Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

"Czy orędzie Komorowskiego do narodu opublikowano przed katastrofą?- oto nastepne pytanie, bo tak wynika z godziny umieszczenia go na portalu info3."

Mija już 17 dni od katastrofy samolotu TU154 z Prezydentem RP na pokładzie i nie wiemy nic więcej a własciwie najwięcej jest wątpliwości różnego rodzaju.

Jedną z danych fałuszywie podanych opinii publicznej była godzina katastrofy w Smoleńsku.
Oficjalnie media podały na początku godzinę 8.56 jako godzine tragicznego upadku samolotu w lesie pod Smoleńskiem, mimo, że korespondent Polsatu - Wiktor Bater relacjonował zupełnie inaczej.

I gdyby podawanej oficjalnie godziny nie podważyli internauci byłaby ona uznawana jako prawdziwa.

Dlatego zasadne wydaje się pytanie:

Gdzie był Tupolew przez 30 minut?
Skąd Wiktor Bater wiedział o katastrofie przed katastrofą?
Dlaczego wprowadzano opinię publiczną w błąd?

Równiez na portalu Gazeta.pl informacja ta ukazała się o godzinie 8.38 10 kwietnia 2010

Katastrofa samolotu prezydenta. Nikt nie przeżył
Samolot Lecha Kaczyńskiego Tu 154 rozbił się na lotnisku w Smoleńsku. Nikt nie przeżył katastrofy - powiedział gubernator obwodu smoleńskiego. W wypadku zginęło 96 pasażerów i 7 członków załogi. Wśród zabitych jest między inny prezydent Lech Kaczyński wraz z małżonką, a także Jerzy Szmajdziński, Krzysztof Putra, Ryszard Kaczorowski, Sławomir Skrzypek, Maciej Płażyński, Janusz Kochanowski, Izabela Jaruga-Nowacka, Grażyna Gęsicka, Anna Walentynowicz, Janusz Kurtyka, gen. Franciszek Gągor, Przemysław Gosiewski, Aleksandra Natalii-Świat...
2010-04-10 08:38

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/12,93131,7752807,katastrofa_samol...

Sprawa katastrofy w Smoleńsku coraz bardziej się gmatwa. Relacje świadków, na gorąco - zaraz po wypadku, są inne niż ich relacje w kilka godzin później. Oficjalna wersja brzmi - trudne warunki, w tym gęsta mgła oraz upór Prezydenta lub pilota. Tusk się stara i strona rosyjska się tez bardzo stara.

Oto wywiad z montażystą TVP Sławomirem Wiśniewskim i film nakręcony przez niego zaraz po katastrofie.

 

 

Ile czasu panu zajęło dotarcie do wraku?

Tak jak powiedziałem, to było 400 metrów. To ile mogłem biec? Moment. Szczególnie że część drogi była z górki.

Był pan pierwszy na miejscu katastrofy?

Tak. Dopiero potem przyjechała straż pożarna.

Co pan tam zastał?

Całe pole było przeorane, drzewa połamane. Szczątki samolotu. Niektóre się jeszcze paliły. Znalazłem też czarną skrzynkę, która w rzeczywistości była pomarańczowa. Widać ją na zrobionym przeze mnie filmie. Wtedy już wiedziałem, że to nasz samolot. Zobaczyłem szachownicę. Nadal jednak nie docierało do mnie, że maszyna rozbiła się z prezydentem i całą delegacją. Nie było żadnych śladów, że zginęło blisko 100 osób.

Jak to?

Nie było foteli, walizek, toreb ani – przede wszystkim – ciał czy ludzkich szczątków. Dopiero potem powiedziano mi, że ciała były gdzie indziej. Tam, gdzie ja byłem, spadł tylko silnik, części kadłuba. Ciała były zaś w głębi lasu, po prawej stronie, tam gdzie do góry nogami leżały koła, podwozie (miejsce to można zobaczyć na niektórych zdjęciach prasowych – red.).

Podobno w 1987 roku był pan na miejscu katastrofy samolotu w Kabatach. Czy tam były ciała?

Tak, rzeczywiście biegałem wówczas w tamtejszym lesie i widziałem rozbity samolot. Tam szczątki ludzkie były. To, że nie widziałem ich pod Smoleńskiem, tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że na pokładzie nie było naszej oficjalnej delegacji. Że samolot wracał już z lotniska z samą załogą.

Podobno miał pan na miejscu kłopoty?

Dopóki byli strażacy, wszystko było OK. Zapytali, kim jestem; gdy powiedziałem, że z telewizji, nie robili żadnych kłopotów. Potem jednak pojawili się ludzie z Federalnej Służby Ochrony. Na filmie słychać, jak krzyczą: „Federalna Służba Ochrony. Oddawaj kamerę!”. Doszło do szarpaniny. Dwa byczki wzięły mnie pod pachy. W międzyczasie widziałem, że przez las od strony lotniska przybiegło kilku naszych dyplomatów w garniturach.

Co się tymczasem działo z panem?

Rosjanie mnie odciągnęli. Wpadłem w błoto. Pytali, kim jestem.

Jak się panu udało ocalić nagranie?

Zażądali kasety i ja im bez oporów oddałem wszystkie kasety, jakie miałem w torbie. Jedna była nagrana i kilka czystych. Dałem jednak wszystkie oprócz jednej – tej kluczowej, która pozostała w kamerze.

Dlaczego Rosjanie chcieli zabrać kasetę?

Bo ja wiem? Na początku była jedna wielka panika i przerażenie. Oni byli całkowicie zdezorientowani.

Chcieli usunąć wszystkich ludzi z miejsca katastrofy. Nie doszukiwałbym się tu jakichś podtekstów. Choć na początku było bardzo nieprzyjemnie.

Mówili: „Szybko domu nie zobaczysz”. Bardzo się przestraszyłem, że będę miał kłopoty, że znalazłem się w niewłaściwym miejscu. Z tymi służbami nie ma żartów, obawiałem się konsekwencji. Przez cały czas nie wiedziałem, że prezydent i reszta naszych oficjeli nie żyje.

Kiedy pan się dowiedział, co się stało?

Później. Gdy już nieco opadły emocje i siedziałem w jednym z rosyjskich samochodów. Wtedy dostałem esemesa z Polski. Pomyślałem: rany boskie!

-rozmawiał Piotr Zychowicz

http://www.redakcja.newsweek.pl/Tekst/Polityka-Polska/535990,Wczorajsza-...
http://prawdaxlxpl.wordpress.com/2010/04/19/wywiad-z-montazysta-tvp-slaw

Zobacz i przeczytaj więcej na:
http://www.blogpress.pl/node/3801


Nadesłał: Piotr Dąbrowski