* W armii – bez ambicji... *Spiritus flat, ubi vult * Sanacja na gruzach Brukseli?
Co tu dużo mówić: państwo nasze pruje się w każdym obszarze swej działalności, jak stare prześcieradło. W ustawodawstwie - chroniczna biegunka, we władzy wykonawczej – „burdel i serdel”, w administracji – piramidy stołków, w „niezależnej” prokuraturze i jeszcze bardziej „niezależnym” sądownictwie – farsa i groteska, w służbach – „każdy sobie rzepkę skrobie”. Nic też dziwnego, że na tak zwanej arenie międzynarodowej ( celna nazwa: „Między państwami, jak miedzy zwierzętami, prawo do życia ma tylko to, które umie się obronić” – pisał wybitny historyk Franciszek Bujak) ranga Polski kurczy się, a po decyzji Tuska o oddaniu Rosjanom śledztwa smoleńskiego przypomina rangą najniższego carskiego urzędnika - „koleżskiego registratora”. Kadry, „elity” – mój Boże: można o nich w zasadzie powiedzieć to, co mówił lud o marszałku Wielkiego Księstwa Litewskiego, niejakim Gurowskim: „Można mu jedną ręką dać łapówkę, a drugą – w pysk”...
W takiej historycznej chwili (rok 2011 przyśpieszy upadek) postanowiłem rozpatrzeć zagadnienie następujące: czy w Polsce możliwa jest solidna, prawicowa dyktatura, która zlikwidowałaby prześmierdłą demokrację, zawiązaną pod „okrągłym stołem” przez czerwonych i różowych, i naprawiłaby fundamenty państwa? Nie chodzi mi przy tym o jakąś miękką dyktaturę, w rodzaju dyktatury marszałka Piłsudskiego (ludzie wówczas mieli jeszcze na ogół honor), ale o twardą prawicową dyktaturę, w rodzaju rządów generała Franco, Salazara czy generała Pinocheta?
Podejmuje pionierski temat i mogę błądzić, ale cóż poradzę: nasi socjologowie i politolodzy nie mogą wziąć tego tematu na warsztat, bo zaraz ktoś by doniósł, wylecieliby z roboty, stracili granty. Jak to w demokratycznym, podstolnym państwie prawa, z polityczną poprawnością jako ideologią: za poważne sprawy musza brać się satyrycy.
Zacznijmy od krótkiego przeglądu kadr: czy pośród naszego establishmentu znajdziemy kogoś o zadatkach na twardego, prawicowego dyktatora?
Kandydatów na dyktatorów lewicowych nie brak, można nawet powiedzieć, że gdzie nie splunąć trafi się w kogoś odpowiedniego. Embarras de richesse! Właśnie dlatego nasza podstolna demokracja tak prześmierdła socjalistycznym totalniactwem. Ten Jaruzelski u Komorowskiego mówi więcej, niż wyjaśnia... Ale czy po prawej stronie sceny politycznej znajdziemy kogoś odpowiedniego na twardego, solidnego prawicowego dyktatora?
