Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Wandea-wstydliwy epizod rewolucji we Francji część 1

Pozostawiam wam, co pozostawić mogę...Odległej prawdy smak, historii tej opowieść. Gdzieś we Francji jest kraina bohaterów, tam żyje zbożny lud. Przetrwało ich niewielu... Wandea! Nad ujściem jest Loary! Wandea! Celtycki bastion wiary! Wandea! Kraina bohaterów! Wandea! Narodzi się ich jeszcze wielu...

Legion "Wandea"

Wandea, cicha miłość moich zanurzonych w światy historyczne lat chłopięcych, Wandea straceńcza, przegrana, zepchnięta buldożerem swych pretotalitarnych zwycięzców w otchłań niepamięci...

Tomasz Burek-polski krytyk literacki

Dzisiaj 14 lipca. Mija kolejna rocznica wybuchu rewolucji we Francji, zwanej przez wszelkiej maści demokratów i wyznawców Praw Człowieka "wielką rewolucją". Czy takową ta rewolucja była? Zamiast rozpisywać się o niej warto przybliżyć zupełnie nieznany, przemilczany przez oficjalną historię w szkołach epizod z rewolucji, gdy przeciw jej rozporządzeniom wystąpiła prowincja Wandea. Ze względu na obszerność mojego wpisu podzieliłem go na dwie części. Dzisiaj pierwsza część, jutro druga.


Rok 1793 był dla Francji trzecim rokiem krwawej rewolucji, która jak każda rewolucja jest wydarzeniem strasznym, w którym do głosu dochodzą siły ciemne, wręcz diaboliczne. Nie inaczej było wówczas we Francji. Rewolucja uderzyła przede wszystkim w Kościół katolicki i monarchię. Na porządku dziennym było mordowanie księży, gwałty na zakonnicach, niszczenie kościołów. Rozbijano groby wyciągając ciała królów i świętych-ciągnąc je później z potępieńczym wyciem po ulicach. Gilotyna pracowała bez przerwy. Była jednak mało wydajna, więc topiono "wrogów rewolucji" w podziurawionych barkach. Rewolucjoniści chcieli zniszczyć każdy ślad chrześcijańskiej przeszłości Francji, aby historia rozpoczynała się od rewolucji. Kto temu nie był przychylny, ten narażał się na śmierć. Jakobiński terror sparaliżował Francję. Pomimo tego przeciw rewolucji wystąpiła Wandea.

Wandea była departamentem, który został wydzielony w 1790 r. z zachodniej części dawnego Poitou, a sama nazwa pochodzi od rzeki Vendee. Nazwę "Wandea" stosuje się po dziś dzień dla określenia działań kontrrewolucyjnych po 1789 r.

Aby zrozumieć, dlaczego akurat ta prowincja przeciwstawiła się rewolucji, należy zwrócić uwagę na schyłek XVII i początek XVIII w., kiedy to na terenie Wandei działał święty Ludwik Maria Grignon de Montfort. Wyróżniał się on szczególnym nabożeństwem do Matki Bożej. Napisał "Traktat o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Marii Panny" i "Przedziwny sekret Różańca Świętego". Praktycznie całe swoje życie spędził jako misjonarz, głównie w Wandei, gdzie wygłosił ok. 200 rekolekcji i misji. Propagował zwyczaj odmawiania Różańca świętego, szerzył nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusa. Na skrzyżowaniach dróg wznosił kalwarie, tworzył Bractwa Różańcowe, pokutne, Przyjaciół Krzyża. Tak więc, gdy we Francji szalał kryzys moralny, który przyniosło oświecenie, pseudofilozofowie na czele z Wolterem szydzili z Pana Boga i Kościoła, a wszelkiej maści laickie "kluby" spiskowały przygotowując rewolucję, w Wandei kwitła wiara i pobożność właśnie dzięki św. Ludwikowi Marii Grignon de Montfort, który z tego powodu zyskał miano "Ojca Wandei wojennej".

