Ocena użytkowników: 2 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Dr. FIL. i Dr. PRAW
JERZY   POGONOWSKI

BOHATER RADZYMINA

WARSZAWA   —   1934
Katolickie Tow. Wyd. „Kronika Rodzinna" Podwale A- (Plac Zamkowy)

Zdjęcie: Kapitan Stefan Pogonowski

Uporządkowawszy po latach narosłe materjały, przystąpiłem do skreślenia w niniejszym skromnym . szkicu sylwetki i czynu orężnego ś. p. Stefana, bohatera z pod Radzymina. — Zbyt wiele powiedziano już na ten temat, jaką była rola bitwy radzymińskiej w obronie Warszawy r. 1920, aby kwestja waloru zasługi ś. p. kpt. Stefana Pogonowskiego miała być dopiero pro­blemem .— W szkicu niniejszym staram się jedynie ucz­cić pamięć Bohatera, ustalając dane, zebrane o Nim.
Kapitan Stefan pochodził z linji krośniewickiej Pogonowskich herbu Ogończyk, będącej odgałęzieniem linji emigranckiej Jana z Pogonowa podlaskiego z 17 w., od którego też początek biorą linje: poznańska i   szczeblotowska  Pogonowskich.*)    Przodkowie   kpt.

*) Por. D-ra Jerzego Pogonowskiego szkic genealogiczno-heraldyczny „Pogonowscy z Pogonowa. Lwów. Nakład Związku Rodzinnego Pogonowskich 1928", jak i publikację p. t. „Statut Związku Rodzinnego Pogonowskich oraz protokóły zjazdów. Łódź. Nakł. Józ. N. Pogonowskiego 1932", w której są szczegółowe da­ne o bohaterze Stefanie. Również Dyr. Aleks. Włodarskiego „Ro­dzina. Herbarz szlachty polskiej. Uzup. i sprostow. Cz. I. "Warsza­wa 1932" na str. 74-6.

Stefana nosili przeważnie imię Ryszarda: Pradziad jego tego właśnie imienia był synem Wojciecha, którego ojcem był emigrant z Pogonowa Jan, testator z r. 1675. Ów Ryszard, żonaty z Zaborowską h. Grzymała, osiadł w Krośniewicach w województwie warszawskiem. Sy­nami ich byli: wcześnie zmarły Piotr i w młodym wie­ku zaginiony Paweł oraz Ryszard, dzierżawca Ostró-wek pod Krośniewicami. Ten Ryszard żonaty był dwa-kroć; nazwisko drugiej jego żony było van Pradels de Palmart (z Ooliszewa). Miał z nią Marję za Luczyń-skim, Annę 1 v. Korewicką h. Prus III, 2 v. Barsowo-wą, Władysławę Jaskólską h. Leszczyc, Janinę zamężną Pietraczukową i Ryszarda, ożenionego z Heleną h. Szeliga Morecką, rodziców: dwu zmarłych Władysławów, Lucjana, Ryszarda, Marji, Janiny, Anny, Stanisława i bohatera Stefana. Z tych żyją: Marja, Janina, Anna, (zamężna Szutowiczowa), Stanisław, kawaler krzyża wa­leczności, Virtuti Militari i Croix de la guerre et de victoire.
Ś. p. Stefan, rycerz zasługi niezmiernej, doczekał się wielu nekrologów. W całości reprodukuję tu ten, który pochodzi z najdroższej Mu ręki,*) a jest zarazem krótkim życiorysem:
u Ś. p. Stefan Pogonowski, człowiek, który w melodję swego życia-poematu wplótł wspaniały akord czynu, urodził się 12 lutego  1895 r. w majątku Domaniewie ziemi łęczyckiej, Sarmackie tradycje starej jego rodziny*) nuciły kołysanki małemu Stefankowi, a gdy się niemowlę zmieniło w cichego, o poważnem spojrzeniu chłopaczka, szarą godziną ojciec brał go na kolana i w duszę dziecka rzucał płomienne słowa opo­wieści o sławnych mężach, o wielkich czynach i o lo­sach „Tej, co nie zginęła"...
A ciemnowłose chłopię chłonęło echa przeszłości, niby iskry zamykało je w sercu i tylko w szarych oczach mignął czasami promyk wielkiego zrozumienia i tylko skrzydła melancholji przez długie, długie lata muskały mu skronie. Z pieśni, nuconych przez ojca, na całą przyszłość wyryły mu się słowa: „My już bez skargi nie znamy śpiewu..."
I śladem innych polskich serc stworzył bolesne marzenie życia, na dziecięce sny upadła biało-amaran-towa wstęga—pragnienie czynu dla Ojczyzny.
Kiedy rodzeństwo ś. p. Stefana podrosło, rodzice jego przenieśli się do Łodzi, by ułatwić swej dziatwie wykształcenie, a jeden z wujów**) zabiera go do Tweru. Trzeba zaznaczyć, że od zarania życia młodziutki Stefan przebywa wśród wojskowych, a jego pasji do wojska nie zdołał ostudzić widok ciężkich warunków


*) Pani Magitra Praw Czesławy z Żyzniewskich Monikowskiej.
*) Wedle hipotezy niektórych pochodzącej z czasów osad przeciwjaćwieskich, wedle innej, bardziej udokumentowanej, z cza­sów pogrunwaldzkich,—która w XVI w. rozrodziła się w zaścianek
**) Luczyński, mąż Marji Pogonowskiej, siostry Ryszarda, ojca Stefana.



życia, z jakiemi musieli walczyć Polacy, by się dosłu­żyć wyższego stopnia w rosyjskiej armji. Obce miasto, obce twarze budzą w sercu dziecka nostalgję, tęsknotę do matki, która tam w Łodzi myślała o swym synu. I list za listem nadchodził, a w nich prośby chłopca, by go zabrano do Polski.
Wraca więc do Łodzi i wstępuje do gimnazjum im. M. A. Witanowskiego. Małomówny i poważny uczył się Stefan bardzo dobrze, życiu koleżeńskiemu mniej się udzielając. Z bujną wesołością towarzyszy nie har­monizowały myśli Stefka, który, jak wszystkie ambitne dzieci, skrywał w duszy tęczową dumę, a wobec ludzi był nieśmiały.
Z duszą, skłonną do wszystkiego, co piękne, pod­dał się pod religijny wpływ matki, a słowa pacierza wskrzesały mu w sercu i potem, gdy wśród zamętu życia stracił w dzieciństwie święcone prawdy.
Podczas pobytu swego w gimnazjum, codzień ra-niutko, z tornistrem na plecach, wbiegał Stefek do kościoła św. Krzyża, a tam, przed ołtarzem Matki Czę­stochowskiej spędzał minuty i kwadranse. Skrywał to jednak —
i pytanie rodziców, czemu z domu wymyka się tak wcześnie, nigdy nie miało wyraźnej odpowie­dzi. Dopiero kiedyś matka, idąca w ślad za synem, uj­rzała go wpatrzonego w obraz Bogarodzicy.
O co prosił?
Czy były to dziecinne prośby o powodzenie w szkole,  czy też  młodzieńcza modlitwa o rycerskie czyny, korne błaganie o krótkie, a piękne życie, które, liby promienną gwiazdę los rzucił na Ołtarz Odku-lienia?...
W czerwcu 1914 r. ś. p. Pogonowski opuszcza niwę szkolną, zamierzając poświęcić się karjerze wojskowej. W toku wstępuje do szkoły junkierskiej v Wilnie, którą chlubnie ukończył. Był to czas, gdy nad Europą rozbłysła krwawa pożoga. Potrzebni byli ludzie, bo śmierć święciła swe żniwo, zabierając mat­kom synów, a dzieciom ojców.
Młodziutki   Stefan  mianowany został  dowódcą  kompanji wysłanej na front, a niedługo potem, w bitwie nad rzeką Lubatówką, zostaje ranny.
W obcym mundurze, z wrogami przeciw wrogom, za cudze ideały, po raz pierwszy przelewa krew... I odtąd zaczyna się zwykła epopeja żołnierza, rzucanego z bitwy w bitwę, z frontu na front. Walczy z Niemcami pod Mołodecznem, nad Wilejką, nad rze­ką Szpiagawicą, pod Postawami i Rygą.
Za dzielną postawę w bitwie pod Rygą zostaje udekorowany orderem i przedstawiony do rangi kapitana (w czerwcu 1916 r. był mianowany poruczni­kiem).
W tym czasie w Rosji wybucha rewolucja. Pod­czas różnych zamieszek nie opuszcza szeregu, dopiero gdy się rozpanoszył bolszewizm, jedzie do Mińska, gdzie się zaciąga do Legji Oficerskiej 1-go Korpusu gen. Dowbora-Muśnickiego.
Była to przełomowa chwila w jego życiu. Oto, jak pisze o tem w jednym ze swych listów:

„... 1917 rok, rewolucja;—ile się zaznało przy­krości, ile sią przeżyło, gdy za dotychczasowe trudy prace i rany w końcu trzeba było uciekać, będąc ści­ganym, jak zbrodniarz. Czy mię kto zapytał o moje poglądy?—nikt. Byłem oficerem, spełniałem swój obo­wiązek i dlatego musiałem uciekać, choć rewolucjonistą zapewne byłem większym, niż ten prosty żołnierz, który nic nie rozumiał. Gdy spojrzałem wstecz na te trzy lata walk, już, już miałem palec na cynglu...
Jednak niema tego złego, coby na dobre nie wyszło — i dla mnie zajaśniała przyszłość. Wstąpiłem do 1-go Korpusu Legji Oficerskiej, złożyłem przysięga na wierność Narodowi Polskiemu. Zmieniłem się zu- pełnie, miałem cel, nic mnie więcej nie zrażało.
Po demobilizacji Korpusu nie pojechałem do do mu, pozostałem, by walczyć dalej. Do Murmania nie udało mi się dotrzeć, pojechałem na Kubań, zaczęliśmy formować dywizję gen. Żeligowskiego i tak dostaliśmy się do Ojczyzny i oto służę w armji polskiej. Wytrwa­łem, dopiąłem celu, prędko nie będę potrzebny".

Pisząc to, nie wiedział por. Pogonowski, że misja nieskończona, że jeszcze praca przed nim, i nieśmiertelny czyn tam u wrót stolicy.
Z Kaukazu, przez Morze Czarne, przybywa do Odessy, skąd dostaje się do Besarabji i Rumunji, stale walcząc z nieprzyjacielem.

W drodze do Polski przybywa pod Lwów, broni go, dociera do rzeki Zbrucza i po pogromie Ukraiń­ców, przybywa do rodzinnego domu, by u kolan matki przypomnieć dziecięcą baśń o Rycerzu i porów­nać ją z pełnem trudu życiem polskiego żołnierza.
Ś. p. Stefan w twardej wędrówce wojennej nie zatarł w duszy wrażliwości. Patrząc na okropności bitwy, poza zapałem żołnierza, odczuwa grozę sytuacji i z żalem mówi o ludziach, pozbawionych dachu i chleba:

„Tysiące uciekinierów: ludzie, zwierzęta, wozy — wszystko zbite w jedną masę; płacz, jęk, naokół poża­ry... Ile bólu i rozpaczy widać było u tych ludzi pro­stych, porzucających swe rodzinne strony i mienie, bezmyślnie pędzonych w nieznaną im dal Rosji..."

Nie sądzono mu było długo odpoczywać w do­mu. Wkrótce, jako dowódca 1-go bataljonu 28-go Pułku Strzelców Kaniowskich walczy na froncie litew­sko-białoruskim.
W grudniu 1919 r. 1-y baon stał na pograniczu litewskiem, zawsze w pogotowiu, by piersią zasłonić Wilno.
Chwilowy spokój pozwala Stefanowi wejrzeć w siebie, zastanowić się i myślą przebiec przeżyte wy­padki.
Jeszcze z czasów szkolnych mając pewne zdol­ności do pióra—i teraz w wolnych chwilach kreśli listy — pamiętniki.
Wyjątkowo mroźna, lecz cudna zima przepychem białości przemawia mu do duszy i oto nieraz błądzi samotny...

