"Narodowy Dzień Zwycięstwa", to utrwalanie tylko mentalności postkolonialnej, blokującej podmiotowość mentalną naszego narodu, to bariera blokująca naszą wolność i podmiotowość.
8 maja prezydent Bronisław Komorowski fetuje, niedawno uchwalony przez Sejm RP, Narodowy Dzień Zwycięstwa. Jakiego zwycięstwa?
Polska odniosła w swojej historii wiele zwycięstw. Zwyciężyliśmy w 1920  roku i w 1980 tworząc Solidarność. Wielkie zwycięstwa odnieśliśmy pod  Wiedniem, Beresteczkiem, Chocimiem, Kircholmem, Orszą, Grunwaldem, na  Psim Polu czy pod Cedynią. Tych zwycięstw było znacznie więcej. To na  tych i innych polach bitewnych wykuwana była wielkość naszej Ojczyzny.  Naszym obowiązkiem jest pamięć o bohaterstwie i ofiarności naszych  przodków, którzy nie szczędzili krwi w walce o wolność i wielkość  Polski. Ale pamięć, to nie tylko hołd naszej wielkiej historii. To  przede wszystkim kształtowanie naszej wspólnoty narodowej, kształtowanie  dumy z dokonań naszych przodków, to zastrzyk moralnej siły koniecznej  do trwania i rozwoju każdej wspólnoty. To wyznaczanie poziomu naszych  aspiracji i mobilizowanie współczesnych pokoleń do sprostania  największym wyzwaniom współczesności i przyszłości. Pamięć zwycięstw, to  walka o przyszłość naszej Ojczyzny, o jej godne miejsce wśród  współczesnych narodów.
 
 Ale 8 maja, a tym bardziej 8 maja 1945 roku, Polska nie odniosła żadnego  zwycięstwa. Zwycięstwo odniósł Związek Sowiecki, także w tej wojnie  zwyciężyły Stany Zjednoczone i Wlk. Brytania oraz Francja, która została  wyzwolona spod niemieckiej okupacji, ale nie Polska. Polska utraciła  połowę przedwojennego terytorium państwowego, zginęło ponad 6 mln. jej  obywateli, Warszawa została zamieniona w morze gruzów, a władze  polskiego państwa z wicepremierem, Delegatem Rządu RP na Kraj i  Komendantem Głównym Armii Krajowej, armii walczącej od początku wojny z  niemieckim okupantem, zostały aresztowane wraz z dziesiątkami tysięcy  żołnierzy i wywiezione do Związku Sowieckiego. 
Polska z II wojny  światowej wychodziła nie tylko jako okaleczony naród i zrujnowany kraj,  ale przede wszystkim jako naród powtórnie zniewolony, tym razem przez  drugiego współsprawcę wybuchu wojny i jej zwycięzcę - Związek Sowiecki.  Wychodziliśmy z wojny jako naród, który znowu utracił swoja wolność. Gdy  na ulicach Moskwy, Nowego Jorku, czy Paryża i Londynu ludność  świętowała i radowała się z zakończenie wojny, Polacy mieli poczucie  własnej klęski. Najtrafniej uchwycił to Jerzy Andrzejewski w skądinąd  zakłamanej książce "Popiół i diament". Ale opisując moment ogłoszenia z  ulicznych megafonów komunikatu o zakończeniu wojny trafnie zauważył, że  Polacy wysłuchali go w milczeniu, a następnie rozeszli się do swoich  zajęć. Polacy nie świętowali, bo nie mieli poczucia zwycięstwa, mieli  poczucie wielkiej klęski. Był to czas, gdy za walkę z Niemieckim  okupantem trafiało się do sowieckiego łagru, albo pod ścianę przed  pluton egzekucyjny.
 
 Uznanie zakończenia II wojny światowej za "Narodowy Dzień Zwycięstwa” to  nie tylko fałszowanie historii, to przede wszystkim wpisywanie się w  narracje historyczną tych, którzy przyczynili się do utraty  niepodległości w czasie II wojny światowej, a przede wszystkim  wpisywanie się w narrację Związku Sowieckiego, który nie tylko  przyczynił się do rozpętania tej wojny, ale zniewalał nasz naród przez  kolejne 45 lat. To świętowanie i radość z naszej niewoli, chęć  uczestnictwa niewolnika w obchodach wydarzeń, które jego właściciel  uznaje za wiekopomne dla swojej dominacji i który oczekuje od nas takich  aspiracji i takiej pozycji, jaką uzyskaliśmy w konsekwencji jego  zwycięstwa. "Narodowy Dzień Zwycięstwa" 8 maja to fetowanie własnej  klęski i wyraz postkolonialnej mentalności. To kapitulacja z własnej  podmiotowości w wymiarze historycznym i rezygnacja z podmiotowości w  wymiarze polityki współczesnej.
 