Wandea nie była bogatym regionem. Nie było tam ośrodków handlowych czy przemysłowych. Kraj ten był wymarzony do działań partyzanckich; pełno tam było krętych ścieżek, wąwozów, rzeczek i strumyków. Walczący w Wandei rewolucyjny generał Kleber napisze póżniej: "To ciemny i głęboki labirynt, w którym można maszerować tylko po omacku...drogi są praktycznie niezdatne dla artylerii, ani dla wszystkiego, co nie odpowiada rozstawowi kół miejscowych wózków". Wandejczycy żyli z dala od wielkich wydarzeń politycznych ówczesnej epoki. Byli mocno związani z królem, którego traktowali jako ojca ludu i dobroczyńcę, z księżmi, którzy swą moc otrzymywali od Pana Boga i ze szlachtą, w której mieli powierników i opiekunów. Tradycje katolickie były bardzo mocne w tym regionie, który walcząc w XVI i XVII w. z protestantami wspomaganymi przez Anglię i Holandię zdążył się już zahartować w wojnach w obronie wiary. Dlatego w Wandei wieści z opętanego rewolucją Paryża wywołały oburzenie. Gdy w styczniu 1793 r. dotarła tam wiadomość o zgilotynowaniu króla Ludwika XVI, wywołała ona ogromny wstrząs. Nie dość, że rewolucja mordowała księży, to teraz odważyła się zamordować ich króla, który uważany był przez nich za pomazańca Bożego. Czarę goryczy przelał pobór do rewolucyjnego wojska. W dniu poboru w Saint-Florent wybuchły zamieszki, Gwardia Narodowa została przepędzona, chłopi spalili archiwa. Następnego dnia poszli do wsi Pin-en-Mauges, do niejakiego Jakuba Cathelineau, który cieszył się ich wielkim zaufaniem, 34-letniego woźnicy, ojca jedenaściorga dzieci, znanego w całej Andegawenii i Poitou z uczciwości i głębokiej wiary, dzięki której uzyskał przydomek "Święty z Andegawenii". Chłopi zastali go zajętego zagniataniem ciasta na chleb. Powiedzieli mu o prześladowaniach religijnych, o poborze do wojska, o ostatnich zamieszkach. Cathelineau odpowiedział: "Musimy walczyć, bo Republika nas zmiażdży. Rzeczą kobiet jest modlić się, my mężczyźni musimy się bić". Wytarł ręce, przypasał szablę i pistolet, na szyi zawiesił różaniec, a na piersi szkaplerz z Najświętszym Sercem Jezusa. Zatrzymującej go żonie powiedział: "Zaufaj Bogu, za Niego idę walczyć, więc On będzie się wami opiekował". Po czym poprowadził chłopów do walki. Na wieść o tym 700 parafii chwyciło za broń. W ten sposób rozpoczęła się wielka epopeja wandejska, będąca jedną z najpiękniejszych kart w historii Kościoła katolickiego i Francji.

Zryw chłopów z Wandei był ludową kontrrewolucją, głęboko religijną. Wielka Armia Katolicka i Królewska wyruszała do boju parafiami, rozkazy dowódców odczytywane były w kościołach, jej żołnierze na szyjach nosili różańce, a na piersiach szkaplerze z Najświętszym Sercem Jezusowym, które stało się symbolem powstania. "Wandejczycy mieli za pierwszą broń kilka kiepskich strzelb do polowania, kije utwardzone w ogniu, kosy, kły dzika i widły. Ich kawalerzyści dosiadali koni służących pracy w polu. (...) Głowę mieli okrytą czapką lub zaokrąglonym kapeluszem o wysokim brzegu. Czapki te i kapelusze były przyozdobione różańcami, białymi piórami lub kokardami z białego papieru. Niemalże każdy nosił na piersi przyczepiony obraz krzyża lub Najświętszego Serca Jezusa. Jeżeli poświęcenie dla honoru i wierności, jeśli skrajne ubóstwo i niezwykła odwaga mogą być śmieszne, Wandejczycy byli czasem śmieszni. Zastępowali swe nędzne łachy, zgniłe przez deszcze i podziurawione kulami, wszystkim czym przypadek obdarzał ich heroiczną biedę; widziano jednego z ich oficerów, jak walczył okryty togą, inny rzucił się i umarł pośród ognia, mając za całe okrycie nagości jedynie kawałek jedwabiu. Pewien adiutant-patriota, przyprowadzony do pana la Rochejaqueleina, wówczas już naczelnika, zastał go w szałasie z gałęzi, odzianego w wieśniacze ubranie, z szalem na ramieniu i lnianą czapą na głowie"-tak opisuje Wandejczyków Francois-Rene de Chateaubriand, francuski historiozof. W ciemnościach Wandejczyków rozpoznawano po modlitwach, żołnierzy rewolucyjnych -po bluźnierstwach i przekleństwach. Sami przeciwnicy nazywali Wandejczyków "żołnierzami Jezusa", "armią papieską" - oni sami czuli się krzyżowcami walczącymi w obronie Ołtarza i Tronu. Najdosadniej kontrrewolucję w Wandei określił kardynał Pie: "Wandea chwyciła za kopię, by podtrzymać niebo".