„Taka piękna, cudna noc księżycowa, tyle uroku, tyle tajemnic zawiera w sobie. Śnieżna płaszczyzna, a w dali czernieją plamami lasy, straszne, tajemnicze, przyjazne dla nas i również dla wroga. Wiatr słaby muska po twarzy; idę drogą, wstęgą, wijącą się na "wzgórze i spadającą w kierunku miasteczka. Różne wspomnienia myśli zapełniają: i wybrzeża mórz Bał­tyckiego i Czarnego i stepy kubańskie, turkiestańskie i piękna Wołga i dzika Syberja i Polska, która po­wstała, by żyć i odpierać wraże zachcianki..."

W lutym baon przerzucają do Wilna. Chwilowa cisza na frontach daje Mu możność wzięcia paru uśmiechów życia.    .
Każde spojrzenie, rzucone na Zamkową Górę, ze szczytu której powiewał polski sztandar, budziło ra­dosną myśl: to Polska! Wolna, cudem ofiar wskrzeszo­na Polska. — Niedzielne defilady przed kościołem św. Kazimierza nasuwały wspomnienia innych czasów, gdy kościół św. zmieniony był na prawosławną cerkiew, a On jako junkier zmuszony był tam bywać.
A oto dziś na czele bataljonu defiluje przed ze­branym tłumem, który jeszcze nie nasycił oczu wido­kiem polskiego munduru, który z entuzjazmem wylęga na ulicę, gdy usłyszy marsz piechoty, lub ujrzy barw­ny proporzec ułański. Jednak sześcioletni pobyt w wojsku zmęczył ner­wy, bo oto zwierza się w liście:

„Ja osobiście bardzo potrzebuję odpoczynku, nie yle fizycznego, co moralnego. Czuję się zmęczonym. Dwa, trzy tygodnie potrzeba nie myśleć o niczem, nie martwić się różnemi sprawami służbowemi."

Jednak być może, że natura ta, nawskroś rycer­ska i żołnierska nie mogła już żyć bez wojny, jej nie­bezpieczeństw i przygód, bo nieraz skarży się na to, że wszystko, jak przed burzą, ucichło:

„Pragnę walki, prawdziwej walki, prawdziwego niebezpieczeństwa, wówczas zapomnę o wszystkiem, o całym świecie. Może Bóg da, będę ranny, odpocznę. Niema tej walki, niema tego niebezpieczeństwa, niema tego prawdziwego życia.
Chwilami ogarnia mię tęsknota, chwilami pesy­mizm i wówczas potępiam siebie, potępiam innych... Chwilami pragnę innego życia, pełnego przygód i sła­wy; ponad wszystko góruje obowiązek.
Człowiek — najsilniejsza istota na kuli ziemskiej i zarazem słaba; nie człowiek silny,—silnym jest ogół, silni są ludzie."

I Rycerz ten, wołający o niebezpieczeństwo, spot­kał je, a odpoczynek znalazł w ukochanej przez się ziemi...
Bataljon znów rzucono w okolice Wilna. Tam, wśród pięknych, nadwilejskich okolic, przy narzeczonej swej, prześnił maj 192O r., —ostatni maj swego życia...
Już w początkach czerwca porywa go piekielny wir woj­ny. Z frontu pisuje krótkie listy, z których wieje zapał i nadzieja, oraz żal, że z szeregów ubywa tylu żołnie­rzy,-- śmierć robi spustoszenia wśród jego ukochanej, dzielnej „wiary". — Wśród krwi i ognia mija lipiec.
W jednym z listów ś. p. Pogonowski kreśli:

»Obecnie odpieramy ataki. Przed trzema godzi­nami moja wiara odparła nacisk bolszewików. Wszyscy się dobrze spisują, walczą, narażając życie. Wielu za­bitych.—Niebezpieczeństwo stale grozi, lecz to głup­stwo. „Co ma wisieć — nie utonie." Głównie praca, odpowiedzialność. Od mych rozkazów dużo zależy, bywają zaś często krytyczne chwile. Nie o niebezpie­czeństwo tu chodzi, lecz o ratowanie sytuacji.
Sześć lat już,—nerwy poszarpane, lecz nerwy się trzyma na uwięzi. Obowiązek, wiara".

Lub w innym liście:

”Do nominacji na kapitana znów zostałem przed­stawiony. Za ostatnie walki do Orderu Virtuti Militari również. Dowódcy przedstawiają i to wszystko ginie, ginie gdzieś na tyłach. Komisje pracują i wogóle nic nie robią.
Wszystko, cobym chciał mieć — mam — i nic nie otrzymuję.—Głupstwo zresztą,—kiedyś otrzymam. Ma­my uznanie tych, co nas widzą, dekoracje potrzebne dla tych, co nie widzą.”

Na tydzień przed śmiercią przybywa do Łodzi w sprawach służbowych, odwiedza rodziców i,  wiedziony dziwnem przeczuciem, żegna się z nimi, wy­biera miejsce, w którem ma być pochowany, prosi, by Mu na grób przynoszono kwiaty, daje dyspozycje co do swych spraw osobistych. Żegnany łzami matki opuszcza Łódź, by już jej nigdy nie ujrzeć...
I znów staje w szeregu, walczy z wrogiem, aż przyszła pamiętna noc
15-go sierpnia 1920 r.
Oto urywki z pisma gen. Żeligowskiego (które otrzymał Komitet budowy pomnika dla ś. p. kpt. Pogonowskiego)

„Dnia 15 sierpnia 1920 r. o godz. 1-ej w nocy,  prowadząc swe dzielne kompanje do zwycięskiego ata­ku na pozycje nieprzyjacielskie pod Radzyminem, padł dowódca 1-go bataljonu 28-go pułku piechoty ś. p. kpt. Pogonowski.
Śmierć ś. p. kpt. Pogonowskiego sama przez się nie wyróżniałaby go z pośród wielu innych. Warunki jednak i okoliczności, w jakich ta śmierć nastąpiła, wznoszą ją do wyżyn symbolu ofiary za Ojczyznę."

Ś. p. Stefan padł w chwili, kiedy nieprzyjaciel otworzył sobie wejście do stolicy. Pogonowski z ba­onem odosobnionym, w miejscu najbardziej zbliżonem do tyłów nieprzyjaciela, uderzył nań w nocy pod Wólką Radzymińską, dzięki czemu nieprzyjaciel, który już doszedł do Kątów Węgierskich, uczuł się zagrożo­ny na swoich tyłach. Reszty dokonał atak dalszych oddziałów.

„W samorzutnej inicjatywie ś. p. kpt. Po­gonowskiego leży wielkość jego czynu. Był to niejako moment zwrotny w historji tej wojny. Psychologja klęski, cofania się, ciągłych odwrotów, została nareszcie przełamana. Odwróciła się karta historji. — W tym właśnie przełomie psychologicznym jest wielka treść czynu i śmierci ś. p. kpi Pogonowskiego".

Przed śmiercią prosi, by ciało jego spoczęło na cmentarzu w Łodzi. Śmiertelnie ranny do ostatniej chwili wydaje dyspozycje oficerom i żołnierzom.
Jak dalece czcili go żołnierze, widać było z ich zachowania się, ciało wyrwano wprost ze szponów nie­przyjaciela. Złożone w metalową trumnę, — zgodnie z rozkazem zmarłego, zawieziono zrozpaczonym rodzi­com i rodzeństwu. Pamiętali ci żołnierze, zapamiętali na długo, że do ostatniej chwili troską poległego były nie jego osobiste sprawy, lecz ich los.
Zdając dowództwo por. Boskiemu, słabnącym już głosem dodał:

„pamiętaj, abyś mi ludzi nie wygubił..."

Przed zgonem ma wizje przeżytych chwil, maja­czy o  kwiatach, których Polska ma dużo, prosi, by Mu  ich  nie żałować, wspomina najdroższych  swych z niezrozumiałym dla otaczających wyrazem na ustach Iskierka...—kona.
Zginął w 26-ej wiośnie życia...
Dekretem pośmiertnym zostaje mianowany kapi­tanem.
Pogrzeb jego zmienia się w podniosłą manife­stację patrjotyczną, a w parę lat potem miasto Łódź wystawia Mu pomnik, na życzenie rodziców nad grobem Bohatera, a nie na jednym z placów miejskich, jak projektowano.
Hen, gdzieś w zaświatach, w jasnych szeregach bohaterów naszych, stanął na apel Boga.
Całe życie przygotowywał się do śmierci za wol­ność i całość Ojczyzny, marzył o tem, jak marzył o służbie żołnierskiej.
Oszczędzała go śmierć w tylu bitwach, by po­zwolić Mu piersią zasłonić stolicę.
W krótkiem życiu Stefana Pogonowskiego, mało się marzeń spełniło; w twardej doli żołnierza mało snów tęczowych zmieniło się w jawę, lecz jedno pra­gnienie, jeden potężny sen tej duszy wyśnił się do końca: —śmierć znalazł w bohaterskim czynie!
Wielu, bo prawie cały Jego bataljon legł tam pokotem, z dowódcą na czele, ciałem swem zagradza­jąc drogę wrogowi.
Konającym rycerzom słodką pieśń nuciły polskie wrzosy, w barwnem swem kwieciu zazdrośnie tuląc krople ofiarnie przelanej krwi.
Poszli w zaświaty, by tam mówić o polskich zach, o polskiem męczeństwie i o polskim czynie.

„A przed tron ich powiódł Boski Jasny Rycerz Pogonowski",

jak rzekł o Nich Kornel Makuszyński w jednym ze swych utworów.
W ślady Ojców odwiecznie krwawą drogą, za wolność i wiarę,—poszedł Stefan Pogonowski, wierny Swym ideałom, wierny słowom dziecięcej Swej baśni o Rycerzu bez skazy i trwogi." *)