 Jak pisał Orwell: "Kto kontroluje przeszłość, kontroluje przyszłość. Kto  kontroluje teraźniejszość, kontroluje przeszłość". W 26 lat po upadku  komunizmu w Polsce, Polacy nie kontrolują swojej przeszłości, bo nie  kontrolują swojej teraźniejszości i nie kontrolują swojej przyszłości.  Taka jest nauka płynąca z uchwalenia i obchodów "Narodowego Dnia  Zwycięstwa".
 
 Pierwszym wymogiem odzyskania własnej podmiotowości jest kontrolowanie  własnej przeszłości. To fundamentalny wymóg własnej wolności. Bez  własnej wizji historii jesteśmy skazani na narodowe wykorzenienie i  narodową klęskę. Żaden naród nie może istnieć bez patriotyzmu, a duma z  własnej przeszłości i szacunek dla własnych bohaterów, to podstawa  naszej tożsamości, bez której nie ma szans także na własna politykę.
 
 Państwo polskie nie prowadzi polskiej polityki historycznej. W ostatnich  latach nie obchodziliśmy 900-lecia obrony Głogowa i zwycięstwa na Psim  Polu, nie świętowaliśmy zwycięstwa pod Kłuszynem, ani zajęcia Moskwy, a  obchody 150-lecia Powstania Styczniowego spotkały się z ostentacyjną  niechęcią obozu rządowego. Na obchody70-lecia wybuchu II wojny światowej  zaproszono przedstawicieli państw, które tą wojnę wywołały. Prezydent  Komorowski, w imieniu państwa polskiego, uznał nasz naród za współwinny  zbrodni ludobójstwa na narodzie żydowskim, a tablica upamiętniająca to  ludobójstwo w Muzeum Żydów Polskich potwierdza to kłamstwo. Państwo  polskie sfinansowało filmy Ida i Pokłosie obciążające nasz naród tą  zbrodnia, a telewizja publiczna wyemitowała niemiecki film propagandowy  także obciążający nasz naród zbrodnią dokonana przez Niemcy. W polskiej  szkole władzę ograniczają naukę historii i literatury polskiej. To  wszystko prowadzi do kulturowego i narodowego wykorzenienia, do  niszczenia przywiązania młodego pokolenia dla własnego narodu, niszczy  narodową dumę i patriotyzm wśród młodego pokolenia. Żaden naród nie może  istnieć i rozwijać się bez patriotyzmu, bez narodowej dumy i wierności  narodowej tradycji. Niszczenie narodowej dumy i świętowanie obcych  zwycięstw, które są naszymi klęskami, to niszczenie narodu. To działanie  w interesie naszych wrogów, którzy dążą do zdezintegrowania naszego  narodu i zaniku jego instynktu samozachowawczego.
 
 Odzyskanie własnej przeszłości, to przede wszystkim odbudowa własnej  tożsamości i własnego patriotyzmu, to budowanie optymizmu historycznego w  oparciu o wspaniałe sukcesy naszej przeszłości. To budowanie dumy z  roli, jaką nasz naród odegrał w przeszłości. Od obrony chrześcijańskiej  Europy przed Tatarami, Turkami i bolszewikami, dumy z piękna naszych  gotyckich i barokowych kościołów, z osiągnięć naszego ustroju w postaci  zasady neminem capitivabimus i filozofii Pawła Włodkowica nienawracania  pogan mieczem, to duma z tolerancji religijnej i początków demokracji,  to wreszcie duma z naszej nieustępliwej walki o wolności, postawy św.  Maksymiliana, dzieła Solidarności i Jana Pawła II. To pamięć naszych  wielkich zwycięstw militarnych w których walczyliśmy w obronie  cywilizacji chrześcijańskiej. To wszystko buduje przywiązanie do naszego  narodu i wiarę w jego przyszłość. Ale także w naszej historii  odnieśliśmy wiele klęsk, walcząc w słusznej sprawie, w sprawie wolności  własnego narodu i wolności innych. Tym którzy walczyli należy się nasza  część, nasz szacunek dla ich ofiary. Uznanie, że często na przekór  wszelkim siłom, walczyli o to, co jest najważniejsze dla każdego narodu:  o wolność. Ich ofiara także nie może być zapomniana, bo jest  świadectwem wielkiej miłości do naszego narodu i jest dla nas wzorem i  przykładem, jak zachować się w najtrudniejszych momentach naszego życia.  I im winniśmy cześć. To także buduje optymizm historyczny, bo po latach  klęsk, przychodziły zwycięstwa.
 
