Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Słowo wstępne do wykładu o polskości

„...Zanim stąd odejdę, proszę Was, abyście całe to duchowe dziedzictwo,
któremu na imię „Polska” raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością
– łaską, jaką zaszczepia w nas Chrystus  na chrzcie świętym,  
- abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się i nie zniechęcili, - abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy...”

Te słowa wypowiedział Papież Jan Paweł II w czasie Mszy świętej na Błoniach Krakowskich, 10 czerwca 1979 roku; są one swoistego rodzaju testamentem, który winniśmy realizować.

Ks. dr Stanisław Koczwara wygłosił w miejscu szczególnym dla Polaków, w Wilnie, skąd przez całe dziesięciolecia promieniowała kultura polska na cały naród, wykład „Polskość jako trwały budulec jedności Europy”. Przeczytałem go z wielką radością, gdyż został wygłoszony i napisany pięknym polskim językiem, z olbrzymią erudycją historyczną. Dzięki znajomości kultury grecko-rzymskiej i Bożego objawienia, możemy prześledzić drogę, która doprowadziła w znacznej mierze do ukształtowania i rozwinięcia w naszych dziejach ojczystych zjawiska polskości.

 Przed naszymi oczami przesuwają się dzieje Naszego a wzajemnie się dopełniają, warunkują Narodu, począwszy od Chrztu w roku 966 aż do dziś. Wyłania się niezwykle sugestywny i żywy obraz człowieka, narodu i państwa. Nie może to wszystko być oddalone od kultury i religii. W Polsce bowiem religia i kultura wzajemnie się dopełniają, warunkują i potrzebują dla wyższego rozwoju.

Z wielką finezją, ubogaconą fragmentami polskiej literatury i poezji, Ks. Stanisław dale nam syntezę dziejów „polonitas”. Chrzest Mieszka I i utworzenie biskupstwa zależnego bezpośrednio od Stolicy Apostolskiej wprowadziło Polskę od razu na forum uniwersalne, w rodzinę europejską, wkrąg polityki ponadnarodowej, wywodzącej się duchowo z Rzymu. Dziś upersonifikowana polskość, której na imię Jan Paweł II, każe nam spojrzeć krytycznym okiem na Europę w kontekście procesów integracyjnych Polski z Unią europejską. Europa opiera się bowiem o grecką filozofię, rzymskie prawo i wartości, jakie przynosi nam orędzie Ewangelii.

W ciągu wieków na tym kontynencie uprawiano politykę rozumianą jako roztropną troskę o dobro wspólne. Dziś natomiast możemy dostrzec wielką troskę o dobra materialne za wszelką cenę, kosztem człowieka, rodziny, narodu.

 „…Korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy. Za nimi to uganiając się, niektórzy zabłąkali się z dala od wiary i siebie samych przeszyli wielu boleściami...”  – przypomina nam św. Paweł 

w Pierwszym liście do Tymoteusza.

Polscy biskupi w 1948 roku pisali, iż „…sprawy gospodarcze nie są atoli wszystkim, bo nie mogą wypełnić wszystkich pragnień człowieka..”. Jeżeli naród czy kontynent skupi się na walce o byt materialny i zauważa tylko cele ekonomiczne, dochodzi do upadku i ginie. Co buduje współczesną Europę? Bezkierunkowość cywilizacyjna, bezduszny biurokratyzm, ateizm życia publicznego, tzw. prawa człowieka, niechęć do idei narodu. Wyłania się z tego wszystkiego pytanie, które stawia nam Ks. Stanisław: „Czy nadajemy się na twórców nowoczesnej państwowości, czy możemy zająć w Europie stanowisko godne polskości, czy posiadamy warunki, żeby być pożytecznymi ogólnemu pochodowi cywilizacji?” Odpowiada na nie pozytywnie.

Polskość sprawia, że Polska może stać się centrum Wspólnoty Europejskiej. Takiego kraju bardzo potrzeba w zeświecczonej Europie. Warunkiem tego jest kierowanie się rozumem oświeconym wiarą po to, aby urządzić życie osobiste, rodzinne, narodowe w myśl odwiecznych planów Stwórcy. Naród polski ma wiele doświadczeń, którymi ubogacił Europę. Niech posłuży nam tu za przykład osoba Wawrzyńca Goślickiego, biskupa poznańskiego, który w roku 1568 w Wenecji wydał dzieło: „De optimo senatore libri due”. Było ono trzy razy tłumaczone na język angielski, dwa razy było konfiskowane przez Anglików, którzy nie mogli znieść, że u podstaw angielskiego systemu parlamentarnego leży dzieło polskiego biskupa. W Polsce do niedawna było nieznane, mimo iż minęła 550 rocznicza sejmu piotrkowskiego.

Chciałbym zakończyć tych parę uwag odnośnie wykładu Ks. Stanisława słowami Przymasa Tysiąclecia skierowanymi do młodzieży akademickiej w Gnieżnie w 1962 roku, gdyż trafnie oddają całą barwę wileńskiego wystąpienia. Mówił Prymas Wyszyński tak:

„…Słowo trzeba rodzić z przygotowanego serca, bo tylko w takim sercu jest wewnętrzna istotowa prawda. Nie każdemu daje się jednakową dawkę lekarstwa, bo gdy jednemu pomoże, innemu może zaszkodzić. Podawajcie zdrową strawę na waszych dłoniach, by ręka wasza nikomu trucizny nie podawała. Baczcie na to w pracy, w szkole, księgarni, bibliotece, gdziekolwiek was obowiązki i powołanie postawiło. Czyńcie prawdę w miłości – by uchronić siebie i tych, co was słuchają od wrogich myśli, od złodziejskiego kłamstwa, od przemocy nienawidzących prawdę programów, podstępnych planów, od wrogiej strategii relatywizmu. Nie wszystko jedno, jaka ta Polska będzie dziś i jutro. Już dzisiaj trzeba pracować dla jutra Polski. W tym duchu pracowali nasi Ojcowie i Dziadowie w okresie niewoli politycznej. Gdy nasi Wieszczowie wrzucali ziarna nadzie w życie Narodu politycznie obumarłego, wierzyli, że jednak ten Naród duchowo żyje i że trzeba dla niego pracować już dziś. Mądrość przewiduje, wyostrza zmysły, nie ogranicza się do tego, co na dziś…”

 

W tym duchu potraktować należy i ten wykład. 

Aby owocnie budować Europę, trzeba odkrywać własne korzenie. Nie ma bowiem przyszłości bez przeszłości. Państwa zaś nie mają przyjaciół, ale interesy – mawiał gen. De Gaulle.

Dobrze, że ten wykład został utrwalony na piśmie, bowiem to, co napisane, pozostaje dla przyszłych pokoleń. Gorąco zachęcam do zapoznania się z tym wykładem.

Ks. Janusz Stępniak, Lublin 2003r.    


 

Motto:

Niecna chciwości! Co uczynisz więcej,

gdy się to moje plemię tak spodliło,

że o swą krew nie dba goręcej?

           Dante, Boska Komedia, Czyściec, Pieśń XX

 

Polskość jako trwały budulec jedności Europy

 

Jeśli kto zapyta: dlaczego wykład o polskości? – odpowiem słowami proroka Aggeusza: „… Kto się między wami został, który widział dom ten w ozdobie? A teraz jak się wam on widzi? Izali nie tak, jakoby go nie było w oczach waszych?” ( Aggeusz.2,3 )

Osobiście cieszę się, że mogę wykład o polskości zaprezentować tutaj, bo nie ma chyba miejsca w świecie, gdzie byśmy siłę żywotną naszej kultury wymowniej w obrazie miasta przedstawioną mieli, jak w Wilnie.

Każdy, kto zagłębia się w przeszłość dziejową narodu, narażony bywa na Odysowe znalezienie się między Scyllą a Charybdą. Grozi mu bowiem wyolbrzymianie zasług swej nacji, wynoszenie ponad inne, przy równoczesnym zamykaniu oczu na jej błędy i winy. By tego uniknąć, pragnę nadać temu wystąpieniu kierunek zwrócony ku polonitas (polskości), która obok starożytnych : hellenitas i romanitas oraz późniejszych: germanitas i rusitas, jest pewnym zespołem idei, które żyjąc przez wieki, stanowią zobrazowane oblicze Europy (1).

Zdaję sobie sprawę, że polskość – owa dusza narodu – nie da się zredukować (na szczęście) tylko do świadomości naukowej i ścisłej; stąd często będę się posługiwał językiem poezji i intuicją, odkrywając w polskości echa tak żywe, że Jan Paweł II nie zawaha się powiedzieć, iż nosi je w sobie jako dziedzictwo, któremu na imię – Polska. Nauka, poezja i intuicja – owa niezbędna triada przy pochyleniu się nad polskością, pozwala nam uniknąć zaślepionej chwalby Polski, a traktować ją jako namysł nad Ojczyzną-Matką. Wtedy przez polskość będziemy rozumieć wolność i suwerenność, co są jakąś próbą ucieleśnienia w świecie Pawłowego pragnienia o wolności, ku jakiej wyswobodził nas Chrystus. Tak pojęta ta idea stanowi kamień węgielny wszelkich struktur i jest jedynym punktem wyjścia na sposób twórczy i dialogowy ku światu. Unikamy przy tym przesady i krańcowości w wychwalaniu, bądź piętnowaniu własnej przeszłości, a dogłębne jej poznanie – powiedziałbym – skąpanie się w niej, stanowi conditio sine qua non uwspółcześniania życia narodu, który mieni się być europejskim. Jest to szczególnie ważne dziś, gdy po bolesnych doświadczeniach minionego stulecia, Europa i świat podejmują próbę budowania przyszłości całej ludzkości. Towarzyszy temu pytanie: na czym to budowanie ma polegać? Czy na stworzeniu superpaństwa, pojmowanego jako absolut i podporządkowującego żywych ludzi swym oderwanym od życia celom? W państwie takim przewaga fizyczna zostaje podniesiona do rangi rozstrzygającego czynnika zwłaszcza wobec słabszych. ( W aspekcie społecznym wobec nienarodzonych i starców, zaś w aspekcie państwowym, owa fizyczna przemoc polega na pożeraniu zbrojnie, bądź ekonomicznie państw biedniejszych przez silniejsze)(2). A może będzie to jednak organizacja państwowa, dla której celem jest człowiek w jego pełnym wymiarze: materialnym, duchowym i religijnym, a podejście do niego oparte na odwiecznych prawach moralnych, zawartych w starożytnej dewizie: „ res sacra miser” (człowiek rzeczą świętą), której hołdowała przez wieki Europa? W takiej organizacji, odnośnie narodów, miast pożerania, obowiązywać będzie współżycie i współdziałanie, przy pełnym poszanowaniu tego, co każdy naród z innymi łączy i co go od innych wyróżnia. Te dwa żywioły składowe – połączalność i wyróżnienie – decydują o tym, czy dany naród ma prawo do miana europejskiego(3). Wierzący w Opatrzność Bożą, kierującą życiem wszystkich, od razu stawiają sobie przed oczy słowa:”… przedkładam wam do wyboru życie i śmierć, błogosławieństwo albo przekleństwo – wybierajcie...”(Deuteronomium. 30,19) (3). Wybór jest jasny; ludzkość jeśli nie chce się stoczyć na poziom barbarzyństwa i znikczemnienia na duchu, musi wybrać to, co Ewangelia nazywa zdrowym ziarnem i uznać je za obowiązujące (4).

Poznanie polskiej kultury politycznej pozwala skonstatować, że zasady te, my Polacy stosowaliśmy przez setki lat i udowodniliśmy, iż mogą one przynieść narodom prawdziwą wielkość. Prześledźmy zatem drogę, która doprowadziła w znacznej mierze do ukształtowania i rozwinięcia w dziejach naszych zjawiska polskości, która wywołuje rumieniec słusznej dumy i w istotnej swej treści zachowuje dotąd niezniszczalną wartość.

