Ocena użytkowników: 2 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Wyjaśnijmy najpierw termin „apokalipsa ekonomiczna”, żebyśmy nie mylili go z Apokalipsą biblijną, bo te pojęcia nie mają ze sobą nic wspólnego. Słowo „apokalipsa” w języku greckim oznacza: „zdjęcie zasłony, ujawnienie tajemnic”.

Rok 2012 będzie takim rokiem, gdzie zobaczymy na własne oczy przez ile lat nas oszukiwano, jak wyciągano nam pieniądze z kieszeni, jakimi instrumentami finansowymi to robiono. Takim przedsmakiem jest rok 2007, który objawił kryzys w systemie bankowym i pokazał jakie są tego konsekwencje. W momencie, w którym zaczęły upadać banki, instytucje finansowe (zwłaszcza amerykańskie) poczęły wołać do korporacji bankowych o dofinansowanie i to w ogromnych rozmiarach (biliony dolarów). Niestety nie zdało to żadnego egzaminu. Dlaczego?

Wróćmy do historii pieniądza, żeby pokazać jak to się rodziło, jak to zaczęło wszystko funkcjonować? Kiedyś protoplasta bankierów, Amschel Rothschild (1743-1812), powiedział: „Dajcie mi kontrolę nad podażą pieniądza, a nie będę dbał o to, kto stanowi prawa”. I tak, de facto, od tego momentu rządy różnych państw zaczęły uzależniać się od banków.

Przełomową datą był rok 1913, w którym powstał Bank Rezerw Państwowych Stanów Zjednoczonych (FED). FED miał nadzorować banki… ale proszę zważyć na jedną bardzo ważną uwagę: FED nie jest bankiem – nie ma żadnych pieniędzy i nie ma żadnych rezerw, natomiast może drukować pieniądze. Ten nadzór był uzasadnieniem powstania FED, a przecież w rzeczywistości jest to kartel bogatych, prywatnych banków, który również ma zabezpieczać ich płynność finansową (czyli w przypadku problemów tego systemu jest obowiązany dofinansować te instytucje). Są to prywatne banki, czyli nie ma tam nic z państwowych rezerw.

Wróćmy też do pierwszych liczących się prezydentów Stanów Zjednoczonych. Co oni na ten temat powiedzieli? Zacytujmy Thomasa Jeffersona:

„Jeśli Amerykanie kiedykolwiek zezwolą prywatnym bankom kontrolować emisję ich waluty, najpierw przez inflację, potem przez deflację banki pozbawią ludzi własności zanim ich dzieci nie obudzą się bezdomne na kontynencie, który zdobyli ich ojcowie. Mam nadzieję, że zdławimy u narodzin arystokrację naszych bogatych korporacji, które już odważyły się wzywać nasz rząd do próby sił i okazać nieposłuszeństwo prawom naszego kraju”.

Także prezydenci James Madison, Abraham Lincoln i James Garfield twierdzili, że ręka, która kontroluje podaż pieniądza, kontroluje naród.

Wróćmy znów do roku 1913, czyli do momentu powstania FED (Banku Rezerw Państwowych USA). Powtórzmy: ani nie jest to bank, ani nie posiada żadnych rezerw, ani nie jest państwowy. Jest kartelem bankowym, który dostał uprawnienia do drukowania pieniądza. Jeszcze do 1971 roku dolar był oparty na parytecie złota, czyli na rezerwach złota, które były w zasobach skarbu państwa Stanów Zjednoczonych. W 1971 r. prezydent Wilson pozbawił dolara tego parytetu złota i od tego momentu stał to się właściwie papier na równi z tym, który funkcjonuje np. w grze „Monopol” (gdzie możemy sobie wydrukować na kartce określoną ilość dolarów i tyle dolarów mamy, ile napiszemy… a następnie dalej możemy bawić się w tą grę). Od tego momentu zaczęła się na świecie ta „zabawa” w drukowanie pieniędzy. Jednak to nie wszystko. Oprócz tego zaczęto tworzyć tzw. pochodne instrumenty finansowe (pochodne, czyli coś pochodzi od czegoś, np. sok pochodzi z jabłka), a zatem akcje, które pochodzą od firm. Zaczęły powstawać również fundusze finansowe, które skupują te akcje.

