Stanęli w szranki dwa bratanki i do polityki, i do sielanki. No cóż, tak się składa, że w zasadzie większość krajów ma prezydentów, no i my też wleczemy się w ogonie tej prezydenckiej parady.
Nasz system jest zdecydowanie zdominowany w tym “Triduum paschalnym” władzy przez władzę rządową, następnym elementem jest sejm a w samym ogonie paraduje pan prezydent. Jego wpływ i znaczenie w tym trójkącie jest bardziej reprezentacyjny aniżeli wykonawczy. Dlatego w aktualnych relacjach nie ma większego znaczenia kto zostanie Prezydentem.
Tymbardziej, że obaj kandydaci zostali desygnowani przez partie polityczne, co a priori zakłada pilnowanie interesu polskiej i obcej burżuazji. Jak by na sprawę nie patrzeć system ten jest o tyle wykoślawiony, że w społeczeństwie podzielonym na dwie połowy zdecydowanie sobie przeciwstawne, do walki konkurencyjnej o prezydencki fotel dochodzi między dwoma prawicowcami.
Jakby więc do tematu nie podchodzić z udziału w walce o najwyższą godność zostaje praktycznie wyeliminowana lewicowa część narodu. Ona nie ma swego reprezentanta i nie ma tutaj większego znaczenia z jakich przyczyn. Faktem pozostaje bezspornym, że ordynacja dopuszcza możliwość, w której dochodzi do wyłączenia z politycznej aktywności najbiedniejszą połowę społeczeństwa.
Są więc dwa wyjścia albo wyautowani nie pójdą do wyborów z braku swego kandydata albo zmuszani są oddać głos na prawicowych kandydatów, co jest sytuacją wyjątkowo niekomfortową i paskudną kiedy zmusza się lewicowca do głosowania na prawicę i jej system dyskredytujący lewicę.
Dlatego jako bardzo realistyczne i rozumne politycznie oceniam zachowanie Napieralskiego, który nie poparł żadnego z prawicowych kandydatów pozostawiając swobodę wyborczą lewicowemu elektoratowi. Sytuacja jest zresztą o tyle uzasadniona, że także Napieralski nie ma rządu dusz wśród ludzi lewicy.
Natomiast “lewicowców” pokroju Jaruzelskiego, Kalisza i Olejniczaka głoszących, że oddadzą swój głos na Komorowskiego pozostawmy osądowi lewicowego elektoratu. Jest dla mnie rzeczą poza dyskusją, że obecna, rozmazana ideowo baza lewicowa wymaga organizacyjnego uporządkowania.
Lewica musi wyraźnie określić swoje oblicze i odejść od afirmacji budownictwa kapitalizmu, a szczególnie w tak brutalnym i groźnym wymiarze jaki prezentuje się nam obecnie. Lewica ma zafajdany obowiązek mówienia o sprawiedliwości społecznej, budowie państwa obywatelskiego oraz winna jasno sprecyzować i dookreślić zasady gospodarki społeczno-rynkowej, w których to każdy człowiek jest takim samym podmiotem prawa.
Jeżeli lewica nie zaakcentuje swego oblicza definiującego obronę interesow najsłabszych kręgów społecznych to może się pożegnać na wiele lat z ambicjami sprawowowania władzy. Obecny charakter rozbitej i przesyconej prawicowymi treściami lewicy jest wyłącznie na rękę prawicy.
W sytuacji słabej lewicy mamy do czynienia z fasadowością państwa pluralistycznego, w którym faktyczną władzę sprawuje prawica. Do tej sytuacji w świadomy i celowy sposób doprowadził Kwaśniewski, który pod szyldem budowy europejskich standardów zmusił do upadku Millera i SLD. Lewicowy elektorat wciąż był pewien wiary i nadziei, że Kwaśniewski ma na uwadze obronę jego interesów i wartości.
Niestety praktyka życia politycznego potwierdzana rugowaniem lewicy z udziału w życiu społecznym oraz osłabianie SLD drogą ruchów kadrowych w postaci obsadzenia niewydarzonym Olejniczakiem szefostwa partii doprowadziło do jej schyłku.
Dzisiaj jest to zaledwie cień wielkiej i silnej partii, która w krótkich “abcugach” wynosiła Kwacha do najwyższych godności.
Kwaśniewski w swoim prawicowym kunktatorstwie przeszedł wszelkie oczekiwania, by w końcu okazać się zadufanym bufonem, który stracił wszystko. Mierzyl wysoko, na Sekretarza generalnego ONZ, usiadł jednak nisko. Teraz pospołu ze swoim koleżką Lechem Wielkim jeździ po zasiłki do USA, grzecznościowo zwane wykładami.
