M.Morawiecki jako wzmocnienie ośrodka rządowego względem prezydenckiego? Wolne żarty i hollywoodzkie mrzonki.
Ledwo przez elektorat PIS-u przeszła fala krytyki – uzasadnionej i ostrej – pod adresem Prezydenta Dudy, mamy kolejną falę fundamentalnej niezgodności między partią a jej elektoratem. W ostatnich latach trudno by znaleźć tak masową i zdecydowaną krytykę – domniemanych na razie – pomysłów Prezesa pochodzącą z wnętrza własnego obozu. Media społecznościowe, portale blogowe i setki komentatorów w stopniu co najmniej równym krytyce A.Dudy (ok. 90%) skierowało swoje ostrze niezgody ku krążącym w eterze planom zamiany Beaty Szydło na Mateusza Morawieckiego. Padają już dziesiątki deklaracji o nie głosowaniu na PIS, jeśli wydumany nie wiadomo gdzie i forsowany neurotyczny scenariusz wbrew powszechnemu vox populi wszedłby w życie. Jeśli jakiś dywersant miałby obmysleć posunięcie, które najbardziej skłóciłoby elektorat z PIS-em – wyszłaby z tego właśnie obecna rekonstrukcja premiera. Jeśli PIS chce podążać w kierunku autodestrukcji a la 2007 r. – to... powodzenia, ale bez nas. Jeszcze jest czas, by Prezes się z tej podszeptywanej mu przez „dobre duszki” wycofał jak najszybciej i z jak najmniejszymi stratami wizerunkowymi. A wersje rządów technokratycznych z pragmatycznym premierem będącym na ty z p.Fogelmanem – zachowajcie sobie Panowie na czas komputerowych gier „Imperium” w siedzibie PIS-u, lecz zwolnijcie z tych grubych eksperymentów realność. (O wariancie "J.Kaczyński na premiera" w ogóle nie piszę, gdyż mam nadzieję, iż oprócz kilku bezwzględnych graczy politycznych z kręgu koalicjantów oraz być może kilku niedomagających umysłowo członków partii - nikt poważny nie bierze pod uwagę tego samobójstwa do kwadratu.)
Ilość przecieków, domysłów na temat przebiegu rekonstrukcji premiera i korekcji strategii stała się już nieogarniona. Ale były wśród tych przecieków takie, które wskazywały prawdziwy sens zastanawiania się przez Prezesa nad korektą kursu rządowego. Źródłem owego groźnego zamieszania są problemy, kłopoty z prezydentem Dudą. Są to owe nowe „okoliczności polityczne” o których kilka razy wspominał Prezes. Okręt wpływa na wody, gdzie niespodziewanie wskazały radary masywne lodowe skały podwodne. Kapitan się zdenerwował. Ale właśnie nerwowe decyzje są tu najmniej pożądane. Są wypowiedzi Prezesa o potrzebie wzmocnienia ośrodka rządowego (domyślnie: względem ośrodka prezydenckiego i jego potencjalnych akolitów, czyli Kukiza, Gowina etc.). I tu oto właśnie powstała wiekopomnie tragiczna koncepcja wzmocnienia rządu przez postawienie na jego czele wspaniałego Mateusza. Jeśli tak się stanie, będzie to początek schodów PIS-u.
