Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Czas tuż po wyborach musi owocować w analizy i komentarze wyników. Wybory samorządowe, które mają specyficzny charakter, też takie rozmyślania powodują. Dziś nie można szukać nowych trendów na scenie politycznej. Te wybory utrzymały status quo pomiędzy głównymi partiami politycznymi w Polsce.

Najlepiej świadczącym elementem tych wyborów jest frekwencja, która zbliżyła się do magicznej granicy 50%. We wszystkich województwach zwiększył się ten wskaźnik. Po raz kolejny jest ona wyższa na wschodzie kraju. Postawy obywatelskie w społeczeństwie wzrastają. Powoduje to wzrost świadomości społecznej po czasie komunizmu. Dziś nasz głos znaczy więcej. Nie powinno być dziwne, gdy już niedługo wybory lokalne będą konkurować pod względem frekwencji z tymi prezydenckimi. Ludzie co raz bardziej interesują się lokalną tematyką. A rozwój prasy lokalnej i innych mediów powoduje wzrost postaw obywatelskich.

Komentatorzy uważają, że te wybory są wyborami komitetów lokalnych. Przywołuje się tu sytuacje Komitetu Wyborczego Rafała Dutkiewicza w wyborach do sejmiku dolnośląskiego. Zbyt mało jednak jest przykładów, aby potwierdzić tezę o zmęczeniu partyjną polityką. Ludzie mają świadomość stabilności jaką niesie za sobą wybór przedstawicieli partii. Lokalne komitety bardzo często rozwiązują się, bo nie łączy ich wiele. Głównym czynnikiem spajającym jest tu znajomość członków, bądź jeden wyznaczony cel, który się kończy wraz z uzyskaniem satysfakcjonującego wyniku w wyborach samorządowych. Niestety należy mieć też świadomość słabości partii na poziomie lokalnym, gdzie miejscowi baronowie rozdzielają miejsca na listach i decydują o polityce partii w regionie.
Kolejną odpowiedzią na pytanie zadawane przed wyborami jest poparcie tezy o wprowadzeniu dwu kadencyjności władz wykonawczych w samorządach. Wyniki osiągane przez obecnych prezydentów, burmistrzów i wójtów odzwierciedlają  oczywiście poparcie społeczne, jednak układy towarzyskie i polityczne nie pozwalają na zaistnienie sprawnej opozycji, która mogłaby kontrolować władzę. Wielu włodarzy podporządkowuje sobie lokalne media, a wystąpienie przeciwko nim jest często końcem politycznej kariery opozycjonistów.

Analizowanie wyników partii trzeba rozpocząć od partii rządzącej. Platforma Obywatelska przed wyborami samorządowymi miała wyniki sondażowe bliskie 40% poparcia. W niektórych sondażach przeskakiwała PiS o ponad 15 %. W takiej sytuacji wynik trochę ponad 30% może być uznany za porażkę. Jednak zestawiając go z wyborami samorządowymi sprzed 4 lat oznacza blisko 5% wzrost. Nie da się tych wyborów bezpośrednio przełożyć na poparcie parlamentarne, ale na pewno dla PO wynik jest potwierdzeniem stabilności elektoratu. Nawet w wyborach, które nie zawsze są domeną Platformy. Czy można mówić o tym, że wyborcy pokazali partii Donalda Tuska żółtą kartkę? Tak, jeśli spojrzymy na wyniki w miastach, gdzie po za Warszawą, rządzący poważnie stracili od wyborów prezydenckich. Pokazuje to niezadowolenie elektoratu obrotowego. Ciężko jednak wróżyć, żeby w najbliższym czasie elektorat ten zasilił PiS, SLD czy dopiero co powstający ruch, wokół uciekinierów z PiS.

Drugie miejsce w tych wyborach tradycyjnie zajęło Prawo i Sprawiedliwość, które zdobyło podobną liczbę głosów do tej sprzed czterech lat, w momencie gdy sprawowało władzę. Dziś ten wynik potwierdza drugie miejsce na scenie politycznej Polski. Mimo oczekiwań, że te wybory będą klęską partii Jarosława Kaczyńskiego, tak się nie stało. Tak jak w przypadku Platformy, te wybory nie są ani zwycięstwem, ani porażką środowiska. Są utrzymaniem status quo. Jednak wynik Prawa i Sprawiedliwości mógł być lepszy, gdyby nie zamieszanie z politykami, którzy opuścili partie. Wynik ten jednocześnie utrudnia start stowarzyszeniu Polska jest najważniejsza. PiS ma szansę znów zbliżyć się do pleców Platformy Obywatelskiej i powalczyć z nią w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Do tego potrzeba zmiany języka i polityki, ale także przychylności środowisk metapolitycznych.

Jako trzecie analizować trzeba Polskie Stronnictwo Ludowe, choć nie wiadomo czy nie zostanie wyprzedzone przez Sojusz Lewicy Demokratycznej. PSL ma patent na samorządy. Wiadomo to po każdej próbie wyborczej. Głównym tego powodem jest oparcie ugrupowania na lokalnych liderach. Liderach od wielu lat znanych i zamontowanych w strukturach samorządowych. PSL-owi pomogło też zamieszanie w PiS. Partia ta nie może jednak liczyć na przeniesienie poparcia w wyborach do parlamentu, gdzie znika w medialnym przekazie. Wynik jest dobry i pozwala myśleć o współrządzeniu w większości samorządów wojewódzkich. Jednak jesienią 2011 roku dojdzie do trudnej dla PSL próby, która może się skończyć brakiem reprezentacji w parlamencie.

Najbardziej blado te wybory wyglądają w Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Partia zdobyła poparcie na poziomie PSL-u. Potwierdziła jednak swoje niekwestionowane miejsce na lewicy. Nikt inny z tej strony politycznej nawet nie zaistniał w społecznej świadomości. SLD jednak po raz kolejny słabnie. Wynik nie jest gorszy tylko dlatego, że wielu działaczy Sojuszu jest powszechnie znanych i ma swoje stałe poparcie. Kształtowanie przekazu jako alternatywy dla PO i PiS nie jest efektywne. SLD do przekroczenia 15% potrzebuje nowoczesnego przekazu, nie opartego na polaryzacji światopoglądowej.

Wybory te potwierdziły, że nie istnieje alternatywa dla obecnych w parlamencie partii politycznych. Scena jest ustalona. Polska demokracja stała się stabilna i wygląda już podobnie do scen Niemiec czy Francji. Apele o zabetonowaniu sceny nie są poważne, bo te cztery partie odzwierciedlają najlepiej systemy społecznych poglądów Polaków. Wybory samorządowe są tylko sparingiem przed przyszłoroczną elekcją do parlamentu. Jednak pokazują one preferencje partyjne i odpowiadają po części, jakie będą wyniki jesienią 2011 roku.

T.M.

Za: http://politykowanie.blog.onet.pl/