Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
To co piszę poniżej nie jest naukową analizą amerykańskiej gospodarki i systemu politycznego. Są to po pro-stu obserwacje i przemyślenia na podstawie własnych doświadczeń w trzech krajach: komunistycznego PRL-u, Szwedzkiej Socjaldemokracji i ponad 40 lat w ciągle zmieniających się Stanach Zjednoczonych.
Minęło już z górą pół roku jak napisałem artykuł pod tytułem: „Dokąd Zmierzasz Ameryko?”, w którym wymieniłem kilka podstawowych problemów z jakimi boryka się mój kraj - Stany Zjednoczone. W mej ówczesnej ocenie nie pomyliłem się. W ciągu następnych sześciu miesięcy niewiele się polepszyło, a wiele pogorszyło. Mimo zapewnień, że kryzys już minął i że „odbiliśmy się od dna”, liczba bezrobotnych rośnie. Już wtedy, pół roku temu, określiłem bezrobocie ja-ko problem najważniejszy, a dzisiaj, jego ważność można tylko potwierdzić. New York Times podaje że w Ameryce na dzień dzisiejszy wśród całkowitej liczby ponad 14 milionów bezrobotnych aż 1,4 miliona stanowią tacy którzy są bez pracy przez okres ponad 9 miesięcy.
Liczba nowych bezrobotnych, którzy zgłaszają się tygodniowo o zapomogę dla bezrobotnych wynosi ok. 500 tysięcy. Wielu ludzi kompletnie zrezygnowało z szukania pracy i wy-padli z rejestru bezrobotnych. W związku z tym skala bezrobocia jest dużo większa niż podają rejestry rządowe. Być może bezrobotni stanowią nie 9.5% a 20% wszystkich pracowników.
Wojny? Jakie wojny? - zapyta się większość Amerykanów. Od czasu jak skasowano obowiązek powszechnej służby wojskowej, olbrzymia większość Amerykanów losem tych, co giną [i zabijają], czyli żołnierzami, przestała się interesować. Kwestia wojny w Afganistanie i Iraku uplasowała się w zainteresowaniach społecznych na 12 miejscu. Tylko niektórym przychodzi do głowy, że wojny kosztują, nie tylko życie ale i pieniądze. W miarę upływu czasu tego rodzaju wojny wykrwawią gospodarczo Amerykę do tego stopnia, że nie będzie w stanie przeciwstawić się potędze zarówno gospodarczej jak i militarnej Chin. Być może Chiny pożyczając pieniądze Ameryce, mają taki właśnie obrót sprawy na u-wadze?
KTO JEST TEMU WINNY?
Jak zwykle w trudnej sytuacji ludzie szukają odpowiedzialnych za ich marną dolę. Nikt nie chce winić samego siebie. Społeczeństwo przyzwyczaiło się do dostatniego życia, mimo że ten dostatek nie był w pełni uzasadniony. Jeśli będziemy szukali winnych dzisiejszej katastrofy to nie na-leży winić jedynie bankierów, którzy wraz z politykami, są związani wspólnymi interesami. Partnerem w tym przedsięwzięciu kopania własnego grobu jest także amerykańskie społeczeństwo, otumanione frazesami propagandowymi o naszej mocarstwowości i „demokratycznej” wyższości. Za-nim rozwinę ten temat zrobię małą, amatorską dygresję ekonomiczną na temat - skąd się bierze wysoka stopa życiowa i dlaczego w jednych krajach ludzie żyją lepiej a w drugich gorzej?
