Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
„ Poeta pamięta... Spisane będą czyny i rozmowy”... Gdy do samochodu prezydenta Kaczyńskiego strzelano w Gruzji, marszałek Komorowski był uprzejmy zauważyć ironicznie, że „jaki zamach, taki prezydent”. Czy teraz marszałek Komorowski, kandydat na prezydenta, jest już usatysfakcjonowany jakością „zamachu”, czy już teraz docenia „jakość” tragicznie zmarłego prezydenta? Trzeba go o to pytać na spotkaniach wyborczych!
    Minister Sikorski, arcydemorkata-interncjonał, z iście europejskim wdziękiem był uprzejmy wyrazić się o opozycji po wygranych przez PO wyborach, że teraz pozostaje już tylko „Dorżnąć watahę”. Jeszcze za życia prezydenta Kaczyńskiego mówił o nim „były prezydent”...Hm. Miał jakieś przecieki?... Trzeba go o to pytać na konferencjach prasowych.Mantry klepane przez Niesiołowskiego „Kaczyńscy szkodzą Polsce” czy małpowanie Palikota nie zasługują nawet na splunięcie: tych nie warto pytać o nic...
   No i jeszcze ten Tusk, co to wolał w Katyniu osobno spotkać się z Putinem, niż razem z rodzinami katyńskimi i razem z prezydentem Polski oddać hołd ofiarom zbrodni ludobójstwa... Cóż, zawsze byłem zdania, że nauczyciel historii w szkole żeńskiej to górny pułap kompetencji Tuska.
   Voila: „czołówka” Platformy Obywatelskiej...
   Tymczasem mnożą się wątpliwości związane z katastrofą w Katyniu.
   Na dziś hipoteza, że spowodowały ją rosyjskie służby specjalne jest równie uprawniona, jak hipoteza o innych przyczynach katastrofy. Te hipotezę rozważa cała Polska, a jeśli o tym nie mówi się otwarcie w mediach to zapewne dlatego, że na razie dostały zezwolenie tylko na prawdziwe pokazywanie sympatii narodu do zmarłego prezydenta (trudno byłoby to ukryć...), ale obecna w mediach agentura czuwa nadal, by o tej hipotezie nikt nie pisnął ani słowa, a jeśli już komuś cos się „wymknie” – ten „oszołom”, a nawet „psychicznie chory”, jak już zdążyła zauważyć pewna wzięta „paniusia medialna”.
   Wydaje się nawet, że coraz więcej jest pytań i tajemniczych okoliczności tej katastrofy, niż jej wyjaśnień. A przede wszystkim oczywista jest już rosyjska dezinformacja medialna: najpierw samolot krążyć miał nad lotniskiem kilka razy, potem tylko dwa razy, wreszcie okazało się, że lądował od razu. Przy kiepskiej widoczności?... Musiał mieć albo dobrą widoczność, albo zaufał danym z rosyjskiej wieży kontrolnej. Jakie to były dane? Czy w ogóle podawano je załodze?...Słychać, że po sugestiach z wieży kontrolnej, by odlecieć na inne lotniska (więc zakłócić uroczystości...) – „łączności z wieżą już nie było”. Dlaczego?... Zaprzestano podawać namiary wysokości i odległości od pasa?... Sad wzięła się ta dziwna „mgła”, której nie było godzinę wcześniej, gdy lądował samolot z dziennikarzami, a potem jakiś „samolot wojskowy”?...Jakie to były „sygnały”, które „wisiały na drzewach” w lesie, w pobliżu lotniska? Kto je powiesił, a kto zdjął? Czy wiszą nadal?... Pokazano telewizji, że niektóre z tych lamp miały powykręcane żarówki...Potem rosyjskie media (przecież jeszcze mniej zlustrowane niż nasze...) nadmieniały o nieznajomości rosyjskiego przez polskich pilotów, wreszcie niemal powszechnie przyjęły tezę o „błędzie polskich pilotów”...
   Śmierdzi to o milę ukierunkowaną na Kremlu propagandą.
   Więc hipoteza o katastrofie spowodowanej przez rosyjskie służby jest jak najbardziej uprawniona, równie uprawniona, jak hipoteza o „wypadku”, i żadne inwektywy („oszołomstwo”, „ciemnogród”, „chorzy psychicznie”) nie powstrzymają rozsądnie myślących obywateli przed uwzględnianiem takiej właśnie hipotezy. A nawet – przede wszystkim takiej właśnie hipotezy.
   Zamach czy wypadek – jest faktem, że w kontekście politycznym ta katastrofa – podobnie, jak gibraltarska – dobrze przysłużyła się  polityce rosyjskiej i niemieckiej.
   Nastąpiła w chwili, gdy Amerykanie, pod presją rosyjską, wycofują się ze swej obecności w Europie środkowo-wschodniej, pozostawiając tę część Europy Berlinowi i Moskwie, dwóm strategicznym od kilku lat partnerom. Ich stosunek do Polski nie uległ radykalnie zasadniczej zmianie od czasów przedwojennych...
