Zbliża się kolejna rocznica ataku na World Trade Center. Będziemy świadkami festiwalu ochów i achów nad walką USA z terroryzmem islamskim. Oczywiście „jedynie słuszna” optyka jest taka: dzielne USA własną piersią bronią cywilizowany świat przed islamskim terroryzmem. Pikanterii dodaje temu fakt, że rozgorzała dyskusja wokół koncepcji wybudowania meczetu w pobliżu miejsca gdzie stały wieże WTC. Niektórzy twierdzą, że postawienie meczetu w tym miejscu byłoby pluciem w twarz ofiarom ataku na WTC i całemu amerykańskiemu społeczeństwu. Takie głosy są także popularne na blogach.
Osobiście bawi mnie święte oburzenie blogerów, że ktoś śmie postawić meczet w pobliżu miejsca gdzie było WTC, bowiem obserwując politykę realizowaną przez władze USA od kilku dekad można śmiało pokusić się o stwierdzenie, że przyjmując tę retorykę i optykę postrzegania relacji USA- radykalny Islam, to rządzący Stanami Zjednoczonymi permanentnie plują w twarz swojemu społeczeństwu (i nie tylko swojemu). Wszak nie jest żadną tajemnicą, że już w czasie interwencji ZSRR w Afganistanie rząd USA poprzez CIA przeznaczył na pomoc dla mudżahedinów w trwającej blisko 10 lat wojnie 3 mld USD. Rozstrzygające dla przebiegu wojny okazały się przede wszystkim dostawy od 1986 r. najnowocześniejszych rakiet obrony przeciwlotniczej typu Stinger, dzięki którym mudżahedini dziesiątkowali radzieckie śmigłowce.
Oprócz dostaw uzbrojenia dla walczących z siłami zbrojnymi ZSRR mudżahedinów, ważną częścią operacji CIA podczas antyradzieckich walk w Afganistanie było prowadzenie działań PSYOPS (psychological operations), które miały wpływać na postrzeganie tej wojny przez światową opinię publiczną. Ponieważ w Waszyngtonie uwagę światowej opinii publicznej starano się kierować na Afganistan, CIA przekazała mudżahedinom około tysiąca wideokamer. Jednocześnie w Pakistanie założono szkołę dziennikarską dla Afgańczyków. Działała pod nadzorem Agencji Informacyjnej Stanów Zjednoczonych. W Afgańskim Centrum Środków Przekazu (Afghan Media Resource Center- AMRC) mudżahedini uczyli się medialnego rzemiosła. Waszyngton zaopatrywał ich w niezbędne materiały, ale później- tak jak przy dostawach broni- kiedy się usamodzielnili, opowiedzieli się po stronie radykalnych islamistów i dbają dziś o ich wizerunek medialny na świecie. AMRC w Islamabadzie w ciągu kilku miesięcy po założeniu zdążyło swych uczniów zaprzysiężyć do „świętej wojny” z niewiernymi.
Po zakończeniu Zimnej Wojny wbrew pozorom nadal trwał romans USA z mudżahedinami i radykalnymi islamistami- tym razem na Bałkanach, które były jednym z geostrategicznych celów Stanów Zjednoczonych. Bill Clinton oraz przyszły wiceprezydent w jego administracji Al Gore już w trakcie prezydenckiej kampanii wyborczej i na jesieni w 1992 r. nawoływali do zniesienia embarga na broń dla bośniackich Muzułmanów. Później doszło do systematycznych dostaw broni dla islamistów ze strony USA. Tę sprawę dziennikarze śledczy zajmujący się tym zagadnieniem nazwali „Bosniagate”. Skąd latały samoloty z bronią dla islamistów bośniackich? Z Iranu! Tak, tak…tego „złego”- według obecnej amerykańskiej propagandy- Iranu. I wówczas jakoś Amerykanie nie widzieli problemu, że masowo przybywający na Bałkany w celu walki z chrześcijańską, prawosławną Serbią radykałowie islamscy rosną w siłę. Jurgen Elsasser- niemiecki dziennikarz śledczy zajmujący się tą kwestią twierdzi, że według raportu jednej ze służb wywiadowczych z którym miał okazję się zapoznać wartość broni dostarczonej wówczas islamistom przez USA szacuje się na „między 500-800 mln USD” (Jurgen Elsasser- „Jak dżihad przybył do Europy”, str. 107, Warszawa 2007).
Należy podkreślić, że nie tylko USA współpracowały z islamskimi terrorystami, ale także Niemcy, które były zainteresowane osłabieniem Serbii i wzmocnieniem pozycji Chorwacji i Słowenii. Brylowała tutaj szczególnie BND- niemiecka Federalna Służba Wywiadowcza. Otóż magazyn pierwszego programu niemieckiej telewizji publicznej ARD „Monitor”, doniósł w lutym 1997 r., że BND wysłała do zachodniobośniackiej enklawy Bihar transporty amunicji pod przykrywką „pomocy humanitarnej”. Według niemieckich dziennikarzy odpowiedzialny za to był szef wywiadu Południe- Wschód BND o nazwisku Smidt, który nosił kryptonim operacyjny „Sandmann”. Podlegający mu referat 12D prowadził wszystkich agentów na Bałkanach. Część agentury BND wykorzystywała do celów szpiegowskich i przemytu broni swoją pozycję jako współpracowników misji obserwacyjnej Unii Europejskiej na terenie objętym wojną (European Community Monitoring Commission-ECMC). Np. niemiecki szef delegacji ECMC Christoph von Bezold osobiście brał udział w transportach broni, deklarowanych jako…dostawy mleka w proszku. Immunitet dyplomatyczny gwarantował mu w tym procederze niezakłóconą swobodę przemieszczania się. Zresztą niemiecki MSZ potwierdził, że von Bezold pracował również dla BND. Z kolei współpracownik von Bezolda niejaki Peter Strauss, który był przedstawicielem ECMC w Zagrzebiu przemycał pieniądze i broń dla Muzułmanów.