ŹRÓDŁO ZAMOŻNOŚCI SPOŁECZNEJ
W przeszłości wysoką stopę życiową, albo zamożność krajów wynikała z monopolu na wiedzę albo monopolu na źródła produktów naturalnych, takich jak np. ropa naftowa, złoto itp. Ostatnio jednak odkryto, że można utrzymać wysoką stopę życiową przez monopol na pieniądz który w transakcjach międzynarodowych będzie odpowiednikiem złota. Po drugiej wojnie światowej pieniądzem tym, a raczej symbolem wartości stał się tak zwaną walutą rezerwową i zapotrzebowanie na niego wzrosło
stał się tak zwaną walutą rezerwową i zapotrzebowanie na niego wzrosło - Stany Zjednoczone zaczęły mieć możliwość zakupu produktów i usług z innych krajów za dolary mające pokrycie jedynie w iluzorycznej stabilności tej waluty. Dla podtrzymania tej iluzji potrzebna jest iluzja potęgi, a obraz potęgi militarnej świetnie pasuje do tej roli. W sumie, kiedy zdolności produkcyjne i konkurencyjność gospodarki amerykańskiej się kurczyła, za-ufanie do dolara pozwoliło Ameryce zaciągać zagraniczne pożyczki i utrzymywać wysoką stopę życiową społeczeństwa za pożyczone pieniądze. Przez długi czas ta maszyna dla utrzymywania wysokiej stopy życiowej pracowała znakomicie, ku zadowoleniu rządu, Nomenklatury (bankierów) i mas. Nie trzeba być geniuszem, aby przewidzieć, że pożyczek nie da się zaciągać w nieskończoność i pewnego dnia wierzyciele zaczną kwestionować wypłacalność Ameryki. Tak się stało w czasie ostatniego „kryzysu”, którego początek dopiero widzimy a którego końca nie można przewidzieć. Rząd amerykański, w panice, od roku 2008, powstrzymał na jakiś czas dramatyczną sytuację drukiem pieniędzy, nie próbując jednak zmienić podstawowych zasad funkcjonowania wadliwego systemu. Tym samym ludziom z oligarchii bankowej winnym kryzysowi, powierzono tłumienie po-żaru kryzysu.
Powrót do stabilności stał się niemożliwy, gdyż system jest tak zagmatwany, że nikt, łącznie z jego twórcami, nie jest w stanie go zrozumieć. Wniosek się nasuwa, że kryzys się będzie pogłębiać a może nawet eksploduje wielkim za-mętem w postaci olbrzymiego bezrobocia z wielkimi koszta-mi społecznymi dla wszystkich obywateli, łącznie z Nomenklaturą Bankowo-Polityczną.
PRZESUNIĘCIA PERSONALNE W PRZEMYŚLE I TEGO KONSEKWENCJE
Od lat 50-tych wieku dwudziestego wpływ na politykę rządu amerykańskiego zaczęli tracić przemysłowcy, a zaczęli mieć bankierzy i finansiści. W przemyśle wytwórczym, am-bitni inżynierowie, twórcy przemysłów tacy jak Thomas Alva Edison, Henry Ford czy Westinghouse zostali wyparci przez księgowych. Ci z kolei stwierdzili, że amerykański pracownik kosztuje za dużo i bardziej opłaca się produkować w krajach o niższych zarobkach pracowników. Początkowo, w latach 60-tych i 70-tych była to Europa Zachodnia, później Meksyk i Chiny. Gwoźdź do trumny amerykańskiemu systemowi ekonomicznemu wbili „najemni” finansiści (ci „najbardziej utalentowani”), którzy przekonali rząd, że na świecie zapanował system post-przemysłowy i że produkowanie czegokolwiek w Ameryce nie ma sensu i należy do przeszłości. My będziemy się zajmować liczeniem pieniędzy, ubezpiecza-niem innych na wypadek śmierci i wypadku, podróżować na Karaiby itp. Przekazano Chinom większość produkcji powszedniego użytku i miano się ograniczyć jedynie do opracowania nowych technologii. Zapomniano jednak, chyba z powodu megalomanii, że „inne kraje nie gęsi i swój język (chiński) mają”. Na skutek rozwoju komunikacji zmiany ekonomiczne w innych krajach nabrały przyspieszenia. W początku dwudziestego wieku potrzeba było minimum dziesięciu lat, aby wykształcić precyzyjnego mechanika. Dzisiaj z tą samą precyzją, a na pewno bardziej powtarzalną, produkcję wykonują roboty.
Kiedy przeniesiono produkcję do krajów o niższych kosztach robocizny, nie przewidziano społecznych konsekwencji tej transformacji, czyli bezrobocia. Kto na tym skorzy-stał? Czasowo skorzystała amerykańska oligarchia, czyli nomenklatura. Nomenklatura z powodu poczucia swej pseudo-intelektualnej wyższości, nie zauważa, że kopie sobie własny grób. Jak zwykle w historii, arystokraci omamieni poczuciem swojej wyższości, zapomnieli, że są kroplą w morzu społeczeństwa, które okresowo zmiatało ich z powierzchni ziemi (Francja, rok 1792, Rosja, rok 1917).