Historycy, szczególnie lewicowi, jeżeli poruszają temat powstania wandejskiego, a czynią to bardzo rzadko, gdyż jest to niewygodny dla nich temat, opisują go jako "spisek szlachty i kleru" dokonując w ten sposób przekłamania historii. Ci historycy, którzy obiektywnie badali fenomen powstania w Wandei, twierdzą, że chłopi zdając sobie sprawę z faktu iż nie znają rzemiosła wojennego poprosili swą szlachtę, w większości dawnych oficerów królewskich, o dowodzenie ich armią. Początkowo szlachta nie chciała przyłączyć się do powstania. Zdarzały się przypadki, że chłopi grozili śmiercią niektórym szlachcicom, jeśli nie staną na czele kontrrewolucji! Tak było np. z Franciszkiem de Charette, który schował się pod łóżko, a potem przekonywał chłopów, by byli rozsądni i wracali do domów. Wtedy usłyszał, że to wstyd, by oficer królewski odmawiał walki przeciw wrogom Boga i króla. Wówczas powiedział do chłopów: "Dobrze, pójdę z wami, ale trzeba mnie słuchać. Kto mnie nie usłucha, temu rozwalę łeb!". Wkrótce było o nim głośno nie tylko we Francji, ale także w całej Europie. Ten zryw chłopów wandejskich przeczy lewackiej tezie o rewolucji we Francji jako spontanicznym wystąpieniu "uciskanego przez szlachtę ludu". Podczas gdy jakobini w Paryżu krzyczeli o wolności, równości i braterstwie, mordując księży i szlachtę w imię tego hasła, tworząc w ten sposób despotyzm motłochu, to w Wielkiej Armii Katolickiej i Królewskiej te hasła były realizowane! To jeden z paradoksów historii, tak bardzo niewygodny dla "oświeconych". Wszak w Wandei talent, a nie pochodzenie decydował o hierarchii. Wśród wszystkich dowódców kontrrewolucji jedni byli arystokratami, inni pochodzili z niższych warstw społeczeństwa. Szlachcic był posłuszny nieszlachcicowi i odwrotnie; pierwszym przywódcą powstania był chłop, Jakub Cathelineau.

Początkowo rewolucjoniści zbagatelizowali powstanie licząc, że stłumią je bez wysiłku. Tymczasem okazało się iż chłopi na swoim terenie są nie do pokonania. Kilka ekspedycji rewolucyjnych, które miały stłumić powstanie, zostało rozbitych w puch przez Wandejczyków, którzy w pewnym momencie mieli 300 armat zdobytych na rewolucjonistach. 9 czerwca padła twierdza Saumur, broniąca przejścia przez Loarę. W ten sam dzień, młoda dziewczyna Rene Bordereau walcząca w szeregach armii wandejskiej, wdarła się do zajętego jeszcze przez rewolucjonistów Angers, ścięła "drzewko wolności"-symbol rewolucji, zjadła kolację u przyjaciółki, a wracając zdzierała rewolucyjne kokardy z republikanów. 18 czerwca Wandejczycy zdobyli Angers, wielki zamek z 17 wieżami obronnymi. Droga na Paryż stała otworem.

