Jeszcze do połowy 1943 roku polskie ośrodki kierownicze w kraju i na emigracji nie były do końca przekonane przez kogo Polska będzie wyzwalana spod okupacji niemieckiej, czy przez aliantów zachodnich, czy przez wojska radzieckie. W pierwszych latach wojny sądzono, że o przyszłych losach Polski zadecydują działania militarne aliantów zachodnich, z którymi zsynchronizować zamierzano wspierające ich krótkotrwałe powstanie powszechne na całym terytorium państwa polskiego, ale rozpoczęte dopiero juz w momencie ostatecznej klęski Niemiec, w okresie ich dobijania.
Plan ten opracowany w Komendzie Głównej AK w 1940 roku przekazano jako Raport operacyjny w lutym 1941 roku do Londynu. Zmianę sytuacji militarnej po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej uwzględniał już Raport operacyjny nr 154 opracowany w 1942 roku, przesłany do Londynu na początku 1943 roku. W opracowanym natomiast dokumencie przekazanym władzom polskim w Londynie 28 lutego 1943 roku wprowadzony został już wariant powstania przesuwającego się strefami od wschodu, co było już odchodzeniem od koncepcji powstania powszechnego jako jednoczesnego na całym obszarze kraju. Wariant ten zakładał m. in. zwycięstwo ZSRR na wschodzie i wkroczenie wojsk radzieckich do Niemiec przez terytorium Polski. Taki rozwój sytuacji przewidywał gen. Sikorski już na początku 1942 roku. W Instrukcji osobistej i tajnej dla Dowódcy Krajowego z 8 marca 1942 roku stwierdzi, że gdyby ten wariant się sprawdził to przeciwstawienie się wojskom radzieckim nie ma żadnych szans powodzenia. Odbudowa państwa - pisze gen. Sikorski - i tworzenie Polskich Sił Zbrojnych w Kraju będzie mieć wówczas miejsce tylko przy wykonaniu z dobrej woli przez Rosję przyjętych zobowiązań oraz nacisku ze strony aliantów. Natomiast uważał że... wszelkie odruchy przeciw rosyjskie byłyby tu na Zachodzie niezrozumiałe, uznane za prohitlerowskie, a ze strony Rosji mogły być potraktowane jako pretekst do złamania umowy i okupacji kraju...
W przypadku tego wariantu załamywania się niemieckiego frontu na wschodzie, oddziały polskie miały wystąpić z bronią w ręku i rozbrajać Niemców, zapewnić warunki pracy administracji cywilnej mianowanej przez Delegata Rządu na Kraj. Gen. Sikorski zamierzał również doprowadzić do wkroczenia na terytorium Polski wraz z Armią Czerwoną Wojska Polskiego formowanego w ZSRR pod dowództwem gen. Andersa. Odpowiedzią na Instrukcję gen. Sikorskiego będzie meldunek z 22 czerwca 1942 roku wysłany do Londynu, w którym Komendant AK gen. Grot-Rowecki uważa, że przy wkraczaniu wojsk radzieckich do Polski podejmowanie walki zbrojnej przeciw Niemcom będzie niemożliwe, niecelowe i że należy jedynie uchwycić administrację Kraju przez Delegata Rządu ale nie ujawniać wojskowej konspiracji do czasu uzyskania potwierdzenia przez Moskwę istnienia Polski w granicach z 1939 roku. W przypadku wrogiego stosunku wkraczającej Armii Czerwonej miano skoncentrować siły przygotowywane do powstania na najdogodniejszym skrawku polskiej ziemi - na Pomorzu, nad Bałtykiem, utworzyć redutę, Polski Piemont mający łączność z Zachodem. Do meldunku Komendanta AK ustosunkowuje się gen. Sikorski przed odlotem do Waszyngtonu 26 listopada 1942 r. wskazując, że wszystko zależeć będzie od układu sił w końcowej fazie wojny ale w przypadku wkroczenia wojsk radzieckich na terytorium Polski w pogoni za Niemcami, podejmowanie z nimi walk byłoby szaleństwem jak również ukrywanie organizacji wojskowej, o której poinformowany jest rząd sowiecki, co doprowadzić może do jawnej walki Sowietów z Armią Krajową.