Dalej, zaczęły powstawać takie instrumenty, jak kredyty hipoteczne, które załamały rynek pieniądza w 2007 r. To był pierwszy taki objaw działania FED’u i wymyślenia pewnych instytucji, jak MAE i FREDDIE, które to instytucje pożyczały ludziom pieniądze – dawały kredyty pod obciążenia na hipotekę, z bardzo niskim oprocentowaniem (2%). Ludzie te kredyty brali, jednakże nikt im nie powiedział, że ich kredyty nagle podskoczą i że zostaną oni pozbawiani swych domów. I tak też się stało. Instytucje ubezpieczeniowe ubezpieczały te kredyty (a to jest przecież zawsze w koszcie kredytu; jak się zaciąga kredyt, ma się tzw. ubezpieczenie kredytu; nam się wydaje, że instytucje te ubezpieczają nasz kredyt, a w rzeczywistości one ubezpieczają banki).

Zatem w sytuacji, gdy ludzie nie mają możliwości spłaty tych rat hipotecznych, w tym momencie wchodzi taka instytucja ubezpieczeniowa i odbiera nieruchomości. Jednak to nie wszystko. Można bowiem odebrać nieruchomość, ale tą nieruchomość trzeba utrzymać. Ona nie może sobie „bezwarunkowo” stać, gdyż niszczeje, podlega aktom złodziejstwa, grabieżom itp. Przecież właśnie te instytucje ubezpieczeniowe musiały na to wydawać pieniądze. Obliczono wtenczas, że średnie utrzymanie jednej nieruchomości kosztuje 3300 dolarów miesięcznie. W związku z tym ogłoszono upadłość tej instytucji ubezpieczeniowej. Wtenczas wszyscy, którzy udzielali kredytów (bankowcy) nie mogli się teraz doliczyć swoich aktywów, ponieważ naudzielali ich multum, a zwrotów nie było. Były to tzw. kredyty subprime, które pokazały jak „zawala się” system bankowy w Stanach Zjednoczonych.

Banki stopniowo zaczęły mieć coraz większe problemy, albowiem z chwilą, gdy FED otrzymał możliwość drukowania pieniędzy bez parytetu złota, rozpoczęła się szalona akcja, żeby to robić na całym świecie. Wówczas zaczęły powstawać banki centralne we wszystkich państwach, a następnie wielopaństwowe banki centralne, jak np. Europejski Bank Centralny. One to – bez zezwolenia tych, których naród wybrał – mogły ustalać taką podaż, jaką uważały dla siebie za korzystną. Wiedziały bowiem, że w pewnym momencie pójdą do Rządu i powiedzą:

„Prosimy o dofinansowanie, bo w innym wypadku załamie się cały system bankowy”.

Tak też właśnie zrobiono w 2007 roku… i te dwa biliony dolarów, które zostały już wpompowane w system bankowy, nie dają żadnego rezultatu – nie dają również rezultatu w Europie (problemy te przecież nie dotyczą tylko USA).

Stany Zjednoczone zadłużone są w wysokości 130% swojego PKB (stan na 2010 r.) i w zasadzie są konsumentem w dużej części Chin – i to właśnie w Chinach są bardzo mocno zadłużone. Państwo jak się zadłuża, wystawia obligacje skarbowe (skrypty dłużne). I kogo obciąża tymi obligacjami? Obciąża nas – zwykłych obywateli.

Dzisiaj w Polsce, jak się rodzi młody człowiek, to dostaje weksel od rządu do zapłacenia – jest to 19000 złotych, które od momentu urodzenia ten noworodek jest zobowiązany zapłacić państwu, gdyż takie jest zadłużenie państwa (tyle wynosi na jednego obywatela). Jakie są efekty długu publicznego (długu zagranicznego)? Dług ten powoduje wzrost podatków, ponieważ państwo musi skądś wziąć pieniądze na to dofinansowanie. A w konsekwencji – jak już to nie jest możliwe – następuje inflacja (spadek wartości pieniądza).