 

I. Starożytne źródlisko polskości (polonitas)

           

            To zaczerpnięte z norwidowskiej myśli określenie, pozwala nam stwierdzić, żeśmy świadomymi spadkobiercami i twórczymi kontynuatorami kultury klasycznej. Z jej olbrzymiego dziedzictwa przywiedźmy na pamięć jeno te, które przejęte i dopełnione przez chrześcijaństwo, jakoś szczególnie zadomowiły się w Europie. A zatem, z opanowywania natury przez siłę twórczą  ducha greckiego przypomnę harmonię Mądrości, Dobroci i Piękna, bo są to proste i bezpieczne drogi do Ojca światłości. Crescendo mądrości wychodzi od wiedzy człowieka o świecie i od tego, do czego on zmierza poprzez świadomość o zmienności, ale nieskończoności życia, dla którego czas ziemski jest tylko przedbiegiem tego, czego się spodziewamy, by apogeum osiągnąć w myśli Apostoła Narodów; „…z mądrości Bożej wszyscyśmy otrzymali, łaskę po łasce…” Z kolei Dobroć, jako siostrzyca Mądrości z samego Boga czerpie. Nie dziwi więc, że im więcej jej człowiek udziela, tym więcej jej ma. Uwewnętrznione Dobro owocuje wszem i wobec, rodząc nowe. Z Dobra i Mądrości rodzi się Piękno, które Norwid określi iż „… kształtem jest Miłości…” A przecież jak śpiewa św. Paweł mieszkańcom Koryntu w swojej Pieśni nad pieśniami – największa jest… Miłość (5).

Z obfitego źródła starożytnej romanitas wydobyć pragnę najpierw prawdę zawartą w słowach Wergilego: „… Ty władać nad ludami pomnij Rzymianinie! To twe sztuki: nieść pokój, jak twa wola samać nakaże, szczędzić kornych a wyniosłych łamać i ponieść trudy dla własnej wielkości…” Słowa te znalazły swe ucieleśnienie w „ pax romana”, co stanie się jakąś poświatą dla Augustynowego „De civitate Dei”.    Drugi z kolei dar to „civis Romanus”, z którego chlubił się św. Paweł mówiąc: „Romanus sum” (Dzieje. Apostolskie. 16,37). Charakter obywatela rzymskiego określa pojęcie „pietas”.  Jest to służba własnej ojczyźnie, dbanie o szczęście najbliższych, wspieranie słabszych i potrzebujących pomocy, spokojne znoszenie trudów i nieszczęść, wreszcie; wiara, że bogowie doprowadzą do zwycięstwa. Dodana do tego chrześcijańska nauka o sprawiedliwości i służbie, stanowić będą starożytne źródło średniowiecznego etosu rycerza i barokowego Sarmaty – szlachcica, który w języku Rzymian powtarzał: „Polonus sum”.  Otóż te właśnie sprężyny duchowe, jakie przed chrześcijaństwem były obecne w antyku, zostały po raz pierwszy zorganizowane przez Kościół. On przejął dziedzictwo twórczości antycznej na własność i kształcił ludzi dążących do kultury umysłowej (czyli wolnych) jeszcze w pierwszych latach męczeństwa i prześladowań. Słusznie zauważył św. Augustyn, iż kto zakazywał chrześcijanom nauczać i uczyć się antyku, ten traktowany był jako prześladowca Kościoła (7).

 Po konstantyńskim pokoju, uzyskawszy wolność, chrześcijanie uczyli się w Kościele supremacji sił duchowych nad materialnymi. Kościół kierował swoich wyznawców ku życiu wiecznemu poprzez udoskonalenie ziemskiego, lecz co najistotniejsze, nie tylko prywatnego, ale również publicznego. Po upadku Rzymu, Kościół nie tylko nie cofnął się w przekazywaniu kultury antycznej nowym ludom Europy, ale dodał do niej własny wkład. Wyrosła w tym czasie benedyktyńska reguła „ora et labora” uczyła ludy barbarzyńskie nowego spojrzenia na rzeczywistość. Zamiast przywiązania umysłów do materii, szukania środków do życia i użycia drogą wojen i rozlewu krwi, nauczono społeczeństwa poddane ewangelicznym zasadom, że wszelkie rzeczy należy używać, a cześć i podziękowanie dawać ich Stwórcy i Dawcy. Była to prawdziwa cultura veri Dei (kultura Boga prawdziwego). Tak wiążący starożytność ze średniowieczem Kościół, jak „arka Przymierza między starymi i nowymi laty” , nauczył młode ludy Europy pojmowania historii jako dynamicznego szerzenia dobra przez człowieka, wrażliwego na różnicę między tym dobrem a złem, w poczuciu pełnej odpowiedzialności za to przed Chrystusem- Panem historii. Mimo iż ten najczystszej wody chrystianizm przybierał na Zachodzie szaty poszczególnych nacji czasem dalekie od humanistycznej kultury, to w sumie podany został ideał: Respublica Christiana  zbudowana na zasadzie prawa wyższego niż tylko ludzkie i siła miecza, w nawiązaniu do słów proroka Zachariasza: „… nie siłą ani mocą, ale duchem moim dokończę dzieła...”(Zachariasz. 2,6).

W krąg  tej cywilizacji weszła Polska w X wieku i trzeba przyznać, że odczytanie Ewangelii przez Kościół w klimacie naszej kultury należeć będzie do najszlachetniejszych, co nas odróżni, jak to za chwilę zobaczymy, od zachodnich wzorców (8). 

 

II. Ociosywanie duszy polskiej w duchu Ewangelii

 

Chrzest Mieszka I i utworzenie biskupstwa zależnego bezpośrednio od Stolicy Apostolskiej wprowadziło Polskę od razu na forum uniwersalne, w rodzinę europejską, w krąg polityki ponadnarodowej, wywodzącej się duchowo z Rzymu – Stolicy Dziejów. W momencie chrztu usłyszała niejako Polska proroctwo o sobie: „...Niedługo będziesz wędrować tą knieją: W tym Rzymie gdzie jest Chrystus Rzymianinem, obywatelstwo wnet przyjmiesz koleją...” (Dante, Boska Komedia, Czyściec, Pieśń XXXII). I istotnie, wraz z chrześcijaństwem wchodziła w chłonną społeczność Polan fala kultury wytworzonej przez Kościół z dobytku wiedzy odziedziczonej po starożytnej Grecji i Rzymie. Dwa potężne czynniki: Kościół i państwo kształcą polskie umysły i serca w duchowej treści (9). Uczono wszystkiego o Stwórcy, o nieśmiertelności duszy, o typie życia ludzkiego zasługującego na niebo, o podstawach praw współżycia z ludźmi i z Bogiem. Uczył się lud polski panowania nad sobą za pomocą przepisów wiary pozwalających urabiać najgłębsze pokłady charakteru. Uczył się lud modlitwy i współuczestnictwa w duchowej społeczności Kościoła (10). Oparcie bezpośrednie o Rzym zabezpieczało nie tylko od niepożądanych politycznych wpływów, ale zapewniało, że Polsce dostawały się nieskażone pierwiastki kultury duchowej w szacie zachodniej (11). W tym miejscu jednak należy zrobić uwagę, że chrzest nasz wcale nie oznaczał wyparcia się naszej prasłowiańskiej kultury i przyjęcia całkowicie obcej, zachodniej. Tu się objawia pierwsza nowość Polski, że w zetknięciu się pierwotnej kultury z chrześcijańską, wiele treści tej pierwszej zanikło, wiele zlało się z chrześcijańskimi tak dalece, że niepodobieństwem jest przeprowadzenie ścisłej granicy pomiędzy nimi, ale też wiele przybrało postać oryginalną i trwa do dziś (12). Zespolone w jedno stanowiły pozytywny sposób służenia Narodowi, żeby się realizował w świecie przez polskość (13). Drugą specyfiką polską było to, że chrześcijaństwo nie poniżało i nie hańbiło wierzeń słowiańskich, ale je dopełniało i uwznioślało. Jeśli zwyczaje pogańskie nie godziły jawnie w moralność, przyjmowano je, nadając im nową interpretację (14). Misjonarze często w zastanych świątyniach pogańskich stawiali krzyż i ołtarz do sprawowania bezkrwawej ofiary i co najbardziej zbawienne dla nas, zaznajamiali miejscową ludność po raz pierwszy z pismem. W taki sposób doszło do ubogacającego wzajemnego nakładania się dwu kultur i religii, służących duchowi narodu. Tu leżą zalążki słynnej tolerancji polskiej. Podczas gdy chrześcijaństwo wtłoczone w kulturę zachodnią, zostało w wielkim stopniu zaćmione z powodu błędnej inkulturacji Ewangelii, to w Polsce, dzięki szlachetnym zaślubinom naszego narodu z „Dobrą Nowiną” polskość okazała się czymś szczególnym, wzniosłym, na wskroś ewangelicznym, stanowiącym wzorzec dla Europy (15).   

 

 

III. Z Ducha Stanisławowego

 

Tak kształtowanej młodej duszy polskiej nie rozumiał król Bolesław Szczodry. Jej ostoją i obrońcą okazał się natomiast i to aż po dzisiejsze czasy, biskup krakowski Stanisław. Stał się on mistrzem najwyższej sztuki, sztuki bycia człowiekiem w oparciu o takie zasady, których odrzucenie prowadzi do zmarnienia. Z idei uświęcenia człowieka – jako z korzenia polskości – wynikało wszystko inne. Tym rosła wówczas Polska i Polacy. Oderwanie się od tego nurtu przez króla  musiało spotkać się z reakcją szafarza łaski uświęcania polskiego życia publicznego. Męczeńska jego śmierć wydała błogosławione, wielorakie owoce dla polskości. Wniósł Stanisław  w życie publiczne rodaków praworządność czyli ochronę praw i wolności człowieka. Na nim spełniły się słowa: „…dam wam pasterzy według serca mego, co paść będą was mądrze i roztropnie…” (Jeremiasz, 3, 15). Tym samym, pociągnął pokolenia ku najwyższej kulturze serca, umysłu i charakteru. Nazywano go „rodzicielem ojcem-żywicielem Ojczyzny”, „duchem opiekuńczym Polski” (16). Opatrzność wyznaczyła jego kanonizację na czas, w którym Stanisław był najbardziej potrzebny, na okres rozbicia dzielnicowego. Mądre rozszerzenie przez Kościół jego czci na podzielone części kraju, tworzyło niejako zastępczą strukturę uniwersalną państwa, co pomogło w przyszłości zjednoczyć Polskę dla pełnienia swej dziejowej misji. Znaczenie kultu Męczennika ze Skałki dla Narodu wypowiedział najpełniej Adam Mickiewicz:”…cześć dla św. Stanisława stała się, że tak powiem, pierwszym artykułem nowej konstytucji polskiej…” (17). Trzeba przyznać, że ówczesne pokolenie ten dar Opatrzności w postaci św. Stanisława wykorzystało maksymalnie. Należy podziwiać jego rozwagę i twórczość, jego prawdziwą potęgę w dziedzinie kultury czynu, gdy po straszliwym najeździe mongolskim, na zgliszczach tworzono nową organizację społeczną i polityczną, czyli dwa kolejne rysy polskości: obywatelskość i naród, o którym Norwid trafnie powie, że jest to najstarszy po Kościele świata obywatel. Obywatelskość w tym czasie, w społeczności związanej z ziemią, objawiała się w połączeniu w jednym ręku pługa z mieczem (18). Było to nawiązanie do starorzymskiego ideału żołnierza i rolnika (miles et agricola), którego ucieleśnieniem był Lucjusz Kwintus Cyncynatus (V w. prz. Chr). Stoi ten ideał w niejakiej sprzeczności z systemem feudalnym, którego Polska nigdy nie przyjęła. Tak pojęta społeczność ziemiańska, popierana walnie przez Kościół, narzuciła niejako panującym swój program narodowy i będzie obierać tych Piastów, którzy ów program podejmą się wykonać. Rozumiano bowiem, że wszelkie działania obywatelskie winny być ukierunkowane na naród. A wszystko to w oparciu o cześć Patrona i Obrońcę Polski św. Stanisława. Nic więc dziwnego, że po zjednoczeniu dzielnic i odrodzeniu Królestwa, Władysław Łokietek wypuścił był złotą monetę, na której z jednej strony przedstawiony był król zasiadający w majestacie, a z drugiej św. Stanisław. Ten złoty dukat koronacyjny demonstrował wobec Europy, że Polska jest niezależnym królestwem, a patronuje mu „gwiazda przewodnia Polaków”- św. Stanisław (19).