Na wypadek rozwoju tego wariantu sytuacji gen. Sikorski zalecił: przygotować ujawnienie w tym wypadku Armii Krajowej oraz przystąpienie do jej mobilizacji, manifestując w ten sposób swoją liczebność, suwerenność jak i swój pozytywny stosunek do Rosji Sowieckiej. Odpowiedni grunt dla tego rodzaju rozwiązań miał przygotować gen. Sikorski na arenie międzynarodowej. W depeszach do kraju z 28 lutego oraz 26 marca 1943 roku potwierdza, że powstanie powszechne na kresach wschodnich w sytuacji wkroczenia wojsk radzieckich do Polski i przesuwania na zachód w pogoni za Niemcami powinno zmienić swój charakter i przebiegać strefami. W przypadku natomiast pogorszenia stosunków z ZSRR to strefowe powstanie powszechne na kresach wschodnich należało uruchomić tylko częściowo, a przy wyraźnie wrogim stosunku ujawnić jedynie administrację cywilną, natomiast siły AK wycofać na zachód, w głąb Kraju. Na ogół realistyczne podejście gen. Sikorskiego do ZSRR i poinformowanie Kraju już po zerwaniu przez rząd radziecki stosunków dyplomatycznych z polskim rządem w Londynie w związku ze zbrodnią katyńską o tym, że będzie starał się doprowadzić do ponownego porozumienia, czego nie zdążył dokonać, gdyż nie podobało się to zwłaszcza środowiskom byłej sanacji współodpowiedzialnej za klęskę wrześniową, antagonizującej ciągle Polskę ze wschodnim sąsiadem, nawiązującej iluzoryczne układy militarno - polityczne z Zachodem i oczekującej na wykrwawienie się tzw. ,,dwóch wrogów”.
Nagła śmierć gen. Sikorskiego, osoby o znacznym autorytecie, którego przed grożącym mu niebezpieczeństwem w czasie podróży na Bliski Wschód ostrzegało wielu polityków, w tym w wystosowanym liście 11.05.1943 roku ministrowie: Marian Seyda i prof. Komarnicki, spowoduje wzrost wpływów politycznych na emigracji środowisk sanacyjnych przeciwnych porozumieniu z ZSRR, co w konsekwencji doprowadzi do przejęcia inicjatywy w sprawach polskich przez komunistów - środowisko lewicy krajowej. Po śmierci gen. Sikorskiego, premierem zostaje dotychczasowy wicepremier Stanisław Mikołajczyk, który próbuje kontynuować politykę swojego poprzednika, a Naczelnym Wodzem gen. Sosnkowski, bliski współpracownik Piłsudskiego, zagorzały przeciwnik porozumienia z ZSRR, ustępujący wcześniej ze stanowiska podsekretarza stanu na znak protestu przeciwko układowi Sikorski-Majski. Całkowicie odmienne, sprzeczne poglądy polityczne nowego premiera i Naczelnego Wodza doprowadzą do rozdwojenia polskiego ośrodka władzy oraz polskiej polityki zwłaszcza zagranicznej. Gen. Sosnkowski, dążąc do poderwania zaufania wobec premiera Mikołajczyka, uzna za bezwartościową Instrukcję dla Kraju rządu uchwaloną 27 października 1943 roku, w której opracowaniu sam uczestniczył, przewidującą nawiązanie przy pomocy sprzymierzonych stosunków z ZSRR, a w przypadku ich nie nawiązania po wejściu wojsk radzieckich - konspirację.