*) Powyższy z polotem poetyckim i uczuciem napisany szkic życia Bohatera radzymińskiego uzupełnić można wypisanemi z listów Bohatera szczegółami: Szkolę wojsk, wileńską skończył On jako trzeci w lokacji 31 stycznia 1915 r., zostając chorążym (praporszczik). Potem udał się przez Warszawę do Kazania, po-czem do Saratowa, do 90 zapas, pułku, skąd po półtoramiesięcznym pobycie poszedł z kompanją marsz, do galic. Jarosławia do 177 izboskiego pułku i tam został dowódcą kompanji. Chrzest bojowy otrzymał w bitwie nad Lubaczówką, ranny tamże lekko szrapnelem w nogę, Pozostał przez pewien czas w pułku, cofając się z Galicji przez gubernje: chełmską, wołyńską i lubelską na Kowel, Kobryń, Brześć Litewski, Bug, Szare, Ochtyński kanał do Baranowicz — wciąż w bitwach, przynoszących znaczne straty w ludziach, (tak, że wkońcu było w pułku tylko kilkudziesięciu żołnierzy i kilku oficerów). Pułk ten, wzmocniony, udał się do Mińska, stamtąd zaś na front, odbierając Niemcom Mołodeczno> Wilejkę, kiedyto ś. p. Stefan szedł ośm razy do ataku, mając wreszcie w kompanji tylko kilkunastu żołnierzy. Pułk gnał jednak Niemców przez 30 wiorst nad rzekę Spiaglicę niedaleko jeziora Wiszniewskiego w gubernji wileńskiej. Tamże zimują „na pozy­cji". — Zostawszy podporucznikiem w styczniu 1916 r. spędził trzytygodniowy urlop w Twerze u Luczyńskich, poczem wrócił nad Śpiąglicę, obejmując dowództwo 13 kompanji. — Następnie widzimy go w 27 korpusie pod m. Postawy. Od 5-go do 13-go marca wciąż był w ataku, trzynastego zaś ranny kulą w pra­wą łopatkę rykoszetem; kulę ugrzęzła w ciele, dał sobie młod­szemu oficerowi wyjąć i zaatakował wieś Bucyliszki, tracąc w owym ataku całą kompanję.   Wskutek kontuzji sześciocalowym pociskiem bezprzytomny odniesiony został do szpitala. Pięć tygo­dni przebył w szpitalach w Moskwie i Twerze, poczem znowuż zjawił się w 13 komp. pod m. Postawy w dniu 4. 5. 1916 r. W czerwen tegoż roku został porucznikiem i pozostał na swem stanowisku do grudnia, w którym to miesiącu zamianowano go dowódcą 4 baonu, poczem wyruszył pod Rygę- Zdobył tam kilka linij okopów. Przedstawiono go zato do rangi sztabskapitana i przeniesiono do 745 nowoaleks. pułku jako dowódcę I baonu nad zatoką ryską w styczniu 1917 r. „I oto w marcu" — pisze dzielny żołnierz — „kiedy Rosja była najwięcej silna pod wzglę­dem ilości żołnierzy, amunicji i wogóle zapasów bojowych, zaczę­ła się rewolucja—ja, sam kilka razy o mało nie zginąłem". O polity­kach okresu rewolucji wyraża się nader ujemnie: „górą był to Guczkow, to Kierenskij — to inny jaki psubrat". Wszędzie też wietrzył rękę niemiecką. Wojska rosyjskie oddały Rygę — bili się tylko starzy żołnierze i oficerowie, reszta zaś uciekała. Za Lenina i Trockiego niemożna było dłużej pozostawać w pu)ku, odesławszy więc przez ordynansa wprzód swe rzeczy, jechał Stefan Pogonow­ski do Tweru na dwutygodniowy urlop 21 grudnia 1917 r., by wstąpić do korpusu polskiego, lub, w razie nieosiągalności tego-do wojsk dońskich jen. Korniłowa. Wyjeżdżając w tę drogę roz­stał się ze swym wiernym towarzyszem, zdobycznym na Austrjakach koniem. Mógł już Stefan patrzeć na przeszłość: 22 miesięcy był dowódcą kompanji, rok—baonu, bił się z Niemcami, Austrjakami, Bułgarami i Turkami, miał kilka orderów, ale bolszewicy nie przyznali mu ani stopnia kapitana, ani podkapitana. Strasznie zmęczony fizycznie i moralnie chciał odpocząć w Twerze, co mu się nie udało;  wyjechał  więc  do   Mińska i wstąpił do I korpusu polskiego jako szeregowiec do legji rycerskiej, złożonej z 60 ofi­cerów; dotarł z nią do Rogaczewa. Pomiędzy bolszewikami i kor­pusem zaistniał stan wojenny.   
„Tu walka  była  na śmierć i życie biłem się nie jako oficer,   lecz  jako  prosty żołnierz z karabinem,  nabojami i tornistrem  na   plecach — żołnierze  polscy byli niestety  też   przesiąknięci   bolszewizmem. rBroniąc   St. Toszczycyk. Rogaczewa w 60 odparliśmy 5.000 bolszewików". Stamtąd udali się do Bobrujska  i  złożyli   przysięgę na wierność  Radzie Regencyjnej. Tamże uzyskał Stef. Pogonowski etatową posadę  oficerską jako dowódca plutonu z trzydziestu oficerów. „Przy przysiędze na wierność własnej Ojczyźnie łzy miałem w oczach,  ponieważ czułem  i   wiedziałem,  za  kogo   mam   teraz   krew przelewać, za swą Ojczyznę,  za swych braci".  
„Lecz niemiec, ten wróg odwieczny Słowian, ten, który wywołał tę straszną wojnę, zniszczył wszystkie nasze   marzenia.    Ich tylu a nas  kilkunstu w porównaniu z  nimi". Okrążeni ze wszech stron, posłuchali rozkazu jen. Dowbór-Muśnickiego. „Stoczyłem  z  samym    sobą  walkę  wewnętrzną i postanowiłem pozostać, może się będzie jeszcze  coś polskiego formować, a jeżeli  nie...  na Donie są polskie oddziały...  ja  powinienem teraz pomóc Rodzicom — ale chcę wytrwać w  obranym   kierunku — wojskowości"   (List do rodziny z 20. 6. 1918 r.).   W liście z 29. 9. 1918 r.  prosi  siostry  o pomoc  Rodzicom, bo  On sam i brat Jego Stanisław,  z którym od 2 miesięcy służą  razem, pracują „dla ogólnej naszej Matki".  Trudy On i zjadły: „Stasio mówi, że  dawnego  Stefana  poznać niemożna.   Wrócimy  do  Was, jak kiedyś wracali z Rosji do Francji dwaj grenadierzy"...   W liście z 3 marca 1919 r. komunikuje Stefan,  że jest w 4 dywizji W. P. na Wschodzie w 13 pułku 1 komp. w Odessie, Stanisław zaś w 14 pułku, sierżantem w szkole podoficerskiej w Tyraspolu.
Po demo­bilizacji 1-go korpusu Stefan udał się był do Archangielska, by tam tworzyć wojsko polskie, lecz, nie mogąc tam dotrzeć, w lipcu 1918 r. pojechał nad Don. W Nowoczerkasku zupełnie przypad­kowo spotkał się w sierpniu ze Stanisławem. Oni i ich koledzy dali początek 4-tej dywizji. Do grudnia byli na Kubaniu, koło Jekaterynodaru, Stawropola i t. p. i brali udział w walce ochot­ników z bolszewikami. W grudniu przybyli okrętem do Odessy, stając obok szeregów francuskich. Zdrów naogół, „czasami smut­ny, stale poważny i zamyślony" (co zwracało uwagę kolegów), nie bywa, nie hula, pali dużo papierosów, oddany całkowicie obo­wiązkom służby. Dywizja ich (4 dyw. W. P. na Wschodzie)   —  Ś. p, Stefan brał udział w ważkich przeprawach i bardzo serjo traktował wszystkie przeżycia — w czasie tych walk i udręk marzył nietylko o Polsce i domu rodzinnym, ale i o tym, który pragnął założyć, obdarzony dziedzicznie wielkiem uczuciem rodzinnem.


Pokochał pannę Czesławę Żyźniewską h. Białynia, córkę Sobiesława i Stefanji z Oganowskich wł. maj. Oiegużyn na Litwie. Była ona wówczas w szóstej klasie gimnazjum w Wilnie — i ocza­rował ją również dzielny rycerz jen. Żeligowskiego. Koresponden­cja pary tej pełna jest wysoce szlachetnego polotu i czystego idealizmu.

Walor czynu orężnego ś. p. Stefana Pogonowskiego nie podlega wątpieniu—i ma obszerną literaturę.
W nocy 15 sierpnia 1920 r. wojska bolszewickie były zaledwie o 15 wiorst od Warszawy.    Drogę Radzymińską osłaniała dywizja litewsko-białoruska — ale między Słupnem, a Benjaminowem była przerwa, przez którą prące duże siły bolszewickie dążyły do opano­wania zupełnego Wólki Radzymińskiej, Nieporętu, Izabelina, Aleksandrowa i Kątów Węgierskich, a nadto szły ku Pradze, by zająć most i odciąć połączenie pol­skie. Ale bataljon Stefana Pogonowskiego poszedł w kie­runku strzałów i złapał niebezpieczny ruch wroga w najlepszej chwili, powodując jego stopniowy odwrót.*)

Wieść o czynie i zgonie Bohatera radzymińskiego zelektryzowała Warszawę i całą Polskę.
Komunikat wojenny z 15-go sierpnia 1920 r. do­nosi krótko o natarciu XIX brygady celem odzyskania drugiej linji obronnej warszawskiego przedmieścia:

„Natarcie to poprzedziła przed świtem akcja I-go bataljonu 28-go pp. porucznika Pogonowskiego na Wólkę Radzymińską... W walkach na przedmościu warszawskiem został śmiertelnie ranny dowódca 29-go pułku piechoty mjr. Stefan Walter, polegli dowódca bataljonu 28 pułku piechoty porucznik Pogonowski, dowódca bataljonu 85 pułku piechoty kapitan Downar Zapolski..."

Prof. Stanisław Stroński cytuje w »Rzeczypospolitej" warsz. słowa jen. Żeligowskiego o trafnej koncepcji pochodu bolszewików i czynie ś. p. Stefana. „Ale tam stał mój bataljon pod porucznikiem Pogonowskim. On ich pierwszy zatrzymał. Pogonowski powinien mieć pomnik w Aleksandrówku". Pułkownik Jacynik dodał:*) „Porucznik Pogonowski, czujny jak żóraw, posłyszał strzały na północ od swego stanowiska, tam gdzie dziurą pchali się bolszewicy, i zrobił to, co w takim wypadku robi dobry żołnierz: poszedł w kierunku na strzały, aby nawiązać styczność z nieprzyjacielem, padł sam w nierównej walce (—na przedzie pułk komunistyczny, potem tzw. „krestianski" t. j.


*) Por. Dr. Jerzy Pogonowski, Obrona Warszawy (o wal­kach 7. r. 1920) Lwów, U. Z. str. 5.
*) Nr. 65 „Rzeczposp." warsz.,   wydanie poranne  (r. 1920) w szkicu p. t. „Jak było pod Warszawą".


włościański, a razem znaczna siła paru dywizyj—), ale swoje zrobił"...
Na uroczystem posiedzeniu Rady Miejskiej st. m. Warszawy, przewodniczący Ignacy Baliński oświadczył:

„Nie czas jeszcze mówić o zasługach naszego wojska i jego dowódców... Ale możemy już pomyśleć o bo­haterach poległych pod murami Warszawy, poległych, jak ks. Skorupka, jak kapitan Pogonowski". („Kurjer Lwowski" z dn. 28 sierpnia 1920 r. Nr. 210, str. 3 „Radość Warszawy")  —   

Kornel Makuszyński w podnio­słym wierszu złożył hołd Bohaterowi, zachłyśniętemi zachwytem słowy:


O, Narodzie mój! pioruny
Na swą harfę nieśmiertelną
Jak ogniste zawiąż struny
I zaśpiewaj pieśń weselną!
……………………….....
Śpiewaj owym, co umarli,
Co się na warszawskiej drodze
Sercem w glinę ziemi wżarli,
Wczepili się pazurami,
I krzyczeli w głos oczyma:
Jezu, zmiłuj się nad nami!
I sercem strasznem olbrzyma
I rozpaczą i szaleństwem,
I widzącym krwawo mózgiem
Jak kulą bili przekleństwem,
A jak fala, co się wełni
Szalem pian i krwawym bluzgiem,
W wał wydęci—przystanęli,
Aż się stali śmierci pełni...
I ostatnim oczu błyskiem,
Ponad śmiertelnem urwiskiem,
Jako stróżowie anieli,
Przez źrenic opary krwawe
Cud swój ujrzeli—Warszawę!
Niech pieśń twoja o nich będzie,
Jako kielich, co krwią przelań:
Oto przed niebieskie sędzię
Święty wiedzie ich kapelan —
A przed tron ich wiedzie Boski,
Jasny rycerz—Pogonowski.

(Warsz. „Rzeczpospol." Nr. 75, z 1920 r. Wyd. po­ranne).  —  Ta sama „Rzeczpospolita" pisała w 7-mą rocz­nicę odparcia pod Warszawą najazdu bolszewickiego:

„Optymizm i entuzjazm takich dowódców... musiał siłą konieczności udzielać się i wojsku, podwajając heroicz­ne wysiłki i znacząc nasz pochód naprzód śladami ta­kich bohaterów, jak ks. Skorupka, Pogonowski...".

W „Dniu Polskim" (R. IV, 13-4.8. 1927 r. A. R. pisze o »Rocznicy cudu nad Wisłą":

„Złotemi literami w księdze dziejów zapisali się wówczas przedewszyst-kiem bohaterowie Radzymina: Walter i Pogonowski, tamże polegli, oraz pasterz-męczennik ks. Skorupka, który zginął pod Ossowem".