Pamiętajmy: ci ludzie łamali embargo na dostawy broni, które Rada Bezpieczeństwa ONZ nałożyła na obszar całej byłej Jugosławii. Ot, mamy przykład USA i Niemców- jak w praktyce szanują prawo międzynarodowe i jak przestrzegają reguł cywilizowanego świata. Giganci hipokryzji z tych Niemców. Ich prasa i eurodeputowani z tego kraju na forum Parlamentu Europejskiego tak lubią pouczać Polskę co jest „demokratyczne i europejskie” a co nie jest. Tymczasem sami w najlepsze podkręcali regularną rzeź i ludobójstwo na Bałkanach. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że są w Polsce zakompleksieni „europejczycy” wobec Niemców i całej Europy Zachodniej, którzy te połajanki biorą za dobrą monetę.
Wracając do tematu, to oficjalna propaganda pod batutą USA w mass mediach grała melodię zatytułowaną „Serbowie to mordercy”. Tymczasem prawda jest taka, że Muzułmanie, którzy otrzymywali od USA wsparcie byli jeszcze gorsi, no ale przecież powszechnie wiadomo, że tam gdzie są interesy Stanów Zjednoczonych tam jest samo dobro i nieskazitelne, szlachetne czyny w obronie praw człowieka i demokracji (a jakże!).
Magazyn „Slobodna Bosna” opisywał co wyprawiali mudżahedini na Bałkanach z Serbami. „(…) Ludzie z komanda egzekucyjnego nie tylko fotografowali egzekucje, ale je też filmowali i montowali z nich materiały propagandowe dla zagranicznych sponsorów. Kopię taśmy z rytualną rzezią wysłano potem w prezencie prezydentowi Aliji Izetbegoviciowi. Więźniów trzymano w owczarni i mordowano dla zabicia czasu. Całymi dniami nie dostawali jedzenia ani wody, tak że mieli halucynacje z wycieńczenia. Dawano im noże i rozkazywano, żeby zabijali się nawzajem. >Jeśli ty go nie zabijesz, ja zabiję ciebie<- mówili mudżahedini półoszalałym mężczyznom, którzy potem rzucali się na siebie z nożami. Kiedy ranni padali na ziemię, mudżahedini ścinali im głowy toporem lub piłą łańcuchową, a tych, którzy żyli, zmuszali do całowania ściętych głów, które potem nadziewano na pnie drzew” (Suzana Andjelic- „Uragan95” i mudżahedini, „Slobodna Bosna”, Sarajewo, 13 września 2001). Niemiecka żona jednego z mudżahedinów była naocznym świadkiem wielokrotnej egzekucji jesienią 1995 r. we wsi Guca Gora w pobliżu Tuzy. „Obok klęczącego mężczyzny rozpoznałam Szacha Abu Abd al-Ahmeda al- Masriego, przywódcę mudżahedinów. (…) Po szybkim ruchu klęczący mężczyzna padł na ziemię, coś przeleciało w powietrzu. To była jego głowa” (Doris Gluck- „Mundtot. Ich war die Frau eines Gotteskrieger”, str. 109, Berlin 2004). Z kolei inny film propagandowy nakręcony przez mudżahedinów, który był wykorzystywany do zbiórki pieniędzy na „świętą wojnę” w krajach Islamu zdobył tygodnik „Der Spiegel”: „Widać kilku mudżahedinów, którzy ścinają głowy trzem Serbom i grają nimi w piłkę nożną” (Dominik Cziesche- „Ihr Musset lernen, mit uns zu leben”, Der Spiegel, nr 13/2004).
W lipcu 1996 r. z USA do Sarajewa, w ręce islamistów trafiło m.in. 100 rakiet typu ziemia- ziemia, 45 czołgów, 80 transporterów opancerzonych i 15 śmigłowców. W styczniu 1997 r. w amerykańskim Kongresie przegłosowano rezolucję w której znajduje się stwierdzenie, że Clinton przyczynił się do „przekształcenia Bośni w wojskową bazę islamską” (US Congress, Report „Clinton- Approved Iranian Arms Transfers Help Turn Bosnia into Militant Islamic Base, 16 stycznia 1997; www.senate.gov/rpc/releases/1997/iran.htm). W tym kontekście warto zacytować także fragment raportu śledczego Holenderskiego Instytutu Dokumentacji Wojny (NIOD) odnośnie wojny na Bałkanach, który opublikowano w kwietniu 2002 roku: „Mamy tu całą historię tajnego sojuszu między Pentagonem a radykalnymi grupami islamskimi ze Środkowego Wschodu, które wspierały bośniackich Muzułmanów- niektóre z tych grup są tymi samymi, które w tej chwili Pentagon zwalcza”.