 

IV. Wybór samodzielnej drogi

Już w następnym pokoleniu, z połowy XIV wieku, objawiła się wzrastająca świadomość narodu chrześcijańskiego, który w nawiązaniu do antyku przekazywanego przez luminarzy polskości takich jak bł. Wincenty Kadłubek, arcybiskup. Jakub Świnka, autor Kroniki Wielkopolskiej, której zredagowanie przypisuje się dziekanowi archikatedry gnieźnieńskiej Godzisławowi Baszce, Janko z Czarnkowa, rozwijał moralność, sprawiedliwość, chwałę początków państwa, prawo ludzi do wolności i równości. Erudycja klasyczna wspomnianych wyżej postaci kazała im wyprowadzić Naród polski z wielkiej Rodziny ludów starożytnych, by zaczął wkraczać w dzieje Europy w sposób rozstrzygający. Kształcąc się na cywilizacji klasycznej, przeciwstawiamy się Zachodowi w sposób zasadniczy; nie przyjęliśmy kultury feudalnej i związanej z nią teorii imperializmu „świętego cesarstwa rzymskiego”, które stanowiło jedyną znaną formę powszechności chrześcijańskiej. Traktowano nas więc jako wrogów tej powszechności (20). Tak pisano o nas: „… Polacy gardzą powagą cesarską. Należą oni do tych, co nie uznają majestatu cesarza ani prawa rzymskiego. Gdyśmy tłumaczyli, że imperator jest władcą całego świata chrześcijańskiego, Polacy odpowiadają: wasz cesarz niższym jest od papieża. Składa przed nim przysięgę. Nasz król ma koronę od Boga i miecz swój, a własne prawa i obyczaje przenosi nad wszelkie prawa cesarskie…”(21). Ten wrogi nam fragment wskazuje mimo woli, jak kuliśmy granitowe podłoże pod kulturę narodu, która po dziś dzień istnieje. Potrafiliśmy, nie wchodząc w szablon systemu lennego, równie dobrze spełnić swoją kulturalną pracę, przez swoje zarządzenia, przez właściwe środki państwa, z pożytkiem dla siebie a w przyszłości dla innych. Siłą swego ducha wykształciliśmy umiejętność współżycia, poddania się kierownictwu władzy, wyrabiania wspólnych dążności, dostosowywania charakterów ludzkich do życia w państwie i społeczeństwie. W tej wspomnianej rozterce poglądów na życie publiczne w chrześcijańskim świecie, myśl polska była najbardziej krytyczną (22). Poddaliśmy pod osąd nawet same założenia europejskiej teorii społeczno-państwowej i wytworzyliśmy w końcu własne pojęcie dobra powszechnego – ideę narodu pojętego jako kwintesencję cywilizacji łacińskiej. Uczyniło to nas zdatnymi do twórczej pracy w czynach dziejowych. Powstał polski swoisty światopogląd, oparty na poczuciu własnej odrębności narodowej. Odtąd nie przez cesarstwo, nie przez dynastyczność, ale przez ideę narodową budować się będzie civitas Dei (23). Zasługę około tego dzieła, bezcenną, miała święta Jadwiga – król Polski.

 

V. Odpowiedzialna troska o dobro wspólne dwóch Narodów

Ta arystotelesowska koncepcja dopełniona przez chrześcijaństwo wymiarem wiecznym, znalazła swój pełny wyraz w jedności polsko–litewskiej. Przejawem przyjaźni i współpracy naszych przodków było przymierze z 1325 roku między Władysławem Łokietkiem i Giedyminem, Wyrosło ono z poczucia wspólnego niebezpieczeństwa ze strony Krzyżaków i wzajemnej korzyści. Święta Jadwiga nadała temu głębszy wymiar. Jej zaślubiny z Władysławem Jagiełłą stanowiły przesłanie pokoju i poparcie systemu federalnego, respektującego równość i wolność swoich członków -  obydwu Narodów. Zwielokrotnione próby krzyżackie, by zniweczyć dzieło jedności polsko-litewskiej militarnie, bądź dyplomatycznie sprawiły, że Jadwiga i Jagiełło zdali sobie sprawę z tego, iż trwałość unii nie zależy od prawnych subtelności. Dlatego podjęli trud stworzenia wspólnoty kulturowej o charakterze religijnym. Oparto się przy tym na tradycyjnym wychowawcy – Kościele. Powołane do życia przez Jadwigę Kolegium Litewskie w Pradze, miało za cel kształcenie młodzieży, mającej w przyszłości służyć kulturalnemu rozwojowi Litwy (warto przy tej okazji wspomnieć, że w odnowionej przez Świętą Wszechnicy Krakowskiej, drugim rektorem był Jan Drohiczyński – wnuk Kiejstuta). Zaciągnięty wobec Litwy wielki obowiązek wprowadzenia jej w Rodzinę chrześcijańskich Narodów, oznaczał także jej obronę w obliczu Europy w imię ogólnych zasad. Dokonali tego wielcy twórcy kultury politycznej Polski, przede wszystkim Stanisław ze Skalbmierza i jego spadkobierca Paweł Włodkowic z Brudzewa. W trzech traktatach przedstawionych przez delegację polską na soborze w Konstancji zawarty został nowy rzut prawa publicznego i międzynarodowego. Odrzucono uniwersalizm w Europie w oparciu o cesarstwo niemieckie, w co uwikłana była Stolica Apostolska . Wykazano, że Europa może istnieć tylko jako zrzeszenie państw narodowych. Żądano, by państwo było oparte o wolę obywateli, bo prawo publiczne wypływa z narodu. A zatem ani władza papieska, ani cesarska nie mają odtąd znaczenia w sporach pomiędzy Polską a Krzyżakami, bo pokój ma być poręczony przez strony obywateli państw (24). I wreszcie wykazali Polacy na soborze, że względem pogan obowiązuje taka sama etyka i nie wolno  nawracać mieczem. A zatem Krzyżacy nie stanowią żadnego zakonu religijnego i należy zakazać im ubiegania się o władzę świecką. Wszelkie nadania cesarskie ziem pruskich, litewskich, polskich, są nieważne, bo nie są one niczyje, a Polsce wolno stanąć w obronie pokrzywdzonych pogan przeciwko chrześcijańskim krzywdzicielom. Fides ex necessitate esse  non debet (nie ma wiary pod przymusem). Tę starożytną tradycję z czasów papieża Grzegorza Wielkiego zapomniano na długie wieki i Polska ją przywróciła do życia. Podcinało to rację bytu teutońskiego barbarzyństwa i wykluczało wojny religijne, skoro nie ma przymusu w sprawach wiary. Te iście rewolucyjne poglądy, jakimi poruszyliśmy Europę do nowego życia, pochodziły wyłącznie z zasad klasycznych zakorzenionych na trwałe w Polsce. Jak zareagowała na nie opinia publiczna Europy? Z oburzeniem! Domagano się, by władcy polskiemu wytoczyć proces kanoniczny. Swoje zrobił paszkwil dominikanina Falkenberga, w którym głosił, iż”…obowiązkiem wszystkich jest powstać z mieczem na Polaków, ile że nie masz pewniejszej zasługi około wiecznego zbawienia, jak przyczynić się do zupełnej zagłady ludu polskiego wraz z jego królem...” Oliwy do ognia dolała sama delegacja polska, która wystąpiła na soborze w obronie Jana Husa oskarżonego o herezję, wykazując królowi rzymskiemu i węgierskiemu Zygmuntowi Luksemburczykowi wiarołomstwo wobec uczonego z Pragi. Ileż odwagi i determinacji trzeba było, aby w twarz rzucić wyzwanie ojcom soborowym, jak rycerską rękawicę. Nic dziwnego, że Hus, który już wcześniej w liście do Jagiełły uznał zwycięstwo grunwaldzkie za tak wielkie dzieło, iż”…ani pióro opisać, ani głos mój wyrazić tak jak się godzi, nie jest w stanie...”, teraz uwięziony, wyraził wdzięczność „wiernym panom z Królestwa polskiego za wysiłki jego zratowania...” i zwał ich  „… rycerzami Bożymi i obrońcami prawdy...”

Samodzielność naszej myśli politycznej okazała się tak atrakcyjna dla społeczeństw sąsiednich państw, że poza plecami swych władców zawierały z nami przymierze. W końcu okazało się, że ryzyko się opłaciło; wygraliśmy, bo czyny nasze nie były ślepe, lecz oparte na wielkiej teorii wysnutej z Ewangelii (25). Poruszyliśmy Europę do nowego życia i stworzyliśmy podstawy do dalszego rozwoju polskości, która wśród licznych zmian, czasem wynaturzeń, nierównego poziomu duchowej i moralnej wartości pokoleń, pozostała w zasadniczych swych zarysach tą samą przez stulecia, zachowując postulat etyczności życia zbiorowego, co stanowi bardzo istotną cechę polskości.

 

VI. Główne wiązania Rzeczypospolitej

1. Wolności obywatelskie

 

Pojęcie obywatelstwa, będące wytworem polskiego ducha, głoszące zasadę, iż nie społeczeństwo ma służyć panującemu, lecz odwrotnie, zadomowiło się na trwałe w naszej państwowości. Idea ta, wyrosła z prapolskiej rodzinności wewnątrzplemiennej i z ducha Ewangelii głosiła, że każdy człowiek jest kimś najważniejszym i dopełnia się w życiu zbiorowym jako „osoba rozumna i wolna”(26). Był to nurt całkowicie przeciwny zachodniemu absolutyzmowi, gdzie człowieka traktowało się jako czyjąś własność, rzecz a nie osobę. Nic dziwnego, że wszelką władzę absolutną ocenialiśmy jako patologię ówczesnego życia społeczno – politycznego. W przeciwieństwie do tego, wytwarzamy typ wolnego obywatela, który stosunek swój do państwa określał dumną zasadą: nil de nobis sine nobis (nic o nas bez nas). Naród swobody obywatelskie i polityczne rozwijał drogą ewolucji; począwszy od Statutów wiślickich z XIV wieku stopniowo zyskiwała szlachta prawa: do nietykalności mienia, nietykalności osobistej wyrażonej w wiekopomnej ustawie „Neminem captivabimus nisi iure victum” (27) (poręczającej, iż szlachcic nie będzie uwięziony inaczej, jak na podstawie prawomocnego wyroku sądowego), wolność tworzenia związków , swobodę wyrażania przekonań słowem i pismem i to także o sprawach publicznych, nietykalność ogniska domowego, aż po swobody ściśle polityczne, których kamieniem węgielnym stanie się zasada, że wszystko co ma obowiązywać ogół, musi podlegać jego uprzedniemu zezwoleniu. To, co Europa zdobywała o wiele później i to w potokach krwi, wśród wstrząśnień wewnętrznych, naród polski otrzymał i utrzymał na drodze legalnej do końca istnienia  Rzeczypospolitej (28). Z tak ukształtowanych swobód obywatelskich zrodził się polski system parlamentarny. Wyrażał on przekonanie, że w powszechnym zgromadzeniu obywateli tkwi jakaś siła Boża, słuszność, jakiś rodzaj nieledwie nieomylności, pod warunkiem, że obywatele nie działają pod przymusem. Życie państwa zostaje poddane rozstrzygającemu wpływowi sejmu, podczas gdy w innych krajach Europy nie odgrywały sejmy żadnej roli, bo tkwiły w jarzmie absolutyzmu (29). Tak oto krystalizuje się w Polsce ustrój szlachecko-demokratyczny, w którym jeśli nie biorą udziału równoprawnego pozostałe stany: mieszczański i chłopski, to w znacznej mierze z ich własnej winy, z braku przyjęcia pełnej odpowiedzialności za dobro wspólne – Rzeczpospolitą. Dopiero Konstytucja III Maja uchwalona przez sejm złożony ze szlachty otworzy niebywałą zupełnie perspektywę do stopniowej nobilitacji całego narodu. Mieszczaństwo otrzyma jak gdyby połowę szlachectwa przez zrównanie zajęć miejskich z ziemiańskimi, a „najdzielniejsza kraju siła” – jak określiła stan chłopski Konstytucja – otrzyma opiekę prawną z zaznaczeniem, że będzie to ulegać dalszej ewolucji i to w ciągu jednego pokolenia. Wszystkie te reformy zasadzone na równouprawnieniu stanów, były dziełem dobrowolnym szlachty polskiej, powodowanej jedynie względami dobra wspólnego. Słusznie powiedział A. Chołoniewski, iż „…tak patriotycznej rezygnacji nie przedstawiają dzieje Europy ani jednego przykładu...” (30) (…) bo duma polskiej szlachty nie była ad destruendam, sed ad aedificandum ( nie dla niszczenia, lecz ku budowaniu). (Rzewuski, Pamiątki Soplicy).

