Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Jest gorzej – czyli tak jak przewidywaliśmy, spodziewaliśmy się tego, wszystko jest pod kontrolą, a lada miesiąc będzie lepiej – tak minister finansów Jacek Rostowski odpowiada na podane przez Główny Urząd Statystyczny wyniki polskiego przemysłu. Sprawianie wrażenia, że rząd ma jeszcze cokolwiek w naszej gospodarce pod kontrolą, miałoby pozwolić ekipie PO – PSL na dotrwanie na stołkach do końca kadencji. 

Opublikowane przez GUS grudniowe dane dotyczące naszej gospodarki wskazują na wyraźną zapaść w przemyśle. O 10,6 proc. spadła w porównaniu z ubiegłym rokiem produkcja sprzedana przemysłu, a aż o 24,8 proc. – produkcja budowlano-montażowa. Wyniki te są tym bardziej niepokojące, jeśli porównamy je do tych sprzed roku. Choć w żadnym wypadku nie można powiedzieć, iż mamy do czynienia w ostatnich kilkudziesięciu miesiącach z dobrą koniunkturą gospodarczą, to jednak w grudniu 2011 r. produkcja sprzedana przemysłu wcale nie spadła, lecz wzrosła o 7,7 proc., a produkcja budowlano-montażowa zwiększyła się o 14,6 procent. Rośnie natomiast bezrobocie. Pod koniec grudnia stopa bezrobocia przekroczyła 13 proc., które rząd Donalda Tuska zapisał w budżecie państwa jako prognozę, ale na koniec rozpoczętego właśnie roku – i wyniosła już 13,3 procent. – To słabe dane, dokładnie zbieżne z naszymi oczekiwaniami – mówił na początku tygodnia minister finansów w radiu RMF o wynikach podanych przez GUS. – My przewidujemy i myślę, że prawie wszyscy poważni ekonomiści – nie tylko w Polsce, ale także w Europie – że pierwsza połowa tego roku będzie słaba, a potem, w drugiej połowie, sytuacja gospodarcza zacznie się poprawiać – dodał Rostowski.


Dramatyczne dane dotyczące naszego przemysłu to nie lada kłopot dla rządu. Ale raczej nie w sferze realnej, lecz propagandowej: jak jeszcze raz przekonać Polaków, że choć jest gorzej, to jest lepiej – i w spokoju przetrwać na rządowych posadach kolejne miesiące do końca kadencji. Gdy sprawy wymykają się z rąk, w ocenie rządowych propagandystów lepiej jest, zdaje się, ogłosić, że tak właśnie miało być i wszystko odbywa się zgodnie z prognozami. Do tego obietnica, że „wkrótce będzie lepiej”, pozwoli opanować – przynajmniej na jakiś czas, do wymyślenia nowej opowieści, która zostanie „sprzedana” Polakom – nastroje społeczne, a rządowi da kilka miesięcy spokoju.

Podobnego typu manewry ekipa Tuska i Rostowskiego przerabiała na Polakach już wielokrotnie. Gdy w Sejmie trwały prace nad budżetem państwa na rok 2009, od polityków Platformy słyszeliśmy, iż przygotowany przez rząd projekt ustawy budżetowej to „dobry budżet na trudne czasy”. Wystarczyło jednak, by podpis pod ustawą budżetową złożył prezydent Lech Kaczyński, a przystąpiono do jej nowelizacji, decydując m.in. o obniżeniu prognozy dochodów o blisko 30 mld zł i zwiększeniu deficytu o 10 mld zł, co skutkowało cięciami wydatków. A w wyobraźni wielu Polaków pozostaje zapewne inna propagandowa opowieść z czasów podnoszenia przez ekipę Tuska wieku emerytalnego – o tym, jak to pracodawcy będą się wręcz zabijać o to, by z uwagi na brak rąk do pracy zatrudnienie podjęli 67-letni emeryci. Nie wspominając już o legendarnej Polsce – „zielonej wyspie”. Wiele wskazuje na to, że również budżet państwa na bieżący rok, nad którym pracę w tym tygodniu zakończy parlament, będzie musiał zostać znowelizowany. Minister finansów, który ogłasza, iż spodziewał się grudniowej zapaści w przemyśle, chyba jednak nie przewidział wolniejszego wzrostu gospodarczego i był zmuszony zweryfikować założenia do tegorocznego budżetu państwa, i to po zaledwie paru miesiącach, m.in. odnośnie do wzrostu PKB – z 2,9 proc. założonych w czerwcu do 2,2 proc. przyjętych we wrześniu. Trudno też poważnie traktować opowieści o poprawie w drugim półroczu (chyba że poprawić ma się jedynie rządowi), jeśli minister Rostowski w zaledwie parę tygodni po uchwaleniu przez Sejm budżetu państwa wnioskuje do Senatu o podniesienie w budżecie „na wszelki wypadek” limitu pożyczki, jaka może zostać udzielona Funduszowi Ubezpieczeń Społecznych na wypłatę gwarantowanych przez państwo świadczeń, na wypadek gdyby pod koniec roku zabrakło na ten cel środków. Biorąc pod uwagę, że rządowa propaganda głosi poprawę sytuacji gospodarczej w drugim półroczu, to wpływy ze składek ZUS-owskich płaconych przez rozkwitające firmy powinny raczej się zwiększać.

Artur Kowalski

Za:  http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/21775,wskazniki-nie-chca-sluchac-rostowskiego.html