Według Instrukcji rozkaz do ewentualnych działań zbrojnych w Kraju, do powstania wydać miał nie Delegat Rządu, lecz rząd polski w Londynie ale po wcześniejszym uzgodnieniu tej sprawy z aliantami i w sytuacji, gdyby front wschodni zatrzymał się przed granicami Polski, a alianci zachodni weszli na tyle głęboko na kontynent, że możliwa byłaby ich pomoc dla powstania, wsparcie z powietrza, zaopatrzenie AK w broń, przerzucenie ich misji łącznikowych. Natomiast w sytuacji wkraczania wojsk radzieckich na ziemie polskie w pościgu za Niemcami, Instrukcja przewidywała wzmożoną dywersję przeciwko Niemcom, lecz już nie powstanie. Gen. Sosnkowski, przekazując rzekomo bezwartościową Instrukcję Komendzie Głównej AK, stwierdzeniem róbcie jak uważacie ujawnił swoją nielojalność w stosunku do rządu, lekceważenie swoich podwładnych w Kraju znajdujących się w trudnej sytuacji polityczno-psychologicznej oraz niezdolność do podjęcia osobistych decyzji takich chociażby jak podanie się do dymisji w sytuacji nie akceptowania polityki rządu.
Gdy się jednak okazało, że na skutek szybkiego posuwania do przodu Armii Czerwonej terytorium Polski, na którym nastąpiła już duża koncentracja wojsk niemieckich, nie będzie wyzwalane przez Anglosasów, odstąpiono zgodnie z powyższą instrukcją ostatecznie od powszechnego powstania, które według wcześniejszych założeń miało rozpocząć się z chwilą całkowitego rozkładu wojska i państwa niemieckiego, jak to działo się pod koniec 1918 roku. W zasadzie już dużo wcześniej bo po klęsce Niemców pod Kurskiem przewidywano, że wyzwolenie ziem polskich spod okupacji niemieckiej nastąpi wraz z nadejściem frontu wschodniego, wkroczeniem za wycofującymi się Niemcami wojsk radzieckich. Mimo, że jednak nie dojdzie do oczekiwanego załamania Niemiec, mającego być sygnałem do powszechnego powstania, według wcześniejszych, a nieaktualnych już planów podjęta zostanie później przedwczesna tragiczna decyzja.
Wypowiadając się w swych depeszach przeciwko powstaniu powszechnemu i szerszej akcji zbrojnej przeciwko Niemcom ze względu na wkraczanie na ziemie polskie wojsk radzieckich, gen. Sosnkowski jako Naczelny Wódz nie wydał jednakże w tej sprawie żadnych rozkazów, a tylko próbował jedynie radzić i był tutaj niekonsekwentny. Wysłał do Kraju płk Okulickiego - swojego człowieka zaufanego, zagorzałego zwolennika powstania o wyjątkowo antyrosyjskiej i antyradzieckiej postawie oraz 7 lipca 1944 r. do gen. Bora niejednoznaczny telegram, w którym pisze, że jeżeli przed wkroczeniem Armii Czerwonej udałoby się opanować Wilno, Lwów i inne jakieś centrum, to należy to zrobić. Właśnie na to sformułowanie inne jakieś centrum będzie później powoływał się Okulicki, prowadząc agitację na rzecz przeprowadzenia akcji powstańczej w Warszawie. Gdyby Naczelny Wódz gen. Sosnkowski w tych jakże istotnych sprawach wydał rozkaz zakazu walki w Warszawie, to jak twierdzi gen. Bór byśmy jej nie rozpoczynali. Rozkaz byłby wykonany.
Po otrzymaniu wytycznych z Londynu, w których koncepcja powstania powszechnego odchodziła już do lamusa, KG AK opracowała swój nowy plan o nazwie ,,Burza”, autorstwa głównie zastępcy Szefa Sztabu do spraw operacyjnych, jednego z najzdolniejszych oficerów KG AK, jak go ocenił gen. Bór-Komorowski, a mianowicie gen. Stanisława Tatara ,,Tabora”. Generał Tatar opracował wówczas również realistyczny plan reform wewnętrznych i polityki zagranicznej znany jako Memorandum nr 3, a uznany przez gen. Pełczyńskiego - szefa sztabu AK za chęć zbolszewizowania Polski. Płk dypl. Janusz Bokszczanin - drugi zastępca szefa sztabu AK słusznie zauważa, że nie wprowadzenie właśnie tego planu politycznego w życie przesądziło o losie Warszawy już jesienią 1943 roku. Plan Tatara - twierdzi Bokszczanin - był ostatnim sensownym aktem politycznym. Z upływem czasu jego wniosek wydaje się proroczy: “Jeśli nie podejmiemy zdecydowanie odważniejszej polityki zarówno w dziedzinie koncesji terytorialnych, jak i reform wewnętrznych, naród zmęczony sytuacją, z której nie widzi wyjścia, zaniecha walki i staniemy się generałami bez armii.”