Pamiętamy lata trzydzieste XX w. w Niemczech, gdzie taczkami wożono marki do sklepu, żeby kupić chleb. Być może czeka nas podobna przyszłość. Dlatego trzeba mieć odpowiednie zabezpieczenie, aby wiedzieć co robić w sytuacji, gdy coś takiego się zdarzy. Ekonomiści (tacy jak Griffin, Fuller czy Kiyosaki) jasno wykazują, że taka sytuacja zdarzy się w 2012 lub 2013 roku. Dlaczego? Dlatego, że będzie taki nadmiar pieniądza na rynku, który będzie powodował inflację, a przecież te instytucje finansowe one tylko chcą korzystać z zysku z kapitału, a nie z pracy czy produkcji: lecz z KAPITAŁU (czyli: sprzedam akcje – te pochodne – i mam zysk; fundusz inwestycyjny kupi akcje i potem te akcje chce sprzedać, gdy one osiągną wyższą cenę, bowiem chce mieć zysk – tzw. zysk kapitałowy). Jak szary człowiek może się uniezależnić od tego typu sytuacji?

Trzeba mieć takie źródła przypływu pieniędzy, które pochodzą z tzw. cash-flow (przepływ gotówki). Na czym to polega? Jeżeli mamy określone zasoby kapitałowe, musimy zapewnić sobie „przepływ gotówki”. Przykładowo, kupujemy mieszkanie, wynajmujemy je i czynsz będzie tym powrotnym przepływem gotówki. Planując jakieś przedsięwzięcie trzeba również pomyśleć, czy pieniądze będą „przepływać”. Nie wystarczy np. tylko kupić dom i następnie go sprzedać. Wydawałoby się, że domy są intratnymi aktywami. Swego czasu ceny nieruchomości rosły niebotycznie, a w tej chwili ceny te są 50% tego, co były – zaciągnięto bowiem ww. kredyty. Zatem nawet ci ludzie, którzy chcieliby sprzedać swoje nieruchomości, nigdy tych pieniędzy nie odzyskają. W taki sposób ci bogaci okradają biednych. Niestety tych biednych jest na świecie 90%, a tych bogatych 10%.

Każdy z nas powinien zatem próbować zabezpieczyć się przed ww. sytuacjami. Niedługo przecież (w okolicach roku 2012) nastąpi wspomniany wyżej kryzys. Najważniejsze więc, ażeby nie liczyć na zyski z kapitału, czyli NIE giełda, NIE akcje, NIE fundusze inwestycyjne (bo to jeszcze jest pochodna od pochodnych) i NIE fundusze emerytalne (te dobrowolne) – gdyż jest to następne miejsce, w którym opłaty i odsetki niestety w taki sposób są liczone, że to zabezpieczenie (emerytura) jest żadne. Przekonały się o tym wszystkie państwa na świecie, że ten tzw. filar otwarty, w którym każdy może wpłacać pieniądze, jest to bezsens – ludzie zaczynają wycofywać te pieniądze i ewentualnie inwestować w co innego. Jakie jeszcze inwestycje są opłacalne?

Z racji tego, że w 1971 r. waluta światowa, jaką był dolar, straciła parytet złota, uncja złota zaczęła wtenczas kosztować 24 dolary (do 1971 r.). Dla porównania, dzisiaj uncja złota kosztuje 900 dolarów (czyli tych „pustych pieniędzy”), natomiast za trzy lata (czyli około 2014 r.) będzie kosztowała 3000 dolarów. To samo jest ze srebrem. Podaż srebra jest aktualnie bardzo niska na świecie. Są to tak minimalne ilości, a srebro jest potrzebne do przemysłu i tutaj zawsze będzie zapotrzebowanie. Tak więc nawet tacy bardzo „siedzący w biznesie” ekonomiści mówią, że w latach wielkiej hiperinflacji srebro może dorównać cenie złota.

Przepływem gotówki (cash-flow) jest np. nasze gospodarstwo rolne i warto się go trzymać, bo niedługo jedzenie będzie bardzo drogie. To już zaczyna być bardzo widoczne, że ceny żywności bardzo podskoczyły, ale to są na razie tylko takie bardzo małe sygnały.