W tej koncepcji „korekty dobrej zmiany” M.Morawiecki ma być Wunderwaffe, cudowną bronią przeciw dziwnej nieprzewidywalności i brykaniu prezydenta Dudy. Nie wiem, czy wymyślił to Prezes, czy ktoś ze dworu. Ale jest to próba leczenia dżumy cholerą. Menadżerski sposób sprawowania władzy przez M.Morawieckiego spowodowałby nieprzewidywalne rozsady rządowe, a może i rozłamy i schizmy w koalicji rządowej. Prezydenta kiełznać trzeba, fakt, lecz nie tak ryzykownym sposobem. Bo w rezultacie otrzymać możemy jeszcze większą... nieprzewidywalność, niż ta dudowa... A jeśli chodzi o utemperowanie (das wohltemperierte Duda) prezydenta, to mrzonką jest obmyślenie jakiejś zapory dla jego wyskoków i irracjonalizmów. Nie pomoże tu menadżer Morawiecki a pojawić się mogą nowe problemy i straty mogą być wielokroć większe niż niepewne korzyści z chwilowego utemperowania. Nieprzewidywalność prezydenta Dudy jest – by tak rzec – strukturalna i jako taką jest prawie niemożliwe ją zwalczyć na stałe. Trzeba nauczyć się z nią żyć i w każdym poszczególnym przypadku szukać sposobów na jej ograniczanie. Tu nie ma cudownej Wunderwaffe, a pocisk może trafić we własny obóz. Nie tędy droga.
Ktoś tu w PIS-ie musi jest zagorzałym kinomaniakiem chyba. Na kłopoty Bednarski? Prywatny detektyw Bednarski (Morawiecki): przedwojenny szyk plus niezwykła przenikliwość. Rozwikła najtrudniejszą kryminalną zagadkę, oczaruje każdą kobietę... Detektyw Bednarski (Morawiecki) to detektyw-dżentelmen, uprzejmy nawet dla wrogów i czarujący dla pań. Ale także nadzwyczaj skuteczny. To do niego trafiają najtrudniejsze sprawy; współpracuje przy nich zwykle z komisarzem Rudolfem Hagemanem [czytaj: Lejbą Fogelmanem] tworząc z nim udany duet. Taaak. Świat projektora filmowego. Bajeczki na weekendowe wieczory. Zejdźcie Panowie z PIS-u na ziemię. Bo was ludzie ściągną i to szybciej, niż się spodziewacie. A tu na ziemi są zwykli ludzie, którzy chcą takich prezesów rady ministrów jak Beata Szydło. Polska pod premierem Morawieckim zamiast B.Szydło, to jak Niemcy pod... kanclerzem Joschką Fischerem, zamiast Angeli Merkel. Takich rzeczy się nie robi. Nie wywlekajcie kiełbas w trakcie produkcji na widok publiczny. Rozróżniajcie rzeźnię i masarnię od eleganckiego sklepu mięsnego. A filmy o wszechmocnych Batmanach puszczajcie sobie na Nowogrodzkiej. Nie podtykajcie ludowi pod nos członków (i aspirujących do zewnętrznego dziedzińca) „nomenklatury biznesowo-światowej”, bo spowodujecie odruch... wymiotny. Trochę subtelniej, Panowie. Fajnie, że macie pośród was tych, co „bywają w ciekawych rozdaniach” – mówiąc słowami Zyty Gilowskiej [i], ale my wolimy Beatę Szydło. A pan Morawiecki i tak na stanowisku wicepremiera na którym jest może czynić bez przeszkód wszystko, co sobie wyduma. Osoby, które dzwonią do B.Szydło wzbudzają moje o wiele większe zaufanie, niż ci, z którymi utrzymuje i musi utrzymywać kontakt Mateusz Morawiecki.