Zasługą Tatara jest, że zrozumiał, iż nie jest to już 1920 rok, że nieokreślone slogany patriotyczne nie wystarczą już do zmobilizowania kraju i że mimo wrogiego nastawienia do ZSRR ogromna większość narodu nie ma chęci bić się w obronie polityki, która żałośnie zbankrutowała w 1939 roku. Między 1920 i 1944 narodziła się nowa generacja, która bardzo surowo osądziła przedwojenne państwo polskie i całą jego politykę... Wydaje mi się, że gdybyśmy byli posłuchali Tatara, sprawy ułożyłyby się zupełnie inaczej... Polska zachowując swoje siły nienaruszone, mogłaby lepiej oprzeć się uciskowi stalinowskiemu 1949-1956. Plan ,,Burza” gen. Tatara, przewidujący prowadzenie wzmożonej akcji dywersyjnej przeciwko wycofującym się wojskom niemieckim i ujawnienie się mimo braku porozumienia polsko-radzieckiego kierownictwa cywilnego i wojskowego wobec władz radzieckich, został zatwierdzony ostatecznie przez dowódcę AK w listopadzie 1943 r. oraz przekazany do Londynu w styczniu 1944 r. i zaczął wówczas obowiązywać. Dopiero od tego momentu przestał formalnie obowiązywać nierealny już nawet na przełomie 1942/1943 roku, po klęsce niemieckiej pod Stalingradem, plan powstania powszechnego. Gen. Tatar - osoba w sposób szczególnie realistyczny oceniająca w KG AK kształtującą się wówczas sytuację polityczno-wojskową - według opinii gen. Bora-Komorowskiego chciał szukać za wszelką cenę pełnego porozumienia z Rosją, a nawet poza rządem i godził się na oddanie ziem wschodnich. Była to, jego zdaniem, jedyna możliwość ratowania sytuacji).
To prorosyjskie nastawienie gen. Tatara nie akceptowane przez oficerów związanych z sanacją, a także pewna zbieżność jego poglądów z poglądami premiera Mikołajczyka doprowadziły do odwołania go - do czego zwłaszcza przyczynił się gen. Pełczyński - z zastępcy szefa sztabu KG AK i wysłania w kwietniu 1944 r. do Londynu, gdzie został zastępcą szefa sztabu do spraw krajowych Naczelnego Wodza gen. Sosnkowskiego - przeciwnika rozmów z Rosją Radziecką. Po jego wyjeździe dojdzie do likwidacji dowództwa operacyjnego obejmującego oddział II, III, IV i V, którego zadaniem była ocena sytuacji strategicznej w kraju, opracowanie generalnych planów operacyjnych, planowanie wszystkich akcji militarnych. Dowództwo operacyjne miało w przypadku wybuchu powstania zostać jego sztabem. Od wyjazdu gen. Tatara już ani razu gen. Bór nie zwoła posiedzenia całego dowództwa operacyjnego, które zastąpione zostało przez spotkania dyletantów w sprawach operacyjnych: gen. Bora - miłośnika sportów konnych, uczestnika olimpiady w Paryżu i Berlinie, gen. Pełczyńskiego - specjalistę od wywiadu i gen. Okulickiego - chojraka, skorego do wypitki i do wybitki jak określił go gen. Bór, pozbawionego dyscypliny umysłowej wymaganej od oficera sztabowego.