 

2. Otwartość na innych

 

Ożywczym tchnieniem dla polskości okazał się nowy prąd kulturowy zwany humanizmem. Przy pomocy zwłaszcza włoskiej kultury, wniknęliśmy jeszcze głębiej w ducha starożytnego, z niego czerpiąc język i literaturę łacińską; a już ściśle z włoskiej, wzięliśmy poczucie artystycznego piękna, świeżość pojęć i wrażeń. W nawiązaniu do mądrości greckiej i rzymskiej kształtowała się coraz bardziej duchowość Polaków, oparta na poczuciu godności i znaczenia, na potrzebie wiązania tradycji z przyszłością. Przerastaliśmy duchowo kulturę zachodnią tym, że nie traktowaliśmy humanizmu jako hedonizmu życia, lecz jako pełniejszy zwrot ku człowiekowi. W naszej kulturze renesansowej, starożytna doskonałość – jak powiada Norwid – uśmiecha się do mistrzów chrześcijańskiego ducha i stąd jej humanitaryzm. Harmonizowało to wszystko z nauką katolicką o wolnych dzieciach Bożych i o miłosierdziu Bożym. Na tej bazie, renesansowi teoretycy życia społecznego w Polsce głosili, że religia jest sprawą wolnego wyboru, sumienia i przekonania osobistego. Zasadę augsburską z roku 1555; „cuius regio eius religio” uznano w Polsce za barbarzyńską, godzącą w samą istotę religii, przeciwstawiając jej ustawę sejmową z 1573 roku: „De pace inter disidentes de religione” (O pokoju religijnym między różnymi wyznaniami), która równouprawniła wszystkie wyznania w kraju i orzekła, że nikt w Polsce nie może być prześladowany z powodu swoich przekonań religijnych. Nastąpił rozbrat między Zachodem a tolerancyjną Polską, której tam zrozumieć nie umiano. Lała się w Europie strumieniami krew „na chwałę Boga”, gwałcono sumienia, a Rzeczpospolita szczodrą dłonią tolerancji dokumentowała polityczną i kulturalną swą dojrzałość. Zachód często pogardliwie nazywał Polskę „azylem heretyków i rajem dla Żydów”, a tymczasem tropione jak dzikie zwierzęta mnogie rzesze społeczności zachodnich przybywały do Polski, znajdując wiele z ciepła rodzinnego i uznając kraj nasz za „terra regalis et sacerdotalis tranquilitatis” (krainę królewskiej wzniosłości i godności ludzkiej). Polakiem było się przez to, że było się Człowiekiem w polskim kraju (31). Taka otwartość mogła nas tylko ubogacać. Nic dziwnego, że modlitwą różnych religii: rzymskiej, greckiej, ormiańskiej, prawosławnej, mojżeszowej, mahometańskiej, świadczono o przynależności do Polskiej Rzeczypospolitej Narodów – Ojczyzny mnogoludnej i mnogojęzycznej, gdyż rozumiano, że idzie o polskość ducha i najgłębszej jego kultury – Polskość wielowiekowego wysiłku cywilizacyjnego (32).

 

3. „Wolni z wolnymi, równi z równymi”

 

Drogą specyficznie polską, nie mającą nigdzie wzorca w tej postaci, czyli drogą unijności, rozpoczęliśmy promieniowanie „swoich wolności” na sąsiadów, zapewniając pokój na przestrzeni równej niemal całej zachodniej Europie. Mamy tu jedno z najbardziej zastanawiających zjawisk dziejowych. Dumając nad nim, arcybiskup ormiański Józef Teodorowicz, w katedrze wileńskiej w 1919 roku tak rzecz ujął: „...Boś nie ujarzmiała o Polsko przemocą narodów, boś ich podstępnie nie przywabiała do siebie. Tyś je  miłością i sercem zwyciężała ...”

Wspomnieliśmy poprzednio o kamieniu węgielnym zjednoczenia Polski i Litwy, jakim było małżeństwo św. Jadwigi z Jagiełłą. W nim tkwiło proroctwo unii przyszłości, jakiś symbol i zapowiedź takiej spójni dwóch narodów, że ją nie inaczej jak mianem małżeństwa ochrzcić można. Wyraził już był tę myśl nasz Wieszcz w „Księgach pielgrzymstwa”: „…wielki naród Litwa połączył się z Polską, jako mąż z żoną, dwie dusze w jednym ciele...”. Lecz temu wielkiemu narodowi brakowało kultury politycznej, która możliwa jest tylko przez wolność wyrosłą z Ewangelii (bo ku wolności wyswobodził nas Chrystus). Panował na Litwie i złączonych z nią ziemiach ruskich klasyczny despotyzm we wszystkich warstwach ludności. Wielki książę był właścicielem całego państwa i miał władzę niczym nieograniczoną; ( nic z owego zaczynu ewangelicznego: „...kto chce panować, niech służy…”). Prosty lud i bojarowie nie mogli rozporządzać swą posiadłością ani nawet losem najbliższej rodziny. Nie wolno było mu poślubić żony bez wiedzy swego kniazia, nie można było opuszczać granic kraju. Lud i bojarowie byli rabami. Z całą plastyką mówi o bojarach akt unii horodelskiej: „…jarzmo niewoli, w której do tego czasu zamotani i związani byli, z szyi ich składa się i rozwiązuje…”. Od pierwszego zetknięcia się z takim systemem społecznym, Polska szerzy wolność. Najpierw absolutyzm książęcy ulega ograniczeniom, by stopniowo zataczać coraz szersze kręgi. Bojarzy zyskują teraz na wzór godności zachodniego rycerstwa wolność osobistą i majątkową. Ziemię, którą dotąd posiadali warunkowo z woli księcia, otrzymują na własność. Mogą swobodnie wydawać za mąż córki i krewne, zdobywają zabezpieczenie, że nie będą więzieni bez sądu. Nawet orientalne dotąd niewolnictwo ludu, na Litwie przechodzi w poddaństwo zachodnie w jego umiarkowanej polskiej postaci. Przez pełnych dwieście lat odbywa się ten proces stopniowego przenikania swobód z Polski na Litwę, równolegle ze wzrostem kultury, którą niesie Uniwersytet Krakowski. Zanim związek obu państw dojrzał całkowicie do unii realnej z roku 1569, już dokonało się przedtem w głównych zarysach wewnętrzne upodobnienie ustrojowe. Na długo przed Unią Lubelską, napiera do ostatecznego zjednoczenia szlachta litewska, która chce przez to wyzwolić się spod oligarchii magnackiej i osiągnąć w całej pełni te swobody i wolności, jakich posiadaniem cieszyła się szlachta polska. I wolności te wpływają pełną strugą do despotycznego niedawno Księstwa, aby trwać tam, aż do końca i wydać wielką kulturę ducha, i stanowić jej bastion.

Jako ktoś, kto związany jest z miastem, gdzie Jagiełło został wybrany królem Polski i gdzie dokonały się mistyczne zaślubiny obydwu narodów, mam prawo zapytać: Czymże by była kultura polska bez litewskiej kultury duszy, czystej jak łza a silnej jak stal? (Zastrzegam się: mówię o tym, co było, nie o tym co jest i co będzie! ). Otóż, polska i litewska kultura zrosły się ze sobą jak dwa konary jednego drzewa, zlały się jak dwa strumienie, które w jednym biegną łożysku, sprzęgły się jak dwie dusze w jednym ciele tak, że już nie „…dwoje, ale jedno były…”. A zatem przeszłość woła do nas: byliśmy jednością i z niej spłynęło dobro i życie (33). Nie bójmy się też zapytać o dziś i o przyszłość, zwłaszcza tu, w Wilnie – mieście wielu kultur; będzieszli ty ogniskiem takiejże spójni w kulturze polskiej i litewskiej? Zechcąż tu, na tej rubieży wschodniej i zachodniej kultury podać sobie ręce ku wspólnej pracy około cywilizacji miłości? Tu przecież trysnęły zdroje miłosierdzia Bożego, ku budowaniu jedności człowieka z Bogiem. Kościół wileński, jak w przeszłości, może rozpiąć nad całym życiem różnych narodów firmament ducha, światła i pokoju. Nasi przodkowie dali nam tego przykład w akcie unii horodelskiej z 1413 roku pokazując, jak wszelkie stosunki między narodami winny być oparte na „misterium caritatis”. Tak brzmi akt unijny:

„…Nie dozna łaski zbawienia, kto się na miłości nie oprze. Miłość jedna nie działa marnie: promienna sama w sobie , gasi zawiści, osłabia urazy, daje wszystkim pokój, łączy rozdzielonych, podnosi upadłych, gładzi nierówności, prostuje krzywizny, wspiera każdego, nie obraża nikogo i ktokolwiek się schroni pod jej skrzydła, znajdzie się bezpiecznym, i nie ulęknie się niczyjej groźby. Miłość tworzy prawa, rządzi królestwami, zakłada miasta, prowadzi do dobra stany Rzeczypospolitej, a kto nią pogardzi, ten wszystko utraci. Dlatego też my wszyscy zebrani, prałaci, rycerstwo i szlachta, chcąc spocząć pod puklerzem miłości i przejęci pobożnym ku niej uczuciom, niniejszym dokumentem stwierdzamy, że łączymy i wiążemy nasze domy i rody, nasze rodziny i herby... (34) ”

Ten swoisty hymn o miłości obu Narodów, akt w niczym nie osłabiający indywidualności jednego i drugiego, był dziełem triumfu miłości Chrystusa. Może służyć za nasz wspólny wzorzec, jak winny wyglądać wszelkie ustawy unijne w Europie, jeśli mają się ostać i przynieść prawdziwą jedność.

 

VII. Barokowy sarmatyzm

Ten kolejny rys polskości czerpał jak i poprzednie ze zdroju kultury antyczno-chrześcijańskiej. Przekonanie o posłannictwie dobroci ewangelicznej wśród narodów, dawanie wzoru chrześcijańskiej przemiany i ofiary dla ludzkości zrodziło ideę, że prawdziwa kultura polska nie tylko czerpie z treści biblijnych, ale jednocześnie uobecnia i realizuje tę Biblię na ziemiach polskich konkretnie. Uważano, że na wzór ludu Starego Przymierza, Bóg w pewien duchowy sposób wybrał naród polski, przywiódł go do ziemi polskiej, zawarł z nim przymierze, a do Arki Przymierza włożył dwie siostry: wiarę i wolność. Je trzeba bronić wewnątrz narodu, poprzez utrzymanie zgody i harmonii w życiu społecznym, a na zewnątrz w postaci służby innym narodom, łącznie z obroną chrześcijaństwa wobec wrogów, jako jego przedmurze (35). Było to jakieś rozwinięcie wspomnianego wyżej starorzymskiego ideału  rycerskości i przywiązania do roli z dodaniem obowiązku obrony wiary:

 „…Wielka przed Bogiem miłości zasługa,

    Co się trzymała krzyża, szabli, pługa…”(36).

Tak pojęta idea sprawiła, że polskość miała być pełna ducha, otwarta ku całemu światu Bożemu. Rozmiłowani w tej idei panowie-bracia, jednakowo dobrze znali i godzili wysokie cnoty chrześcijańskie, zasady karności wobec przepisów Kościoła, z czcią dla greckich i rzymskich bohaterów. Obok świętych pańskich, dobrze znali bogów klasycznych. Wolności rozwinięte przez prace polskich umysłów godzili z pojęciami starożytnymi:

„…Zbrojna Bellono z Marsem, wspomóż wnuki swoje

   Aby wzięli zapłatę godną za swe boje,

   Którymi pod obłoki głowy swoje wznieśli,

   Alcydy, Achillesy i Hektory przeszli (…)

   Boże wszystko rządzący, wiecznej wszechmocności,

   Który dawasz prawego sam ducha mądrości,

   Racz  trzymać pióro moje, by heroes sławne

   Wskrzesiło z prochu, wzwodząc ich postępki dawne...”