Historycy dzisiaj zgodnie twierdzą, że gdyby Wielka Armia Katolicka i Królewska uderzyła wtedy na Paryż, z rewolucji nic by nie zostało. Niestety, prości chłopi tego nie rozumieli; gdy tracili z oczu kominy swych chat, tracili także zapał do walki. Wydarzenia w Wandei doprowadziły do wściekłości rewolucjonistów w Paryżu. 1 sierpnia 1793 r. Komitet Ocalenia Publicznego wydał dekret o eksterminacji Wandei. Po raz pierwszy w historii podjęto decyzję o całkowitej zagładzie całej prowincji, do której została wysłana ekspedycja karna pod dowództwem gen. Westermanna, człowieka bez moralności i litości. Pod Chatillon ekspedycja gen. Westermanna została rozbita. Następna ekspedycja mająca "rozwiązać kwestię wandejską" to niepokonana w całej Europie armia moguncka. Do śmiertelnego starcia doszło pod Torfou, 19 września. Wywiązała się niezwykle zacięta bitwa, Wandejczycy załamali się i uciekli. Na tyłach modliły się kobiety, które na widok uciekających mężczyzn krzyknęły: "Tchórze, nie macie wstydu, co z was za mężczyźni, oddajcie nam swe strzelby" - i kijami oraz kamieniami zagoniły ich z powrotem na pole bitwy. Wandejczycy w desperackim szturmie rozbili niepokonaną dotąd w całej Europie armię moguncką. Nie na darmo Napoleon Bonaparte nazwał Wandejczyków "ludem gigantów"...


Wandea-wstydliwy epizod rewolucji we Francji część 2

Gdy rząd gwałci prawa ludu, powstanie jest dla ludu i każdej jego części najświętszym z praw i najkonieczniejszym z obowiązków.

Artykuł 35 Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela i Preambuły Konstytucji z 24 czerwca 1793 roku.

23 grudnia 1793 r. po sławnym marszu ku morzu Wielka Armia Katolicka i Królewska została rozbita pod Savenay. Ponad tydzień trwało straszne polowanie na ludzi, wydawało się, że dla Wandei wybiła ostatnia godzina. Gen. Westermann pisał do Konwentu: "Nie ma już Wandei. Umarła pod naszą wolną szablą ze swymi kobietami i dziećmi. Grzebię ją właśnie w bagnach i lasach Savenay. Rozgniatałem dzieci kopytami końskimi i masakrowałem kobiety, które nie będą już rodzić bandytów. Żaden jeniec nie obciąża mego sumienia...litość nie jest rewolucyjną sprawą". Na obrzeżach Wandei zostało skoncentrowanych 10 dywizji podzielonych na 20 kolumn, które szły naprzeciw siebie niszcząc po drodze wszelki ślad życia; do historii przeszły pod nazwą "kolumn piekielnych". Nie ma takiego bestialstwa ani tortury, której by nie zastosowano w Wandei. Cała prowincja płonęła, ludzi cięto na kawałki, wypruwano wnętrzności, rozcinano kobiety w ciąży i obnoszono dzieci na bagnetach. Żołnierze kolumn piekielnych zabawiali się, zabijając dzieci w kołyskach, przecinając je na dwoje jednym ciosem szabli. Wrzucano Wandejczyków żywcem do pieca co nazywano "pieczeniem chleba wolności", wiązano ludzi parami i topiono w Loarze, to znowu nazywano "ślubami republikańskimi". Carrier pisał do Konwentu: "Cóż za rewolucyjny potok z tej Loary!". Rewolucyjni generałowie Beysser i Moulin nosili spodnie ze skóry zabitych Wandejczyków.

Tak w praktyce wyglądała wolność, równość i braterstwo, którą zafundowała rewolucja ludowi niepokornej prowincji. Takie rzeczy dzieją się, gdy w miejsce Pana Boga wstawi się "kult człowieka". Na "doświadczeniach" francuskich zwolenników Praw Człowieka z komitetów rewolucyjnych opierali się w XX w. komuniści i hitlerowcy. Jedni w miejsce Pana Boga wstawili "proletariat", drudzy "rasę", efektem tego były gułagi i obozy koncentracyjne. Vittorio Messorii, autor takich książek jak "Przekroczyć próg nadziei - wywiad z Janem Pawłem II", "Opinie o Jezusie", w swojej książce "Czarne karty Kościoła" pisze: "Wszystko to, co w praktyce wykorzystało SS, zostało już wcześniej dokonane przez <<demokratów>> wysłanych z Paryża: z wygarbowanej skóry mieszkańców Wandei zrobiono buty dla urzędników (z delikatniejszej skóry kobiet robiono rękawiczki). Przegotowano setki trupów, aby uzyskać tłuszcz i mydło. (...) W Wandei po raz pierwszy zastosowano broń chemiczną, używając trujących gazów i zatruwając wodę. Ówczesnymi komorami gazowymi były statki załadowane wieśniakami i księżmi, wyprowadzane na środek rzeki i zatapiane".