Pieniądze dla islamskich organizacji na Bałkanach zbierane były przez różnego rodzaju organizacje islamskie i fundacje. Jak podsumowała amerykańska ekspertyza Center for Security Policy pomoc królewskiego dworu Arabii Saudyjskiej (a więc strategicznego sojusznika USA na Bliskim Wschodzie) dla organizacji islamistycznych w Bośni od 1975 r. do 2003 r. wyniosła 70 miliardów USD. Z kolei organizacja Al- Haramayn założona w 1992 r. przez saudyjskiego ministra ds. religii Saleha bin Abdal- Aziza Szacha rozdziela na cały świat (łącznie z Bałkanami) poprzez 50 oddziałów swojej organizacji 50 mln USD rocznie. Jednakże organizacją, która przekazała największe pieniądze dla islamistów w Bośni jest Wysoki Komitet Pomocy dla Bośni i Hercegowiny.
W tym kontekście warto zwrócić uwagę na słowa Johna O’Neill’a, byłego koordynatora ds. zwalczania terroryzmu w USA, swego czasu człowieka nr 2 w FBI. Otóż ten człowiek, który zajmował się ściganiem Al-Kaidy i zjadł zęby na sprawach Arabii Saudyjskiej powiedział: „Największą przeszkodą w śledztwach przeciwko terrorystom były interesy amerykańskich koncernów naftowych i rola Arabii Saudyjskiej”.
W pierwszym Raporcie ze śledztwa komisji służb specjalnych USA ws. 11 września, który został opublikowany w lipcu 2003 r., z 800 stron poddano cenzurze 28, które dotykały kwestii Arabii Saudyjskiej. Wszak nie jest żadną tajemnicą, że elity kapitałowe Arabii Saudyjskiej i USA są ze sobą splecione. Kluczową personą w tych powiązaniach jest niejaki Chalid bin Mahfuz, który jest jednym z najbogatszych ludzi na świecie i ma bardzo bliskie kontakty z dworem królewskim w Rijadzie oraz elitami USA, Osamą bin Ladenem, a także…z rodziną Bushów.
Amator
Za: http://amator.blog.onet.pl/
W imieniu USA pomoc wojskową oraz szkolenia dla islamistów na Bałkanach prowadziła amerykańska firma wojskowa MPRI, która obok Blackwater i DynCorp jest największą tego typu firmą na świecie. MPRI założyło w 1987 r. ośmiu emerytowanych oficerów amerykańskich wysokich rangą. Personel MPRI jest doprawdy imponujący. Otóż w swoich kartotekach personalnych MPRI posiada 340 emerytowanych generałów US Army, z których 22 najlepszych zatrudnionych jest na umowę. Największe zlecenia ta firma otrzymuje od Pentagonu. Roczne obroty MPRI przekraczają 100 mln USD, a sama firma na swoich stronach internetowych otwarcie przyznaje, że „wspiera amerykański Departament Obrony i dzieli się z nim swoim doświadczeniem”.
Działania MPRI w zakresie wspierania mudżahedinów polegały m.in. na: przyjmowaniu do własnych obozów szkoleniowych napływających od 1992 r. do Bośni mudżahedinów, złamanie embarga nałożonego przez ONZ i przekazywanie broni dla islamistów. MPRI skoncentrowała zdemilitaryzowanych po podpisaniu porozumienia pokojowego w Dayton mudżahedinów w nowych obozach, częściowo w Albanii i wyszkoliła ich w Turcji na oficerów. Z Turcji MPRI przerzucała ich do walk w Kosowie, a potem z Kosowa do Macedonii. Specjaliści z MPRI w 2001 r. brali udział w walkach u boku mudżahedinów w Macedonii. W Kosowie to nie było konieczne, bo wsparcia islamistom udzieliło całe NATO.
W tym kontekście warto przytoczyć słowa Yossef’a Bodansky’ego, specjalisty ds. antyterroryzmu Senatu USA, które powiedział w październiku 2004 roku: „W Bośni istnieje siatka terrorystyczna składająca się z różnych, dobrze wyszkolonych i związanych ze sobą ugrupowań, które bezpośrednio lub pośrednio podlegają Osamie bin Ladenowi” (AP, „US export believes Osama network active in Bosnia”, 24 października 2004).
Obok MPRI na Bałkanach działała wyżej wspomniana amerykańska firma wojskowa DynCorp. Po zawarciu porozumienia pokojowego z Dayton firma pomagała w stabilizacji sytuacji w Bośni i Hercegowinie. Wówczas doszło do ujawnienia skandalu jakim był udział pracowników DynCorp w procederze handlu ludźmi. Otóż kilku pracowników tej firmy kupowało, sprzedawało i wykorzystywało nieletnie kobiety jako seksniewolnice. Niektóre ofiary miały 13 lat. Sprawcy (podobnie jak ludzie z Blackwater w Iraku) nigdy nie zostali oficjalnie pociągnięci do odpowiedzialności, a jedynie odesłani przez DynCorp do USA. Zamiast nich zwolniono…dwóch innych pracowników, którzy donieśli o tym kryminalnym procederze.