„Przewodnik Katolicki" z 10 sierpnia 1930 r. pi­sze o ś. p. Stefanie na str. 7:

„Bohater ś. p. porucznik Pogonowski. Imienia tego Polska nie zapomni nigdy. —Usłyszawszy strzelaninę swoich placówek, porucznik Pogonowski szybko formuje swój bataljon i podąża w kierunku ognia. Nie zastaje na placówkach już ani jednego żywego człowieka i odrazu ocenia grozę położenia: Dwie silne dywizje bolszewickie stoją u pro­gu Warszawy, która w tem miejscu za całą obronę ma tylko jego—z jednym bataljonem, liczącym kilkuset lu­dzi. I tu następuje wiekopomny czyn Pogonowskiego: Posyła do znajdującego się w Jabłonnej dowódcy 10 Dywizji gen. Żeligowskiego meldunek o nadejściu wroga, a sam przyjmuje z nimi bój.
Ta walka bataljonu Pogonowskiego— prawie, że z całą armją bolszewicką — może się równać tylko z czynem Leonidasa pod Termopilami!"

Skreśliwszy, jak długo trwało przerzucanie 10 dywizji na odcinek Pogonowskiego, autor słów powyższych, J. Marcińczyk, podkreśla:

„Tymczasem Pogonowski sam jeden ze swoją garstką wytrzymuje napór tylekroc razy prze­możnego wroga. Dywizja zastaje pod Nieporętem sa­me już tylko trupy: polegli prawie wszyscy ze swoim dowódcą-bohaterem. On to ocalił Warszawę!"

Bolesław Waligóra w „Kurjerze literacko - nauko­wym" (dodatku do Nr. 214 „II. Kur. Codz." z dn. 11.8.1930 r. Nr. 33 str. III), pisze o tej walce

„I baon 28 pp. podszedł pod Wólkę Radzymińską, gdzie wdał
się w walkę. Od pierwszych strzałów padł śmiertelnie ranny dowódca  baonu  por. Pogonowski."   

Z werwą wspomina atak ś. p. Stefana >,na kacapów" — Dołęga-Mostowicz w szkicu p. t. „Może i nie dalibyśmy rady" w A. B. C warsz. (Nr. 226, str. 5, z 1930 r.) - Juljan Podoski w szkicu p. t. «Tych dwóch!" (o ks. Skorup­ce i ś. p. Stefanie) pisze:

»ś. p. porucznik Pogonowski... sławę polskiego  oręża i polskiej  mocy, a wytrwania na posterunku posunął do takiej glorji, że śmiało po­równany być może do wodza  owych obrońców Termopile, którzy polegli — a   przecież zwyciężyli...   Por. Pogonowski wie, co ma czynić! Postanawia raczej po­łożyć się trupem wraz z całym baonem i przejście za­tarasować, nikliby miał puścić wroga do slolicy.....wnet orjentuje się,  że od  niego  zależy cały rezultat bitwy o Warszawę! Nie waha się ani sekundy! I tutaj poczyna się nadludzka walka, niesłychane zma­ganie się   kilkuset wycieńczonych,   zmęczonych   ludzi z przeważającemi   siłami  wroga...    Tysiące   żołdactwa moskiewskiego prze naprzód fala za falą, ziejąc ogniem i coraz nowe zwały żelaza i stali rzucając na garść Polaków.
Bataljon trwa! Trwa dzięki niemu—rycerzowi bez skazy, polskich  orłów  męstwa,  por. Pogonowskiemu.
Wróg został pobity, lecz... padł ubóstwiany przez żołnierzy—bohater nad bohatery ś. p. por. Pogonow­ski ......    hymn chwały dwum orłom przejasnym, naj­jaśniejszym: ks. Skorupce i por. Pogonowskiemu.   Pamięć „tych dwóch" przecież żyje i po wieki wieków żyć będzie, jako dwa płomienne znicze miłości Boga i miłości Ojczyzny. Ona — w dniach niejednej jeszcze narodowej próby, niejednej jeszcze chwilowej klęski, świecić będzie przykładem i krzepić upadających wiarą i otuchą tych, co jak lwy żyli i jak bohaterskie lwy polegli.
Na por. Pogonowskim nie zawiodło się dowództwo. — Przywieziono ich do stolicy—na tarczach. Lecz na tarczach zwycięstwa — obu „Tych Dwóch!" („Kurjer Warszawski", Nr. 222, z dn. 15.8.1930 r. str. 17. W „Kurjerze Poznańskim" (Nr. 396, z dn. 29.8.1930 r.) pisze Z. W. „O genezie zwycięstwa warszawskiego": .Symbolem .. będą i bohaterowie zadwórznnscy i ks. Skorupka i por. Pogonowski, broniący bolszewikom przejścia między wyłomem, powstałym wśród dwu dywizyj polskich".
Gen. Michaelis w „Kurjerze Warsz." (z r. 1929) domaga się, by pułk, w którym służył Stefan Pogonow­ski, nazwano Jego imieniem. — Prasa wciąż wspomina i wspomina nieśmiertelny czyn ś. p. Stefana.
Gen. Weygand w pożegnalnem swem przemó­wieniu nazwał Stefana Pogonowskiego „jednym z naj­większych bohaterów”.
Adam Grzymała-Siedlecki w swych wspomnie­niach korespondenta wojennego »Cud Wisły" (War­szawa, Perzyński, Niklewicz i S-ka, 1921, str. 262—5) czyn wiekopomny ś. p. Stefana kreśli słowy, powtórzonemi  później  przez »Przewodnik  Katolicki", dwakroć zapowiadając, iż Ojczyzna uczci Go pomnikiem:

„padł trupem w tym świętym boju, padają wszyscy niemal jego żołnierze, których nieśmiertelne imiona powinna Ojczyzna wypisać na pomniku por. Pogonowskiego -. ale zadanie spełnione... Leży pokosem w wiecznym. śnie lwi bataljon por. Pogonowskiego".

W opowiadaniach z historji polskiej „Z dawnych czasów" (cz. III. Walki o niepodległość. Wyd. 4 uzup. - z il. Wyd. Arcta w Warszawie. Bez daty). M. Koliskówny (Michaliny Mossoczowej) opowiedziano o czy­nie radzymińskim ś. p. Stefana, kończąc uwagą:

„Wal­czyli, jak lwy! Jak Polacy! Padł bohater Pogonowski.
I tak oto dokonał się Cud Wisły, zapoczątkowany bo­haterską śmiercią por. Pogonowskiego wraz z całym bataljonem"... (str. 214).

Por. Wacław Zaborowski w swem opracowaniu „Zarysu historji wojennej 28 pułku strzelców kaniow­skich", dokonanem z polecenia Wojsk. Biura Histo­rycznego w Warszawie w 1928 r. na szczupłej prze­strzeni 30 stron wspomina trzykroć „bohaterskiego do­wódcę I baonu por. Stefana Pogonowskiego", a to przy omawianiu bitw nieporęcko-radzymińskich i w liście odznaczonych srebrnym krzyżem orderu wojenne­go „Virtuti Militari".— „Bellona" wyd. przez Wojsk. Instytut nauk wyd. w n-rze, poświęconym „Bitwie war­szaw. 1920" (R. VIII, t. XIX z. 2, W-wa, 1925) w arty­kule majora szt. gen. Edw. Perkowicza pisze na str. .2567 o bataljonie, dowodzonym przez por. Pogonowskiego:

„bataljon ten... swem czynnem zachowaniem się wstrzymuje rozmach przesuwania się nieprzyjaciela ku Izabelinowi i zabezpiecza flankę sił, obsadzających linję obronną. Na tem polega wielka zasługa tych oddziałów, przypieczętowana bohaterską śmiercią por. Pogonowskiego... w jednem z natarć w kierunku Wól­ki Radzymińskiej".

Charakteryzując zaś uderzenie ś. p. Stefana w 3-cim dniu bitwy tzn. 15-go sierpnia, pisze E. Perkowicz:

„Impet polskiego natarcia zmiata nie­przyjaciela z przed Nieporętu i doprowadza wkrótce do zajęcia Wólki Radzymińskiej, zaatakowanej równo­cześnie od płd.-wschodu. (Bataljon Pogonowskiego i od­działy grodzieńskiego pułku" — str. 263). —

Kpt. Boi. Waligóra w pracy pt. „Bój pod Radzyminem'' w ,,Bel­lonie" (R. XII, t. XXXVI, z. 1, W-wa 1930) wspomina ś. p. Stefana dwakroć na str. 67 jako dowódcę I ba­onu, podkreślając Jego atak i odwrót pułków sowiec­kich:

„Na decyzję tego odwrotu wpłynął również na­cisk, jaki w tym czasie wywarł I bataljon 28 p.p., który nadszedł pod Mostki Wólczańskie i wdał się w walkę pod Wólką Radzymińską. Podczas pierwszego starcia ogniowego padł śmiertelnie ranny por. Pogo­nowski; dalsze działanie prowadził por. Boski". Na str. 812 pisze kpt. Waligóra: „Bój na przedmieściu Warszawy, bój pod Radzyminem, mają w historji woj­ny polsko-rosyjskiej wybitne znaczenie" (prostuje je­dnak jego popularną interpretację).

„Zawsze jednak, każdy żołnierz, który wspomina, iż bił się pod Radzyminem... ma prawo podkreślać, iż tam obronił stolicę, ocalił państwo"... Roli cennego współudziału kpt. WaIigóra nie kwestjonuje. Znaczniejszą rolę przypisał ata­kowi ś. p. Stefana gen. Lucjan Zeligowski w swej «Wojnie w roku 1920" (Wspomnienia i rozważania. Instytut badania najnowszej historji Polski. Warszawa, 1930), który w sporej tej pracy w rozdziale p. t. „Bitwa pod Radzyminem" uplastycznił rolę głównego Bohate­ra radzymińskiego. Jeden z podtytułów rozdziału po­wyższego brzmi: „Atak Pogonowskiego"; aczkolwiek zauważa znakomity jenerał na str. 121, że „dzielny ten oficer (t. j. ś. p. Stefan), zwykle wesoły i pełen wiary w siebie, był blady i patrzył w ziemię", co bierze za „przeczucie rychłej śmierci", nie zaś, jak pułk. Thom-me, za żal, że ś. p. Stefan miał działać nie łącznie z całym pułkiem, lecz osobno,*) pochwaliwszy następnie na str. 124 — 5 orjentację dowódcy bataljonu I, tak z uznaniem opisuje jen. Zeligowski ów bataljon w widłach szosy Wólka-Pustelnik

„Baon stał wzdłuż szosy do Wólki, we wzorowym porządku. Ludzi zdołano już przebrać w nowe mundury. W tym decydującym momencie silnie odczułem, jak wielką siłę moralną stanowią oficerowie, wówczas, gdy są bliscy żołnierzowi, gdy kierują jego życiem duchowem i są jego przyjaciółmi... Odczuwało się to w każdym ruchu, w każdym uśmiechu, w każdem spojrzeniu żołnierza. Obchodząc szeregi baonu nie przy-
puszczałem, że za kilka godzin wypadnie właśnie temu baonowi i jego dowódcy odegrać tak ważną rolę w obronie Warszawy (str. 125-6). O samym ataku:

„Bój 10 dywizji rozpoczął się jednak przed świtem, atakiem baonu por. Pogonowskiego. O godzinie 1-ej w nocy zaatakował on Wólkę Radzymińską... Pułki ro­syjskie, słysząc silną strzelaninę na swoich tyłach za­trzymały się i poczęły się cofać. Natarciu por. Pogo­nowskiego przypisuję doniosłe znaczenie.
...Rosjanie widzieli przed sobą swój cel prawie osiągnięty. Z pozycji ich było widać ognie i światła Warszawy. My broniliśmy naszej stolicy już z rozpaczą. Walczyły nietylko armaty, karabiny i bagnety, ale ser­ca i psyche obu armji. Oni byli zwycięzcami, my zwy­ciężonymi. Droga do Warszawy—stała otworem. Zda­wało się, że bez przeszkody wejść do niej może nie­przyjaciel.
W tej to chwili, słaby bataljon, nie czekając go­dziny ogólnego natarcia, o 1-ej w nocy atakuje punkt, który — jak się później okazało, stanowi najczulsze miejsce armji rosyjskiej, centr głównej arterji nieprzy­jacielskiego ruchu naprzód.
Straciliśmy wielu oficerów... jednakże śmierć Po­gonowskiego — jest momentem historycznym... w tem miejscu odwróciła się karta wojny, nastąpił przełom psychiczny u nas i u Rosjan. Od chwili tego natarcia rozpoczęły odwrót trzy, zwycięzko i niepowstrzymanie dotąd idące brygady, a także 21-a  dywizja z Slupna,
odwrotem tym stwarzając chaos i zamieszanie. Pogonowski, wiedziony nadzwyczajnym instynktem, rozpo­czął zwycięstwo i 10-ej dywizji i 1-ej armji na przy­czółku warszawskim. Na tem polega wielkie znaczenie jego czynu - i wtem chwała jego żołnierskiej śmierci"*) (str. 130-2).
*) St. Pogonowski dobrowolnie  przerwał urlop,  by bronić Warszawy.
Moment ataku ś. p. Stefana tak określa Putna („K Wiśle i abratno", Wajennyj Wiestnik, Moskwa r. 1927, i „Pad Warszawoj" Riew. i wajna,  Nr. 3/20).