Gdy więc rozmawiam z rolnikami i oni mi mówią, że młodzież ucieka z gospodarstw do miast, gdyż chce pracować jako najemny pracownik w jakimś przedsiębiorstwie, to ja w tym momencie proszę, aby młodzież ta poważnie się zastanowiła. Przecież będąc zatrudnionym w mieście – na umowę, bądź nie (w tej chwili większość młodzieży nie jest zatrudniana na umowę o pracę) – to ma się ze swojej pracy tylko ten jeden wpływ miesięcznie. Z tego trzeba zapłacić państwu podatki (czyli ma się odpływ swoich przychodów), trzeba utrzymać mieszkanie (znowu ma się odpływ) – zatem nie ma tu żadnego przepływu gotówki z powrotem. Natomiast w takim gospodarstwie rolnym, jeżeli człowiek wyprodukuje i sprzeda, to jemu to wraca w formie ceny z powrotem do tego gospodarstwa.

Ja zgadzam się z tym, że w tej chwili działalność rolnicza jeszcze nie jest opłacalna, ale trzeba liczyć się z tym, że niebawem sytuacja ta odwróci się diametralnie i wtedy dopiero wszyscy zobaczą, jak nie warto było sprzedawać swoich gospodarstw rolnych, wyzbywać się produkcji zwierzęcej (a to się dzieje obecnie nagminnie – tak mówią rolnicy). Zawsze powtarzam rolnikom, z którymi dość często się spotykam: „Trzymajcie się jedzenia”.

W obecnych czasach myśmy się w ogóle przyzwyczaili do takiego myślenia, że żyjemy w okresie spokojnym, mamy stabilną walutę i tu się nic niebezpiecznego nie dzieje. Ale dlaczego żyjemy z takim myśleniem? Bo taką mamy informację. Poprzez masmedia podaje nam się publicznie informacje, że nasz kraj to „zielona wyspa” (bądź też sprzedaje nam się jeszcze to inne „gry i zabawy”). Mówi się, jak to podobno u nas jest świetnie, a jeszcze świetniej jest rzekomo w innych państwach. Otóż NIE! Hiperinflacja jest tuż za progiem! Każdy z nas powinien przemyśleć, jak się na to przygotować. To nie są żarty. Mam na to dowody.

Pierwszym etapem był rok 2007 i kryzys tych największych: City Group, General Motors, AIG i innych instytucji. Wszystkie one poleciały „na łeb na szyję” i zaczęły wołać do Rządu o pieniądze. Wówczas „kochany” FED wydrukował na drukarce pieniążki i im je przekazał. I znowuż zaczyna się ta „zabawa” kręcić. Z tym, że do tej pory Stany Zjednoczone mogły sprzedawać swój dług…

Zresztą ekonomiści amerykańscy mówią, że najlepszy towar eksportowy USA to jest dług, ponieważ oni kupują za drukowane pieniądze. To tak, jakbyśmy my mieli taką drukarkę w domu (za co by nas natychmiast zamknięto do więzienia… ale załóżmy, że byśmy mieli na nią przyzwolenie państwa – tak, jak obecnie ma FED, bo jest to przecież prywatna instytucja), to wówczas moglibyśmy sobie te pieniążki drukować, puszczać w obieg, kupować sobie różne dobra bez żadnego problemu. Podobnie, te same dobra może sobie nabywać te 10% bogatych na świecie, którzy funkcjonują w tych konglomeratach bankowych.

Bo kto tak naprawdę dostaje to dofinansowanie? NIE małe banki, NIE małe instytucje finansowe, tylko ogromne konglomeraty bankowe, które mają układ z rządzącymi poprzez wspomniany Bank Rezerw Państwowych (FED) i mogą te pieniądze generować tylko do tych, do których chcą. Tym dużym instytucjom nie zagraża bowiem brak płynności, co najwyżej mogą zbankrutować – a tym, to się już nikt nie przejmuje. Nawet jeśli my, jako państwo polskie, zbankrutujemy, to też się nami nikt specjalnie przejmować nie będzie. Jednak jakie są już teraz symptomy tego, że to wszystko urealnia się na naszych oczach?

Do tej pory nie widzieliśmy do końca tej „zasłony” i mówiliśmy:

„Eh, ten kryzys to przejściowy, on minie i znowuż się gospodarka rozkręci”.