Zresztą Bałkany są splotem ciemnych, kryminalnych interesów świata przestępczego i służb specjalnych. Obok portu Vlora z kryminalnej złej legendy słynie port Durresi, który jest najważniejszym portem przeładunkowym siatki przemytniczej działającej w basenie Adriatyku. Stacjonującym tam siłom NATO nie przeszkadza, że przemyt wszelkiego „towaru” od narkotyków po ludzi kwitnie w najlepsze. Największe zyski z tego procederu czerpie środowisko skupione wokół Sali Berishy, który w latach 1993-1997 był prezydentem Albanii. Tak na marginesie, jako ciekawostkę warto przypomnieć, że w latach 90. dobrymi relacjami z Berishą chwalił się ówczesny lider nieboszczki KPN Leszek Moczulski. Ten sam Moczulski, który w ostatnich wyborach wsparł Bronisława Komorowskiego. Wracając do tematu, to według ex- szefa albańskiego MSW Neritana Ceka Berisha w 1994 r. osobiście sprowadził do Albanii Osamę bin Ladena. Bin Laden miał się przedstawiać jako sponsor pewnej organizacji humanitarnej. Jeden z czołowych greckich dzienników „To Vima” podał, że „Bin Laden i talibowie intensywnie >inwestowali< w Bashkima Gazidede, ówczesnego szefa służb specjalnych Albanii i przewodniczącego związku muzułmańskich intelektualistów tego kraju” („To Vima”, Athen, 17 stycznia 1999).
Berisha z kryminalnego procederu w basenie Adriatyku po prostu czerpie wielkie korzyści. Dodatkowo jego wielkoalbańskie wizje w kwestii Kosowa pokrywają się z planami bojowników dżihadu. Reżim Berishy aż do upadku w 1997 r. był w ogromnym stopniu finansowany przez Niemcy. Ówczesny szef niemieckiego MSZ Klaus Kinkel oświadczył w lutym 1998 r., że rząd federalny „w ostatnich latach pomógł Albanii łączną kwotą miliarda marek. Żaden inny kraj nie (…) otrzymał od Bonn tak dużej pomocy rozwojowej na mieszkańca” (Frankfurter Allgemeine Zeitung, 9 luty 1998). W Tiranie siedzibę miała zarówno bliska CSU Fundacja Hansa Seidela, jak i związana z CDU Fundacja Konrada Adenauera. Jako kolejną ciekawostkę przytoczę fakt, że Instytut Studiów Strategicznych założony przez obecnego szefa polskiego MON Bogdana Klicha i który jest prowadzony przez jego żonę jest sponsorowany właśnie przez Fundację Adenauera. Wnioski co do tego procederu pozostawiam szanownym internautom. Wracając do kwestii, to Fundacja Adenauera- jak doniósł w marcu 1993 r. niemiecki magazyn telewizyjny „Monitor”- „pomagała w ustanowieniu prawa wyborczego mającego służyć Berishy” (za: Marcel Noir, Carlos Kunze- „Berishas Traum”, Junge Welt, nr 26, Berlin 1998). Utworzono także niemiecko- albański oddział wojskowy, który od 1996 r. jest częścią bośniackiego kontyngentu Bundeswehry. W samym 1995 r. przeprowadzonych zostało 14 wspólnych operacji wojskowych, a w 1996 r. ponad 20.
Niemieckim politykom bynajmniej nie przeszkadzało i nadal nie przeszkadza, że większość pieniędzy Berishy pochodzi z przestępczości zorganizowanej. Tolerancja polityków USA i Niemiec dla przestępczej działalności Berishy i jego ludzi doprowadziła do jego upadku spowodowanego załamaniem nieuczciwych finansów (tzw. piramid finansowych) w 1997 roku. Zaowocowało to tym, że bazy Partii Demokratycznej Berishy na obszarach graniczących z Jugosławią udostępniono tzw. Armii Wyzwolenia Kosowa (UCK), która parała się i nadal para przestępczością zorganizowaną, w której przemyt narkotyków, broni i kobiet do burdeli w Europie Zachodniej był i jest na porządku dziennym. UCK była dozbrajana m.in. bronią dostarczaną z albańskich baz wojskowych.
W lecie 1998 r. Chris Hedges na łamach „The New York Times” napisał: „(…) Posiadłość rodzinna Salego Berishy, który w zeszłym roku podał się do dymisji, stała się bazą UCK. (…) handel bronią, finansowany przez Albańczyków z Niemiec i Szwajcarii, wzmocnił pozycję popleczników Berishy. (…) Mr. Berisha traktuje walki w Kosowie jak świętą wojnę. (…) Dla niego >ród albański< zamieszkuje nie tylko Albanię, ale i Kosowo oraz zachodnią Macedonię, gdzie Albańczycy stanowią większość. (…) W tym samym czasie w tę i z powrotem odbywa się transport broni na bryczkach. Policjanci i miejscowi urzędnicy są albo skorumpowani, albo bezradni” (The New York Times, 10 czerwca 1998). W tym procederze uczestniczyły także niemieckie instytucje. Z audycji ARD „Monitor”: „Od 1990 r. rząd federalny dba o dobre stosunki z albańskimi służbami specjalnymi. Na albańskie tereny objęte kryzysem wysłano wyposażenie wojskowe o wartości 2 mln marek. Część sprzętu wojskowego miała się dostać w ręce rebeliantów”. Zaangażowany w tę operację pracownik komórki niemieckiego kontrwywiadu MAD powiedział „Monitorowi”, że akcji życzyła sobie „sama góra” („Monitor” 23 września 1998).