Mateusz Morawiecki jest gwiazdą. Ciągnie ekonomiczny sukces PIS-u. Niech ciągnie jako wicepremier. Póki co szanujemy go, czasem nawet podziwiamy trochę. Na stanowisko premiera nie ma jednak żadnych predyspozycji. Mimo wszystkich zalet nie ma tego czegoś, co musi mieć przywódca, ktoś z kim utożsamia się większa część narodu. Ba, zdaje się czasami wykazywać niepokojące cechy traktowania swojego elektoratu z góry, jako prostaczków, którzy uwierzą w byle co, w byle jaki zestaw slajdów lub w wypowiedź, że ściągniecie do Polski giganta J.P.Morgan pomoże... zmniejszyć bezrobocie, bo w banku będzie 3 tys. miejsc pracy. Przyznam się, że gdy pierwszy raz usłyszałem tę wypowiedź naszego Mateusza – przecierałem oczy ze zdumieniem. On naprawdę to powiedział, on naprawdę myślał, że my to kupimy. Tak nisko nas ceni. Niepokojące. A co zacznie mówić jak... urośnie w siłę? Strach pomyśleć. Niepokoi brak publikacji taśm z nagranym Mateuszem. Na skrawkach opublikowanych niepokoi „mięsny” język p.Mateusza, krańcowo odmienny od tego prezentowanego publicznie oraz niepokoi jakiś podskórnie wyczuwany ton cynizmu. Nie. Za takiego premiera to ja dziękuję. Niech robi tę swoją dobrą robotę, ale z drugiego rzędu. Fajnie, że mu tak wszystko wychodzi. Niech tak ciągnie dalej. Ale nie na ludzkich oczach, Panie, nie tak na widoku. My już nie chcemy drętwej mowy ekonomistów, menadżerów, bankierów i technokratów – słuchaliśmy jej już ponad 20 lat. Mdli od tego. Coś mi mówi, że każdy menadżer ma skłonności ujawniające się z biegiem czasu, skłonności do traktowania tych, co od niego zależą jako... menadżerii. Nie wpychajcie nam tu na czoło rządu jakiegoś patriotycznego Balcerowicza-cudotwórcę. Mimo, że wersja poprawiona i propolska (póki co tak to wygląda, ale czy ukrywanie taśm z Mateuszem nie jest gwarancją, by – po pierwszych fajerwerkach – polityka ekonomiczna Pana M.M. nie była zbyt pro-polska?). Minister finansów, minister rozwoju to jak... palacz w swojej kotłowni. Niech z niej nie wyłazi za często, niech robi tam kiełbasę polityczną niewidziany, niech przyjmuje różnych podejrzanych typów w tym swoim – ważnym – kantorku. Ja nie chcę oglądać palacza i słuchać jego opowieści jak płonie żar. On nie ma być widziany i słuchany za często – ważne jest by wszystkie grzejniki grzały, by ludzie czuli odpowiednią temperaturę do życia i pracy, do uruchamiania przedsiębiorczości na skalę mniejszą niż ta, którą kredytuje J.P.Morgan nie zawracający sobie głowy maluczkimi. Jacek Kurski mocno od wczoraj lansuje Mateusza Batmana, bliskiego przyjaciela Lejba Fogelmana i Tomasza Arabskiego. Mamy spektakl w TV: dwie tony Mateusza na minutę. To nie przejdzie. Elektorat już masowo pokazuje gest Kozakiewicza zamachowi na świetnie spisującą się premier Beatę Szydło. Inni szatani czynni nad uchem Prezesa wycofajcie się, bo będziecie płakać rzewnymi łzami.
Przypisy
[i] „miałam sposobność mocować się z owym Lejbem Fogelmanem. Wpadłam - dosłownie - właśnie na niego, gdy w marcu 2006 r. wtargnęłam na posiedzenie Komisji Nadzoru Bankowego (wówczas jeszcze w strukturach NBP, pod przewodnictwem L. Balcerowicza), gdzie pełnił rolę głównego doradcy prawnego ówczesnego szefa banku Unicredito Alessandro Profumo (po niedawnych oskarżeniach o pranie brudnych pieniędzy via banki libijskie ten Pan wylądował w Radzie Nadzorczej GAZPROMU!). Wtedy nie dali mi rady, nie dali! Ten Lejb też nie dał, wręcz się „zaprzyjaźniał”. Ale po dwóch dniach zażartych negocjacji wówczas wkroczył K. Marcinkiewicz i osobiście ustąpił! Warto więc mieć na uwadze, że ten Lejb bywa w ciekawych rozdaniach, jest w jakiejś nomenklaturze biznesowo-światowej.” Cyt. za: https://www.salon24.pl/u/osiejuk/714078,zyta-czyli-swiat-znieruchomial-czesc-2
Za: http://wawel.neon24.pl/post/141317,samobojstwo-pis-u-la-2007-czyli-m-morawiecki-za-b-szydlo