Szanowni Państwo.
O tym, że Prezydent Andrzej Duda być może stoi po drugiej stronie, świadczyło już wiele niewinnych przesłanek w czasie ostatnich 2 lat jego prezydentury. Były to m.in. oddanie na licytację nart Owsiakowi, fotografowanie się z Kwaśniewskim na meczach, słowa na rocznicy smoleńskiej o przebaczaniu zdrajcom, brak aktywności pierwszej damy, odznaczenie Orłem Białym Szewacha Wajsa i inne pomniejsze, tego typu „aktywności”. Wszyscy się łudziliśmy, w tym ja, że te dziwne ruchy były obliczone tylko na PR i poszerzanie swojej bazy wyborczej. Prezydent przecież podpisywał wszystkie ważniejsze ustawy tego rządu. Ba, brał też udział w nocnych ślubowaniach nowych sędziów do TK. Dziś, gdy Duda przeszedł do frontalnego ataku wobec osób, dzięki którym został prezydentem, staje się całkiem możliwe, że to nie było udawanie i przymilanie się do mainstreamu, tylko akcje z płynące z głębi serca. Duda od czasu zawetowania dwóch ustaw o sądownictwie, jest w nieustannym ataku. Dziś choćby nie tylko nie powołał nowych generałów, ale publicznie skrytykował ministra obrony narodowej na przemówieniach z okazji Święta WP. Pytanie, co może być dalej, jeśli ten atak na rząd nie ustanie? A mocno prawdopodobne, że nie ustanie.
Dla PiS taki scenariusz byłby wręcz katastrofalny, gdyż przez najbliższe dwa lata, mimo sejmowej większości, nie będzie w stanie przeprowadzić żadnej istotnej reformy kończącej z oligarchicznym państwem postsowieckim, jakim była III RP. Nawet, jeśli PiS wygra przyszłe wybory parlamentarne, problem ten nie zniknie, gdyż prezydent będzie rządził jeszcze rok po wyborach w 2019 i pewnie zechce spróbować drugiej kadencji. To mogłoby oznaczać trwały paraliż „dobrej zmiany”, na jaką liczyli wyborcy PiS.