EKSTRAWAGANCJA NOMENKLATURY
O intelektualnej degeneracji amerykańskiej nomenklatury świadczy kopiowanie zwyczajów arystokracji europejskiej, starając jej dorównać rozrzutnością. Tak jak kiedyś europejska arystokracja, tak dzisiaj jej amerykański odpowiednik, żeni się między sobą. Kiedyś arystokratom chodziło o utrzymanie czystości błękitnej krwi, dzisiaj nomenklaturze amerykańskiej chodzi o utrzymanie wpływów i fortun. Przykładem tego zjawiska jest małżeństwo i niezwykle kosztowne wesele córki byłego Prezydenta Bila Clintona, Chelsea Clinton z młodym bankierem ze znanej firmy bankowej Golden Sachs, firmy winnej w dużej mierze dzisiejszemu kryzysowi. Młodożeńcem jest Marc Mezvinsky, pochodzący z „zasłużonej” rodzinny polityków i finansistów. Jego ojciec, Edward Miezvinsky, był kongresmanem, bankierem a także kryminalistą winnym defraudacji 10 milionów dolarów, ukradzionych ludziom którzy mu zawierzyli, że ma specjalne wpływy w rządzie Prezydenta Billa Clintona. Za swoje przekręty finansowe spędził 5 lat w więzieniu i do 2011 r. pozostaje warunkowo na wolności. Rodzice pana młodego ogłosili także bankructwo, kiedy sąd nakazał im zwrot zdefraudowanych pieniędzy. Media podają, że koszt ślubu i wesela Chelsea Clinton, w mieszanym
obrządku protestancko-żydowskim, wynosił 5 milionów dolarów. Biorąc pod uwagę, że rodzina Clintonów reprezentuje Partię Demokratyczną, walczącą podobno o dobrobyt klas upośledzonych, tego rodzaju ekstrawagancja, nie tylko świadczy o przekonaniu Clintonów o swej wyższości nad plebejuszami, ale także o ich braku wyobraźni i małostkowości. Rozrzutne wesele młodej Clintonowej daje obraz upadku systemu wartości całej klasy rządzącej Ameryką.
NOMENKLATURA I SYSTEM POST-KAPITALISTYCZNY
Określenie nomenklatura powstało w Związku Radzieckim. Skopiowano ten system, w podległych krajach „ludowej (a raczej sowieckiej) demokracji”. Była to zaufana grupa ludzi, którzy mogli zarządzać państwowymi przedsiębiorstwami, albo zajmować wyższe stanowiska administracyjne.
W Stanach Zjednoczonych, uzurpujących sobie prawo do wzoru systemu kapitalistycznego, powstała podobna do nomenklatury grupa, aczkolwiek nie jest to żadna lista, jest to raczej niepisana koteria „wtajemniczonych”. Ludzie ci znają się nawzajem. Na szczycie „wtajemniczonych” są dyrektorzy instytucji finansowych, ponieważ przemysłu wytwórczego, poza producentami uzbrojenia, praktycznie już nie ma. Po-dobnie jak w systemie sowieckim nie grozi im bezrobocie. Aczkolwiek do znużenia ludzie ci w wystąpieniach publicznych szastają słowem „kapitalizm” i „wolny rynek”, praktyka pokazuje że system przestał być kapitalistyczny, czyli taki jak go określili Adam Smith, jego entuzjasta a później Karl Marks, tego systemu wróg. Wedle Marksa w kapitalizmie, „kapitaliści” są właścicielami środków produkcji i przez sam fakt monopolu posiadania, wykorzystują proletariat. W amerykańskim „pseudo-kapitalizmie”, wyzyskiwaczami są często ludzie, którzy nie są właścicielami instytucji, którymi zarządzają, szczególnie instytucji finansowych. Są nimi „menadżerowie”, którzy wchodzą w skład nomenklatury. Brak własności jest niezwykle korzystny dla menadżerów, gdyż na-wet jeśli popełnią horrendalne błędy nie oni są tymi co tracą swój majątek. Majątek tracą właściciele. A kim są ci właściciele? Właścicielami są w dużej mierze drobni ciułacze, fundusze ubezpieczeniowe i emeryci.
Ponieważ własność spółek akcyjnych jest niezwykle rozdrobniona, właściciele-akcjonariusze nie mają nic do gadania. Listy kandydatów do rad nadzorczych składają się z kilku osób, o których przeciętnemu akcjonariuszowi nic nie jest wiadomo. Są to listy „kolesiów” i ich wybór jest, jak w ZSRR, w 99% zapewniony.
Ostatnio pod wpływem kryzysu, izby ustawodawcze prze-głosowały reformę systemu finansowego. Przepisy reformy zajęły ponad dwa tysiące stron. Nie podejrzewam, aby któryś z senatorów zapoznał się z całością.
Ci wścibscy, którzy się potrudzili przeczytać tę ustawę, znaleźli, że ustawa przewiduje możliwość protestu akcjonariuszy, jeśli managerowie wypłacają sobie za wysokie premie - a jednocześnie rada nadzorcza nie jest zobowiązana podporządkować się tym protestom. Ci, którzy pisali tą „re-formującą” ustawę mieli na uwadze, że ich czas na rządowych posadach jest ograniczony i kiedyś będą szukali pracy w bankowości.