Niestety jednak gospodarka się już NIE odbuduje, bowiem jest taka ilość pustego pieniądza w obiegu, że to już NIE ma takiej możliwości. Może więc już być tylko gorzej, jeśli chodzi o wzrost inflacji. Proszę zobaczyć co się dzieje…

Nasz Rząd zabiegał bardzo mocno w Komisji Europejskiej, żeby inaczej liczyć PKB i komisja ta zezwoliła na to. Do tej pory do PKB włączało się to, co z legalnej gospodarki było wyprodukowane, plus ewentualnie „szara strefa”, czyli tych zatrudnionych „na czarno”. Teraz natomiast będzie się włączać nielegalną gospodarkę, która nie ma odzwierciedlenia w prawie – czyli: prostytucję, przemysł narkotykowy i przemyt. To jest wszystko obłożone prawem karnym, tego nie wolno robić. Tym niemniej będzie to stanowiło wartość, która będzie doliczana przez statystyków do PKB. A co mówią na to ekonomiści?

Nikt nie jest w stanie wyliczyć tej nielegalnej ilości PKB, pochodzącej z tych trzech ww. stref. Inne państwa Europy jeszcze mają czwartą możliwość: nielegalny handel bronią. Z przemytem w Polsce można było sobie poradzić całkowicie, ale żadnego ruchu w tej kwestii nikt z Rządu nie wykonał, a obecnie jest wręcz odwrotnie – chce się to doliczać do PKB, ponieważ to jest niepoliczalne. Można szacunkowo cokolwiek przyjąć.

Zatem od teraz premier naszego Rządu (nie ma znaczenia której partii) będzie mógł powiedzieć społeczeństwu przykładowo tak:

„Drodzy, kochani rodacy, wzrósł nasz PKB o 3,5% według naszych założeń budżetowych na ten (dany) rok”.

Zawsze będzie można dodawać sobie procenty PKB, ponieważ wliczamy do niego również te nielegalne, bezprawne elementy, jakimi są: prostytucja, przemysł narkotykowy i przemyt – i to może stanowić konkretny, potrzebny procent PKB. Nikt jednak tego procentu dokładnie nie wyliczy, więc on będzie na potrzeby rządzących, żeby nam wszystkim móc „zamydlać oczy”. Zawsze przecież będzie można powiedzieć społeczeństwu:

„Mamy wzrost gospodarczy: o 3,5% w 2010 roku!”.

Na takie oto procedury zgodziła się Unia Europejska.

Amschel Rothschild wymyślił kiedyś instytucję o nazwie: General Education Board. Ona wszystko mogła robić – za wyjątkiem uczenia ludzi o kwestiach pieniądza, przepływu pieniądza i robienia takich interesów, dzięki którym ludzie mogliby się uniezależnić od tych wszystkich systemów, które wysysają z ludzi pieniądze. Nawet nasze wyższe uczelnie ekonomiczne nie uczą o tym swoich studentów. Gdy więc pojawia się ze strony banków propozycja: zaciągajcie kredyty hipoteczne, niski procent, bierzcie pieniądze, to jednocześnie nikt nie powie ludziom, że mogą oni stracić swoje domy.

Ludzie natomiast mówią tak: „Ja nie będę wynajmował za czynsz, bo wolę mieć własne mieszkanie”. Tylko taki człowiek nie wie, że on swojego mieszkania mieć nie będzie. W Stanach Zjednoczonych w ten sposób straciło domy dwa miliony obywateli. Firmy ubezpieczeniowe, które te domy odebrały, muszą w tej chwili buldożerami burzyć te nieruchomości, bo nie są w stanie ich utrzymać. Jak widać zatem kończy się to wszystko bezdomnością osób i – zgodnie z tym, co Thomas Jefferson zapowiedział – staje się obrazem tego, co może się w niedalekiej przyszłości wydarzyć.

System edukacji jest obecnie nastawiony tak, ażeby o takich sprawach w ogóle nie uczyć młodzieży. System edukacji podstawowej i profesjonalnej jest jeszcze względnie dostateczny, natomiast system edukacji finansowej (dotyczący przepływu pieniądza) nie istnieje w ogóle. Naukę w tym kierunku wyeliminowano zupełnie ze szkół.