Trafnie oceni zaistniałą sytuację płk dypl. Bokszczanin, twierdząc że: Z chwilą aresztowania Roweckiego komenda Główna straciła szefa, wraz z wyjazdem Tatara rozsądek... KG zapadła w rodzaj snu zimowego… i z chwilą przyjazdu Okulickiego prace sztabu AK charakteryzował brak realizmu i powagi, amatorszczyzna. Przygotowany przez gen. Tatara plan ,,Burza” nie przewidywał większych walk, lecz nękanie cofających się tylnych straży niemieckich, a przede wszystkim - ze względu na słabe uzbrojenie AK - oddziałów tylnych straży tylnej, co najczęściej dotyczyło oddziałów niemieckich wielkości kompanii lub plutonu. W Warszawie natomiast strażą tylną wycofujących się ze wschodu wojsk niemieckich mógł być korpus, a jego oddziałem tylnym dywizja pancerna. W rozkazie uzupełniającym z 23 marca 1944 roku do operacji ,,Burza” komendant AK nakazuje zajmowanie większych miast po ich opuszczeniu przez wojska niemieckie, przed wkroczeniem wojsk radzieckich. Również osiedla i miasteczka zgodnie z rozkazem z 14 kwietnia 1944 roku miały być opanowane natychmiast po ich opuszczeniu przez Niemców. Oczywiście, że zwłaszcza w osiedlach mogło dojść do walk zbrojnych w związku z atakami na tylne straże niemieckie ale w zasadzie takich sytuacji jako nietypowych nie przewidywał plan ,,Burza”.
Nasycenie dużą ilością wycofującego się wojska niemieckiego z miast, miasteczek, osiedli, węzłów komunikacyjnych wywoływało obawy, że podjęcie na tych terenach walk doprowadzi do odwetu i zniszczeń. Dlatego tylnym strażom niemieckim miano nie utrudniać, lecz ułatwiać opuszczanie miast i różnych miejscowości. Dla samej Warszawy opracowano dwa plany - pierwszy w 1942 r. w ramach powstania powszechnego na wypadek załamywania się Niemiec podobnie jak w 1918 roku. Plan ten był ambitny i przewidywał, że powstanie rozpocznie się jednocześnie z ucieczką Niemców z Warszawy nie w godzinach popołudniowych o godz. 17, co nastąpiło 1 sierpnia, lecz o świcie atakiem bardzo dobrze uzbrojonych oddziałów powstańczych na ponad sto najważniejszych obiektów, zajęciem mostów, dworców, fortec, dwóch lotnisk, a następnie całego miasta. Szlaki komunikacyjne na zachód od Warszawy miały być nie atakowane, wolne, żeby umożliwić wojskom niemieckim wycofanie się z miasta bez walk grożących jego zniszczeniem.
Drugi plan z 1943 roku opracowany w ramach operacji ,,Burza”, skromniejszy, łatwiejszy do realizacji, uwzględniający sytuację strategiczną, dużą koncentrację wojsk niemieckich, przewidywał wyprowadzenie oddziałów na północ do Puszczy Kampinowskiej, na południe do Lasów Kabackich, a następnie przesunięcie ich z dwóch stron wzdłuż Wisły w celu wypierania Niemców z miasta na zachód. Operacja ta miała być ściśle zsynchronizowana z ofensywą wojsk radzieckich. W rozkazie uzupełniającym z marca 1944 roku Warszawa została w ogóle wyłączona z planu ,,Burza”, z czym wiązało się zaprzestanie przygotowań do akcji powstańczej w stolicy. Aby nie tamować odwrotu wojsk niemieckich i ich ewentualnej nieobliczalnej reakcji w Warszawie, główne arterie przelotowe miały pozostać wolne. Uzbrojone oddziały AK miały opuścić Warszawę i na terenie podokręgu ,,Zachód” prowadzić akcję dywersyjną na szlakach komunikacyjnych. Rozkaz zatem gen. Bora z 31 lipca przekazany płk Monterowi: Jutro punktualnie o godz. 17 rozpocznie Pan operację ,,Burza” w Warszawie, w ogóle nie mieścił się w ramach planu ,,Burza” i powstanie wybuchło nie w chwili opuszczania Warszawy przez tylne straże niemieckie lecz na podstawie rzekomego meldunku o dotarciu kilku czołgów radzieckich na obrzeża Pragi. Operacja ,, Burza” na lewym brzegu Wisły, na którym znajdowała się główna część Warszawy, była w rzeczywistości możliwa jedynie podczas opuszczania przez Niemców odcinka środkowej Wisły, odchodzenia ich na zachód, co nastąpiło dopiero w styczniu 1945 roku.