Nie jest to dziwne, ponieważ amerykańska nomenklatura i rząd siedzą na tej samej karuzeli stanowisk. Prywatni finansiści na jakiś czas zostają ministrami finansów, aby po spełnieniu swego obywatelskiego obowiązku, wrócić na bardziej dochodowe stanowiska w prywatnym systemie finansowym.
SYSTEM DWUPARTYJNY
Społeczeństwo daje się nabierać, że w Ameryce mamy dwie konkurujące ze sobą partie.
Partia Demokratyczna kreuje się na socjalizującą, dbającą o interesy klasy pracującej a jej ideologia [rzekomo] opiera się na podwyższaniu podatków dla „bogaczy”.
Druga partia, Republikańska, uważa się za konserwatywną i ogłasza, że jej zadaniem jest obniżenie podatków. Połowa wszystkich podatników zarabia rocznie mniej niż 30 tys. do-larów i dlatego płaci zaledwie 2.8% wszystkich podatków. Dla nich obniżka podatków nie ma żadnego znaczenia. W sumie podniesienie podatków, zalecane przez Partię Demokratyczną nie może doprowadzić do zbalansowanego budżetu i wyjścia z kryzysu, gdyż zadłużenie państwa i wydatki rządowe są zbyt wielkie, aby amerykańscy podatnicy byli w stanie je pokryć.
Także Partia Republikańska, uważana za konserwatywną również nie ma programu na wyjście z kryzysu. Zarówno jedna partia jak i druga uciekają się do desperackiej, krótkowzrocznej polityki pożyczania pieniędzy przez wypuszczanie obligacji pożyczkowych, które głównie, jak na razie, kupują Chińczycy.

W sumie obydwie partie wyrzucają pieniądze podatników w błoto. Przykładem tego są dwie wojny, w Iraku i Afganistanie, których uzasadnienie na podstawie frazeologii „budowy demokracji i walki z terrorem” już stało się wyświechtanym frazesem, w który mało kto wierzy.
Moje amatorskie, nieproszone rady dla rządu amerykańskiego, w celu poprawy sytuacji ekonomicznej są proste, niestety niemożliwe do wprowadzenia w systemie zrodzonym i osaczonym przez amerykańską nomenklaturę.
Ograniczają się do dwu diametralnie różnych pokojowych możliwości z hipotetyczną, apokaliptyczną jako trzecią. Mam na myśli Trzecią Wojnę Światową w celu przetasowaniu u-kładu globalnych sił. W tej jednak dziedzinie, z powodu braku wojskowego, strategicznego, wykształcenia, nie będę tu-taj ani radzić, ani się wypowiadać.
1. Utrzymanie otwartych granic dla handlu międzynarodowego i koncentracja na produkcji dobór wysokiej jakości za przystępną, konkurencyjną cenę. Wymagać to będzie wysokich nakładów na badania naukowe i nie gwarantuje natychmiastowych rezultatów.
2. Zamknięcie granic dla produktów produkowanych za granicą za pomocą wysokich ceł, co z kolei spowoduje gwałtowne obniżenie stopy życiowej na skutek braku dostępu do tanich produktów z Azji i Meksyku. Wysokie cła na import pozwolą na odbudowę przemysłu wytwórczego. Ten manewr zabierze też wiele czasu zanim odbudowa przemysłu stanie się faktem, gdyż ludzie o koniecznych kwalifikacjach albo już wymarli albo do nauk inżynierskich się nie garną.
Każda z dwu proponowanych, pokojowych zmian systemowych będzie prowadzić w okresie przejściowym do groźnego wzrostu bezrobocia. Niemniej, jeśli nie wprowadzimy koniecznych, radykalnych zmian, możemy się spodziewać w niedługim czasie fermentu społecznego z katastrofalny-mi dla wszystkich, konsekwencjami.
Ciekawe, że Niemcy, którzy nie dali się w pełni nabrać na miraż gospodarki post-przemysłowej i wedle ostatnich raportów dają sobie radę lepiej niż US, mając ciągle dodatni bi-lans w handlu zagranicznym. Czyli, że pokojowe rozwiązanie jest ciągle możliwe.

Jan Czekajewski – 1 sierpnia 2010, Columbus, Ohio, USA


Za: PATRIOTYCZNY RUCH POLSKI
  NR 250      1 X 2010 R.