Z prof. Zdzisławem Krasnodębskim, socjologiem i politologiem, rozmawia Paulina Jarosińska
Donald Tusk na łamach "Gazety Wyborczej" roztoczył świetlaną wizję czterech lat rządów PO - PSL. Problem polega na tym, że oddalił się w niej od realiów. Premier diagnozuje, że Polska ma się dobrze, obywatele są zadowoleni i wszystko idzie w jak najlepszym kierunku. Ta publikacja w poszerzonej wersji znalazła się na stronach rządowych. Jaki jest jej cel?
- Równolegle z ukazaniem się tego tekstu premier udzielił wywiadu Monice Olejnik i te dwie wypowiedzi doskonale się uzupełniają. Obydwa wystąpienia medialne są w pewnym sensie rozpoczęciem kampanii wyborczej i w imię walki politycznej premier stara się przedstawić swoje rządy w jak najlepszym świetle. To akurat nie powinno dziwić. Odnoszę jednak wrażenie, że najgorsze jest to, iż pan premier naprawdę wierzy w to, co mówi. Tekst w "Gazecie Wyborczej" jest bardzo odległy od rzeczywistości - a wiara szefa rządu w to, co mówi i pisze, powinna napawać nas największym niepokojem. Donald Tusk wierzy głęboko w coś, co ma się nijak do prawdy. Całkowicie nietrafnie diagnozuje stan naszego państwa i sytuację międzynarodową. W tym tekście mówi o czasie dobrobytu i pokoju oraz o polityce małych kroków. To wszystko było zawarte kiedyś w haśle postpolityki. Przekonywano nas, że wystarczy tylko administrowanie państwem, a reszta jakoś sama się ułoży. Ta diagnoza jest błędna. Sytuacja Polski w Europie i na świecie diametralnie się zmieniła na niekorzyść. Premier najwidoczniej coraz głębiej żyje w świecie urojonym. Teraz jednak propaganda sukcesu, którą Tusk sam się zahipnotyzował, brzmi już zupełnie inaczej w uszach Polaków niż jeszcze rok czy dwa lata temu. Społeczeństwo wyczuwa daleko idącą niewiarygodność w zapewnieniach obozu rządzącego. Ocena Tuska i jego ministrów nie jest dziś najlepsza i można odnieść wrażenie, że nawet wyborcy PO zaczynają zdawać sobie z tego sprawę...
- W wyniku ostatnich dwóch miesięcy następuje silne przesunięcie równowagi władzy w obozie rządzącym. Niewątpliwie mamy do czynienia z sytuacją, w której środowisko reprezentowane przez Tuska (związane z liberalnym KLD i dawnymi dysydentami z Unii Wolności) traci jakąś cząstkę władzy, słabnie. Wynika to zarówno z wewnętrznego przesilenia w Platformie, jak również chociażby z krytyki przeprowadzonej przez Leszka Balcerowicza i środowisko "Gazety Wyborczej". W gruncie rzeczy ta krytyka dotyczy tylko zmian w OFE. Artykuł jest pewną formą ukłonu do tego segmentu obozu władzy. Jawi się on również jako próba zażegnania kryzysu wokół Platformy Tuska, konsolidacji zwaśnionych frakcji. Tę samą funkcję spełniało spotkanie dotyczące OFE w Pałacu Prezydenckim - dobrze wiemy, że jeszcze przed nim zapadła decyzja w tej materii, czyli doszło do ugody pomiędzy Komorowskim, Tuskiem i Schetyną. Publikację apologii własnego rządu przez Tuska należy, według mnie, odczytywać właśnie w ten sposób. Jest to próba przedwyborczej kontroofensywy i gest pojednania mający na celu przywrócenie jedności. Proszę zauważyć, że w wywiadzie dla Moniki Olejnik premier straszył tę dziennikarkę fizycznym wręcz zagrożeniem ze strony PiS i powoływał się na siebie jako gwaranta bezpieczeństwa. To także będzie się coraz bardziej nasilać - w miarę słabnięcia PO i zbliżania się terminu wyborów.