Weźmy Marka Jurka. Z całym szacunkiem – odkładamy go jednak na półkę. Nie sądzimy, by zdolny był przekroczyć tzw. demokratyczne standardy. Z tych samych powodów odłożyć musimy na demokratyczną półkę Jarosława Kaczyńskiego. Chociaż podstolni zasr...cy wieszają na nim psy i wymyślają mu – przecież sami doskonale wiedzą, że i on nie przekroczyłby ram demokracji. Dyktatura Kaczyńskiego byłaby co najwyżej jakimś bledziutkim cieniem dyktatury Marszałka, a przecież usunięcie podstolnego bagna z roku 1989 to zadanie znacznie poważniejsze, niż zamach majowy w roku 1926! No a Roman Giertych? Czy w nim możemy upatrywać przyszłego, twardego, prawicowego dyktatora Polski? I znów: z całym szacunkiem, ale... Może i pan Roman ma zdrowy stosunek do demokracji, ale jest adwokatem. Kiedy tak przebiegam myślą znanych mi dyktatorów, zwłaszcza prawicowych, nie znajduje żadnego adwokata. Są tam wojskowi, są i cywile – ale pośród cywil-bandy nie ma ani jednego adwokata. Owszem, mamy Fidela Castro, ale to lewica. Widocznie prawicowym adwokatom jako politykom trudniej odejść od etosu zawodowego, niż lewiźnie z palestry. Wyjątkiem jest adwokat Adolf Thiers, ten, co zdusił Komunę Paryską. Ale wyjątki potwierdzają tylko regułę – więc odkładamy na demokratyczną półkę także Giertycha i zatrzymujemy się przy Januszu Korwinie-Mikke. Hm...Że bałwochwalstwo demokracji jest mu z gruntu obce – to nie budzi wątpliwości: żadne demokratyczne przesądy nie ograniczają go. Jego hasło sprzed lat: „Wziąć za pysk i ustanowić prawdziwy kapitalizm” – też brzmi aktualnie i zachęcająco. Rzecz w tym, że JKM jest człowiekiem bardzo uprzejmym i kulturalnym. Gdyby miał mentalność, powiedzmy, pana Leppera... gdyby miał w swej biografii przynajmniej jakiś napad na wagon pocztowy, albo na rządową kasę... gdyby zaliczył jakąś okupację: ministerstwa finansów, albo Narodowego Funduszu Zdrowia... Niestety. Więc i jego kandydaturę na twardego, prawicowego dyktatora Polski, z całym szacunkiem, musimy odrzucić, aczkolwiek nie odkładamy jego „teczki personalnej” na demokratyczną półkę, ale na półkę wyższą.
...I tak nasze wstępne, personalne poszukiwania kandydata na twardego prawicowego dyktatora Polski zakończyły się niepowodzeniem. Nie traćmy przecież nadziei. Spiritus flat ubi vult, jak Pan Bóg dopuści to i z kija wypuści. Nie można wykluczyć, że gdy my tak sobie dywagujemy, niezobowiązująco... – gdzieś w głębokiej Polsce, pośród znienawidzonego przez lewicę ciemnogrodu i moherów, wyrasta, dojrzewa mąż opatrznościowy, który będzie w stanie udźwignąć w przyszłości wielkie, odpowiedzialne brzemię twardej, prawicowej dyktatury.
Pozostawiając tę kwestię Opatrzności – rozważmy jeszcze tylko, czy są w Polsce siły społeczne, które taką twardą, prawicową dyktaturę powitałyby entuzjastycznie i masowo poparły.
Oczywiście – próżno ich szukać w większości partii politycznych, zwłaszcza obecnych w parlamencie. Psiakrew, jeszcze trudniej byłoby je znaleźć w wojsku... Taką mamy armię - bez ambicji... Ale tym nie należy się nazbyt przejmować! W wyborach parlamentarnych bierze w Polsce udział ok.50-55 procent uprawnionych, pozostali – niemal połowa – nie głosują, nie upatrują najwidoczniej w podstolnej demoracji z roku 1989 recepty na wymianę spróchniałych fundamentów państwa. Czyż ta milcząca połowa nie stanowi solidnej siły nośnej dla przyszłego dyktatora Polski? Zważymy, że i pośród demokratycznego establishmentu partyjnego jest sporo cichych zwolenników rządów twardej ręki, którzy tylko ze strachu lub oportunizmu basują podstolnym demokratom. I nawet jeśli większość z nich widziałaby chętniej lewicową dyktaturę – z tego samego strachu i oportunizmu zaakceptowałaby i dyktaturę prawicową. Co to lud mówił o marszałku Gurowskim?... O, właśnie. I już chyba nawet obeszłoby się bez tych sakiewek złota: sama groźba policzka wystarczyłaby, bo i formy oportunizmu też zeszły na psy od tamtych czasów.
I tym skromnym optymistycznym akcentem kończę wstępne rozeznanie tematu: czy można mieć w Polsce nadzieję na porządną, twardą, prawicową dyktaturę, gdy upiorny gmach porządku brukselskiego zacznie chylić się ku upadkowi, a niemiecko-rosyjskie obcęgi jeszcze się nie domkną.
Marian Miszalski
Za: http://marianmiszalski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=240&Itemid=138438434