( Maciej Stryjkowski, Kronika polska )

 Godność, honor, szczerość, fantazja, dobre imię, gościnność, rycerskość i miłość Ojczyzny dominowały w epoce złotej wolności. Szczególne ucieleśnienie tych słów, co uczyniły je nieśmiertelnymi w kulturze naszej – odnajdujemy w arii Miecznika Moniuszkowskiego „Strasznego Dworu”:

„… Piękną duszę i postawę

  niechaj wszyscy dojrzą w nim,

  śmiałe oko, serce prawe musi (…)

  splatać w jeden rym.

  Musi cnót posiadać wiele

  Kochać Boga (…) bratni lud

  Tęgo krzesać w karabelę

  Grzmieć z gwintówki niby z nut!

  Mieć w miłości kraj ojczysty

  Być odważnym jako lew,

  Dla swej ziemi macierzystej

  Na skinienie oddać krew…” (37)

Aria popłynęła piękną kantyleną w dziele operowym, lecz odpowiednik swój miała w osobie niejednego z Sarmatów. Z nich najszlachetniejszy – Stanisław Żółkiewski tak pisał do żony, świadcząc o prawdzie słów arii śmiercią własną: „… Tak było i tak będzie, aby prawość i sława narodu naszego nie zginęła. Pan Bóg wszechmocny dopuszcza utrapienia, by ciało w wojniech hartować, i umysł zaprawiać do dzieł rycerskich(…) dla obrony Rzeczypospolitej i chrześcijan (…) a chociabym i poległ, toż ja stary i na usługi Rzeczypospolitej już niezdatny (…) Co Pan Bóg chce z swej łaski dać, niech się stanie, a wola jego święta będzie nam miłościwa do ostatka życia naszego...” (38) 

( List do żony, pisany dzień przed śmiercią na cecorskim polu ).

Raz jeszcze zaznaczyło starożytne swe znamię w sarmackiej duszy adagium Wergiliusza; „...Exoriare aliquis nostris ex ossibus ultor...” ( a kiedyś niech powstanie mściciel z naszych kości ) Umieszczone na trumnie wielkiego hetmana poruszało do głębi duszę młodych wnuków, z których jeden zginął od strzały pohańca, a drugi nim jeszcze Naród uwieńczył mu skronie polską koroną, już Dziada i Brata swego zdążył pomścić, a potem po wielekroć chwałę oręża polskiego pomnożył.

 Tych parę fragmentów z literatury czasów demokracji szlacheckiej zostało tu przytoczonych również i po to, by poruszyć rzecz następną. Do tej pory pokutuje wśród znawców poszczególnych epok przekonanie, że Barok to okres regresu polskiej myśli i języka zaklętych w literaturze. Pada przy tym prawie zawsze sakramentalna formuła: „przerost formy nad treścią”. Lecz prawdziwi koneserzy, powiedziałbym, miłośnicy języka, co umieją go ze znawstwem smakować jak stare wino, od razu orzekną: jest całkiem odwrotnie. Jak w architekturze niedościgłe są średniowieczne gotyckie katedry, będące ucieleśnieniem duszy wierzącego człowieka, tak w kwestii języka barok mieni się najszlachetniejszym pięknem. Ten język polski słychać! I pod tym względem nie dorównuje mu nawet poezja naszych Wieszczów. Posłuchajmy i wsłuchajmy się w prawdziwą muzykę języka polskiego, odnajdując przy tym i Stary, i Nowy Testament, i starożytne „cursus honorum” wieńczące sławą zwycięskiego wodza, i wiarę w Opatrzność Bożą. Jest to fragment z „Transakcji wojny chocimskiej” Wacława Potockiego:

„ Jan, Jan jest imię twoje, wielkiej imię mocy!

   W tem imieniu ja, wieszczym napełniony duchem,

   Tego Ojczyźnie mojej winszuję z Baruchem:

   Zrzuć zgrzebne, zrzuć te znaki smutnego całunu.

   Zrzuć z karku nieznośnego jarzmo Babilonu,

   Oblecz nowe, weselne Jeruzalem, szaty,

   Oto król, który włada świata potentaty!

   Niech się Turczyn odyma pod niebieskie strychy,

   Póki tu naszych grzechów, póty jego pychy.

   Niedługo pod herbownym, ojczyzno, puklerzem,

   Którego dziś święcimy imię, się rozszerzym.

   Zdarzy to miłosierny Bóg, że z naszym Janem,

   Przebywszy Morze Czarne, staniem nad Jordanem:

   I będzie tam raz drugi słowiańskie narody

   Chrzcił, jak je chrzcił w Dniestrze, we krwi zamiast wody!”

Bratanek Jana z Czarnolasu, Piotr Kochanowski uczynił rzecz unikalną w świecie literatury; jego przekłady: „Jerozolima wyzwolona” Tassa i „Orland szalony” Ariosta, są lepsze od oryginałów! (39).

Skrzy się w polskiej poezji barokowej oksymoron czyli sprzężenie sprzeczności (przeciwstawieństwo), którym my do dziś wielbimy „…przedziwną Matkę Stworzyciela swego...” i Syna Bożego co „…ciałem zjawił się rzetelny...” w polonezowej kolędzie „Bóg się rodzi”. Genialne: „…ogień – krzepnie, blask – ciemnieje, ma granice – nieskończony…”, dokąd istnieć będzie polski język, zachwycać będą znawców. Wspaniałość tropów, figur stylistycznych, wydobycie maksymalne możliwości poetyckich skrytych w strukturze języka, sprawiają, że utwory barokowe są prawdziwą poezją gramatyki i gramatyką poezji. Taka literatura wyrosnąć mogła tylko w wolności!

 

VIII. Przegrana w walce o słuszność polskiej drogi

 

 Nadmiarem ufności co do historycznej idei zgrzeszyliśmy, tracąc powoli byt państwowy. Prawdą jest, że w tej trosce o dobro wspólne ogół narodu zaczął odchodzić od odpowiedzialności. Ale owo fatalne stwierdzenie, iż „nierządem stoimy”, było reakcją na złe rządy obcej dynastii saskiej, co wprowadziła do życia publicznego nieetyczność. Ci, co się temu sprzeciwiali, bywali szykanowani, a ogół wycofać się wolał w zacisze domowej prywatności. Wycofując się w spokojny kąt, staliśmy się państwem drugorzędnym i doczekaliśmy się rozbiorów (40). Zaczęły też dawać znać o sobie zniszczenia ekonomiczne, a te nieuchronnie pociągały za sobą obniżenie poziomu intelektualnego i moralnego. Miał odwagę powiedzieć Norwid, iż „...nie przezacny klejnot „liberum veto” zgubiło Polskę, ale że nieoświecona onegoż aplikacja uczy, iż nie należy wielkich narodu myśli zniżać do nieoświeconych obywateli, ale raczej umysły ludzi do wielkich narodu myśli wznosić…” (41). Doszła do tego naiwność polityczna, zasadzająca się na tym, iż skoro jesteśmy lepsi od innych, a bezsilni, to inni to uszanują.Miał rację Józef Korzeniowski (Conrad), gdy pisał, iż”….najlepsze uzasadnienie rozbioru, akt zwykłego podboju, polegało po prostu na tym, że był akurat możliwy: oto był łup i oto nadarzała się okazja, aby go zagarnąć...” (42). Więc powinniśmy się raz na zawsze nauczyć, że w polityce pojętej jako rywalizacja między mocnym a słabym, nie ma przyjaciół! Nie liczono się z polską myślą polegającą na tym, czy w kwestiach spornych słuszność jest po naszej stronie? Ona istniała realnie w polityce społeczeństwa, niestety była nieobecna u cudzoziemców zasiadających na polskim tronie, a zwłaszcza u władców sąsiednich krajów, co traktowali pojęcie słuszności w stosunkach międzynarodowych za mrzonki z innego świata.

 A mimo kolejnych doświadczeń, nie wyzbyła się polska myśl polityczna pojęcia słuszności. Pierwsze w Europie ministerstwo oświaty – Komisja Edukacji Narodowej uznało za konieczne nauczanie młodego pokolenia „… nie nazywania polityką tego, co jest chytrością, zdradą, podłością, gwałtem, przemocą, najazdem i cudzym przywłaszczeniem...” Polskie pojęcie o życiu zbiorowym nie odeszło w niebyt historii.

IX. Z zaczynu polskości

 

Podczas, gdy cała Europa uznała, że polityka nie ma związków z moralnością i mieć nie może, my (w XIX wieku) nie zdradziliśmy tego wiecznego marzenia, które przybliża królestwo Boże. Zawdzięczamy to …. literaturze polskiej, a zwłaszcza poezji wykołysanej przez Prawdę, Dobro i Piękno, która współtworzyła z innymi siłami nowy okres dziejów Europy (nowe res gestae Europy). Będąc najbardziej europejską, wsiąknęła ona literalnie w ducha narodu, stanowiąc kwiat polskiego drzewa życia, ale i odwrotnie, wyrósłszy z gleby polskiej kultury, będąc tłumaczem tego, czego naród w Bogu doświadczył i czego nauczył się w szkole Krzyża, staje się pomnożycielem ogólnego skarbu myśli ludzkiej (43).  Jej oryginalność leży w powołaniu do bycia „wieszczą”i w tym osiągnęła najwyższe szczyty Parnasu. Ta „wieszczość” kryje w sobie skarby nieprzebrane. Jest swoistą „personifikacją”mądrości Bożej, co to „…rozumna, subtelna, przenikliwa, ludzka, wypływa z tchnienia mocy Bożej…”, wzbudzając przez pokolenia przyjaciół Bożych i proroki (Księga Mądrości 7, 22n). W wyżłobionym przez wieki korycie dobra wspólnego, „śladem stopy antycznej” (Leopold Staff) rozlała spienionym nurtem antyczne pojęcie „ojczyzny”, za jej praojca uznając Boga:

„…Ty nie jesteś mi już krajem

 Miejscem, domem, obyczajem,

 Państwa skonem – albo zjawem,

 Ale wiarą – ale Prawem.

 Ten już odtąd Bogu kłamie,

 Kto Cię zdradzi – Kto Cię złamie.

 Bo myśl Boga w twoim łonie…”  

(Zygmunt Krasiński, Przedświt)

 

Ta… „mistyka Ojczyzny”, wieszczona przez poezję, znalazła swe wcielenie w zmaganiach narodów europejskich o prawo do posiadania tego najwyższego z dóbr doczesnych (44). Od Grecji, poprzez Węgry, Czechy, słoneczną Italię, Belgię, aż po szmaragdową wyspę – Irlandię wionie pragnienie korzystania z wiana ojczystego, które dane jest ludziom po to, by przygotować wielkie, powszechne braterstwo, przewidziane przez „Dobrą Nowinę” ( por. „Słowa Boże” Ernesta Hello ). Pragnienie to uświęca znowu Kościół – ów starożytny Pedagog, podnosząc ideę Ojczyzny do porządku nadprzyrodzonego, religijnego. Naucza narody, iż do Ojczyzny odnosić się winny pokolenia ze czcią i miłością – jak do Matki (45). Lecz ideę tę do Kościoła powszechnego wniósł pojętny ów Uczeń – Naród polski, spłacając niejako Nauczycielowi dług wdzięczności (46). Ideę Ojczyzny traktowano odtąd „...jako świętość na równi ze świętościami dawniej uznanymi…” (47). Pedagog – Kościół, starożytne rzymskie wezwanie „pro patria consummor” (udoskonalam się dla ojczyzny) i swoje, z niego wyrosłe; „Autor et causa patriae caritatis Deus est” (autorem i przyczyną miłości ku Ojczyźnie jest Bóg), podniósł do rangi obowiązku płynącego z IV Przykazania: „adamanda igitur Patria est” (obowiązkiem naszym jest kochać Ojczyznę) (48). Wieszcza polska literatura brzmi mocnym konsonansem z ową nauką Kościoła: „…Są takie obowiązki na świecie – pisze do swego ojca Zygmunt Krasiński – które jedne tylko środkują między stworzeniem a Stwórcą, nie przypuszczając między nich trzeciej osoby. Takim obowiązkiem jest służenie Ojczyźnie...”(49). „Ojczyzna to zbiorowy obowiązek” powie Norwid, Mickiewicz zaś w „Składzie zasad” ogłosi, iż „…Ojczyzna pole życia Słowu Bożemu na ziemi...”a Słowacki w tym, kto z pokorą wypełnia to przykazanie, widzi bożego robotnika, co nosi w sobie uniwersalne przesłanie ziemskiej ojczyzny: Jestem waszą Matką! A jeśli różne zniewolenia nie pozwalają mi nią być na sposób wolny, wy w moim imieniu macie upominać się o wolność. Tak odczytał te słowa robotnik Boży – Jan Paweł II na Skałce ( gdzie wolność ducha zwarła się z niewolą ) w 1979 roku w okresie zniewolenia Ojczyzny:

„… z pokorą teraz padam na kolana,

Abym wstał silnym Boga robotnikiem.