„Ażeby odeprzeć nasz atak, nieprzyjaciel z rejonu Pustelnika poprowadził energiczne natarcie w kierunku na północ na froncie Słupna—Piekielne Wrota—Rembelszczyzna. Wyrzucając ze Słupna części 21-ej dywizji, odrzucił on i nasz 242-gi pułk, a uczynił to z taką szybkością, że pułk nawet nie zdołał zawiadomić wy­suniętego do Kątów Węgierskich 243-go pułku—nieprzyjaciel prowadził ostatnie ataki i natarcie z uporem. W na­szych wysiłkach daje się zauważyć przełom i przejście od aktywności do pasywności" (por. op. cit. jen. Żeli-gowskiego, str. 143 -4).

Prof. Dr. K. Kumaniecki, b. minister, w swej „Od­budowie państwowości polskiej", (Warszawa, 1924, str. 346) wspomina Bohatera radzymińskiego w zdaniu:

„Należy wspomnieć tylko bohaterów tej miary, jak ks. I. Skorupkę, mjra Waltera, wreszcie kpt. Pogonowskiego, znajdującego dnia 15 sierpnia śmierć zaszczytną, i jako dowódca baonu 28 pp. pod Aleksandrowem"*).

Niezapomnianą rolę walk o Radzymin podkreśla i uwydatnia również wydawnictwo zbiorowe „La Pologne Contemporaine" („Poland of to day" — „Das heutige Polen") nakł.„Wiener Allgem. Ztg." 1927, str. 61.
Nazwisko ś. p. Stefana obiegło lotem strzały całą Polskę. W Łodzi wydano wnet po bitwie radzymiń-skiej ulotkę (H. Tarkowski, Łódź), rozpowszechnioną po Polsce całej. Powiedziano w niej o Bohaterze:
...„Wielki patrjota, doskonały taktyk i utalentowany dowódca, rozgromił bolszewików w czerwcu 1920 r. w boju pod m. Paszki; stawił bohaterski opór w boju dnia 4 lipca 1920 r. pod m. Sokołowszczyzną; podczas ogólnego odwrotu stoczył liczne zwycięskie boje, z któ­rych najsławniejsze są: przebicie się przez pierścień zastępujących oddziałów nieprzyjaciela nad rzeką Żyz-mą; natarcie na Grodno i osłaniający bój pod Indurą-i Kamionką.—Dnia 14 sierpnia 1920 r. wysłany przez; gen. Żeligowskiego z baonem, celem powstrzymania mas bolszewickich, które przełamały opór naszej I-ej. armji na froncie Benjaminów—Szlupno i podsunęły się pod Pragę, prowadzi ś. p. kpt. Pogonowski swój baon na tyły nieprzyjaciela  przez Kąty Węgierskie i Mostki
*) Podobnież wysoko stawia ś. p. Stefana b. minister inż, Zygmunt Sas Jasiński w swych wydrukowanych obecnie pamiętni* kach u Hoesicka („Wspomnienia").


Wólczańskie na Wólkę Radzyrnińską. Tu uderza o świ­cie dnia 15 sierpnia na odwroty wroga, zadając im druzgocącą klęskę. Ten manewr I baonu wywoła) pa­nikę w czołowych oddziałach bolszewickich i spowo­dował rozpoczęcie ogólnego, pośpiesznego wycofywa­nia się nieprzyjaciela z pod Warszawy.
Niestety, ś. p. kapitan nie mógł już ogiądać owo­ców swego sukcesu, gdyż zginął w boju pod Wólką Radzymińską. Lecz pamięć o bohaterze, który osłoni! swą piersią stolicę, nie zaginie w sercach wdzięcznych
rodaków".

Pochowano Bohatera uroczyście.
Jak oficjalnie uczczono prochy radzymińskie, czcząc je odpowiednim napisem nad grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie, tak i wyrazy żałoby Łodzian i wogóle Polaków po zgonie Bohatera z pod Radzy­mina były szczere i spontaniczne, a zarazem powszech­ne.—Wymienione powyżej głosy prasy stanowią zale­dwie wybraną cząstkę ogólnego entuzjazmu pism pol­skich, rojących  się  od  przedruków i  przyczynków.*)

*) W niektórych pismach (w szczególności w prasie mało­polskiej pomieszano ś. p. Stefana ze ś. p. d-rem Adamem Pogo-nowskim, poległym 9 sierpnia 1920 r. pod Ostojami (pod Siedlcami). Ś. p. kpt. dr. Adam ur. 4. VI. 1887, adwokat i literat, referent prawny M. S. Wojsk., po ochotniczej służbie w obronie Przemyśla, Lwo­wa i kresów (aż po Sławutę) zgłosił się znów na front w r. 1920. Odznaczył się w ciągu swej kampanji p. Gródkiem, p. Niźnio-wem. Pod Baranowiczami objął dowództwo plutonu w 2 kompanji por. Adama Mantla. Pod Słonimem bronił  przyczółka mostowego. Od Brześcia do Siedlec stoczył szereg walk. Odznaczył się p. Gnojnem. Pod Ostojami baon jego krył odwrót dywizji, kom-panja zaś jego odwrót baonu, mając rozkaz wytrzymać do g. 6 popoł. Liczyła ona tylko 40 ludzi, i w takiej sile wyszła przeciw znacznie przeważającym siłom wroga, odległego o 600 m. Ś. p. Adam Pogonowski uwijał się wśród swych żołnierzy, niepomny i niebaczny na komendę upadnij", często Mu powtarzaną. Zgła­szając się komendantowi po dalsze rozkazy, legł ranny kulą w brzuch, i wkrótce skonał, niedoniesiony do Siedlec przez opła­kujących go żołnierzy, których kochał, prowadził i zagrzewał, świecąc im zawsze najpiękniejszym przykładem.

Bardzo pięknie pisał o ś. p. Stefanie kolega Jego szkol­ny Paweł Olszewski. Pogrzeb ś. p. Stefana stał się prawdziwą manifestacją narodową.
Urządzono też akademję ku czci heroicznego Ło­dzianina, odprawiono liczne nabożeństwa i zawiązano komitet, mający zająć się uwiecznieniem pamięci Stefa­na Pogonowskiego, „Komitet budowy pomnika kap. Stefana Pogonowskiego w Łodzi".
Komitet, który zorganizował się w celu wzniesie­nia pomnika dla ś. p. Stefana, zapraszał na wieczorne zebranie w kancelarji parafjalnej św. Krzyża — dla wy­stawienia zrazu przynajmniej płyty grobowej ukocha­nemu, bohaterowi—łodzianinowi".
Zarząd Cmentarzy zgodził się na odstąpienie bez­płatnie 23 łokci Komitetowi na ów pomnik (9.3.25 r.) Magistrat m. Łodzi postanowił w odpowiedzi na pismo Komitetu (złożonego z ks. dr. Jana Bączka, inż. Tad. Czajewskiego i red. M. Waltera) Nr. 813 z 27.10.1927 — uchwały Nr. 1157 z 15 listopada 1927 r. przyznać Komitetowi jednorazową subwencję z funduszów miej­skich w kwocie zł. 6.000.
Uroczystości w Łodzi ku czci bohaterskiego kapitana*) odbywają się stale co czas pewien. Idą po­chody organizacyj wychowawczo - wojskowych, sporto­wych, kulturalno-oświatowych i społecznych, związków zawodowych, cechów, straży ogniowej, duchowieństwa, władz państwowych, wojskowych i komunalnych oraz ludu łódzkiego.
Uroczystość postawienia i odkrycia pomnika przedstawia („Polska Zbrojna" w Nr. 315 z 1929 r. str. 8).

Na mogile Bohatera odkrycia dokonał gen. Małachowski, d-ca O. K., wobec gen. Olszyny-Wilczyńskiego, kmdta placu płk. Haberlinga i d-cy 28 p. s. k. płk. Zawiślaka, korpusu oficerskiego i podoficerskiego, kompanji honorowej oraz delegacji wszystkich oddzia­łów wojsk, w Łodzi — przy zachowaniu odpowiednich honorów wojskowych. Pomnik przedstawia husarza, dzierżącego w jednej ręce szablę i czapkę kapitańską, drugą zaś ręką opartego na marmurowej tablicy z na­pisem:
Ś. p. Stefanowi Pogonowskiemu, największemu z rycerzy poległych w obronie Ojczyzny przed nawalą

*) Kapitanem mianowano Oo pośmiertnie. W r. uli. /.wią­zek Rodzinny Pogonowskich przedstawił Go do Krzyża Niepodle­głości, który Mu przyznano (Monitor Polski Nr. 167 z d. 23. VII. 1932 r. poz. Nr. 779).

bolszewicką w roku 1920.—Łodzianinowi—Łodzianie... Boże wzbudzaj nam często takich bohaterów i niebem ich nagradzaj".

Autorem słów tych jest ks. oficjał Bączek, który na uroczystej akademji ku czci ś. p. kpt. Stefana Pogonowskiego przemówił wobec licznie ze­branych w sali Filharmonji łódzkiej z min. jen. Sikorskim i wojewodą Darowskim na czele.
Oto przemówienie księdza Oficjała D-ra Jana Bączka:*)
*) Wychodzi równocześnie w osobnej odbitce—przemówie­nie ks. Dr. Bączka o św. p. Stefanie.

PRZEMÓWIENIE NA  POŚWIĘCENIU POMNIKA
Ś. P. BOHATERA
STEFANA   POGONOWSKIEGO.