Decyzje o bezwzględnej obronie środkowej Wisły i Warszawy Niemcy podjęli w dniu 22 lipca. Hasłem głównym naczelnego dowódcy 9 armii generała wojsk pancernych von Vormana było: ,,Stoimy nad Wisłą i ją utrzymamy” . To zatrzymanie przez wojska niemieckie Armii Czerwonej na wschodniej stronie Wisły według- szefa Urzędu Dystryktu Warszawskiego dr Fridricha Gollerta- miało ,,ogromne znaczenie dla całego rozwoju sytuacji na froncie wschodnim. Gdyby bowiem bolszewikom udało się przekroczyć Wisłę w rejonie Warszawy i zgodnie z ich planem uderzyć dalej, poza Warszawę, to front wschodniopruski znalazłby się w ciężkich opałach. To, że ten strategiczny cel do dnia dzisiejszego (20.XII,1944 r) nie został zrealizowany najlepiej świadczy o niemieckim dowództwie wojskowym i bohaterstwie niemieckich żołnierzy walczących w rejonie Warszawy”. Tak więc w chwili podejmowania decyzji o wybuchu powstania oraz w pierwszej fazie jego trwania dowództwo AK w ogóle nie orientowało się czy obrona Warszawy przez Niemców przed wojskami radzieckimi będzie przejściowa czy też trwała.
Dopiero później przekona się, że obrona ta będzie miała charakter trwały. Sam moment, sytuacja militarna w jakiej wydano rozkaz o rozpoczęciu powstania nie mieściły się w ogóle we wcześniejszych planach i ustaleniach sztabowych. Jego wydanie to wynik samowoli trzech generałów, a zwłaszcza generała Okulickiego i Pełczyńskiego, kierujących się w swym postępowaniu wyłącznie sytuacją polityczną, na zmianę której nie miałoby wpływu nawet pomyślnie zakończone pod względem wojskowym powstanie. Ingerencja wojskowych, ukształtowanych w duchu zasad rządzenia w Polsce pomajowej, doprowadzi Warszawę do bezsensownej tragedii, możliwej do uniknięcia.
Stosunek aliantów zachodnich do planów działań zbrojnych o charakterze powstańczym na terytorium Polski będzie negatywny. I tak między innymi na zaniechanie realizacji koncepcji powstania powszechnego, obok nadciągającego frontu wschodniego, niewątpliwie wpływ miało również oświadczenie rządu angielskiego o tym, że działania zbrojne, powstanie powszechne w Polsce nie interesują go i strona polska w tych sprawach nie może oczekiwać na jakąkolwiek pomoc angielską. Dla alianckich szefów sztabu, omawiających w październiku 1943 r. przyszłą inwazję na Francję, działalność zbrojna AK na ziemiach polskich nie miała większego znaczenia. Interesowała ich jedynie współpraca wywiadowcza, informacje z terenów Niemiec oraz innych krajów okupowanych i w zamian za tą współpracę wspomagano skromnie jedynie działalność sabotażową AK. Nie przekazywano AK większych ilości broni zakładając, że może zostać użyta nie tylko przeciwko Niemcom ale ich najbliższemu sojusznikowi.
Na dokumencie brytyjskim - twierdzi Jan Ciechanowski, autor książki o powstaniu wydanej w Londynie, który dotyczył zrzutów broni dla AK - znalazłem taki dopisek: ,,Niestety jeszcze nie wymyślono karabinu maszynowego, który zabija tylko Niemców, a nie Rosjan”. O braku zainteresowania zachodnich aliantów powstaniem, działaniami zbrojnymi AK na ziemiach polskich przechodzących w strefę operacyjnych działań Armii Czerwonej, świadczy chociażby sprawa wysłania do Polski misji wojskowej amerykańskiej i brytyjskiej, uznania żołnierzy AK za kombatantów czy też pomocy dla walczącej Warszawy. Starania o przysłanie brytyjskiej i amerykańskiej misji wojskowej do Polski rząd polski w Londynie rozpoczął w październiku 1943 roku. Na wystąpienie premiera Mikołajczyka w lutym 1944 roku w tej sprawie, amerykański chargé daffaires przy rządzie polskim Rudolf Schoenefeld w liście z 30 marca 1944 roku poinformuje, że wysłanie misji do Polski Zjednoczony Komitet Szefów Sztabów USA uznał za niewykonalne w obecnej sytuacji.
