Ocena użytkowników: 2 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Pierwszy raz przeczytałem ją jeszcze w 2000 roku. Mam na myśli książkę autorstwa docenta Józefa Kosseckiego „Wpływ totalnej wojny informacyjnej na dzieje PRL”. Jest to pełny i kompleksowy opis historii PRL ukazany na szerszym tle zmagań sił i grup interesów na globalnej szachownicy świata. Nie ukrywam, że jeszcze na studiach korzystałem z tej książki ku uciesze niektórych moich wykładowców oraz egzaminatorów i ku utrapieniu (a momentami wściekłości) innych, bowiem „Wpływ totalnej wojny informacyjnej na dzieje PRL” przełamuje wiele stereotypów dotyczących najnowszej historii Polski.

W swojej książce doc. Kossecki ukazał tworzenie podwalin pod PRL, jej początki oraz walkę informacyjną praktycznie na każdej płaszczyźnie: politycznej, militarnej, gospodarczej i naukowej. „Wpływ totalnej wojny informacyjnej na dzieje PRL” zawiera opis operacji „Splinter factor”, w której polskie podziemie niepodległościowe po 1944 r. było niczym innym tylko mięsem armatnim dla zachodnich aliantów w celu uwiarygodnienia amerykańskiej i brytyjskiej agentury w szeregach najwyższych władz stalinowskiego reżimu. Przypuszczam, że m.in. dlatego ta książka jest przemilczana i skazana na naukową banicję, bo przełamuje mit sensu ofiary „dzielnych chłopców z lasu”. Otóż w świetle informacji o operacji „Splinter factor” ofiara tych „chłopców z lasu” była bez sensu i kolejną daniną krwi złożoną na ołtarzu globalnych gier i gierek służb wywiadowczych USA i ZSRR. Polska z tego nic, literalnie nic nie miała.
„Wpływ totalnej wojny informacyjnej na dzieje PRL” w sposób syntetyczny przedstawia i opisuje rozwałkę polskiego szkolnictwa wyższego i przesterowanie go na marksizm- leninizm, który do tej pory pod innym szyldem (politycznej poprawności) okupuje polską naukę. Spiritus movens niszczenia polskiej nauki był towarzysz Jakub Berman.

Wraz z upływem czasu, od 1956 r. w Polsce jakkolwiek by to nie zabrzmiało dokonywała się powolna, aczkolwiek systematyczna dekomunizacja. W 1956 r. nadszedł pierwszy etap destalinizacji. Rok 1968, to jej kolejny etap z walką w łonie aparatu władzy w tle i oficjalnym buntem „poprawiaczy komunizmu”: Jacka Kuronia, Karola Modzelewskiego, Adama Michnika i innych staliniąt, którzy uznali, że PRL to już nie jest ich kraj. Wcześniej nie przeszkadzał im stalinowski totalitaryzm. Wszak gdy w kazamatach UB i NKWD katowani byli żołnierze AK, NSZ i BCh Kuroń ze swoim czerwonym harcerstwem zwalczał „reakcję”. Dopiero jak w 1968 r. dostali kilka gum po grzbiecie, a ich tatusiów i mamusie odsunięto od koryta władzy uznali, że PRL to „państwo totalitarne”. Co wówczas zrobili? Poszli na skargę do Radia „Wolna Europa”, która to rozgłośnia zrobiła z nich swoich pupili i zaczęła systematycznie budować ich mit „bojowników walki z totalitarnym reżimem”. Tymczasem PRL ewoluowała i był to jakiś mix systemu autorytarnego z socjalistyczną gospodarką planową.

1968 r. to być może najważniejsza cezura czasowa w historii PRL, bowiem to wtedy ludzie pokroju Kuronia, Michnika i Modzelewskiego dotychczas poprawiający socjalizm w ramach tego państwa uznali, że PRL nie jest już ich państwem. Od tego czasu zaczęli to państwo bezwzględnie zwalczać ramię w ramię z takimi wypustkami CIA i BND jak „Wolna Europa”. To właśnie ta zachodnia rozgłośnia stanowiła fundament stworzenia mitu i legendy „dzielnych opozycjonistów” z KOR i to KOR później dzielił i rządził w „Solidarności”, a milionowe patriotyczne i katolickie masy członków „S”, to byli „pożyteczni idioci” dla Michnika i spółki. Dowód? Popatrzcie na stoczniowców, którym zlikwidowano stocznie- ich miejsca pracy.