(Dnia 6 grudnia r. b. J. E. X. Biskup W. Tymieniecki dokonał poświęcenia pomnika bohatera i obroń­cy Ojczyzny ś. p. kapitana Pogonowskiego. Prezes Ko­mitetu Budowy Pomnika X. Oficjał Dr. Bączek wygło­sił następujące podniosłe przemówienie).
Ja wam dam... mądrość, której nie będą mogli odeprzeć ani się sprzeciwić wszyscy przeciwnicy wasi. (Łuk. 21, 15).
Jako lwy, rzuciwszy się pędem na nieprzyjacioły, porazili ich.
 (Mach. 11, 11).
Poruszenie najwyższe, graniczące z przerażeniem zapanowało w całej, zaledwie od dwóch lat, niepodległej i zjednoczonej Polsce, gdy hordy bolszewickie w pierwszej połowie sierpnia 1920 roku przybliżały się ku Warszawie.
Walki na innych dwóch stronach od Warszawy, na północ i na południe, jakkolwiek groźne, mniejszą zwracają  uwagę   Prezydenta i  Marszałka   oraz  radcy gen. Weygand, aniżeli niebezpieczeństwo, które zawisło nad stolicą, sercem Polski.  Przygnębienie, powodowa­ne ciągłem  cofaniem   się   naszych  wojsk   od   granic wschodnich, oraz lęk przed klęską i niewolą rozbudzi­ły wiarę i ducha modlitwy we wszystkich  dzielnicach Polski.   Duchowieństwo i naród pod przewodnictwem swoich Biskupów, a zwłaszcza wielkiego  zastępcy pa­pieskiego nuncjusza Rattiego i 2 Kardynałów polskich, zapełnia świątynie dniem i nocą, wypraszając zmiłowa­nie Pańskie.   Jednocześnie tworzą  się w całym   kraju armje ochotnicze na wezwanie generała Hallera, aby wszystkie  siły fizyczne   i duchowe  zmobilizować  na obronę przed zagładą i niewolą tem  straszniejszą, że od dzikiego bolszewizmu grożącą, którego rozkielznane zwierzęce instynkty już szalały nietylko w Sowieckiej Rosji, ale i w zajętych  częściach katolickiej ludności naszej.
Konsystująca nad Wisłą pod Warszawą w okoli­cach Jabłonny 10 dywizja generała Żeligowskiego nie traci jednak animuszu. Pomimo swego odwrotu, bijąc dzielnie wroga w ustawicznych potyczkach, wesoło i optymistycznie, jak sam jej  dowódca, czeka na decydującą   odprawę   dla   bolszewików,. o   której   ani   na chwilę nie wątpi.
Między nią, a bolszewikami znajdująca się dy­wizja XI pod naciskiem przeważających sił wroga już się, niestety, rozpierzchła, tak iż dwie dywizje bolsze­wickie bez przeszkody przybliżają się do Jabłonny i ostrzeliwać zaczynają dywizję generała Żeligowskiego, który to bierze za sygnał do rozpoczęcia ostatecznej i zwycięskiej walki. Była to godzina druga po południu dnia 14 sierpnia, to jest akurat ta chwila, w której na całym świecie katolickim pierwszemi nieszporami ka­płani zaczynają uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Marji Panny.
Do godziny drugiej trwa wigilja tego święta i pacierzy o Wniebowzięciu jeszcze odmawiać nie wolno. Początek więc największej uroczystości Matki Bożej Królowej Korony Polskiej, dokładnie schodzi się z po­czątkiem zwycięskiej działalności dywizji generała Że­ligowskiego, wysyłającego swoje oddziały na bój de­cydujący. Z wysyłanych oficerów trzej mieli poledz na polu chwały z niezwykłem bohaterstwem: Pęczkowski, Rozenblat i Pogonowski, zwłaszcza ten ostatni, którego czyn, jak świadczy półurzędowe publiczne sprawozda­nie dowództwa, zdecydował o losach Polski.
Podczas gdy Pęczkowski, obszedłszy z tyłu dwie wspomniane dywizje bolszewickie, mając zaledwie 36 ludzi, pod wsią Nieporętem nieprzebytą stawia wrogowi zaporę, uniemożliwiając mu odwrót, kapitan Pogonow-
ski, mając do rozporządzenia około 180 rycerzy, od­ciął tym dywizjom cały tabor, przytem, zająwszy po­zycje między Aleksandrówkiem i Radzyminem zagro­dził następnym oddziałom nieprzyjacielskim jedyne przejście od okolicy Radzymina do Warszawy wolne od okopów i drutu kolczastego. W ten sposób dwie wspomniane dywizje bolszewickie, odcięte z tyłu oddziałami Pogonowskiego i Pęczkowskiego, skazane zo­stały na zupełne zniszczenie od krzyżowego ognia ar­tylerji naszej z Modlina, Zegrza i innych stron.
Tymczasem pod Radzyminem I-szy oddział ochot­niczy młodzieży polskiej pod moralnym przewodem ks. Skorupki, pomimo nadludzkiej odwagi nie wytrzy­muje piekielnego ognia artylerji bolszewickiej. O go­dzinie 5-ej po południu dnia czternastego sierpnia pa­da ks. Skorupka, a wieść o jego zgonie, jako wieko­pomnym przykładzie ofiarności dla Ojczyzny, błyska-wicznie obiega wojsko i zapala naszych rycerzy. Już oni teraz nie będą oszczędzali swego życia dla rato­wania Ojczyzny, skoro jej istnienie i wybawienie aż takich wymaga ofiar!
Bolszewicy, ośmieleni powodzeniem pod samą Warszawą, tem śmielsze snują plany dotarcia owem wolnem od okopów przejściem z pod Radzymina do Warszawy. Ale tu dzielnie pracuje bataljon Pogonow­skiego. Czujny i baczny kapitan Pogonowski pierwszy zaalarmował nasze armje i doniósł o kierunku nie­przyjacielskiego pochodu. Nie czekając ataku od wroga, — sam nań uderza o godzinie pierwszej w nocy mając przeciwko sobie jedną, może nawet dwie dy­wizje bolszewickie; telefonuje jednocześnie do generała Żeligowskiego, że atakuje Wólkę Radzymińską.
Jak lwy rzucili się nasi wojacy na wroga. Zaczę­ły grać armaty, rozległ się rechot karabinów maszy­nowych, bieganina z rozkazami i meldunkami.
Kapitan Pogonowski cały pochłonięty walką; denerwuje się, że bolszewicy stawiają mu opór i że nie mogą zrozumieć tego, iż on musi być w Radzyminie
Po parogodzinnej nadludzkiej i krwawej walce wróg został odrzucony w odwrotnym kierunku ku Ra­dzyminowi. Cały ten manewr I-szego bataljonu wywo­łał panikę w czołowych oddziałach bolszewickich i spowodował rozpoczęcie ogólnego pośpiesznego wy­cofania się nieprzyjaciela z pod Warszawy. Nakazany w godzinach rannych atak dalszych oddziałów 10 dy­wizji na wieś Dąbkowiznę i Mokre dokonał reszty. Już rankiem dnia 15 sierpnia wiedziała Warszawa, że bezpośrednio grożące jej niebezpieczeństwo zostało usunięte. Oddziały bolszewickie, dla których droga do stolicy była otwarta, cofnęły się w nieładzie, pędzone i dziesiątkowane przez nasze wojsko. Rozpoczęta w chwili dla wroga najniebezpieczniejszej i prowadzo­na przez Pogonowskiego zwycięska walka, zasilana coraz nowymi oddziałami, rozwijała się coraz szerzej, coraz potężniej, aż się dokonał „Cud nad Wisłą", wróg wypędzony został z granic Rzeczypospolitej.

„W samorzutnej inicjatywie ś. p. kapitana Pogo-nowskiego leży wielkość jego czynu—pisze jego bez­pośredni dowódca generał Żeligowski. Był to niejako moment zwrotny w historji tej wojny z Rosją bolsze­wicką. Psychologja klęski, cofania się, ciągłych odwro­tów została nareszcie przełamana".

Tak więc Stefan Pogonowski ze swym bataljo-nem pierwszy przeszedł ze stanu cofania się polskiej armji przed najściem bolszewizmu na Polskę — do czynnej, choć nierównej, walki i bohaterskim atakiem między Aleksandrówkiem i Radzyminem zmusił woj­sko bolszewickie do odwrotnej ucieczki z pod War­szawy. Sam legł na polu chwały, ale swą zwycięską czterogodzinną walką dał początek wielkiemu zwycię­stwu, które słusznie Opiece Matki Najświętszej, Kró­lowej Korony Polskiej, cały naród przypisał, wołając do Niej w uniesieniu wdzięczności: „Tyś sława Jeru­zalem, Tyś wesele Izraelskie, Tyś cześć ludu naszego". Tak bowiem nagłej i przedziwnej zmiany nic widząc dostatecznych przyczyn naturalnych, to niesłychane zwycięstwo, w samą uroczystość Wniebowzięcia doko­nane, uznał jako niebieskie i cudowne. Cud ten należy do cudów drugiego rzędu, bo mniej pod zmysły pod­pada, niż naprzykład uzdrowienie natychmiastowe zła­manej kości.*)   Zresztą uznanie go nie jest obowiązu-
jącem. Kto jednak przeciwstawia się przekonaniu ogó­łu w takiej ocenie wypadków jawnych, nie zasługuje na miano mądrego.
Ważniejszym jednak, niż fakt cudu, jest fakt Opatrzności Bożej w ocaleniu Warszawy i Polski.
Jeśli bowiem nawet włos z głowy człowiekowi nie spadnie bez wiedzy i woli Wszechwiedzącego, Wszechmogącego i Niepojętego Boga, to i zwycięstwo tak wielkie, dokonane w samą uroczystość Wniebo­wzięcia, obowiązuje nas do wdzięczności względem Pana Boga i Najświętszej Panny. Ktoby tego nie uznał, ten zdradzałby nietylko ograniczoność umysłu, ale i nikczemną niewdzięczność.
Modlitwa narodu została wysłuchana. Sam trud żołnierski mógł nie wystarczyć do zwy­cięstwa pod Warszawą, jak nie wystarczył przy haniebnem cofaniu się naszych żołnierzyków przez długi okres czasu; a i cudu Pan Bój? napewnoby nic zdzia­łał, gdyby naród nic nie robił dla zwyciężenia wroga. Zatem, Polska ocalała „i trudem i cudem", zgodnie, zresztą, ze starem a mądrem przysłowiem „módl się i pracuj".
Wybitny mąż stanu i znakomity pisarz oraz głę­boki filozof 19-go wieku Józef de Maistre, zaznaczyw­szy w swoich „Wieczorach", że do modlitwy koniecz­nie potrzebna jest wiara i czysta intencja i że mało jest ludzi prawdziwie  modlących  się, twierdzi, że ślepotą i lekkomyślnością jest mówić, iż modliliśmy się, a nie byliśmy wysłuchani.

 

*) Czyt. „Wieczór o modlitwie i Wieczór o wojnie". (Les soirees de S. Petersbourg). Porówn. Św. A. Liguori „O wielkim rodku modlitwy", Kraków 1930 (nakładem O.O. Redemptorystów;.
Według tego znakomitego, filozofa: a) nigdy nikt nie może dowieść, że naród modlił się i nie był wysłuchany; b) przeciwnie—każdy naród, który się modli, bywa wysłuchany; c) nikt nie wie, czy nie prosi o rzecz szkodliwą dla siebie lub dla ogólnego porządku, nawet, gdy modli się dosko­nale, zasługując przez to na inną łaskę. Zresztą, sam akt modlitwy bardzo uszlachetnia człowieka.
„Dobra jest modlitwa z postem i jałmużną," za­pewnia nas Pismo Boże. (Tob. 12, 8). „I będzie, że pierwej, niż zawołają, ja wysłucham i jeszcze oni mó­wić będą, a ja usłyszę. (Iz. 65, 24). Przez wszystek ży­wot twój miłuj Boga i wzywaj Go ku zbawieniu Twe­mu. (Ekkl. 13, 18). Albowiem wszelki, który prosi, bierze, a kto szuka znajduje, a kołaczącemu będzie otworzono. (M. 7, 7). Zaprawdę, zaprawdę wam po. wiadam—są słowa Zbawiciela świata: Jeśli o co prosić będziecie Ojca w imię moje, da wam. Dotychczas o niceście nie prosili w imię moje. Proście, a weźmiecie: aby radość wasza była pełna. (Jan 16, 23—24). Zawsze modlić się potrzeba, a nie ustawać. (Łk. 18, 1). A prze­to czuwajcie, modląc się na każdy czas."  (Łk. 22).


Będąc naocznym świadkiem 'gorących i wytrwa­łych modłów całego narodu polskiego w czasie grożącego niebezpieczeństwa, ówczesny Nuncjusz Ratti, a obecny Ojciec Chrześcijaństwa Pius XI, gdy po swej elekcji  papieskiej polecał się modlitwom   Polaków, przypomniał im, że  widział   „jak Polacy  umieją   się modlić".