Gdy wstanę, mój głos – będzie głosem Pana,

Mój krzyk – ojczyzny całej będzie krzykiem…”  

(J. Słowacki, Tak mi Boże, dopomóż.)

Powiadam; jest to myśl uniwersalna, odnosząca się do każdego wiana ojczystego. Zniewolona przez ateizm Albania, w swojej córce, Matce Teresie (z Kalkuty) dawała przez lata całe, wszystkim pogardzanym, niechcianym, zapomnianym na całym świecie, coś ze swego macierzyństwa, z ciepła ojczystego domu, krzycząc tym samym o niesprawiedliwości dokonującej się na niej. Czyż można znaleźć lepszy przykład pokazujący, iż idea ojczyzny i uniwersalizm są naczyniami połączonymi, jak starożytny Polluks i Kastor, jak słowiańscy Lelum i Polelum? Myśl polska wiedziona przez Wieszczów narodowych na takie szczyty ludzkiego poznania znajduje w tym udrękę prawdziwą, bowiem wysokość polskości jeśli ma być utrzymaną na przytoczonych wyżej horyzontach, musi czynić ciągły rachunek sumienia w duchu odpowiedzialności przed historią, której Panem jest Bóg (50). W przeciwnym razie grozi nam to, przed czym przestrzega Norwid: „...ten, co od sumienia historii się oderwał, dziczeje na wyspie oddalonej i powoli w zwierzę zamienia się...” (Garstka piachu ).

X. Maryjna godność Narodu

Szczególnym ukoronowaniem polskości jest niezwykłe rozwinięcie naszej więzi z Matką Boga. Od początku traktowaliśmy Ją jako Osobę, nie anonimową, czy o określonej funkcji, ale jako Kogoś, Kto jest niepowtarzalny, jedyny, Ktoś o niepojętym wcieleniu Piękna Stworzenia opromienionego współrodzeniem Syna Bożego (ze strony ludzkiej) (51). Z naszego pierwszego hymnu – Bogurodzica – odczytujemy, iż wprowadza Ona każdego człowieka w życie Boże na ziemi i oddaje Chrystusowi. A naród naśladując Maryję, ma na to odpowiedzieć w życiu indywidualnym i społecznym, w jakiś sposób „rodząc” Chrystusa. W pobożności maryjnej my chwytamy duszę polską, ażeby ją w Chrystusie odtworzyć i do pełni życia z Jezusem doprowadzić. Tak było przez stulecia. Chrystus żył w dawnej Polsce. Pięknie mówi o tym poeta: „Chrystus wcielał się w sejmy”. Poprzez maryjność, dziś możemy odtworzyć w Polsce tego dawnego ducha, by nie stygmat niewiary, lecz duch Ewangelii był osnową Polski (52).

Ponieważ naród nie jest wielkością samoistną, jeno żyje w łonie wielkiej Rodziny Narodów, to mamy niezwykłą szansę obudzić w nich wiarę w Maryję i Jej Syna. Państwa Europy, które odrzuciły wpierw Matkę Chrystusa, z czasem wyrugowały z życia publicznego Jego samego, a obecnie porzucają dom chrześcijańskiej kultury, w której się urodziły i wzrastały. Polskość, na wzór Maryi – Służebnicy Pańskiej, winna dojrzale służyć tym narodom i państwom, dając im przykład wiary w coś wyższego, wprowadzić, wcielać Osobę Chrystusa w czas, język, kulturę, świat wartości, sytuacje życiowe, świat polityki, słowem; w całą rzeczywistość duchową Europy. Oto prawdziwy… Angelus Domini. Verbum Caro factum est… Słowo Ciałem się stało…i… zamieszkało między nami.

 

XI. Synteza dziejów „polonitas”

Z tego nachylenia się nad polskością nasuwa się nieprzeparta myśl, iż jest ona jakąś formą samorealizacji „osobowości” Narodu. Wyrosła z pnia starożytności, nauki Kościoła i słowiańskości, świetlaną smugą dziejów ukazuje, że Królestwo Polskie nie jest rzeczywistością zacieśnioną tylko do wartości materialnych, zjawiskowych, przemijających, lecz posiada także wymiar duchowy, transcendentny, wieczny(53). Królestwo jest wpisane w samo sedno tajemnic chrześcijańskich; Trójcy Świętej, Chrystusa – Pana dziejów, odkupiającego świat przez Krzyż, do którego mamy szczególne prawo, bośmy szlachetnie odczytali jego znamiona (54), w tajemnice Maryi, która zaślubiła przez swoje „fiat” ziemię z niebem. Na scenie świata rozgrywa się zatem dramat o Królestwie Chrystusowym (civitas Dei), stanowiący najwyższy ideał i zarazem cel, do którego w swoich dziejach dąży Królestwo Polskie. Ono też zaczyna wypełniać się podstawowymi wartościami społeczno-politycznymi, szlachetnieniem obyczajów, sprawiedliwością, wolnością, szacunkiem dla człowieka i wiarą w niego, otwartością na innych, uznaniem godności nie-Polaków, wysokim poziomem moralnym, twórczymi koncepcjami życia społecznego, zmysłem współtworzenia ogólnej historii europejskiej otwartej na cały świat. Jakąś upersonifikowaną polskością jest osoba Jana  Pawła II, który przewodzi Kościołowi dźwigając go ku wyżynom. Czerpiąc z dziedzictwa polskości, uczy papież cywilizacji miłości, mającej odniesienie do całej Rodziny Narodów, wybiegając w przyszłość świata.

Ukazując polonitas i niektóre z jej znamion, stwierdzić możemy z dumą, że byliśmy w ciągu dziejów pożytecznymi, że nie ułudą jest nasze dziedzictwo, lecz rzeczywistością i to taką, iż nie musimy przypisywać jej wartości nadmiernej. Ona sama w sobie jest ewangeliczną perłą. Kto ją znalazł, ten skarb znalazł  (55). A ponieważ chcemy dla niej miejsca w Europie, powinniśmy zaproponować ją jako co najmniej równorzędną w stosunku do ubranej w szatę „jedyności” unijnej, zwanej europejską. Popatrzmy zatem na tę ostatnią krytycznym okiem człowieka ukształtowanego przez kulturę łacińską, decydującą w stanowieniu o jego europejskości.

XII. Odmienność Unii Europejskiej od tradycji Reipublicae Christianae

Szlachetny ideał życia w pokoju i jedności może zapewnić na długi czas prawdziwy rozwój Europie. Wiele zależy od tego, na jakich pryncypiach oprze się pokój i jedność. W oczach obywatela Europy, lansowana przez obecny unijny twór integracja kontynentu ma niewiele wspólnego z polityką tradycyjnie rozumianą jako odpowiedzialna troska o dobro wspólne. Jawi się ona raczej, jako sztuka narzucania społeczeństwu celów przyjętych przez rozporządzających siłą państwową. Jej główne znamiona dają się wyraźnie określić. Oto one:

1. Nakładanie na swych uczestników tylko obowiązków wynikających z walki o byt materialny i stawianie społeczeństwom Europy takich samych celów (56). Wobec takiego dictum acerbum jasno trzeba powiedzieć, że gdy społeczeństwo nie ma innych zajęć jak tylko walkę o byt materialny i gdy przyświecają mu cele tylko ekonomiczne, zbliża się do upadku i ginie (57). System społeczny oparty wyłącznie na ekonomii zawsze jest utopią. Wielki lirnik Litwy – Władysław Syrokomla tak to ocenił:

„…Już niegłupim, abym wierzył

  W jakąś ziemską przyszłość błogą

  Abym czołem tam uderzył

  Gdzie potrzeba tupnąć nogą.

  Człeka wyższy cel porusza

  Są tam inne światy boże

  Gdzie nie bawi czcze mamidło…”

2. Bezkierunkowość cywilizacyjna.     

Brak nawiązania do kultury chrześcijańsko-klasycznej, z której wyrosła Europa i zamierzone oparcie się o swoiste nijactwo cywilizacyjne, to kolejna propozycja (znamię) integracji na modłę unijną (pachnie to masoństwem). Dochodzi do tego najwyraźniej zaplanowany, (zwłaszcza w wychowaniu młodych pokoleń) brak znawstwa świata starożytnego, które przecież powinno stanowić kamień węgielny sprawności intelektualnej Europejczyka, bowiem z niej mają wypływać rzeczy wielkie, wzniosłe, ubogacające siebie i innych. Europejczyk powinien rozumieć, że rozwój poszczególnego człowieka i całych narodów polega na ciągłości kultury, na sięganiu w dalszym jej budowaniu aż do podwalin, które winny być poznane i szanowane. Brak znajomości kultury antycznej prowadzi do tego, co mamy; tzw. europejska inteligencja nie wie co dobre, a co złe, co pożyteczne, a co szkodliwe. Wiecznie niezadowolona z siebie elita intelektualna, nie zna pogodnej radości życia (58). Ogół nie okazuje głębszego przywiązania do niczego, co się znajduje poza „religią brzucha”. Pojęcia wielkości i hartu moralnego stają się coraz bardziej obce. Ubywa przerażająco szybko ludzi zdatnych do poznania wielkości, a tym bardziej do fascynacji nią i do kroczenia w jej ślady. Zatraca się wymiar duchowy. Życie publiczne mierzy się miarą strawy, a wartość życia własnego ocenia się według zdatności i możności jedzenia oraz tego, co posiadam. Nazywa się to fachowo konsumpcyjnym stylem życia (59). Nijak się ono ma do ideału civitas Dei, które nie jest sprawą tego, co się je i pije, ale tego, co zwie się  sprawiedliwością, pokojem i radością w Duchu Świętym. (Rzymian 14, 17).

 

3. Bezduszny biurokratyzm.

Szczególnym rysem w lansowanym i realizowanym przez unię modelu wspólnego życia w Europie jest biurokratyzm państwa prawa. Już teraz Zachód, ale nie tylko, przypomina jakąś przeraźliwą  „ziemię biurokratyczną”. Biurokracja ma to do siebie, że zawsze godzi w wolność kultury politycznej społeczeństwa, w jego odwagę, oryginalność, wielonurtowość. Stanowi ona echo absolutyzmu, gdzie parlamentaryzm jest tylko powłoką zewnętrzną, gdzie biurokratyczna administracja daje się parlamentom „wygadać”, a robi swoje według starych recept władzy absolutnej. Następuje wtedy rozbrat między społeczeństwem a danym ustrojem państwowym; a przecież państwowość musi czerpać siłę ze społeczeństwa, jeśli chce się prawidłowo rozwijać (60). Zatem wspólnota europejska winna być oparta na obywatelskości. Polega ona na tym, że obywatele mają jak największy samorząd, a funkcje administracji publicznej zdane są na instytucje obywatelskie. Zakłada to odpowiedzialność urzędnika wobec obywatela za szkody wyrządzone mu bądź przez złą wolę, bądź przez niedbalstwo lub nieporadność w urzędowaniu. My, po zapoznaniu się z biurokracją po raz pierwszy przez zabory, winniśmy zdecydowanie ów nowotwór wyciąć u siebie poprzez powrót do dawnego modelu obywatelskości. Całe wychowanie winniśmy skierować na wyrobienie w naszym społeczeństwie poczucia znajomości swoich własnych praw i obowiązków wobec kraju. Byłby to wysiłek czynny, samodzielny, a rozbudzony u innych, na wskroś europejski.