   Cios – czy to ze strony Losu, czy rosyjskich służb specjalnych – uderzył w tę polską formację polityczną, która jeszcze starała się włożyć nogę między  drzwi, właściwie zdradzona już także przez Amerykanów, którzy najpierw zachęcali Polskę do „aktywnej polityki” w Europie Wschodniej, a potem wycofali się nie tylko z „tarczy obronnej”, ale i wspierania Ukrainy czy Gruzji w przystąpieniu do NATO...
   Cios Losu, albo rosyjskich służb specjalnych, uderzył w tę formację polityczną, która – na kontrze do siuchty komunistów z lobby żydowskim przy „okrągłym stole” – próbowała budować ledwo zręby takiej polskiej państwowości, która broniłaby interesów polskich. Śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wybitnych postaci z jego kancelarii oraz znaczących polityków Prawa i Sprawiedliwości zlikwidowała za jednym zamachem (!) ten polityczny przyczółek, jaki niepodległościowa opozycja mozolnie, z uporem zbudowała po roku 1989.
   Ten przyczółek stawał się niebezpieczny dla wszystkich jego wrogów. Jak bardzo bali się umocnienia się tego przyczółka pokazuje właśnie owa brutalna propaganda, w iście stalinowskim stylu, jaka skierowano przeciwko braciom Kaczyńskim i PiS-owi, a do której najęto Palikotów, Niesiołowskich, Komorowskich, Tusków czy Sikorskich, polityków formatu kieszonkowego, reprezentujących formację, nazywaną powszechnie już na wstępie swej działalności „Kongresem Aferałów”, przy której „przechrzczeniu” na Platformę Obywatelską maczał palce sam generał Gromosław wraz z p.Olechowsim, co to był w „wywiadzie gospodarczym PRL”...
   Ten przyczółek stawał się bardzo dla nich niebezpieczny, gdyż – wbrew „sondażom na zamówienie” – wiedzieli dobrze, że przynajmniej od kilkunastu miesięcy rośnie szybko ciche, społeczne poparcie dla tego niepodległościowego przyczółka. Że – jeszcze trochę – a przegrają nie tylko wybory prezydenckie, ale i parlamentarne.
   „Targowica” i „mocarstwa ościenne” niebywale skorzystały na tej katastrofie, blokującej proces narastającego społecznego poparcia dla formacji narodowo-niepodlełgościowej.
   Ta potężna, niebywała w najnowszej historii manifestacja sympatii dla polityka, ś.p.prezydenta  (czytaj: nie tylko dla Jego osoby, ale dla jego orientacji politycznej) – ukazała prawdę o nastrojach społecznych, tę prawdę, którą Platforma Obywatelska z częścią SLD, prasą żydowską i „polskojęzyczną” starały się wcześniej za wszelką cenę ukrywać.
   Jeśli ta niebywała sympatia przełoży się na decyzje wyborców w najbliższych wyborach prezydenckich – polityczne straty formacji narodowo-niepodległościowej, spowodowane tą dziwnie podejrzaną katastrofą – mogą      być złagodzone. Możliwa będzie odbudowa niepodległościowego przyczółka w polityce polskiej, a może nawet – jak pokazały te miliony Polaków w dniach żałoby – jego umocnienie?
   Byłoby to prawdziwe „zwycięstwo zza grobu” tych, którzy zginęli.
   Trudno dziś powiedzieć, kogo Prawo i Sprawiedliwość wysunie jako kandydata na prezydenta. Czy będzie to Jarosław Kaczyński, czy Zbigniew Ziobro, czy kto inny. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że i nad Jarosławem Kaczyńskim zawisło poważne niebezpieczeństwo. Pamiętam przecież, że wkrótce po zamordowaniu prezydenta Johna Kennedy’ego w do dziś niewyjaśnionym zamachu – ofiarą kolejnego zamachu padł jego brat, minister sprawiedliwości – Robert Kennedy. Dyrektywa „Dorżnąć watahę”, sformułowana przez słynnego nie tyle chyba „światowca” co internacjonała, ministra Radosława Sikorskiego, nie jest jego oryginalnym pomysłem...
   Psy szczekają, karawana jedzie dalej... Niestety, tuż po katyńskiej tragedii nasz  polityczny obóz niepodległościowo-patriotyczny przypomina raczej karawan, niż karawanę. Ale ten przekraczający wszelkie wcześniejsze wyobrażenia, wielomilionowy orszak polskich żałobników niesie pewną nadzieję.
   Politycznym geszefciarzom  i grandziarzom z PO, ich pomagierom z komunistycznych wojskowych służb informacyjnych i nie zlustrowanym wazeliniarzom z „kontaktowych mediów” – jakby kto w pysk dał: tego się jednak nie spodziewali...
   Nie wątpię, że gdy minie czas żałoby i zacznie się czas kampanii – sięgną po jeszcze bardziej wyrafinowane metody propagandowej politgramoty, niż zaprezentowali dotąd. Aktor Daniel Olbrychski, recytujący z mdłą emfazą jakiś hołdowniczy, promoskiewski „adres”... Już sięgają?...
   Ale co tu prorokować, gdy najtrudniej być prorokiem we własnym kraju.

Marian Miszalski 
 

Za: http://marianmiszalski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=188&Itemid=13843843424