Natomiast Churchill w swym liście z 7 kwietnia 1944 roku do Mikołajczyka napisze: Zastanawialiśmy się bardzo nad tą propozycją i starannie rozważaliśmy wszelkie jej aspekty. W obecnie panujących warunkach Rząd Jego Królewskiej Mości niechętnie uznał się zmuszonym do zdecydowania, że nie może teraz zgodzić się na sugestię Jego Ekscelencji . Swoją prośbę premier Mikołajczyk ponawia 9 kwietnia w poufnej rozmowie z Churchillem, którego stanowisko do powstania jest negatywne, a także w czasie powstania 28 sierpnia. Podobne starania czynili wobec Foregin Office ambasador Raczyński oraz wicepremier Kwapiński. Dopiero 24 grudnia 1944 roku, kiedy działania zbrojne AK zgodnie z wcześniejszym rozkazem gen.Bora zostały do minimum ograniczone i nie miały już jakiegokolwiek większego znaczenia militarnego, wyląduje w okolicach Żarek pod Częstochową brytyjska misja wojskowa płk Hudsona, której działalność trwała raptem trzy tygodnie do zajęcia tych terenów 17 stycznia przez wojska radzieckie.
Ten negatywny stosunek aliantów zachodnich do planów prowadzenia walk zbrojnych przez AK w strefie działań operacyjnych wojsk radzieckich ujawni się w pełni właśnie podczas powstania warszawskiego. O ile np. Naczelny Dowódca Sił Sprzymierzonych w Europie gen. D. Eisenhower uznał wręcz błyskawicznie francuską armię podziemną ,, Maquis” za kombatantów, o tyle uznanie AK napotykało na duże kłopoty. Rozpoczęte 26 lipca starania ambasadora Edwarda Raczyńskiego o wydanie przez rząd brytyjski oświadczenia o przysługujących żołnierzom AK prawach kombatanckich wynikających z Konwencji Genewskiej z 1929 oraz o ogłoszenie komunikatu radiowego w tej sprawie trwały przeszło miesiąc. Prowadził je również wicepremier Jan Kwapiński, premier Mikołajczyk, minister Romer. Dopiero na skutek ciągłych nacisków, rząd brytyjski przyjął 29 sierpnia i ogłosił w prasie 30 sierpnia oświadczenie uznające AK za siłę kombatancką, integralną część polskich sił zbrojnych na Zachodzie, ostrzegające Niemców przed gwałceniem przepisów prawa wojennego. W tym samym dniu identyczną deklarację ogłosił rząd USA. Mimo, że sytuacja - rozstrzeliwanie przez Niemców rannych i wziętych do niewoli powstańców - wymagała natychmiastowego wydania takiego oświadczenia, rząd brytyjski zwlekał i wydał je dopiero po miesiącu walk w Warszawie . Podobnie będzie wyglądała sytuacja odnośnie pomocy dla powstania. Na przedłożoną 26 lipca sugestię o pomocy na wypadek powstania, 28 lipca rząd brytyjski poinformuje stronę polską za pośrednictwem sekretarza stanu Cadegana o swym negatywnym stanowisku w sprawie możliwości udzielenia pomocy walczącej Warszawie.