 Odzyskanie własnej historii, szacunek dla tych, którzy walczyli o naszą  wielkość i dla tych, którzy w najbardziej beznadziejnej sytuacji  walczyli o nasz honor, jak żołnierze niezłomni walczący z komunistycznym  zniewoleniem, to warunek naszej podmiotowości i wolności. Dlatego  musimy z całą siłą przeciwstawić się pedagogice wstydu lansowaną przede  wszystkim przez "kulturowych" neobolszewików, oskarżającej nasz naród o  wszelkie możliwe historyczne zbrodnie. Ta bolszewicka propaganda  oskarżająca żołnierzy powstańców warszawskich, w ogóle Polaków o  współudział w ludobójstwie niemieckim, ma na celu nie odkrywanie prawdy,  ale dyskredytowanie naszego narodu, niszczenie jego patriotyzmu i dumy z  własnej polskości. To działalność wrogów naszego narodu i jako taka  musi być odrzucona i potępiona.
 
 Dlatego od pięciu lat, każdego roku, w dniu 9 maja, w dniu w którym  spadkobierca Związku Sowieckiego, współczesna Rosja, fetuje swoje  zwycięstwo w II wojnie światowej, Prawica Rzeczypospolitej składa kwiaty  i modli się na warszawskich Powązkach przy symbolicznym grobie Jana  Stanisława Jankowskiego, Delegata Rządu na Kraj, najwyższego rangą  przedstawiciela władz Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, przebywającego w  okupowanej Polsce i aresztowanego przez Armię Sowiecką. W momencie  świętowania przez Sowiety swego zwycięstwa przebywał w sowieckim  więzieniu i prawdopodobnie tam został zamordowany w 1953. Ten gest  przypomina prawdę historyczną, że zakończenie II wojny światowej nie  było polskim zwycięstwem, było polską klęską, w której  straciliśmy  niepodległość i ofiarę poniosła najbardziej patriotyczna część polskiego  narodu. Ten gest, to próba odbudowania polskiej historii, polskiej  polityki historycznej, to próba w wymiarze historycznym podkreślenia  potrzeby naszej podmiotowości, nie tylko  w wymiarze przeszłości, ale  także w wymiarze teraźniejszości i przyszłości.
 
 Odbudowa własnej tożsamości historycznej jest podstawą narodowej  polityki, polityki obliczonej na realizowanie własnej, a nie narzuconej  przez innych, wizji interesu narodowego i własnego miejsca we wspólnocie  europejskich narodów. Tylko naród o silnej historycznej tożsamości,  dumny z własnej przeszłości, przywiązany do własnej tradycji, broniący  własnych interesów, naród ożywiony patriotyzmem, jest w stanie  podmiotowo kształtować własną przyszłość. Natomiast naród zgadzający się  na dominacje innych, naród świętujący obce zwycięstwa, realizujący obce  narracje historyczne, to naród rezygnujący z własnej niezależności i  podmiotowości. To w konsekwencji naród rezygnujący z własnej wolności,  to naród dekadencki, schyłkowy, realizujący tylko obce oczekiwania i  obce interesy, niezdolny do walki o własną niezależność i własne miejsce  we współczesnym świecie. Dlatego odzyskanie własnej historii, to  odzyskanie własnej podmiotowości i własnej wolności, to wstęp do własnej  polityki. To zerwanie z polityką dryfowania, w której  cele narodowe  wyznaczają inni i próba kształtowania samodzielnie własnego losu.  Dlatego tak ważne jest wyzwolenie się z postkolonialnej historii, bo to  nie jest nasza historia.
 
 "Narodowy Dzień Zwycięstwa", to utrwalanie tylko mentalności  postkolonialnej, blokującej podmiotowość mentalną naszego narodu, to  bariera blokująca naszą wolność i podmiotowość. Ci którzy świętują  zwycięstwa naszych wrogów nie są w stanie realizować polskich interesów.  Polsce potrzeba narodowego przywództwa, a nie okupantów państwowych  stanowisk. Polsce potrzeba przywództwa, które wyznaczy kierunki naszego  narodowego rozwoju, a takie przywództwo jest także przywództwem  przywracającym sens naszego historycznego i moralnego przeznaczenia.  Czas na odrzucenie postkolonialnej mentalności i odrodzenie naszego  Narodu.
 
 
 Marian Piłka
 historyk, wiceprezes Prawicy Rzeczypospolitej  	
Za: http://prawicarzeczypospolitej.org/aktualnosci,pokaz,1613
											