Trzeba ostrożnie podchodzić do rozpowszechnianych obecnie przez maklerów giełdowych zachęt w kierunku uzyskiwania zysków kapitałowych. Trzeba się poważnie zastanowić nad tym, jak tą inwestycję ewentualnie w akcjach ulokować. Odradzam inwestycje długoterminowe! Jeżeli byśmy mieli jakieś zasoby pieniężne i chcielibyśmy się „zabawić” w giełdę, to tylko krótkoterminowe zakupy i od razu sprzedaż, jak tylko akcje „podskoczą”. Nie należy czekać aż wartość akcji kolejny raz wzrośnie, gdyż wtenczas może się rynek tych akcji załamać i stracimy wszystko. Giełda to jest hazard. A co w przypadku długoterminowych oszczędności, do których aktualnie wszyscy powszechnie zachęcają?

Banki mają tzw. rezerwę obowiązującą i wynosi ona od 12 do 1. Oznacza to, że jak mamy 100 zł oszczędności w banku przez cały rok, to przy oprocentowaniu rachunku bankowego wynoszącym 5%, po roku dostaniemy 5 zł. Bank natomiast może pożyczyć 1200 zł. Jeżeli pożyczy je na 10%, to ma 120 zł zysku (z samych naszych 100 zł). Tak oto wyciąga się pieniądze z naszych portfeli. Nie jest więc dobrze, żeby swoje oszczędności zbyt długo zamrażać. A jeżeli już chce się koniecznie to zrobić, to należy mieć je zainwestowane w czymś, co stanowi wartość i to taką wartość, którą zawsze możemy sprzedać.

Na koniec, wróćmy jednak raz jeszcze do cen złota i srebra. Ostatnio pokazała się w telewizji reklama, której przesłanie brzmiało: „Jak masz zniszczoną biżuterię, to odsprzedaj nam to złoto, a my ci damy dobrą cenę”. Dodatkowo, starsza pani w tej reklamie mówi: „Jakaż ja jestem zadowolona, bo dzięki temu, że sprzedałam swoją biżuterię, to mogę wnuczkowi coś kupić”. A ja odpowiadam na to: „To już lepiej daj wnuczkowi tą biżuterię, to złoto: na <>, a nie sprzedawaj teraz złota, bo cena pójdzie jeszcze w górę”. Na wiele sposobów wyciąga się dziś od ludzi pieniądze, wykorzystując ich naiwność i niewiedzę. Czyni się to zarówno poprzez systemy bankowe, jak i dzięki reklamom, które zlecają np. firmy skupujące złoto.

Jak wspomniano wyżej, współcześnie niewiele warte są nawet obligacje państwowe. Widać to najlepiej na przykładzie zadłużenia Stanów Zjednoczonych, które aktualnie (w 2010 r.) wynosi 130% PKB i jest ono wykupione przez Chiny oraz inne państwa azjatyckie. Wystarczy, że te państwa powiedzą:

„My nie chcemy waszej waluty. My nie chcemy waszych obligacji, skryptów dłużnych. Chcemy coś, co ma wartość!”.

I co wtedy? Wtedy łamie się cała gospodarka światowa. Wszystko to (obligacje itp.) jest nic niewarte, gdyż opiera się na pustym pieniądzu (dodrukowywanym potem). Przykładowo, jeżeli nasz Rząd nie ma pieniędzy na wydatki, to emituje obligacje skarbowe (papiery „wartościowe”), wtedy bank gwarantuje tymi obligacjami, że on zwróci ich właścicielowi, po określonym terminie, pieniądze – z ustalonym procentem. Ażeby móc wypłacić te pieniądze, państwo je dodrukowuje. Na rynku jest większa ilość pieniądza, co powoduje załamanie gospodarki, w tym wzrost podatków (wszędzie obecnie na świecie rośnie VAT, akcyza, będą rosły także podatki dochodowe).

 

Źródło: Wywiad z panią mecenas Elżbietą Barys;

audycja pt. „Rozmowy niedokończone” (Radio Maryja);

Za:  http://fides-et-ratio.pl/index.php/2011/11/elzbieta-barys-apokalipsa-ekonomiczna-xxi-wieku/