Ale oto ostatnie chwile Stefana Pogonowskiego. Już około czterech godzin prowadził on nadludzką ofensywę, gdy od zabłąkanej kuli karabinowej w brzuch raniony został. Przybyły na koniu kapelan polowy ks. Walerjan Olesiński słyszy, jak ranny bohater przekazuje dowództwo bataljonu porucznikowi Boskiemu i wy­daje ostatnie bojowe polecenia, wyjaśniając i tłumacząc sytuację. Po upływie pół godziny przy zupełnej przy­tomności, której nie stracił do końca, rzekł do kapła­na:

„Waler, teraz pomóż mi nawiązać kontakt z nie­bem, jak ty często
mawiałeś. Niechaj odejdą wszyscy, proszę. Zostań ze mną przez chwilę".

I po nawiązaniu tego kontaktu oddał czystą rycerską duszę Bogu. Rzecz charakterystyczna: w wojnie światowej zwycięstwa nad przepotężnym przeciwnikiem dokonał wódz, którego genjusz rozwinął się na podstawie przekonań i chara­kteru religji Chrystusowej, katolickiej (Foch). W dwa lata później z najtragiczniejszej sytuacji dźwiga Ojczy­znę naszą młody genjusz, wybujały i rozkwitły na niezamąconym, zrównoważonym i prawym charakterze iście religijnego rycerza. Jest to rzecz zrozumiała. Wszak nawet Wolter wyznał, że „armja gotowa zginąć, aby posłuszną być Bogu, byłaby niezwyciężoną." Jak niereligijność wypacza charakter, marnuje siły i energję człowieka i skutkiem nie ujarzmionych, tak duchowych, jak cielesnych żądz umniejsza rozwój całego zasobu jego sił i uzdolnień, tak —przeciwnie—zgodna z naturą ludzką religja Chrystusowa sprzyja równowadze du­chowej, ułatwia najwyższy rozkwit i wydoskonalenie sił i zdolności, usposabia do wielkich wysiłków szla­chetnych, do wielkiej cierpliwości i wytrwania i do nieśmiertelnych czynów. —
Zgon ś. p. kapitana Pogo-nowskiego nastąpił około godziny 5-ej rano dnia
15 go sierpnia. Ten, co wiernie służył Bogu i Ojczyźnie, po­szedł po nagrodę, zasłużoną w licznych trudach i po­święceniach zawodu żołnierskiego.
Urodzony dnia 12 lutego 1895 r. w majątku Domaniewie w ziemi Łęczyckiej, naukę gimnazjalną po­bierał w Łodzi, a czując od zarania życia powołanie do karjery wojskowej, jako 19-letni młodzieniec wstą­pił do szkoły junkierskiej w Wilnie, którą w styczniu roku następnego chlubnie ukończył. Od kwietnia 1915 roku walczył w szeregach armji rosyjskiej na wszystkich frontach: z Niemcami, Austrjakami, Turka­mi i Bułgarami. Przeżył w szeregach całą rewolucję rosyjską, następnie po wybuchu bolszewickim udał się w stopniu porucznika do Mińska, gdzie jako zwyczaj­ny szeregowiec wstąpił do legji rycerskiej 1-go kor­pusu jen. Dowbór-Muśnickiego. w której odbył szereg walk z bolszewikami. Odznaczywszy się, otrzymał do­wództwo plutonu, składającego się z 30 oficerów. Po rozwiązaniu przez Niemców 1-go korpusu Stefan Pogonowski już jako doświadczony i wyrobiony w bo­jach rycerz wstąpił do organizacji wojskowej   Hallera.
Następnie starał się przedostać na Murman, a gdy to mu się nie powiodło, wyruszył na Kaukaz i brał czyn­ny udział w tworzeniu formacji wojskowych, które da­ły początek tak zwanej „dzikiej dywizji" jenerala Żeli-gowskiego. Dywizja ta sformowana została w 1918 r. w Odesie, dokąd z Kaukazu ś. p. Stefan Pogonowski przybył przez Morze Czarne, aby następnie przez Rumunję przybyć z dywizją do Polski. W Polsce dywizja ta natychmiast wzięła udział w bojach z Ukraińcami, nad którymi odniosła zwycięstwo pod Jazłowcem Przy­czyniła się przez to do obrony naszej wschodniej sto­licy Lwowa. Potem przypadła jej w udziale zaszczytna obrona stolicy centralnej Warszawy. Od grudnia 1919 r. dowodził Pogonowski I-ym baonem 28 pułku Strzel­ców Kaniowskich. Wielki patrjota, doskonały taktyk i utalentowany dowódzca, rozgromił bolszewików w czerw­cu 1920 r. w boju pod m. Paszki; stawił bohaterski opór w boju dnia 4 lipca 1920 r. pod m. Sokołowszczyzną; podczas ogólnego odwrotu stoczył liczne zwycięskie boje, z których najsławniejsze są: przebicie się przez pierścień zastępujących oddziałów nieprzyja­ciela nad rzeką Żyzną; natarcie na Grodno i osłaniają­cy bój pod Indurami i Kamionką. Uwieńczeniem tych zwycięstw było zadanie bolszewikom pod Warszawą druzgocącej klęski, której skutki zdecydowały, według oceny jen. Żeligowskiego, o losach Polski.
Szczęśliwy naród, któremu Bóg daje takich  bo­haterów.
Najwięksi wodzowie świata modlili się, idąc do boju, by im Pan Bóg dodał męstwa nieustraszonego, a oddalił lęk i obawę.
Tacy, jak Aleksander Wielki prosili o ten dar z nieba, wiedząc, że od wewnętrznej odwagi zależy cały wynik walki. Dzięki niech będą Panu Bogu, że w sam dzień Wniebowzięcia Miłościwej nam i uko­chanej Królowej takim potężnym duchem natchnął przedtem cofających się przed wrogiem, a odtąd nie­ustraszonych i niezwyciężonych naszych rycerzy.
Jak niezwykle wielkiem dziełem jest obrona War­szawy i ocalenie Polski przed dziką nawałą bolszewizmu, która zagrażała naszemu istnieniu i wolności naszej jako narodu i Państwa, tak samo wielką jest zasługą tych, co dzieła owego dokonali. Stąd jak na dłoni leży wartość wysiłków, wartość męczeńskich za­pasów i życia tych bohaterów, co legli wówczas w obro­nie umiłowanej Ojczyzny.
Choć bowiem dzieło to jest wynikiem zbiorowej energji i poświęcenia w całym narodzie, choć jest nie tylko owocem działalności poległych na polu chwały wojowników, ale także, a nawet w pierwszym rzędzie, owocem wydatnej pracy pozostających przy życiu zna­komitych i wielkich naszych wodzów i mężów stanu, niemniej jednak wyróżnić należy wyjątkową zasługę ; tych, co nieustraszonem męstwem stawili bezpośredni opór wrogowi i własną piersią, oddaniem własnego życia za Ojczyznę zdławili napastników-barbarzyńców.
Otóż, wśród tych wielkich za sprawę Ojczystą poległych bojowników pierwsze miejsce przyznają wo­dzowie kapitanowi Stefanowi Pogonowskiemu.
Cześć Tobie, grodzie Łódzki i Tobie, zacna ro­dzino bohatera, że z twego gniazda wyrósł taki mo­carz, co zdruzgotał i zmiażdżył olbrzyma - wroga i Oj­czyznę odeń uwolnił.
Wdzięczność winna temu miastu Polska za wielu znakomitych rycerzy z pod Radzymina, za bohaterskie poświęcenie ś. p. Rozenblata, za idealnie ofiarną i ry­cerską, niemal nadziemską śmierć kapitana Benedykta Pęczkowskiego, któremu słusznie rodzina tak wspaniały wzniosła tu pomnik, ale chwalą największą okrył swe rodzime miasto wiekopomnym, mistrzowskim czynem ś. p. kapitan Pogonowski, któremu nie rodzina, lecz rodacy powinna cześć i wdzięczność w tym dzisiaj od­słoniętym pomniku składają.
Poszliście wszyscy trzej koledzy bohaterzy w to­warzystwie swego duszpasterza, którego mogiłę kołem u o toczyliście, na miłosierny Sąd Boży — za wami poszły błogosławieństwa czynów waszych i modły mil-jonów okupionych waszą krwią umiłowanych przez was rodaków! „Bo nikt nie ma większej miłości nad tę, jeśli życie swe oddaje za przyjaciół swoich".
Niech pokolenia potomne biorą z was zachętę i ognisty zapał do najszczytniejszych poświęceń, bodaj do świętości samej; niech dzieci wraz z pacierzem matki—uczą się od niej   waszych   pouczających  i  bu-
dujących przykładów, a naród niech prowadzi życie we wszystkich jego objawach godne takiego bohaterstwa i takich poświęceń — by nie zepsuli i nie zeszpecili poziomi politycy i lekkomyślni obywatele tego, co krwią zdobyli dla ukochanej Ojczyzny Ci młodzieńcy-rycerze, nie dla siebie, lecz dla przyszłych pokoleń przedwcześnie na całopalną oddani ofiarę. Niech raczej wszyscy szlachetnymi wysiłkami zdążają do celu, do jakiego Pan Bóg nas wszystkich powołał: „Kto zwycięży, dam mu siedzieć z sobą na stolicy mojej, jakiem ja też zwyciężył i usiadłem z Ojcem moim na stolicy Jego". Kończę słowami modlitwy, na nagrobku ś. p. kapitana Pogonowskiego wyrażonej: Wielki Boże, wzbudzaj nam często takich bohaterów i niebem ich nagradzaj.

Amen.


Jest w Warszawie na Żoliborzu ul. Pogonow­skiego (Stefana) obok ulic bohaterów z pod Samosierry. Jest pomnik na starym cmentarzu katolickim w Ło­dzi—i „bratnia mogiła bohaterów, poległych za Ojczy­znę w r. 1920" w Radzyminie. Ale jest też jeszcze pomnik na wybrzeżu Kościuszkowskiem w Warszawie, pod którym w dniu 1 listopada 1930 r. w dwanaście lat przeszło po wielkim czynie Stefana Pogonowskie­go, odbył się „uroczysty apel poległych, między nimi b. dowborczyków ś. p. por. Żwirki i ś. p. por. Pogo­nowskiego,  bohaterskiego obrońcy  Warszawy"  przed wielce go ceniącym, jen. Dowbór-Muśnickim, czemu nie­raz dał wyraz („Kurjer Warszawski" Nr. 303, z 1932 r., str. 5, „Hołd obrońcom Ojczyzny"). Powstają drużyny harcerskie im. Stefana Pogonowskiego. Pamięć czynu ś. p. Stefana nie minęła, nie mija i nie minie.
Jakąż była Jego sylwetka psychiczna, jakim był poza długiemi chwilami Swej glorji bojowej?
Życiorys pióra pani Żyźniewskiej - Monikowskiej, zamieszczony u wstępu niniejszej książeczki, wiernie i dobrze oddaje chłopięce przeżycia późniejszego Ry­cerza.
Był to Polak, wysoce wysubtelniony na punkcie honoru, kochający nadewszystko Ojczyznę, uczuciem naprawdę płomiennem, dyktującem mu czyn.
Sama zacność i sama prawość, z delikatnością po­łączone, tembardziej zbliżały Jego duszę do śnionego ideału Rycerza, aż stał się jasnym Herosem.
Pisał wiersze, acz niewyrobione pod względem formy, pełne jednak szczerego uczucia, które w nie­jednym zwrocie ujawniło artyzm swej poezji.
Ukochana Jego lżejsze i szczęśliwsze miała pióro, łatwe i szczere natchnienie, prawdziwie  piękny wyraz.
Poznajomili się zimą—Jego baon stał w miastecz­ku pogranicznem Muśnikach. Zaczęła się wspomniana korespondencja. Gdy „Iskierka"—takie bowiem nadał ś. p. Stefan ideałowi swemu imię i z niem na ustach skonał —wróciła na Litwę, zaczęły się trudności z ko­respondencją, przesyłaną „przez okazję". Wraz z oficerarni —kolegami (por. Piątkowskim i inn.) zaczął  ś. p. Stefan bywać w domu rodziców panny Czesławy.
W końcu maja wróciła ona do Giegużyna—i ko­respondowali do lipca włącznie—o śmierci dowiedziała się z opóźnieniem, wysławszy jeszcze sporo  pism do poległego.
Szlachetną tę miłość i jej dzieje skreślili oboje we wierszach:



„Domówione''—Stefana Pogonowskiego.


