

Dzięki zimnej krwi organizatorów i spokojnemu zachowaniu prawdziwych uczestników Marszu Niepodległości mógł on dotrzeć do celu, pod pomnik Romana Dmowskiego. Artur Górski ma nadzieję, że za rok, gdy demonstranci nie będą mogli mieć zamaskowanych twarzy, będzie wiadomo, że osoby, które te twarze mają zasłonięte, są albo prowokatorami, albo policjantami - i wtedy będą one łatwiej ujawniane i demaskowane. - Moim zdaniem, nie ma żadnych powodów do tego, żeby funkcjonariusze policji byli w tłumie jako osoby zamaskowane z pałkami teleskopowymi w dłoniach. Swe czynności powinni realizować z odsłoniętą twarzą - kwituje poseł Górski.

Po wczorajszych marszach ponad 100 osób zostało doprowadzonych do jednostek policji. Niektóre z nich zostały zatrzymane pod zarzutem czynnej napaści na funkcjonariuszy. Rannych zostało ośmiu policjantów.

 Piotr Czartoryski-Sziler

Za: Nasz Dziennik,  Poniedziałek, 12 listopada 2012, Nr 264 (4499)