Krach finansowy w Albanii w 1997 r. na skutek „piramid finansowych” spowodował załamanie banków i spółek lokacyjnych. Sytuacja stała się dla tego kraju krytyczna. Albania rozpaczliwie potrzebowała pomocy finansowej. Londyński „Times” pisał: „Irańskie kręgi tajnych służb uważały Albanię za dojrzałą do akceptacji ekstremistycznego Islamu. Teherański plan był dwupoziomowy: Iran i jego islamscy partnerzy mieli przedstawić opinii publicznej konkretną koncepcję pomocy finansowej, która miała objąć banki i instytucje finansowe, przemysł, a także wiele organizacji humanitarnych. W ukryciu planowano natomiast stworzyć siatkę, której celem byłby rozwój bazy służb specjalnych. Pierwotna siatka z Bałkanów i Włoch miała w końcu pokryć całą Europę” (The Times, 22 marca 1998). Bank Islamski, którego centrala znajduje się w pobliżu pałacu prezydenckiego w Tiranie- jak twierdzi Norbert Mappes- Niedek, autor wyżej cytowanego artykułu w „The Times”- miał otrzymać „60 proc. swojego kapitału ze szkatuły Bin Ladena”. Po 1994 r. Bin Laden- według dziennikarzy śledczych zajmujących się tematem Bałkanów- był jeszcze dwa razy w Tiranie. W 1995 r. na zaproszenie Berishy odbyło się spotkanie, na którym opracowano podstawy dla logistycznego i finansowego wsparcia Al- Kaidy. Obok Bin Ladena i szefa służb specjalnych Gazidede w spotkaniu wzięli udział przywódcy UCK Hashim Thaci i Ramush Haradinaj.
Hashim Thaci, to człowiek, który ma na koncie nie tylko działalność o charakterze stricte terrorystycznym, ale zorganizowanie i kierowanie grupą przestępczą o nazwie „Grupa Drenicka”, która zajmowała się nielegalnym obrotem bronią, przemytem narkotyków i kobiet do burdeli w Europie Zachodniej. Z Hashimem Thacim bardzo ładne zdjęcia publicznie robili sobie później i serdecznie ściskali się ci, którzy wmawiają nam, że ich kraje dzielnie walczą z terrorem i stoją na czele koalicji antyterrorystycznej czyli czołowi politycy USA i Wielkiej Brytanii. Taka ładna fotka jest na Wikipedii pod hasłem „Hashim Thaci” na której widać jak Thaciemu ściska dłoń George Bush. Thaci już nie jest ściganym przez wymiar sprawiedliwości groźnym bandziorem i terrorystą. Thaci obecnie jest premierem Kosowa. Stał się „szanowanym, demokratycznym politykiem” i przyjacielem czołowych polityków zachodnich. Bo kto jest bandziorem i terrorystą, a kto jest przykładnym demokratą decydują „zachodnie demokracje”, politycy stojący na ich czele i usłużne im media. Ten kto jeszcze wczoraj był okrzyknięty terrorystą, jutro może stać się wzorowym „demokratycznym politykiem”. Wystarczy tylko, że jego działania wpiszą się w geostrategiczne cele USA.
Ateńska gazeta „To Vima” napisała także o pobycie Bin Ladena w Albanii w 1998 roku. Z kolei Interpol jest zdania, że w 1997 r. podczas zamieszek w związku z krachem finansowym w Albanii skradziono około 100 tysięcy paszportów in blanco. Alarmowały o tym media albańskie. „Gazeta Shqiptare” w lutym 1999 r. pisała: „Osama Bin Laden ma do dyspozycji tysiące albańskich paszportów” (Gazeta Shqiptare, Tirana, 25 luty 1999). W Tiranie zainstalowali się także ludzie z egipskiego Islamskiego Dżihadu. Znaleźli zatrudnienie m.in. w Islamic Relief Organization w Tiranie oraz w saudyjskiej organizacji „humanitarnej” Al- Haramayn.
Najwyższe czynniki państwowe USA atak na Afganistan i Irak oraz działania US Army w tych krajach uzasadniały „wojną z terroryzmem w imię światowego pokoju”. Warto przyjrzeć się, czy aby na pewno chodzi w tym wszystkim o walkę z terroryzmem i o pokój między narodami, bo wiele wskazuje na to, że jest to tylko wygodny slogan propagandowy mający na celu usprawiedliwienie działań USA w oczach światowej opinii publicznej. Jest to także element propagandowy ułatwiający przeprowadzenie operacji z arsenału socjotechniki propagandy zwany „produkowaniem przyzwolenia”.
Konserwatywny tygodnik „New Republic” napisał: „Obraz świata rządu Busha jest obrazem świata ludzi z przemysłu naftowego”. Wszak to właśnie amerykańskie koncerny naftowe wpompowały w kampanię prezydencką George’a Busha w 2000 r. ponad 33 mln USD. Poza Bushem w Białym Domu za jego kadencji zasiadało 20 lobbystów naftowych, a wśród nich takie „grube ryby” tego sektora gospodarki jak wiceprezydent Dick Cheney, który do 2000 r. był prezesem zarządu firmy Halliburton, największego na świecie dostawcy dla przemysłu naftowego. Na zakończenie pracy w Halliburton Cheney dostał od swojego pracodawcy bagatela 36 mln USD. Z kolei Condoleezza Rice była przed pracą w Białym Domu członkiem rady nadzorczej koncernu naftowego Chevron (tego samego, który wszedł na polskie łupki), a jeden z wielkich tankowców na jej cześć został ochrzczony imieniem „Condoleezza”.
