Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Miałem kiedyś kolegę pochodzącego z Afganistanu. Mówił słabo po szwedzku i angielsku, lecz można było przy odrobinie cierpliwości z nim porozmawiać. Nim opuścił Bliski Wschód i przyjechał do Europy, pracował w Pakistanie i w Iranie. Był oczywiście muzułmaninem, a mi ten fakt jakoś szczególnie nie przeszkadzał, gdyż nigdy nie dzieliłem swej sympatii i antypatii ze względu na to, w co dana osoba wierzy. Tym bardziej, że wychowując się w kraju wielokulturowym, zdołałem poznać ludzi rozmaitych kultur i wyznań, a także ich mniej lub bardziej znanych odłamów i byłbym głupcem, gdybym w ten sam sposób odnosił się do każdego chrześcijanina, muzułmanina czy hindusa.

Jest to jeden z największych problemów tych osób, które wyznają tzw. ,,polityczną poprawność”; choć sami są przedstawicielami typowego ciemnogrodu, wychowują się najczęściej w gronie osób jednolitych etnicznie i religijnie, a także nie mają najmniejszego pojęcia o ,,obcych”, to są tak pogrążeni w kompleksach względem szeroko pojętego Zachodu, że w zwalczaniu każdego, kto w ich wąskim pojęciu świata jest ,,rasistą” lub ,,ksenofobem”, posuwają się często do twierdzeń i działań, które potwierdzają jedynie ich własne ograniczenia i niewiedzę.

Stosują oni, świadomie bądź nie, nowoczesną formę cenzury, której fundamentem jest właśnie nieznajomość realiów świata, przy jednoczesnym otwarciu się na jego różnorodność. To tak jakby otworzyć wszystkie klatki w zoo i oczekiwać, że zwierzęta rozmaitych gatunków będą w stanie żyć ze sobą w zgodzie, mimo kierujących nimi prymitywnych instynktów. Zdecydowana większość ludzi nie robi należytego użytku z ich zdolności do logicznego myślenia, a w efekcie postępują oni wedle tych samych prymitywnych zasad, które rządzą dżunglą i światem zwierząt. Nie można oczekiwać zgody pomiędzy stadem niedźwiedzi i lwów, także więc i w świecie ludzi nie wolno myśleć, że wszyscy są zdolni do tego, by żyć obok siebie.

Dziś jednak na straży cenzury nie stoi urzędnik, a anonimowy internauta i zamaskowany bojownik, konfident, donosiciel i prowokator w jednym. Hojnie finansowy z zagranicy przez ośrodki najwyższej władzy, działające w ścisłej konspiracji. Człowiek ten jest pozbawiony własnej kultury i narodowej tożsamości, by wkrótce potem zostać przekonanym co do szkodliwości ich istnienia i od tej pory działa w celu ich destrukcji.

Wiedziałem o tym, gdy rozmawiałem z moim kolegą z Afganistanu. Powiedziałem mu to także, nie sugerując nic poza tym. O dziwo, potwierdził on moje słowa. Z uśmiechem na ustach powiedział mi, że niegdyś Europa była silna w swej arogancji, a dziś jest słaba w swej naiwności. Jej obywateli przekonuje się do tego, by pokutowali za winy pradziadów, które nawet w mojej ocenie są niezaprzeczalne. Czy jednak naiwność jest najlepszym sposobem na naprawienie wyrządzonych dawniej krzywd? Pokuta nie polega wszakże na tym, by położyć głowę na pieńku i błagać kata o ścięcie, a to właśnie czyni Europa. Cel elit jest oczywisty, lecz nie znają go przeciętni obywatele, przez co łatwo nimi manipulować i wmówić im rozmaite kompleksy.

Gdy gość przychodzi do naszego domu, my staramy się zapewnić mu wszelkie wygody i dogodności. Podajemy mu to co sobie życzy i staramy się umilić mu czas. Nie zapominamy jednak nigdy, że jest on gościem i nie ma w domu tych samych praw, co jego gospodarz. Zapomniała o tym Europa, w której to gość ma o wiele więcej praw i przywilejów. Z jakiej to racji? Czyż elity nie przekonują nas, że w demokratycznej Europie każdy jest równy wobec prawa? Dlaczego więc Polak czy Litwin musi harować na swe utrzymanie w Szwecji bądź w Anglii, gdy inny gość rozsiada się na kanapie i krzyczy, by podano mu pod nos przekąski? Czymże to jest, jeśli nie przejawem ohydnego rasizmu, by faworyzowano jednych obywateli względem drugich? A już szczególnie, by więcej praw od gospodarza miał jego gość! Może zatem nie należało odrzucać savoir vivre i dawnych tradycji, gdyż bez tego Europejczycy zapomnieli już, co mogą czynić ich goście…

 