Ty Ojczyznę kochasz, kochasz kraj nasz drogi,
Który przez lat tyle cierpiał gniot tak srogi.
Kocham Ciebie zato—wiedz, że życie moje
Zdaję całe w ręce Ojczyzny i Twoje.
Dawno oto walczę za Ojczyzny prawa,—
Walczyć będę nadal, lecz zdobyta sława
Twoją jest własnością, poświęcam ją Tobie.—
Życia nie poświęcisz, ono ku ozdobie
I chwale ostanie naszej wżdy Ojczyzny—
Ty opiewać będziesz rany te, te blizny,
Bitwy oraz walki, bóle i cierpienia
Dla Najdroższej Polski naszej wybawienia.
Dawne czasy minęły, nowe zaś nastały—
Ty pracować będziesz dla Ojczyzny chwały.
Idąc zaś w bój krwawy, krwawo pracujemy
I ołtarze krwawe w Polsce budujemy.
Podstawiamy piersi swe pod kule wraże,
Niweczym i niszczym, co Ojczyzna każe.
Mordujemy gnębiąc i kując w kajdany,
Ku chwale dążymy przez łzy, trupy, rany,-
Nieraz nasze serca swoją śmierć widziały,
Ale nie zadrżały, nigdy się nie chwiały.
Ty inne w Polsce zbudujesz ołtarze,...
Ty zaleczysz bóle i zagoisz rany.
Serce Twe popłynie szlakiem ideału,
Prawdy nieśmiertelnej w piękna moc bez skału.
Nad życie ukochał Polskę i tę, co
„iskierką była, płomykiem się stała,
ponieważ Ojczyznę i wiosnę kochała".

A Jego ukochana poetka w szatę rymów ubrała jeden z ostatnich listów młodego wodza:              LIST
(list ś. p. Stefana ujęty mową wiązaną, z zachowaniem według możności Jego stów, zwrotów i t. p.)

W koło huczą pociski i armaty grają,
Kilku z mych oficerów rannych niebezpiecznie,  
we dnie mieliśmy atak...
Lecz już mnie wołają,
Kończę... Wiedz, że cię kocham i pamiętam wiecznie...
Dziewczynko moja mała, co robisz w tej chwili?...
Wiem, że sercem tyś ze mną u tej wspólnej  sprawy..
Czy przeczuwasz, co będzie?... Huragan już chyli  
Mur stolicy...—Lecz nic to!—Nie damy Warszawy!...
Z trupów zrobimy szańce...
Żegnaj, — znów wołają...

----------------------------------------------------------------------
Po dwóch godzinach piszę telefony grają...
Kilka nocy nie spałem, zmęczenie z nóg wali...
Jedyna, czy pamiętasz?—może mi się śniły        ,
Cuda chwil, gdym był z tobą?
z dwumiesięcznej dali,
Gdy spojrzę, zda mi się, że dni maja były
Przed wiekami...
Kwiaty, wiosna urocza, już się wszystko skryło...
Teraz też pięknie wkoło (choć ten sierpień znojny dla żołnierzy...),
lecz ongiś, co zachwyt budziło,
Dziś się bada jak dobry, lub zły teren wojny!
Przynieśli mi papiery dzisiaj zabitego Komisarza.—
Tam listy były do rodziny... On też wierzył, że wróci do swej Rosji śniegu,
Do swego domu, matki i do swej dziewczyny...
Kochana!—znów telefon... Przerywam na chwilę...
Jut piszę... Dziś nad ranem atak spodziewany!...
Może zginę... Lecz, przedtem byłoby tak mile
Wiedzieć, że list ten jeszcze zostanie wysłany
I rąk twych dojdzie...
Kończę, bo czas już na mnie...
Coby się nie stało, Zawsze będę Cię kochał, choćby już z zaświata...
Nie chciałbym ginąć teraz...   Szczęścia miałem mało...
Może zginę... Pamiętaj, masz druha i brata...
Spotkamy się, Kochana!...
Huk!... — coś się tam stało...
Idę!... Żegnaj…

Cz. Ż.


Wilno, 1930.        








We wierszu «Pamięci bohatera" woła doń:

Zginąłeś, broniąc ojczystej stolicy,
Za swoich przodków poszedłeś przykładem.
Jasny Rycerzu!-za ofiary wasze,
Może los szczęścia już Polsce nie smęci,
Schylamy głowy, zdobiąc w laury groby,
Sława poległym! Cześć Twojej pamięci....
A tam w wyżynach, przed Boga trony,
Złożono życie z cierni korony, I swój bataljon, bez ziemskiej troski
Wiódł do stóp Pana wódz  Pogonowski.

(„Pod Radzyminem", 15.8.1920 r.)




W „Rozmowie z księżycem*) poetka marzy:


*) Poezje pani Cz. Ź. Monikowskiej (te i inne) wyjść mają wnet w nowym osobnym zbiorku w Wilnie. „Drzazgi" wyszły świeżo.

Oddałeś Jemu posługę ostatnią —
i tam, gdzie poległ na czele oddziału,
tyś Mu  rozsrebrzył tę mogiłę bratnią,
wieńce, gdzie ciernie z laurem się splatało.

(Wilno, 1922).


Virtuti MiHtari.

Prosiłeś mnie, bym ci portrecik dała...
Jabłonie płatków kwiat sypały...
W księżycu srebrem lśniła gałęź biała
I rozsrebrzony świat był cały...
Jak staroświeckich pieśni kartę ruszę:
Ona... Oficyer... Słowik nuci..
Rzekłeś:—za portret, w boju zdobyć muszę,
I dam ci wzamian—Krzyż Virtuti.
Tylko rok minął...
Znów maj w kwiatach tonie...
W grób z sobą wzięłeś fotografję,
Twój Krzyż Virtuti miałam w trwożnej dłoni,
Myśląc: czy z Krzyżem żyć potrafię?...

Cz. Ż.


Bez Jesieni.

Białe podłoże miała miłość nasza:
Zimą otulał nas puszysty śnieg,
Wiosna nam drogi srebrnem kwieciem słała,
Kwitły czeremchy, bzy i jabłoń biała,
Białe podłoże miała miłość nasza,
Nim na niej czarny Krzyż rozstania legł.
Znaliśmy zimy i wiosny olśnienia,
Lecz lato nasze było pełne łez,
Gdy się upały zbliżały do końca,
Gdy pajęczyna rozsnuła się rwąca,
Jesieni myśmy nie zaznali lśnienia,—
Jesień wszystkiemu położyła kres.

Cz. Ż.

Wilno, 1932.

Na krótko przed swą śmiercią planował Or-Ot utwór liryczny o  ś. p. Stefanie Pogonowskim.
Nie zdążył go jednak napisać.

Warszawa, 1932.

KONIEC.


Druk Piotra Laskauera w Warszawie, Marjensztadt JVs 8.






Jerzego  Pogonowskiego
wyszły dotąd:


Z   boju  chwili,   nowele   z   przedmową1"1 H.   Biegeleiaena.    Altenberg,; Lwów, 1921,
Stargany  laur,   powiej.   Z   okładką   W.   Kossaka.   Nakł.   Przyjaciół
Górnośląskich,  1922.'
Błyski   godzin.  Karysy   (poezje)   [wespół z Wandą  Pogonowską] B. Połoniecki, Lwów,  1922.
Bój o Lwów w r.  1920,   z przedmową   bryg. Cz. Mączyńskiego,
 Lotos, Gdańsk,  1921.    .        ,
Obrona Warszawy w r.  1920, Lwów, U. Ż. 1921
O humorze w komedjach J. Blizińskiego    
Adam Krechowiecki. Wspomnienie pośmiertne pracownika Naukowego 1 Literacka Twórczość Milana Begovic'a", Lwów.
Iliryzm i Słowiańszczyzna,   studja nad odrodzeniem chorwackiem, Księ­garnia Naukowa, Lwów,   1924.
T. G. Masaryk. Studjum. F. Hoesick, Warszawa, 1927. Szkice literackie, Lwów, 1923. Zarys historjt literatury polskiej.  
„Fircyk w zalotach" F. Zabłockiego.      „,,,,,       .        T    ,
„Macbeth"  W. Shakespeare’a.    S-ka Wydawnicza, Lwów, 1922.,
„Przedświt" Z. Krasińskiego.
„Syn Beliry" w twórczości F. A. Ossendowskiego.   Nakł.
W. Bobińskiego, W-wa,   1932.
Sandor Petofi w Polsce. Szkic literacki.   W-wa, Dom ksiaiki polskiej,
1933-Pogonowscy z Pogonowa. Szkic genealogiczno-heraldyczny.   Nakł. Zw. Rodź.  Pogonowskich, Lwów,  1928 r.
Sratut Związku Bodziny Pogonowskich i protokóły zjazdów, Udi, 1932. Prof. Dominika „Nastaya admin. prava", Zagrzeb,  1930.

Projekt Związku Władców króla Jerzego z Podiebrad, z przedmową prof. Z. Cybichowskiego.   Wyd.  nakł. Wydziału Prawa Uniw. Warsz. r.  1932, Skład gł. w Kasie Mianowskiego.
Postępowanie administracyjne w Jugosławji. Odb. z „Gaz. Adm. i Poi. Państw."   1933.
W przygotowaniu do druku:
Szewczenko zagranicą (rzćcz o przekładach T. Siewczenki).
„Osman" Gundulića (przekład i studjum).
Otakar Brzezina. Studjum ze współczesnej literatury czeskiej. Twórczość M.  Lermoiitown. Studjum.
Dzieje   slawistyki polskiej.
Rodzina w powieści.   Cz. I. „Saga Forsytów" a „Buddenbrookowie".


Cytat:
KOMITET BUDOWY POMNIKA s.p. kapitana Stefana Pogonowskiego  otrzymał opinię generała Luciana Żeligowskiego o znaczeniu nocnego ataku pod Radzyminem  w nocy z 14 na 15 sierpnia, 1920 r. przez batalion ciężkich karabinów maszynowych pod dowództwem Pogonowskiego:

"Dnia 15 sierpnia o godz. 1-szej w nocy,  prowadząc swe dzielne kompanie do zwycięskiego ataku na pozycje nieprzyjacielskie pod Radzyminem padł dowódca 1-go batalionu 28-go pułku piechoty ś. p. kapt. Pogonowski....w chwili kiedy nieprzyjaciel otworzył sobie wejście do stolicy. Pogonowski z batalionem odosobnionym, w miejscu najbardziej zbliżonym do tyłów nieprzyjaciela, uderzył nań w nocy pod Wólką Radzymińską, dzięki czemu nieprzyjaciel, który już doszedł do Kątów Węgierskich, czuł się zagrożony na swoich tyłach...W samorzutnej inicjatywie ś. p. kapt. Pogonowskiego leży wielkość jego czynu. Był to...moment zwrotny w historii tej wojny. Psychologia klęski, cofania się, ciągłych odwrotów została nareszcie przełamana. Odwróciła się karta historii.- W tym przełomie psychologicznym jest wielka treść czynu i śmierci ś. p. kapt. Pogonowskiego.”

UWAGA:
Wólka Radzymińska była miejscem nocnego ataku na tyły sowieckie batalionu ciężkich karabinów maszynowych 28go pułku piechoty w dywizji generała Żeligowskiego...  Sowieci osiągnęli marszami nocnymi szosę Struga – Nieporęt, wdzierając się za II linię polskiej obrony aż po Kąty Węgierskie w nocy z 14go na 15 sierpnia, 1920 roku i wówczas ś. p. kapitan Pogonowski decydował się przyspieszyć atak jego batalionu i dokonać ten atak o pierwszej w nocy (zamiast
według wcześniejszych rozkazów atakować dopiero przed południem).