Kto kontroluje ropę na Bliskim Wschodzie, ten kontroluje budżety wielu państw arabskich przede wszystkim Arabii Saudyjskiej i Iranu- kluczowych państw OPEC-u i najważniejszych aktorów tego regionu a tym samym może wpływać na ich politykę i podporządkować sobie inne, mniejsze kraje. Dla Iranu (czwarty producent ropy na świecie) dochody z eksportu ropy to 80 proc. wszystkich przychodów z eksportu i 40-50 proc. przychodów budżetu państwa.
Z kolei iracka ropa jest geoekonomiczną dźwignią nie tylko wobec Bliskiego Wschodu, ale także wobec Chin, Rosji i Europy, jak również Japonii, gdyby chciała się bardziej usamodzielnić (70 proc. japońskiego importu ropy pochodzi z Bliskiego Wschodu). To Bliski Wschód, Chiny, Rosja, Europa (Francja, Niemcy) i Japonia mają być „trzymane za gardło”.
Chiny dysponują tylko niewielkimi zasobami ropy i zależne są od jej importu, przede wszystkim z Bliskiego Wschodu. Według szacunków amerykańskiego Departamentu Energii w 2020 r. ok. 2/3 ropy wydobywanej w rejonie Zatoki Perskiej będzie szło do Azji, a ropa stamtąd będzie stanowić cztery piąte ropy importowanej przez Azję. W ciągu 20 lat popyt na energię w Azji podwoi się i stanie się ona największym centrum popytu na energię w świecie. Na Chiny z ich wielką liczbą ludności i rozwijającą się gospodarką przypadnie zasadnicza część tego popytu.
Azja ma wprawdzie wystarczające zasoby węgla, ale jej popyt na energię może zaspokoić tylko olbrzymi import ropy i gazu ziemnego. Chiny gorączkowo dążą do osiągnięcia bezpieczeństwa energetycznego. Wydały duże sumy na poszukiwanie ropy i gazu na swoim terytorium (Morze Południowo-Chińskie jest potencjalnym obszarem wydobycia ropy i już doszło tam do sporów w kwestii szerokości pasa przybrzeżnego), na kupno pól naftowych (np. w Indonezji) i innych urządzeń poza granicami, inwestują także w niekonwencjonalne źródła energii. Ale ropa z Bliskiego Wschodu jest dla Chin, które już dzisiaj są trzecim po USA i Japonii konsumentem ropy, podstawowym źródłem energii: import chiński z rejonu Zatoki Perskiej wzrośnie z 0,5 mln. baryłek dziennie w 1997 roku do 5,5 mln. baryłek dziennie w 2020 roku.
Chińska klasa rządząca zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że bez zapewnienia sobie bezpieczeństwa energetycznego Chiny nie zachowają gospodarczej stabilności, co z kolei stanie na przeszkodzie ich geopolitycznym aspiracjom, przede wszystkim jako regionalnego lidera w Azji, a potem jako samodzielnego aktora na światowej scenie politycznej. Wiedzą o tym doskonale także stratedzy w Waszyngtonie, którzy chcą kontrolować bazę energetyczną Chin na Bliskim Wschodzie i zapobiec umocnieniu więzi gospodarczo- politycznych pomiędzy tymi regionami, które byłyby korzystne dla obu stron, wzmacniałyby je politycznie i uniezależniały od USA. Ten sam cel chcą USA osiągnąć w przypadku Europy, która, aby zrealizować własne ambicje polityczne, musi mieć swoją bazę energetyczną nie podlegającą kontroli USA, a taką bazą jeśli chodzi o ropę, może być tylko Bliski Wschód. Alternatywą jest ropa rosyjska i rosyjski gaz, które na rynkach europejskich odgrywają dużą rolę.
Opanowanie złóż irackich nie służy tedy ani obniżeniu ani podwyższeniu ceny ropy, ale zdobyciu narzędzia, które pozwoli w zależności od sytuacji politycznej odpowiednio manipulować podażą a co za tym idzie ceną ropy po to, aby osiągnąć cele geopolityczne uznane w danym momencie za priorytetowe (kto ma ropę, ten ma władzę- tak uważają stratedzy w Waszyngtonie). Nie to, czy cena jest niska czy wysoka, jest najważniejsze, ale to, że USA pragną dla siebie zarezerwować prawo podjęcia ostatecznej decyzji, jaką ma być podaż i cena ropy. Móc trzymać rękę na kurku z ropą i kontrolować jej podaż przykręcając kurek lub go odkręcając w zależności od sytuacji, móc w sytuacjach krytycznych zamykać „śluzy” w przepływie ropy i ewentualnie odmówić dostępu innym- temu miała służyć wojna z Irakiem. Jest to zwornik całego systemu kontroli nad światowym wydobyciem i handlem ropą, dodany do kontroli militarnej szlaków morskich, cieśnin i przesmyków, która umożliwia kontrolę nad trasami tankowców z ropą. Ten system kontroli nie ogranicza się do mórz i oceanów, ale obejmuje również kontrolę nad lądowymi kanałami przesyłu ropy i gazu ziemnego. Dotyczy to w pierwszym rzędzie Azji Środkowej i Zakaukazia, gdzie nie przypadkiem w latach 90. USA stopniowo wzmacniały swoją obecność wojskowo- polityczną, i gdzie występuje wielowymiarowy splot geopolitycznych i geoekonomicznych interesów USA, Rosji i Chin.