 

4. Ateizm życia publicznego. 

Powstałe z inspiracji Ewangelii starożytne, społeczne przykazanie mówiące o dążeniu do zaprowadzenia Królestwa Bożego na ziemi, nie przestaje obowiązywać chrześcijan w żadnym czasie (61). Każdy okres dziejów Europy inaczej pojmował to civitas Dei. Możemy powiedzieć, że kształcił się ów obraz wraz z kolejnymi pokoleniami. Jest to jakiś ideał, do którego dążymy ciągle i dzięki temu następuje harmonijny, nieustanny postęp etyczny, dążący wzwyż. Unia ten ideał odrzuca, a wraz z nim etykę z życia publicznego i w końcu wiarę chrześcijańską, a szczególnie religię katolicką, bo ona jedna jedyna głosi, że w urządzeniach społecznych zasady moralne też obowiązują. Ten bezwyznaniowy prąd unijny, chcąc wyrugować religię z życia publicznego, głośno woła, że jest ona sprawą prywatną. Tymczasem wystarczy przebiec choć pokrótce dzieje wszystkich ludów, by stwierdzić, że religia jest ze wszystkich spraw publicznych, rzeczą najbardziej publiczną (62). Unijny indyferentyzm religijny stawia też wszystkie religie na równi, co jest błędem zważywszy następstwa historyczne, jakie z różnych religii płyną (63). Generalnie religie niechrześcijańskie zacieśniają wolną wolę człowieka, znoszą odpowiedzialność, przez co zanika kultura czynu. W religii chrześcijańskiej, tylko katolicyzm odwołuje się w pełni do wolnej woli człowieka, zobowiązując go do bycia coraz bardziej odpowiedzialnym za spełnianie swych obowiązków, indywidualnie przed Bogiem. Z tak traktowanych osób, personalistycznie, Kościół budował i wychowywał całe narody, pomnażając w nich siłę społeczną ) (64). Odrzucenie katolicyzmu, który ewangelicznym dobrem otula wszystkie dziedziny życia zbiorowego, prowadzi w konsekwencji do odrzucenia Boga i uczynienie Go – jak to wyraził się ostatnio Jan Paweł II na Błoniach Krakowskich – Wielkim Nieobecnym (65). Z nową mocą zabrzmiały w ustach Papieża Polaka wiekową tradycją obecne w chrześcijaństwie europejskim słowa jego poprzednika na Piotrowej Stolicy – Leona XIII: „...państwa nie mogą bez wielkiej winy postępować jak gdyby Boga nie było (…) albowiem w jakiejkolwiek formie rządu piastunowie władzy winni mieć przed oczyma najwyższego rządcę świata Boga, i jego przykładem i prawem w rządzie państw się kierować...” (Encyklika „O państwie chrześcijańskim – Immortale Dei”)

Polską szansą i zasługą jednocześnie może być wytworzenie, w myśl własnej kultury, chrześcijańskiego modelu życia zbiorowego, opartego na Dekalogu i osadzenie go mocno w powszechności europejskiej mimo buńczucznych zapowiedzi różnych szarych eminencji, iż nigdy do tego nie dopuszczą. Na szczęście społeczności zachodnie też są spragnione normalności i zaczynają pojmować, czym grozi odrzucenie Boga  (66). Ten pełny dramatu proces dochodzenia do Boga tak przedstawia polska poezja: „…Europo zatwardziała, zadufana w sobie: „Mamy siłę i złoto! Cóż nam bojaźń boża? W pustynię zamienione są twe pola płodne. Skruszona grzebiesz w szarym popiele i zbierasz strzaskane Dziesięciorga Przykazań Tablice…” (Leopold Staff, Deszcz krwi i ognia).Współbrzmi z tym pięknym konsonansem wypowiedź polskiego Księcia Kościoła – Kardynała Hlonda: „… Ludy żegnają się znowu, choć często jeszcze niezgrabnie, znakiem krzyża, przypominają sobie Ojcze nasz, zaglądają znowu do dawnych sądów. Jutro w wielki dzień zmartwychwstania, śpiewać będą ze swym starym Kościołem rezurekcyjne lumen Christi...” (67).

5. Prawa człowieka – nową religią. 

Odrzucając Boga i religię katolicką głoszącą, że On ma być obecny w życiu publicznym, trzeba dać coś w zamian. Tą namiastką religii, propagowaną przez unijnych biurokratów, są tzw. prawa człowieka. Myśl szlachetna sama w sobie, ale w wydaniu unijnym kryje się pod nią prawo do wszelkich wynaturzeń, popieranych przez ustawodawstwa państwowe, a skutek ich taki, że rej wodzi w Europie cywilizacja śmierci. Towarzyszy jej demoniczna nienawiść do człowieka, któremu się w mawia, że na tym polega wolność, by unicestwił siebie. Myśl polska tymczasem głosi, że życie ludzkie jest święte i nie podlega żadnym ustawom, chyba, że ochronnym (68).

„…Nie jest czynem – rzeź dziecinna,

   Nie jest czynem wyniszczenie;

   Jedna prawda boska, czynna.

   To przez miłość przemienienie  

(Z. Krasiński, Psalm miłości).

I dlatego, z tego wiersza czerpiąc, słusznie mówił arcybiskup Teodorowicz, iż „…Nie da się Polski odłączyć od jej tradycji, od jej religijnych i narodowych ideałów, od tego wszystkiego, co fizjognomię duchową narodu wytwarza i co jest myślą włożoną w naród i jego przeznaczenie i jego posłannictwo...” (69). Wolności rozumianej jako samowolne stawianie się w miejsce Boga (70), przeciwstawia Kościół wolność jako zadanie do spełnienia. Zwłaszcza Jan Paweł II czerpie tu obficie z myśli polskiej, która jasno mówi:

„…Bo wolność nie jest ulgą, lecz trudem wielkości!

  Bo wolność wiecznie się jeno zaczyna,

  Bo droga w szczyt nigdy się nie kończy!

  Tak żyj! I w takiej kochaj się wolności...” (71)

( Leopold. Staff, Oto twoja pieśń)

 

6. Niechęć do idei narodu.

 Jest to konsekwencja odrzucenia cywilizacji łacińskiej, bowiem naród, – jak to już wspomnieliśmy – jest jej kwintesencją. Wychowany w niej, uwzględniającej obecność w swym łonie Boga, mierzy naród rytm swego życia wiekami całymi i chciałby w organizm państwa tchnąć nieśmiertelność. Tymczasem ojcowie duchowi Unii,(zazwyczaj anonimowi), nie uwzględniający Boga, przejęci są nowym ideałem – cywilizacją technokratyczną, ahistoryczną, wspólną całej ludzkości. W niej, grono wybranych osób miałoby kierować miliardami ludzi, odpowiedzialnymi tylko za swe posłuszeństwo jednemu światowemu państwu. Wtłoczeni w przepisy tego superpaństwa obywatele poddani zostają mechanizacji w jakiejś okropnej globalnej i bezimiennej masie, by ostatecznie zostać niewolnikami zaprzęgniętymi do bezbożnych celów (72). Co jest przewodnią nutą takiej struktury, znamy z całkiem niedawnej historii:opiewanej wierszem Broniewskiego:

„…sterczą w niebo

ręce czerwone

roztrzaskane arki bazylik

lasem ściętym wali się gotyk

w stallach święci podnoszą lament

lecą z okien płonących bibliotek

kodeks,

Stary i Nowy Testament(…)

Sami na nowo świat stworzym.

I każdy jest bogiem…”

To marzenie utopistów dziwnie pokrywa się z mesjanizmem żydowskim, czyniącym dziś wzmożone wysiłki, by wszystkie narody stały się podnóżkiem dla jedynego pana świata, jakim ma być Izrael. Wiele przemawia za tym, że urzeczywistnienie tego postąpiło w znacznym stopniu. Doświadczenie historii jednak powinno ostrzegać Żydów, że może to zapowiadać jakąś katastrofę, która wniwecz obróci ich marzenia. Teza ta, choć obłożona klątwą tzw.antysemityzmu i teorii spisku światowego, pozostaje historyczną i naukową.

Co na to my? Najpierw niech głos zabierze poezja:

„…Europo, obłudnico stara! Że lubystkiem

  Twym wzgardzim, wybacz! Łaski twej doszliśmy granic,

  Pozwól, że moc nam własna będzie odtąd wszystkiem

  I że twój sąd sprzedajny musimy mieć za nic…”  

( L. Staff, Trójliść braterstwa)

  

Wobec zdrady idei narodowej, my, którzyśmy ją tworzyli pierwsi, mamy ją propagować jako wcielenie ideałów życia samego. Bo ona jest wytworem pracy, świadectwem udoskonalenia, do którego się dochodzi potem czoła wielu pokoleń, często wśród bólów i zawodów, ale z myślą przewodnią (73). Taka praca nie jest możliwa w utopijnym „państwie światowym”, bo praca kulturalna da się zorganizować tylko w narodach. I tylko przez naród można skutecznie służyć w historii – ludzkości (74). Obowiązuje więc teza Norwida: „...nad historią jest Kościół – najstarszy obywatel świata, pod historią plemiona czyli rasy, a Narody są w historii...” (75).

7. Dyktat w narzucaniu unijnych postulatów. 

Zabiegi o przystosowanie charakteru narodowego do z góry przyjętych formuł prawnych tchną doktrynerstwem i są  typowo  masońskie. To zakamuflowane lekceważenie przeszłości, która jest kością pacierzową narodu;

„…Wśród szlachetności waszej pięknego popędu

  Wszystko uczynić dla nas pragnie wasza siła

  Jeśli Polska poprawi się z dawnego błędu

  A błędem tym największym jest, że Polską była…” 

(L. Staff, W cztery oczy)

To narzucanie unijnych zasad w kwestiach gospodarczych, pomijanie w negocjacjach spraw moralnych i duchowych, kultury i religii, belferskie pouczanie, strofowanie, czy wręcz straszenie kandydujących krajów, że są niewarte przystąpienia do Unii:

„…I tak wszyscy nas dziś miłują w Europie

   I bardzo zapraszają do wolności barci

   Lecz zanim tam pozwolą stanąć naszej stopie

   Chcą, byśmy im dowiedli, żeśmy tego warci…”  

(L. Staff, Nagrody)

Idźmy dalej. To propagowanie modelu nauczania młodych pokoleń nie uwzględniającego myślenia historycznego. Poraża bezdusznością domaganie się, by ustawowo popierać wszelkie wynaturzenia godzące w człowieka w imię źle pojętej wolności:

„…I daliby nam wszystko, swobodę, swawolę

  Każdy, co za rzecznika nam jest i doradcę,

  Wygrzebałby myśl zbawczą w zmarszczkach na swym czole,

  Byleśmy się zgodzili mieć tę wolność w klatce…”   

(L. Staff, Nagrody)

Czyż więc wolno ideały narodu pod takie złożyć skrzydła? Czy wolno, co więcej, jakiekolwiek kierownictwo dać sobie narzucić? Przecież takie instrumentalne eksperymentowanie już nie na poszczególnym bliźnim, ale na całych narodach, zasługuje na sprzeciw, rodząc jednocześnie postulat głębokiego namysłu nad tym, co zrobić, aby z charakteru polskiego wykrzesać takie walory polityczne, które są z nim zgodne:

„…Więc dziękuje wam naród mój, wieczysty uczeń,

  Że przez was wyrzeczenie poznał i zaparcie,

  Bo używa ich dzisiaj dla ważnych poruczeń                                                                        

  Które czerpie w swej woli, przeciw wam otwarcie…” 

(L. Staff, W cztery oczy

Te kilka uwag dokonanych w konwencji historii nauczycielki życia pozwala skonstatować, że jeśli Unia chce być czymś trwałym, winna oprzeć swe budowanie na kulturze, z której Europa wyrosła. W przeciwnym razie zasługuje na słuszny surowy osąd antywartości, które prezentuje (76). Widziana oczami Sarmaty rozmiłowanego w wolności, fantazji, familiarności, postrzegana jest jako związek, gdzie brak jest szczerości, otwartości, serdeczności, atmosfery rodzinnego domu. Bardziej przypomina Unia zimną, wyrachowaną, bezduszną (germańską) mitteleuropę z dominantą apodyktycznego narzucania wizji silniejszego. Więc za Krasińskim mamy prawo ze wzgardą powiedzieć:

„… Przekleństwo babie co karmna brudami

  Prać by powinna za pralni stołami

  Lub stać i czekać wśród służących roju

  Aż ją zawoła Pani w przedpokoju…”

……Pani, której na imię: Historia.