Aktualnie mamy grupę ludzi jak Kwaśniewski, Oleksy, Cimoszewicz, Borowski, Miller, która zdecydowanie zawiodła swój elektorat i doprowadziła do rozbicia oraz osłabienia polskiej lewicy. Ci ludzie uzyskali już od losu swoje pięć minut i winni zdecydowanie odejść w polityczny niebyt, w czym skutecznie im winien pomóc Napieralski. Jedyna pociecha w tym wszystkim polega na tym, że chociaż nie pozwolili się umoczyć w tak charakterystycznych dla wspaniałej transformacji brzydkich aferach.
I dzięki tym ludziom do toastowej szklanki dorwały się kolejne dwa bratanki. Są to tuzy prawicy jako rzadko, jeden duży a drugi mały. Jak ten mały zacznie krążyć, to ten duży nie nadąża, a kiedy ten duży wyciąga konczyny to ten maluch gubi swoje. Naród nie może mieć solidarnościowego dobrobytu, to przynajmniej funduje mu się ubaw po pachy.
Obaj są od tej samej solidarnej z Zachodem mamusi. Pławią się w rządowym luksusie. Chlubią się hrabiowskimi tytułami i dumni są ze swych jarmułek. Stanowią dwa elementy tej samej układanki w Grupie Trzymającej Władzę.
Genealodzy dopatrzyli się nawet, że wespół z towarzyszem Jaruzelskim wywodzą się z tego samego ludu biorącego początek gdzieś w okolicach Jerusalem. A ostatnio poszli jeszcze dalej w grzebaniu, w ich życiorysach i przytaczają korzystnie dla obu potentatów koneksje rodzinne, co wzmacnia ich atuty wyborcze, bowiem dowodzi, że wywodzą się od samego Karola Wielkiego.
Tłumaczy się to z ichniego na nasze Karol der Grosse. Urodził się onże w okolicach 742 roku pne. Miał 192 cm wzrostu i znacznie przewyższał nim naszych kandydatów.
Der Grosse miał pięć żon i dziesięcioro dzieci z prawego łoża. Taką samą ilością progenitury obdarzył także lewe łoże. Nasi naukowcy nie wskazują wprost, z którego łoża biorą początek nasi kandydaci, by nie czynić im przedwyborczych wstrętów. Karolek był wielki i jako król przewodził Frankom. Jego królestwo obejmowało bez mała całą Europę i stanowiło przeciwwagę dla znanego z terroryzmu Bizancjum.
Teraz już jest jasne, że jakiś tam Napieralski ze Szczecina od tatusia, co to był instruktorem w KW Naszej Partii ma zapewne korzenie od azjatyckich Kałmuków i żadną miarą nie może się równać z kandydatami umocowanymi korzeniami w rodzinie samego Karola Wielkiego. Lepszej wizytówki europejskości nie można było wystawić naszym bratankom a nasza wyobraźnia historyczna nie sięgała tak głęboko w mroki przeszłości. Stąd już jest w pełni zrozumiała miłość bratanków do kultury śródziemnomorskiej i Europy Zachodniej i ciągła skłonność do brania udziału w antysocjalistycznych i antyludowych rokoszach, w których zazwyczaj ich przodkowie w Polsce rej wodzili. Szczególnie na względzie mamy znanego w onym czasie rokoszanina, niejakiego Andrzeja Męcińskiego z Kurozwęk. Znanym jest także powszechnie “arcyzdrajca” Hieronim Radziejowski, który sprowadził Szwedów do Polski.
Miejmy nadzieję, że tak dramatyczne losy nie będą oczekiwać naszych umiłowanych bratanków, ponieważ ich solidarni towarzysze podjęli już je w 1989 roku i Polska na przestrzał i otworem stoi dla przepływu obcego kapitału i okresowego oraz zmiennego stacjonowania obcych wojsk tym razem już miłych sercom eurooptymistów.
Ja, co prawda, wolałbym aby kandydaci udokumentowali swoje słowiańskie koneksje z Piastem Kołodziejem. Ponieważ mają oni jednak genetyczną niechęć wobec józefowej stolarki i piastowego kołodziejstwa są więc oni dla mnie rasowymi prawicowcami,
u których ja za kmiecia robił nie będę. Mogą więc oni dąć w swoje surmy szczerozłote na zwycięstwo i ochotę, a ja i tak sercem z Konopnicką i Jankiem Muzykantem pozostanę.
Wypada jednak na koniec zauważyć, że Jarek solidnie Bronkowi przyłożył w ostatnim sparringu i wyspecyfikował temu politycznemu picerowi jak pięknie głosował w sejmie przeciw własnemu narodowi. I tak to runął mit Bronka dobroczyńcy.
Ja osobiście byłbym szczęśliwym gdyby obaj panowie wykazali swą miłość ludowi polskiemu, a nie zaś jego elitarnemu wrzodowi.
My tu sobie gadu, gadu a sprawa tak czy inaczej pozostanie w solidarnej rodzince.
Niech żyje solidarność bogatych, a my biedni bez haseł radę sobie damy. Wasz upadek może wam doskwierać, a nam już nic nie grozi, jesteśmy na poziomie…bezpieczeństwa.
Za: http://cyklista.wordpress.com/