W dawnych środkowoazjatyckich republikach sowieckich, w rejonie Morza Kaspijskiego miało znajdować się według wcześniejszych szacunków nawet 16 proc. światowych zasobów ropy. Eksperci różnią się w szacunkach zarówno jeśli chodzi o wielkość zasobów jak i ich jakość. Również problemy transportowe zmniejszają atrakcyjność ropy z tamtego regionu, co powoduje, że panująca tam po 1991 roku „gorączka ropy” zaczęła od 2000 roku nieco opadać. Ale i tak zasoby te są najprawdopodobniej drugie co do wielkości po Bliskim Wschodzie. Zatem dostęp do nich czyli kontrola nad nimi, to kontrola nad bardzo ważnym ogniwem światowego systemu energetycznego. Trudno też nie zauważyć, że Azja Środkowa jest szeroko otwarta na Syberię, która kryje w sobie rozmaite bogactwa naturalne.
Aby umożliwić transport surowców energetycznych na Wschód, wywołano wojnę w Afganistanie: w 1995 r. amerykańska firma Unocal zawarła z Turkmenistanem umowę o wartości 8 mld USD na eksport. Gaz miał być dostarczany za pośrednictwem rurociągu via Afganistan. Z tego powodu firma rozpoczęła następnie negocjacje z talibami, które przerwano jednak za rządów Clintona na skutek protestów ugrupowań broniących praw człowieka. W styczniu 2001 r. wznowiła je administracja Busha. Na spotkaniu 17 lipca 2001 r. w Berlinie delegacja USA mówiła o „możliwościach militarnych”, gdyby talibowie nie poszli na rękę Amerykanom, przede wszystkim w sprawie Bin Ladena. Dostali wybór między dywanem petrodolarów a dywanem bomb.
Z kolei rurociągi z Morza Kaspijskiego do Europy biegną przez tereny konfliktogenne na Kaukazie. Nie może tam zapanować spokój, jeśli mają się powieść plany USA. Do końca lat 90., to Moskwa miała kontrolę nad szlakiem zachodnim, którym transportowana jest ropa z Baku (Azerbejdżan) przez Dagestan i Czeczenię do rosyjskiego portu Noworosyjsk nad Morzem Czarnym. Jednak w 1999 r. pewne zachodnie konsorcjum otworzyło konkurencyjny rurociąg o podobnej przepustowości z Baku do Supsy na gruzińskim wybrzeżu Morza Czarnego- z pominięciem terytorium Rosji. Jednocześnie czeczeńscy secesjoniści przerwali rosyjski szlak zachodni, a kiedy Rosja wybudowała obejście przez Dagestan, w sierpniu 1999 r. spróbowali położyć swą rękę i na nim. Moskwa odparła atak- był to początek drugiej wojny czeczeńskiej. Tak więc działania islamskich radykałów są wykorzystywane przez USA do sabotowania rosyjskich rurociągów i inwestycji w Czeczenii, Dagestanie, Osetii Północnej i Inguszetii.
Interwencję w Afganistanie i „zmianę reżimu” w Kabulu trzeba widzieć w tym kontekście, jak również interwencję przeciw Serbii i „zmianę reżimu” w Belgradzie- celem było wejście polityczno- militarne na Bałkany, aby opanować strefę od Morza Czarnego do Adriatyku (Bułgaria-Macedonia-Albania), gdzie przebiega trasa transbałkańskiego rurociągu z bułgarskiego Burgas do portu Vlora na albańskim wybrzeżu Adriatyku, i zamknąć zachodni kraniec korytarza transportowego znad Morza Kaspijskiego do Morza Śródziemnego. Brytyjczyk Michael Jackson, pierwszy dowódca oddziałów KFOR w Kosowie, stwierdził bezpośredni związek kwestii ropy naftowej z okupacją Bałkanów przez NATO: „Z pewnością zostaniemy tu na długo, żeby gwarantować bezpieczeństwo korytarzy energetycznych, prowadzących przez Macedonię” (cyt. za: Michel Collon, „Apres le Kosowo, la Macedonie”, okólnik e-mailowy z 15 marca 2001). Nie chodzi tylko o ropę, ale także o złoża gazu ziemnego w Azji Środkowej, przede wszystkim w Turkmenistanie, gdzie są trzecie co do wielkości (po Rosji i Iranie) złoża. Także inne republiki postradzieckie (Uzbekistan, Kirgistan, Kazachstan, Tadżykistan) dysponują dużymi zasobami gazu ziemnego. Zajęcie Afganistanu przez USA było m.in. podyktowane jego położeniem geograficznym jako potencjalnym miejscem tranzytu dla ropy i gazu ziemnego z Azji Centralnej do wybrzeży Morza Arabskiego i do Pakistanu. Kiedy w końcu lat 70. Rosjanie odkryli nowe złoża ropy naftowej w regionie Morza Kaspijskiego podjęli próbę opanowania Afganistanu, aby zbudować system rurociągów do przesyłu ropy przez Afganistan i Pakistan nad Ocean Indyjski. Wtedy rozpoczęła się trwająca 10 lat wojna radziecko- afgańska.