Dopiero w tym tyglu ognia i krwi można było dostrzec efekty pracy misjonarskiej św. Ludwika Marii Grignon de Montfort. Wandejczycy wykazali niesamowicie głęboki zmysł chrześcijaństwa, myśląc najpierw o duszach swych oprawców. Gdy powstańcy chcieli pomścić śmierć swoich pomordowanych bliskich usiłując zabić 400 jeńców, jeden z dowódców Maurycy d'Elbee powiedział do chłopów: "Na kolana! Zmówmy Ojcze Nasz!". Gdy zbliżały się słowa "I odpuść im nasze, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom", d'Elbee zawołał: "Jakże to ośmielacie się prosić Boga o wybaczenie, kiedy sami nie potraficie wybaczyć?" Chłopi puścili jeńców wolno. Pewien chłop z La Tour-Landry zastał w domu mordercę swej żony i dzieci nad ich ciałami - pozwolił mu odejść w imię Chrystusa. Siostra Agnieszka z Cholet ocaliła od śmierci zabójcę swego brata, ukrywając go w szpitalu. Wandejczycy potrafili też godnie się zachować w obliczu śmierci - mordowani szli na śmierć modląc się, odmawiając Różaniec, śpiewając pieśni religijne. Pani La Roche Saint-Andre śpiewała "Magnificat", gdy dwójka jej dzieci szła na szafot. Julia Tricot mówiła, do swoich bliskich prowadzonych na śmierć: "Pamiętajcie, że wasz Bóg umarł na krzyżu, a wasz król na szafocie". Proboszcz Pinot ubrany dla szyderstwa w szaty liturgiczne, wstępując na szafot zaintonował pierwsze słowa Mszy św.- "Introibo ad altare Dei". "Najsrożej pastwiono się nad bohaterską Wandeą, która pod takimi wodzami jak Bonchamp, Lescure, Cathelineau, la Rochejaquelein, Charette, Stofflet, czas jakiś dzielnie się trzymała, ale w końcu uległa przemocy (...) 16 listopada 1793 kazał okrutny Carrier 94 księży zamknąć pod pokładem małego statku, a potem otworzyć nagle dno i wszystkich potopić w Loarze (...) Niemało też zakonnic otrzymało wówczas palmę męczeństwa. 27 lipca 1794 r. szesnaście karmelitanek, skazanych na śmierć, zaśpiewało Te Deum, a po odmówieniu Veni Creator, już na rusztowaniu odnowiły wszystkie głosem donośnym swe śluby. Podobnie podczas tracenia jedenastu Urszulanek z Valenciennes brzmiał mile śpiew Te Deum i litania do Najśw. Marii Panny. W Orange zakonnice ucałowały gilotynę, na znak wdzięczności za łaskę męczeństwa"-tymi słowami oddał hołd bohaterskim Wandejczykom biskup Józef Sebastian Pelczar w swojej pracy "Rewolucja Francuska wobec religii katolickiej i jej duchowieństwa", wydanej w 1922 roku.

Zmasakrowana Wandea jednak nie poddała się. Jak pisał de Chateaubriand: "Religia dodawała odwagi wszystkim sercom. Kiedy Wandejczycy byli gotowi do ataku na nieprzyjaciela, klękali i od księdza otrzymywali błogosławieństwo. Nie szli naprzeciw śmierci jak zwierzęta prowadzone na rzeź, nie myśląc o Tym, który dał nam życie, by złożyć je w ofierze, kiedy nadejdzie czas, za honor i ojczyznę. Modlitwa odmawiana pod bronią nie była uważana za słabość, gdyż Wandejczyk, który podnosił szpadę w kierunku nieba, prosił o zwycięstwo, a nie o życie". Na czele niedobitków z Wielkiej Armii Katolickiej i Królewskiej stanął Franciszek Atanazy de Charette de La Contrie, który był wyjątkowym dowódcą. Chłopi uwielbiali go za jego odwagę, fantazję, rycerskie gesty i upór. Chodził z nimi pieszo w błocie, deszczu, wśród największych walk. Pomimo tego, że wszystkie siły Republiki skoncentrowały się na nim, był nieuchwytny. W najmniej oczekiwanych momentach atakował wojska rewolucyjne, nękał je w dzień i w noc. Był mistrzem wojny partyzanckiej. Stał się sławny w całej Europie. Pisywały do niego dwory zagraniczne, tytułując go "Królem Wandei". Nie mogąc poradzić sobie z Charettem, Republika zaproponowała pokój!