 

XIII. Z filozoficznego i teologicznego błędu rządzących w Polsce euroentuzjastów

 

Raz jeszcze sięgając do starożytnego skarbca, z którego miarą dobrą, utrzęsioną wsypano w zanadrze polskości, wydobądźmy prawdę, którą rzymski Cycero zamknął był w jednym słowie: „...iż Historyja jest żywota ludzkiego mistrzynią...”Człowiek, którego wychowała Magistra vitae wie, że „…życie ludzkie upada i odradza się zgodnie z prawami historii, które nie są ślepe ani niezbadane...” I dlatego oporny jest każdej koniunkturze władzy, która o tym zapomina, również tej obecnej. Potrafi on jak św. Tymoteusz w razie potrzeby wykazać jej błąd (77).

Na temat służalczej postawy elit politycznych w Polsce wobec dyktatu unijnego wylano wiele atramentu (78). Ja chcę wskazać na źródło tych cech i postaw. Jest nim po prostu brak znajomości polskości i wiary w to, że ona stanowi wielką siłę kulturotwórczą (79). Społeczeństwo obecnie żyjące w Polsce, w większości jest pozbawione polskiego myślenia i przypomina bardziej zbiorowisko indywiduów zatroskanych jedynie o własne interesy, niż obywateli odpowiedzialnych przed samymi sobą za stan spraw publicznych w Polsce (80). Z takiego społeczeństwa wywodzą się rządzący. Urodzeni po wojnie, nie pamiętają innych czasów jak zniewolone i nie znają innych stosunków jak zdeprawowane. Myślenie polityczne kształtowali w okresie zniewolenia, więc siłą rzeczy jest ono u nich lokajskie i służalcze. Nie są wstanie wyobrazić sobie, że może być inny sposób na życie polityczne Polski niż poddane komuś (81). Z niewolnika może być tylko wyzwoleniec, nigdy obywatel. Mówiąc po polsku; nie można wymagać od kury, by latała jak orzeł. Niezdolność niezależnego, samodzielnego, twórczego myślenia politycznego, płynącego z braku wolności ducha, wiedzie ich na manowce błędu determinizmu filozoficznego ( według którego nie jestem wolny lecz zdeterminowany) i teologicznego w postaci predestynacjonizmu, który jest herezją (ona twierdzi, że uczynki nie mają znaczenia, bo z góry jestem przeznaczony do potępienia lub zbawienia). W przypadku decydowania o przystąpieniu do Unii mówią więc błędnie: „nie mamy wyjścia” i robią wszystko, żeby tego wyjścia nie było, zwłaszcza w sferze ekonomicznej (82), bo inne sfery – moralna i religijna są według nich nieistotne. Co uczciwsi, próbują co najwyżej uczynić to z jak najmniejszą szkodą dla kraju, a jeśli się da, to z jak największym zyskiem. Jest to swoiste niedołęstwo polityczne (coś w rodzaju cyrografu i eurodewocji), w którym nie ma mowy o tworzeniu historii, o wytwarzaniu dobra twórczo i samodzielnie. Słusznie o nich mówi poeta:

…Ci przygnieceni niewoli i nieszczęścia bryłą

  dają taką wolność, by w naszej ojczyźnie

  Oprócz nas wszystkich, innym wszystko wolno było…”   

(L. Staff, Nagrody)

To, co zaprezentowały kolejne rządy w negocjacjach zjednoczeniowych z Unią jest niczym innym jak tchórzliwą małodusznością, wobec której słusznie wypada wołać do wielkodusznego Pana dziejów:

„…ale nas zbaw ode złego.

Od niewolniczej sromoty,

Od zdrajców kraju naszego,

Daj bojaźń Bożą i cnoty…” (83)

A tymczasem prawdziwy mąż stanu, polityk, wiedząc, że twórczość polityczna stanowi nieodzowny warunek tego, by państwo miało jakieś znaczenie i cel, jest wolny w swoim myśleniu i działaniu i nie poddaje się czyjemuś dyktatowi, lecz szuka alternatywnych rozwiązań, nawet jeśli jakieś propozycje są atrakcyjne; co więcej, tworzy takie alternatywy, sam je partnerowi proponuje. Na tym polega chyżość i dojrzałość rasowych mężów stanu, którzy rozumieją, że nie możemy być biernymi, lecz musimy twórczo działać na tle europejskim. To ma stanowić najwyższy szczebel ambicji kierujących nawą państwa. Najtragiczniejsze bodajże jest to, że postawę służalczą zajmują niektórzy ludzie Kościoła, zapominając, że oni mają być orłami, których do wolności wyswobodził sam Chrystus. Doznali oni na sobie tego, o czym mówił już w XVIII wieku publicysta: „...śmielę rzekę, że skrzydła rozpięte orła jednym nieszczęściem obcięte...” Dziś, gdy Kościół – owa szata Chrystusa – jest gwałtownie atakowany i rozszarpywany przez liberalizm, trzeba, by duchowni znali i skąpali się w tradycji i kulturze polskiej, gdzie duch Chrystusowej wolności  zapuścił swój korzeń i na wzór św. Stanisława dać winni złu należyty odpór. Ciągle cały Kościół w polsce winien pamiętać, iż Stanisław poniósł śmierć męczeńską w obronie najżywotniejszych spraw narodu, który winien przestrzegać moralności chrześcijańskiej w życiu zarówno prywatnym, jak i publicznym. To jest idea przewodnia myśli politycznej, u podstaw której, legła męczeńska śmierć św. Stanisława. Przecież z polskiej myśli politycznej zaczerpnął Jan Paweł II krytykę obowiązującej w Unii ideologii liberalnej. Miast zwalczać system unijny, uderzył w jego podstawy (praktyczny ateizm) tak, jak to uczynił niegdyś Paweł Włodkowic wobec krzyżackiej drapieżności. Stanowi to szansę dla samej Unii, dla tych, co nią kierują, by porzucili obłędną drogę materializmu praktycznego i przyjęli zasady w pełni ludzkie, chrześcijańskie. Oto prawdziwa alternatywa, godna człowieka noszącego dziedzictwo i polskiego i europejskiego życia.

XIV. Polska alternatywa

Tytuł tego ostatniego już fragmentu referatu pobudza do refleksji. Czy nadajemy się na twórców nowoczesnej państwowości, czy możemy zająć w Europie stanowisko godne polskości, czy posiadamy warunki, żeby być pożytecznymi ogólnemu pochodowi cywilizacji? Są to pytania ważne, bowiem zastanawianie się nad celem narodu jest pożyteczne i sens odpowiedzi winno się popularyzować. Celem Polski, w świetle tych pytań, winno być dążenie do zbliżenia się w nowym stuleciu, ku ideałowi Civitas Dei, urzeczywistianie chrześcijaństwa poprzez doskonalenie ustroju państwowego po to, by przystosować go do coraz wyższych potrzeb społeczeństwa. Jest to zatem kontynuacja wiekowej swej pracy, podjętej w imię dobra wspólnego (84). Środkiem do tego jest szerzenie, rozwój, uczenie i utrzymanie na wysokim  poziomie kultury chrześcijańsko-klasycznej i wyrosłej na niej polskości, najpierw wśród samych Polaków. Ma to uświadomić obecnemu pokoleniu i następnemu, że nie można się zwolnić od wwcielania w czyn myśli w narodzie zrodzonych. Obcować mają te pokolenia z duchem swych poprzedników, odnajdywać w sobie to wszystko, co ich z nimi łączy i wreszcie odkryć nierozerwalny związek, jaki istnieje pomiędzy pokoleniami (85).  Jest to praca olbrzymia, ale trzeba ją czynić, bo tylko wtedy możemy twórczo wychodzić ku innym.

„…O! wszystkim ludom pójdziesz Polsko, przodem!

  Bo wielkie czucie łono twe rozgrzeje,

  A twa się cnota po świecie rozleje(…)

  Wytrwaj, a staniesz potężna i cała!…”

Jest to coś z apostolskiego namysłu Wieczernika, by po umocnieniu Duchem z wysoka wszczepić w świat radość z przynależności do kultury chrześcijańskiej.

„…A duchem bożym jak słońce płonący,

  Między narody jak morze grający(…)

  Świat się urządzi twoimi prawami

  Ty sam się zdziwisz nad władzą twych cudów,

  Bo twoi wieszcze będą prorokami

  A twoja księga Ewanielią Ludów…”   

(Wincenty Pol, Proroctwo kapłana polskiego)  

Atrakcyjność polskości jest tak wielka, że Polska może stać się centrum Wspólnoty Europejskiej. Potrzeba bowiem dziś jak może nigdy dotąd takiego kraju, co uwierzywszy wskazaniom rozumu oświeconego prawdą Bożą, zdołałby u siebie urządzić życie w myśl odwiecznych planów Stwórcy (86), a urządziwszy je odpowiednio – miał siłę i odwagę promieniować zdobytą prawdą i doświadczeniem na inne narody i państwa w Europie i w świecie – , walcząc zawsze – jak ujmuje to Norwid: „prawdą dla Prawdy” (87). My potrafimy prowadzić myśl unijną bez jednostronności, bez narzucania czegoś słabszemu. Ta myśl zawiera na tyle odcieni, form, że jest w stanie dogodzić narodom pozostającym na nierównym poziomie państwowym, społecznym, kulturalnym, nie narzucając z góry przyjętego kanonu silniejszego. Postęp Europy wymaga, by jej przestrzenie rozszerzały się, ale pod warunkiem, że nikt ze zrzeszonych nie straci niepodległości. Ma to być Europa Ojczyzn, atrakcyjna dla wszystkich. Wielkie zadanie do spełnienia ma Kościół-Nauczyciel i Wychowawca. Oczywiście nie może on zastępować twórczości ludzkiej, ale ma ją pobudzać do zwiększonej działalności, ma pokazywać ogólne zasady, drogowskazy, a zastosowanie ich pozostawić odpowiedzialności krajów, które same winny odczuć żywą potrzebę łączności z Polską, by miłość społeczna, wolność, sprawiedliwość na nowo, przy pomocy najstarszego obywatela świata Kościoła były dla świata czymś życiodajnym. W jakiś sposób dopełni się wtedy proroctwo Zachariasza (8, 23):”…Chcemy iść z wami, bo zrozumieliśmy, że z wami jest Bóg...”. 17 sierpnia z Łagiewnik w Krakowie, wyszła iskra głosząca miłosierdzie Boże na cały świat (88). Fakt, że wyszła ona z Polski, aktem najwyższego Pasterza-Polaka, mamy prawo interpretować tak, że jako naród europejski winniśmy miłosierdziem promieniować na innych i to tak, by w wyborze między antyczłowieczymi hasłami liberalizmu, a zasadami opartymi na miłosierdziu Bożym, Narody Europy opowiedziały się za tymi ostatnimi. Zadaniem Polski jest, by – jak pięknie mówi Norwid – „…polskość pod tym względem pierwszą się w Europie jawiąc, słupy swe żelazne zakopywała stanowczo i głęboko…” Ma bowiem przesłanie uniwersalne, sięgające głęboko w przeszłość antyczną, wybiegające ku przyszłości świata, przesłanie Boga bogatego w miłosierdzie. By to się spełniło………….warunek jeden……..wybłagać u miłosiernego Boga takich ludzi dla państwa i Kościoła, którzyby polskość przemyślaną i zrozumianą w świetle miłosierdzia Bożego jako pokora, wolność, przyjaźń, braterstwo, poczucie dziecięctwa wobec świata i Boga, poznali, w niej dusze swe skąpali, stanowczo jej bronili i skutecznie zaproponowali Europie i światu (89).

Soleczniki 29.VIII-5.IX. 2002r.                      

Dziękuję 

Nieprzypadkowo mówię to w Wilnie, do Was. Bowiem stąd, przez wiele dziesięcioleci promieniowała kultura polska na cały Naród. Wielka plejada luminarzy nauki pracujących na Kresach inspirowała trud służenia Prawdzie wielu polskich Uczelni, także Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Wy, którzy tworzycie ten Instytut – „nowych ludzi plemię” – jak to powiedział Józef Piłsudski na otwarcie wileńskiej Wszechnicy, macie to dzieło kontynuować. Choć to ogrom pracy. Bo ziemia ta, wolna od jadu nienawiści, dzięki wierze w idealne pierwiastki własnej kultury, poniesie swoiste  ciepło i na Polskę, i na Europę całą. Wszystko jest możliwe. Wilno zasługuje na to, by stało się centrum kultury europejskiej: Quod felix, faustum, fortunatumque sit!

 

Za:  http://fides-et-ratio.pl/index.php/2011/03/wyklad-o-polskosci/