Na łamach prasy i specjalistycznych, branżowych mediów trwa płacz, że Niemcy blokują budowę gazoportu w Świnoujściu. Oficjalnie- używając retoryki rodzimych „europejczyków”- „naszym najlepszym adwokatom w UE” chodzi o troskę o środowisko naturalne i rzekomo negatywny wpływ gazoportu na nie, a nieoficjalnie gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze, a konkretnie o interes Niemiec. Po prostu gazoport w Świnoujściu może stać się konkurencją dla niemiecko- rosyjskiego projektu Nord Stream.
Płaczą więc dziennikarze, płacze część polityków i utyskuje na Niemców. A oni po prostu nie robią nic innego jak pilnują swojego interesu narodowego. Nie po to zainwestowali w rurkę pod Bałtykiem, nie po to najwyższe czynniki władzy w Niemczech i ich dyplomacja ciężko pracowały na to, aby wschodni sąsiedzi, czyli Polacy mieli im doskonały interes gazowy popsuć. Bez skrupułów więc torpedują politycznie polski projekt gazowy.
Jednakże nie Niemców należy winić za to, co się dzieje, bo to jest tak, jakby do wielbłąda mieć pretensje, że jest garbaty. Pretensje należy mieć tylko i wyłącznie do polskich polityków i to bez względu na opcję. Wszak nie trzeba było być ekspertem, aby przewidzieć, że projekt budowy gazoportu w Świnoujściu jest złym pomysłem z jednego prozaicznego powodu: za blisko Niemiec i ten projekt może być narażony na próby utrącenia go z ich strony. I tak się stało.
„(…)Dlatego w kontekście bezpieczeństwa energetycznego Polski należy powrócić do koncepcji gazociągu Jamał II. Natomiast na wypadek gdyby wystąpiły polityczne turbulencje na linii Warszawa- Moskwa i skutkiem tego wstrzymano by dostawy gazu należy mieć zabezpieczenie energetyczne. To zabezpieczenie energetyczne powinno być zapewnione poprzez sprowadzanie gazu skroplonego i ropy z Kuwejtu (strefa wpływu USA) w gazowcach i tankowcach wyprodukowanych w polskich stoczniach, co powinno skutkować zintensyfikowaniem współpracy gospodarczej z Kuwejtem, choćby poprzez wykorzystanie floty w trakcie pokoju energetycznego. (…)Warto podkreślić rolę transportu morskiego w dostawach surowców energetycznych. Można założyć w oparciu o kierunki działań potentatów energetycznych, iż nastąpi znaczący wzrost transportu morskiego gazu i ropy. Naturalną konsekwencją tej strategii jest budowa gazoportu w środkowej części polskiego wybrzeża z uwzględnieniem uwarunkowań zapewniających bezpieczeństwo infrastruktury, ludności i ekosystemu. Budowa gazoportu, to jedna z najważniejszych dla bezpieczeństwa energetycznego kraju inwestycji. Zapewnia dywersyfikację dostaw importowanych surowców energetycznych, co pozwala na nieprzerwaną pracę systemu energetycznego kraju w przypadku przerwania dostaw z jednego źródła. (…)Należy podkreślić, że w strategii polskiej ze względów bezpieczeństwa gazoport nie powinien być uplasowany ani w Świnoujściu, ani w Gdańsku, ale w środkowej części polskiego wybrzeża w bezpiecznej odległości od dużych aglomeracji miejskich. Zapewnienie stabilności dostawy gazu i innych surowców energetycznych i zarazem zerwanie z monopolizacją dostaw, to podstawa do zapewnienia rozwoju gospodarczego Polski. Gazoport ma dawać możliwość nie tylko importu gazu, ale i jego eksportu w różne części świata. Jest to logiczne, albowiem nasz kraj jest w takim położeniu geopolitycznym, które musi być maksymalnie wykorzystywane z korzyścią dla polskiego interesu narodowego i Skarbu Państwa. Niemcy i Europa Zachodnia muszą uznać fakt, że to Polska jest krajem tranzytowym pomiędzy Eurazją a Europą”.