17 lutego 1795 r. Charette wjechał triumfalnie do Nantes, witany przez wiwatujące tłumy i honorowany przez wojska Republiki. Jednak w czerwcu znowu rozpoczęła się wojna. Wszak nie da się pogodzić ognia z wodą. W lutym 1796 r. Republika proponuje mu życie w zamian za opuszczenie terenu Wandei. Jego odpowiedź brzmiała: "Zwyciężyć lub zginąć za mego Boga i mego króla, oto moja dewiza". W marcu 1796 roku Charette został schwytany. Był ciężko ranny, walczył jeszcze, ale powalony padł na ziemię. Gen. Travot zapytał go: Gdzie jest Charette? Tu! - padła odpowiedź. Wtedy Travot krzyknął: Ileż heroizmu na próżno! Charette odpowiedział: Nic nie idzie na próżno. Nigdy!

29 marca 1796 r. Charette został rozstrzelany w Nantes na placu Viarme, gdzie trzy lata wcześniej zginął Jakub Cathelineau. Tak wyglądał ostatni akt epopei wandejskiej.

Straszliwą cenę zapłacili Wandejczycy za swój sprzeciw wobec rewolucji. Spośród nich tylko 1 na 10 powrócił w swe rodzinne strony. Nie ostał się praktycznie ani jeden kościół, wymordowano księży, wydawało się, że katolicki duch Wandei został zniszczony przez rewolucję. Jednak te setki tysięcy wymordowanych Wandejczyków nie oddało swego życia na marne. Zginęli za wiarę, a więc są męczennikami (w 1984 r. Ojciec Święty Jan Paweł II beatyfikował 99 męczenników z Angers). Jak mawiał Tertulian: "Krew męczenników jest zasiewem chrześcijaństwa". Być może przez swoją ofiarę uratowali nie tylko Francję, ale i Europę...W dzisiejszej przesiąkniętej liberalizmem Francji, która już praktycznie w niczym nie przypomina "pierwszej córy Kościoła", sztandar z Najświętszym Sercem Jezusa, symbolem Wandei, znowu dumnie jest podnoszony. Widać to szczególnie co roku w święto Zesłania Ducha Świętego, gdy podczas pielgrzymki Tradycji Katolickiej z Paryża do Chartres, pod sztandarem Wandei maszeruje kilkanaście tysięcy młodych ludzi nie tylko z Francji, ale z całej Europy, aby wszystko odnowić w Chrystusie. Przecież nic nie idzie na próżno...Nigdy!

Niechaj każdy internauta po przeczytaniu powyższego wpisu zada sobie pytanie: dlaczego na lekcjach historii w szkole przy omawianiu rewolucji we Francji przemilcza się epizod powstania w Wandei? Dlaczego Wandea została skazana na przemilczenie i zapomnienie?Wszystkich zainteresowanych tematyką kontrrewolucji w Wandei odsyłam do książki francuskiego historyka Reynalda Sechera "Ludobójstwo francusko-francuskie. Wandea-departament zemsty" wydanej w Polsce nakładem wydawnictwa "Iskry". Jest to solidna, profesjonalna praca historyczna. Oprócz tego polecam takie pozycje jak: "Gilotyna i krzyż" Warrena H. Carroll'a, "Dziedzictwo rewolucji francuskiej" Michała Poradowskiego, "Rozważania o wojnie domowej" Pawła Jasienicy, skromne opracowanie Marka Robaka "Dla Boga i króla. Wandea 1793" oraz powieść Haliny Popławskiej "Szkaplerz wandejski".

 

 

Za: http://ironicznystanczyk.blog.onet.pl/Wandea-wstydliwy-epizod-rewolu,2,ID329644538,n