Artykuł, o którym mówimy, jest dość długi, a jedyne porażki, jakie dostrzega Tusk, to głównie wzrost biurokracji i sytuacja na kolei. W kontekście tej drugiej sprawy premier zadeklarował, że wszystkie osoby odpowiedzialne za taki stan rzeczy pożegnały się ze swoimi stanowiskami. Zapomniał chyba o ministrze Grabarczyku, który za swoje "zasługi" otrzymał kwiaty.
- Powiem pani tak: w mojej ocenie jest to najgorszy rząd od 1989 roku. Ta władza zdemolowała Polskę zarówno w zakresie polityki zagranicznej - mam tu na myśli obniżenie rangi Polski na arenie międzynarodowej, gospodarczej, a także w zakresie polityki historycznej. Uważam za niezwykle charakterystyczne, że premier wymienił akurat te dwie bolączki na poczet porażek swoich rządów. Być może jest coś, co można zaliczyć na plus - tu najczęściej wymienia się wzrost zadowolenia społecznego czy to, że utrzymywała się koniunktura, co wynikało akurat z wielu czynników. Pomimo tego trudno mówić o rządzie PO - PSL jako o skutecznym, dobrym, świadomym sytuacji, w jakiej znajduje się Polska. To jest paradoks: ten rząd, nic nie robiąc, dokonywał głębokich zmian, które doprowadziły do wielkiego osłabienia naszego państwa.
Premier nie chce przyznać się do istotnych błędów i zaniedbań. Nie wspomina ani słowem o katastrofie smoleńskiej.
- W istocie. Nie mówi też o długu publicznym, który rośnie cały czas. Nie wspomina, że Polska w ciągu trzech lat jego rządów straciła więcej generałów niż w czasie kampanii wrześniowej. Nie mówi w ogóle o katastrofie smoleńskiej. Nie pada ani jedna fraza dotycząca tej strasznej tragedii, która obnażyła przecież słabość, nieudolność i niekompetencje urzędników i instytucji państwowych pod jego rządami.
W kontekście katastrofy dostrzegliśmy chyba najwyraźniej, jak Donald Tusk rozumie prowadzenie polityki zagranicznej. Jest kompletnie pasywny.
- To, co dobrze zilustrowało wizję Tuska na politykę zagraniczną, to zdanie, które wypowiedział, gdy wylatywał na ostatni szczyt europejski. Zapytany o to, jakie będzie polskie stanowisko w sprawie Libii, odpowiedział, że nie sądzi, aby oczekiwano od Polski zajęcia jakiegokolwiek stanowiska w tej sprawie. Tak więc dopóki ktoś od nas czegoś nie wymaga, nie mamy żadnego stanowiska. Nie dotyczy to tylko Libii. Ta postawa pasywno-klientystyczna jest charakterystyczna dla całej obecnej polityki zagranicznej. Proszę zauważyć, jak bardzo zmieniły się nasze działania w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Rząd realizuje we wszystkich sprawach zalecenia UE. Tę pasywność dobrze widać również w naszych kontaktach z Rosją i naiwnym zaufaniu do naszego wschodniego sąsiada, który natychmiast to wykorzystał. Jeśli chodzi o nasze relacje z Niemcami - to także przegraliśmy wszystko, co było do przegrania. Reasumując: to jest rząd, który po prostu zrezygnował z prowadzenia samodzielnej, aktywnej polityki zagranicznej. Relacje z Rosją - również w kontekście katastrofy w Smoleńsku - są symbolem całkowitego zaprzepaszczenia potencjału naszego kraju, rezygnacji z budowania silnej pozycji na arenie międzynarodowej. Tusk jednak, jak widać, wciąż wierzy w to, że jego porażki są sukcesami. I usiłuje wmówić to Polakom.
Dziękuję za rozmowę.