Po wybuchu powstania, w tej sprawie interweniować będzie u władz brytyjskich i amerykańskich ciągle ambasador Raczyński, premier Mikołajczyk, wicepremier Kwapiński. Do żon prezydenta Roosvelta i premiera Churchilla w imieniu kobiet polskich apel wystosuje Helena Sikorska. Łączną depeszę do Roosvelta i Churchilla wystosują: Rada Jedności Narodowej, Delegat Rządu na Kraj oraz Komendant AK, a do wicepremiera brytyjskiego Attlee Centralny Komitet Polskiej Partii Socjalistycznej. Strona aliancka brak większego wsparcia dla walczącej Warszawy tłumaczyć będzie przeszkodami natury technicznej (odległość), operacyjnej (strefy działań), chociaż miały one w dużym stopniu podłoże polityczne możliwe do usunięcia przy odrobinie dobrej woli z ich strony. Oczywiście, że loty ze względu na swą długość nad terenami nieprzyjacielskimi nie należały do bezpiecznych ale jednak były prowadzone bombardowania obiektów leżących w dalszej odległości od baz, niż Warszawa jak np. w Królewcu, Ploesti, Bukareszcie, Drohobyczu itd. Opóźnione dostawy (na około 200 zrzutów 130 wpadło w ręce niemieckie) dzięki uporczywym staraniom strony polskiej, zwłaszcza w trzeciej dekadzie września zadecydowały o wyjątkowo niepomyślnym przebiegu powstania. W początkowej fazie powstania na skutek braku amunicji powstańcy nie byli w stanie wywalczyć sobie dogodnego oparcia o granice miasta, zlikwidować dokonanego przez jednostki niemieckie podziału miasta na odseparowane dzielnice, w których później oddziały powstańcze były z łatwością niszczone.
Z braku broni i amunicji powstańcy nie mogli prowadzić dłużej i na większą skalę działań zaczepnych i krwawo wywalczone w początkowej fazie w miarę korzystne pozycje w mieście szybko utracili. Nasuwa się tutaj zarazem pytanie, czy w takim razie dostarczone przez aliantów w sumie skromne środki walki i to w niekorzystnym, późniejszym już okresie nie przedłużyły tylko trwającej tragedii i agonii powstania? Niewątpliwie tak. Wierny jak się okazało ale nie główny ich aliant zostanie wprowadzony w błąd, zdradzony i osamotniony, czego wcześniej przywódcy obozu londyńskiego jakoś nie przewidywali. Zrozumieli to poniewczasie przywódcy walczącego podziemia, czego przykładem będą kierowane do narodu odezwy, apele przepełnione goryczą i bólem. A oto wyjątek z takiej odezwy do Narodu z dnia 3 października 1944 r. wystosowanej przez Radę Jedności Narodowej i Krajową Radę Ministrów, w której m.in. czytamy: Podjęliśmy jawną walkę w Warszawie nie w tej intencji, abyśmy mieli sami Niemców pobić. Byliśmy na to za słabi liczbą i uzbrojeniem. Liczyliśmy na pomoc /.../ naszych Aliantów Zachodnich.
Zawiedliśmy się. Skutecznej pomocy nie otrzymaliśmy.
Potraktowano nas gorzej, niż sprzymierzeńców Hitlera: Italię, Rumunię, Finlandię. Walczyliśmy więc samotnie przez dziewięć tygodni. Walczyliśmy na gruzach Warszawy, na gruzach tego wszystkiego co kochamy, co jest pamiątką naszej wielowiekowej przeszłości. Krew nasza wsiąkła obficie w Świętą Ziemię Polską. A kiedy żołnierze nasi wystrzelali ostatnie, zdobyte na nieprzyjacielu pociski, kiedy matki dzieci naszych nie miały już czym karmić, ani napoić, kiedy długie kolumny ludzi nie znajdowały już wody w wypróżnionych studniach, kiedy trupy umarłych z głodu zaczęliśmy wyciągać z piwnic - nie mieliśmy żadnych możliwości prowadzenia dalszej walki i walkę tę przerywamy. Sierpniowe powstanie z powodu braku pomocy upada w tej samej chwili, gdy Armia nasza pomaga wyzwolić się Francji, Belgii i Holandii. Powstrzymujemy się dziś od sądzenia tej tragicznej sprawy. Niech Bóg Sprawiedliwy oceni straszną krzywdę, jaka Naród Polski spotka i niech wymierzy słuszną karę jej sprawcom
Jacek Smolarek
Za: http://www.owp.org.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=750&Itemid=138438434