Nazwanie PRL „komunizmem” pod 1956 r. nie ma nic wspólnego z prawdą, bowiem Kościół katolicki w komunizmie nie ma prawa bytu, a tenże Kościół nie tylko, że się rozwijał w Polsce, ale miał coraz większe wpływy. Wszak w 1966 r., w roku milenijnym PZPR przegrała z Kościołem batalię o rząd dusz w narodzie polskim. Poza tym jaki to był komunizm jeśli rolnicy posiadali własną ziemię? Rzekomy „komunizm” w PRL po 1956 r., to dzisiaj wygodny stereotyp- slogan wykorzystywany do zamazywania faktycznego obrazu tamtych czasów.

Książka doc. Kosseckiego przełamuje także inne stereotypy. Pierwszy to taki, że był „zły PRL” i „dobra opozycja”. Autor tej książki w oparciu o materiały źródłowe ukazuje, że barykada nie szła w ten sposób, ale zarówno w łonie władzy jak i opozycji byli ludzie o poglądach państwowo- narodowych i kosmopolitycznych. Pomiędzy tymi dwoma grupami toczyła się walka zarówno w łonie PZPR i jej satelitów, jak i w szeregach opozycji.

Drugi stereotyp jaki przełamuje ta książka, to mit „dobrego Zachodu”, który nam pomaga walczyć z „komunizmem”. Otóż doc. Kossecki dokonał w niej analizy działań sił politycznych Zachodu i okazuje się, że w wielu momentach to właśnie Zachód był groźniejszy w eksporcie negatywnych trendów jak chociażby Cywilizacji Śmierci. Wszak to w USA mieścił się matecznik wielu instytucji i organizacji o zasięgu globalnym promujących aborcję i eutanazję. A samo starcie pomiędzy USA a ZSRR na pewno nie było starciem Cywilizacji Życia z Cywilizacją Śmierci. I jeden i drugi obóz niósł tę Cywilizację Śmierci, z tym, że jeden pod otoczką marksizmu- leninizmu, a drugi pod otoczką liberalizmu. Jedyną organizacją opozycyjną w Polsce, która rozumiała to zjawisko była Liga Narodowo- Demokratyczna i jej „wypustki” zarówno w szeregach PZPR (wszak na łamach „Trybuny Ludu” ukazał się cały szereg artykułów pisanych z pozycji Cywilizacji Życia) jak i w łonie opozycji. Zainteresowanych Ligą Narodowo- Demokratyczną odsyłam do mojego wpisu z 7 maja br. „LND- wyrzut sumienia IPN i styropianowej prawicy”.

Szokiem dla zwolenników wizji „antykomunistycznej Solidarności” będzie przeczytanie rozdziałów o latach 1980-1981 kiedy to do głosu w „S” doszli zwyczajni komuniści- trockiści. Jeśli patrzeć na starcie władzy PRL z opozycją przez pryzmat walki „komuny” z „antykomuną”, to z politologicznego punktu widzenia z komunizmem jako ideologią o wiele więcej wspólnego miała „Solidarność”, która była zinfiltrowana przez trockistów na najwyższych szczeblach władzy. Przecież przewijający się w solidarnościowej propagandzie lat 1980- 1981 postulat Samorządnej Rzeczpospolitej i rad robotniczych, to wypisz wymaluj pomysły Lwa Trockiego. W książce podane są konkretne cytaty i źródła. Czy może więc dziwić, że „Wpływ totalnej wojny informacyjnej na dzieje PRL” skazany jest w Polsce na banicję i przemilczenie? Jednakże np. w USA w poważnych ośrodkach naukowych ta książka widnieje w stanie bibliotek na uczelniach.

Siłą tej książki jest cała masa oparta na materiałach źródłowych faktów, liczb i statystyk. To swoisty podręcznik do najnowszej historii Polski. Jej słabością jest brak indeksu nazwisk i skorowidzu. To czyni tę książkę mało przyjazną dla czytelnika, aczkolwiek ma to taki plus, że w poszukiwaniu poszczególnych faktów czy nazwisk trzeba co nieco poczytać w niej. Być może o to chodziło jej autorowi.

Nie wyobrażam sobie historyka, polityka czy człowieka chcącego w sposób kompetentny zabierać głos o najnowszej historii Polski, który nie przeczytał tej książki. W moim przekonaniu to najpoważniejsze i najlepiej zrealizowane opracowanie o dziejach PRL. I co dla mnie najważniejsze: wolne od stereotypów i schematów. Jakaż pozytywna różnica w porównaniu z indoktrynacją pseudonaukowych opracowań IPN.

Józef Kossecki- „Wpływ totalnej wojny informacyjnej na dzieje PRL”, ss. 524, Kielce 1999.

Amator
Za: http://amator.blog.onet.pl/