Mój kolega z Afganistanu mówił dalej: jakże my mamy was szanować? Wasze kobiety chodzą na ulicach rozebrane, a macie potem pretensje o to, że dochodzi do gwałtów? Wy jesteście do tego widoku przyzwyczajeni, a my nie! Poza tym, kobieta, która tak się ubiera, jest prostytutką i nie należy się jej żaden nasz szacunek. Zapytałem go zatem: a co z mężczyznami? Czy nas też nie szanujecie? Usłyszałem tedy: a za co? Przecież pozwalacie im na to, a kobieta winna słuchać się mężczyzny. Poza tym, z was nie są żadni mężczyźni. Odrzuciliście wszystkie swoje tradycje, waszą kulturę, gardzicie swoimi krajami i językami, nie dbacie o swoje rodziny, więc nie jesteście żadnymi mężczyznami. Poza tym jesteście głupi jeśli myślicie, że my będziemy z wami walczyć! Po co, skoro was już niedługo nie będzie?

Zapadły mi jego słowa w pamięć. Szczególnie dlatego, że jego ocena Europejczyków, pokrywa się w znacznej części z moją. Bo co można czuć do człowieka, który hańbi swój kraj, wstydzi się go i robi wszystko, by zniszczyć wszelkie jego widoczne przejawy? Nic, jeno odrazę. Biorąc jednak pod uwagę co Europa czyniła przez setki lat reszcie świata, może faktycznie taki koniec jest i tak najlepszym, co mogło nas spotkać. Bo biorąc pod uwagę jak traktowaliśmy ludzi z Afryki czy Azji, to dziw jeszcze, że wszystkie czarne, śniade i żółte ludy tej ziemi, nie zdecydowały się na spopielenie naszych miast. Już baron Roman Ungern von Sternberg mówił, że to ze Wschodu przyjdzie bat, który uderzy w cywilizację łacińską. Bat ten miał być dzierżony przez buddystów, potomków Czyngis Chana. Mogą oni jednak nie zdążyć, gdyż nad Europą wisi już jeden bat i lada moment uderzy.

 

Maile Hillary Clinton wyszły na jaw i dzięki nim wiemy dziś, że Libię zbombardowano tylko ze względu na złoto, ropę i plany zjednoczenia Afryki. Tacy jak ja pisali o tym już cztery lata temu, lecz Europejczycy byli przekonani, że chodzi o demokrację i prawa człowieka. Gdy wysłany najemników do Syrii, Europejczycy również w to uwierzyli. W tą samą bajeczkę, która miała zniszczyć ostatni kraj, stojący na drodze do Iranu. Nikt jednak nie dziwił się, że Arabska Wiosna nie miała miejsca w Turcji, Arabii Saudyjskiej, ani w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Dla Europejczyków nie było to dziwne, że ludzie chwytają broń, by walczyć za demokrację akurat tam, gdzie ona istnieje w znacznie większym stopniu, niż pośród tak znaczących sojuszników Europy i NATO.

 

By zapanowała demokracja, drony bombardują Pakistan, Somalię i Jemen. Zabijając każdego dnia niewinnych cywili. By zapanowała demokracja, podburzono muzułmanów przeciwko chrześcijanom. Najpierw w Indonezji, potem w Sudanie, jeszcze potem w Jugosławii. To był szczególny wypadek, o którym wielu z Europejczyków nie chce pamiętać. O kraju, który nie wypowiedział nikomu wojny, a był mimo to zniszczony przez Europę i jej sojuszników. Szczególnie przez Turcję, która po rozprawieniu się z Kurdami i Ormianami, weźmie się za odbudowę Wielkiej Albanii. Już wkrótce, może nawet w tym roku. Jednakowoż ofiary w Serbii służyły temu, by wszędzie zapanowała demokracja. W jej najbardziej zdegenerowanej formie. Europejczycy byli z tego powodu szczęśliwi i są tak samo szczęśliwi dzisiaj, mogąc przyjąć pod swoje dachy uchodźców, którym odebrali ich spokojne kraje, którym zbombardowali domy i którym wymordowali rodziny. Europejczycy myślą, że oni zapomną i nie zechcą ich pomścić, gdy będą już naszymi sąsiadami. Mylą się, co oczywiste.

Widzicie to wszystko? Te tłumy, które szturmują granice Europy? Biedne kobiety z dziećmi, a wśród nich zakamuflowanych terrorystów Państwa Islamskiego? Mniejszości, które w krajach rzekomo demokratycznych, dyktują większości, jak ta ma myśleć i zachowywać się? Niegdyś wielką cywilizację, której przedstawiciele dziś kładą uszy po sobie, przepraszają, usuwają się na bok przed nowymi właścicielami i służą im na każde żądanie? A także tych, którzy sprzeciwiają się temu i są wykluczaniu na margines społeczeństwa, obrzucani obrzydliwymi inwektywami przez prawdziwy ciemnogród, przez prawdziwych rasistów, którzy nienawidzą Europy i jej wszelkich przejawów, a donoszą na jej ostatnich obrońców?

 

Szykujcie się. Idzie sztorm.

 

Robert Grünholz