Zasoby ropy i gazu ziemnego w Azji Środkowej są daleko od mórz i oceanów i największym problemem jest transportowanie tych surowców na duże odległości. Gazociągi i rurociągi mogą iść albo przez Iran do Turcji i Europy, albo do Chin (zbyt duża odległość), albo przez Afganistan do Pakistanu i być może do Indii. Ważnym ogniwem jest Iran zarówno jeśli chodzi o ropę jak i o drugie co do wielkości złoża gazu ziemnego (po Rosji). Nic dziwnego, że Iran znalazł się obok Iraku w „osi zła”- idzie zarówno o jego własne zasoby ropy i gazu, jak o jego rolę jako terytorium tranzytowego dla gazociągów i rurociągów oraz ważne położenie geograficzne: Iran łączy (albo dzieli) oba naftowe regiony- w Azji Środkowej i w Zatoce Perskiej. Dopóki w Iranie nie nastąpi „zmiana reżimu”, USA nie będą chciały dopuścić do tego, żeby rurociągi czy gazociągi z Azji Środkowej przebiegały przez terytorium tego kraju. Ta geopolityka rurociągów i gazociągów (niezależnie od tego, jakie będą ich ostateczne trasy) jest ważna również dla zrozumienia motywów i celów akcji wojskowych podejmowanych przez USA.
Stany Zjednoczone poprzez interwencję w Afganistanie i umocnienie swojej obecności wojskowej w Azji Centralnej chciały i chcą pozbawić Rosję monopolu na transport ropy i gazu ziemnego, i osłabić jej wpływy w postradzieckich republikach na Zakaukaziu i w Azji Środkowej. Amerykanie są obecni w Gruzji, przez której terytorium przebiegałby rurociąg do portu Ceyhan w Turcji, w bogatym w ropę Azerbejdżanie, i w Armenii. Waszyngton chce zablokować Chinom niezależny tzn. nie kontrolowany przez USA dostęp do ropy i do gazu ziemnego. Od połowy lat 90. Chiny próbują realizować projekt rurociągu z rejonu Morza Kaspijskiego do Chin- z inicjatywy Chin uformowała się grupa tzw. szanghajska piątka- Chiny, Rosja, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan- potem dołączył jako szósty Uzbekistan. Ta inicjatywa została storpedowana w wyniku akcji w Afganistanie. Waszyngtonowi udało się również zablokować chińskie naftowe inicjatywy w Indonezji. Wreszcie Chiny zawarły kontrakty na różne projekty w ropie z Irakiem, Iranem, Libią i Sudanem. Akcja przeciw Irakowi była niejako zwieńczeniem amerykańskich wysiłków mających na celu uniemożliwienie Chinom zdobycie niezależnej bazy energetycznej dla swojej gospodarki.
Bałkany, Arabia Saudyjska, Irak, Iran, Afganistan, rejon Morza Kaspijskiego, Zakaukazie, Turkmenistan, Uzbekistan, Kazachstan, Tadżykistan, Kirgistan: w tym obszarze toczy się Wielka Gra o panowanie nad zasobami energetycznymi Eurazji i nad systemem energetycznym świata. Do tego dochodzi także zaangażowanie w Zachodniej Afryce, skąd, jak się przewiduje, USA będą w ciągu dekady importować 25 proc. całej ropy sprowadzanej z zagranicy- istotne jest tutaj, że instalacje wydobycia i przesyłu ropy są w bezpośrednim zasięgu amerykańskiej marynarki działającej na Atlantyku. USA naciskała też na Nigerię (szósty producent ropy na świecie), aby wycofała się z OPEC-u. Pojawiają się informacje, że Al-Kaida wspiera narodowe i plemienne konflikty w Afryce Zachodniej, co może być wstępem do przeniesienia tam „wojny z terroryzmem”. Może to dotyczyć również Algierii, Libii, Egiptu i Angoli- po Nigerii największych producentów ropy w Afryce.
„Wojna z terroryzmem”, która, jak kilka lat temu stwierdził ówczesny wiceprezydent Dick Cheney, „nie zakończy się za naszego życia” a której fragmentami są akcja NATO przeciw Serbii na Bałkanach oraz działania militarne US Army w Afganistanie i Iraku, jest wojną o przejęcie kontroli nad wszystkimi pozostałymi jeszcze na naszej planecie rezerwami ropy naftowej i gazu ziemnego oraz ustanowienie amerykańskiego „petroimperium”. Zgodnie z mapą surowców energetycznych dokonywana jest dyslokacja żołnierzy, doradców wojskowych, baz i lotnisk, następują przesunięcia kierunków pomocy wojskowej, sprzedaży broni, transferu wyposażenia wojskowego itd.
Tak więc nie „wojna z terroryzmem” była jednym z głównych czynników determinujących atak USA na Afganistan i Irak. W dalekosiężnej strategii Waszyngtonu kontrola ropy nad Zatoką Perską połączona z przewagą w technologiach militarnych nad wszystkimi innymi głównymi państwami świata zagwarantuje supremację Ameryki na następne 50-100 lat. Dla osiągnięcia takiego celu warto było pójść na Bagdad i przelać trochę krwi. Jak wiadomo ropa jest gęstsza i- dla waszyngtońskich strategów- cenniejsza niż krew, która w przeciwieństwie do ropy jest surowcem odnawialnym.
Amator
Za: http://amator.blog.onet.pl/