Ostrzegano więc naszych polityków grubo ponad dwa lata temu o możliwości prób utrącenia budowy gazoportu w Świnoujściu i jasno sugerowano, że gazoport powinien być budowany w środkowej części polskiego wybrzeża właśnie ze względów bezpieczeństwa przeprowadzenia projektu. Politykom albo nie chciało się czytać, albo…no właśnie…robili wszystko, aby Niemcom ułatwić storpedowanie polskiego projektu. Tę analizę dostał także poseł PiS Joachim Brudziński, który wówczas jakoś nie wykazał zainteresowania zabezpieczeniem polskiego interesu, a teraz wielce się napina i grzmi na Niemców. Rychło w czas obudził się jaśnie pan śpiący królewicz z PiS. Oprócz pyskowania na Niemców (którzy tylko i wyłącznie pilnują swojego interesu narodowego) posłowie PiS gardłują także na PO. Dlaczego więc żaden z posłów PiS wówczas nie zdobył się chociaż na interpelację poselską odnośnie niebezpieczeństwa budowy terminalu gazowego w Świnoujściu? Teraz, gdy mleko się rozlało politycy PiS kreują się na wielkich obrońców polskiego interesu.
Podobnie zachowują się media związane z Radiem Maryja. Cytowana wcześniej analiza ponad dwa lata temu trafiła do redakcji „Naszego Dziennika”, do „Radia Maryja” (podobnie jak do wszystkich największych mediów w Polsce) i osobiście, do rąk własnych otrzymał ją prof. Jerzy Robert Nowak brylujący na antenie toruńskiej rozgłośni. Ów profesor miał ponad dwie godziny referowany ten problem (nie tylko w kontekście gazoportu). Czy którekolwiek medium związane z koncernem ojca Tadeusza Rydzyka podjęło wcześniej temat? Nie. Dla nich tematu wówczas nie było, gdy był jeszcze czas, aby przeciwdziałać negatywnemu rozwojowi wydarzeń. Teraz, gdy mleko się rozlało biadolą nad „złymi Niemcami” jak chociażby w artykule Małgorzaty Goss „LNG na torze przeszkód” (Nasz Dziennik 03.09.2010). Taka jest prawda o rzekomo patriotycznych mediach ojca Rydzyka. Takich przykładów odnośnie mediów toruńskich można mnożyć bez liku.
Tak więc zarówno PiS jak i środowisko związane z ojcem Rydzykiem powtarzają stary numer pokazowy: nie reagują gdy trzeba i jest ku temu czas, a później gdy mleko się rozleje, to odgrywają rolę zatroskanych o los Polski patriotów, a naiwny elektorat i słuchacze RM połykają to jak pelikany. Między innymi z tego powodu nie ufam poczynaniom oraz słowom ojca Rydzyka i dlatego też nie byłem głosować w wyborach prezydenckich w drugiej turze, bo PiS w kwestiach strategicznych i faktycznych, realnych działaniach w niczym nie różni się od PO, SLD i PSL. Szkoda zelówek w moich butach, aby chodzić głosować na kogokolwiek z tej bandy czworga.
Jednakże torpedowanie gazoportu w Świnoujściu przez „naszych najlepszych adwokatów w UE” ma jeszcze jeden bardzo istotny wymiar. Otóż obnażyło naiwność tych, którzy twierdzili i nadal twierdzą, że nasza obecność w Unii Europejskiej da nam bezpieczeństwo (także geoekonomiczne) w postaci „europejskiej solidarności”. Nic takiego jak „europejska solidarność” de facto nie funkcjonuje. Jest brutalna walka o interesy, a dowodem tego jest wspólny gazowy projekt Niemiec z państwem spoza UE- z Rosją. Nie ma czegoś takiego jak zjednoczona Europa. To tylko mit i pusty slogan dla naiwnych czytających „Gazetę Wyborczą” i szprycujących się „Szkłem kontaktowym”.
W Unii Europejskiej pomimo tego, że panowie eurokraci przed kamerami poklepują się po ramieniu, to jest jak w życiu- obowiązuje hasło: śmierć frajerom, czego dowodem jest niemiecko- rosyjski Nord Stream i polityczne torpedowanie przez Niemców polskiego gazoportu w Świnoujściu. Po raz kolejny naród polski otrzymał od Berlina lekcję polityki realnej. I dopóty ten naród będzie wybierał polityczne gangi spod znaku PO, PiS, SLD i PSL, to nadal będzie takie lekcje dostawał. Wszak jak mówi mądre staropolskie powiedzenie: jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz.
Amator
Za: http://amator.blog.onet.pl/