Felieton • tygodnik „Nasza Polska” • 14 czerwca 2011
Początek tegorocznego sezonu ogórkowego nie wygląda dobrze. Mimo straszliwie wyśrubowanych przez ludowych komisarzy standardów bezpieczeństwa okazało się, że wyprodukowane w niektórych krajach warzywa i owoce zostały skażone bakteriami, które zazwyczaj bytują w końcowym odcinku ludzkiego przewodu pokarmowego zwanym odbytem. W dodatku nie są to bakterie zwyczajne, tylko jakieś przeraźliwie nachalne i zuchwałe zjadliwce, lekce sobie ważące nawet stanowcze i solenne zaklęcia Parlamentu Europejskiego.
Okazuje się, że „próżno się rząd mniemaną potęgą nasrożył”, nie tylko zresztą w tej sprawie. Żyją przecież jeszcze ludzie pamiętający, jak stary faryzeusz w towarzystwie pani Róży Thun (nee Woźniakowskiej) w otoczeniu pionierów z szumańskiego komsomołu, zapewniali na wszystkie świętości poczciwy, łatwowierny i mniej wartościowy naród tubylczy, że wspólna waluta, czyli euro położy kres kryzysom. Tymczasem skończyło się, to znaczy - wcale nie skończyło, bo przecież wszystko dopiero przed nami - na tym, że aby uchronić Grecję przed bankructwem w związku z przypadającym 19 maja ub. roku terminem wykupu obligacji wypuszczonych przez tamtejszy rząd, wszyscy członkowie Eurokołchozu musieli zrobić finansową zrzutkę.
Tak naprawdę chodziło nie tyle o Grecję, chociaż o nią oczywiście też - co o niemieckie banki, które kupowały greckie obligacje. Oczywiście nic to nie pomogło, bo Grecy chyba naprawdę uwierzyli w ogłupiające słowa „Ody do radości”, że „wszyscy ludzie będą braćmi”, a między braćmi - wiadomo: brat brata w d... harata - i nadal chcą żyć sobie po staremu, jak gdyby nigdy nic, w nadziei, że jakoś to będzie. Tymczasem oczywiście, że jakoś będzie, ale nikt nie wie - jak, bo w kolejce czeka Hiszpania i Portugalia.
Zresztą - co tam Hiszpania czy Portugalia, kiedy całkiem niedawno, bo 18 maja sekretarz skarbu USA powiadomił, że limit długu publicznego w kwocie 14,3 bln dolarów został właśnie przekroczony i on wprawdzie gwarantuje utrzymanie płynności finansowej Stanów Zjednoczonych do 2 sierpnia - jednak po warunkiem, że zaprzestanie odprowadzania pieniędzy do funduszy emerytalnych i rentowych pracowników państwowych.
I pomyśleć, że po II wojnie światowej, a także - dzisiaj można chyba już to ujawnić - również dzięki niej, USA wysforowały się na supermocarstwo, umożliwiając także - na swoje nieszczęście - wysforować się na supermocarstwo również Związkowi Radzieckiemu. Wepchnęło to świat na całe półwiecze w koszmar zimnej wojny, likwidując przy okazji ustrój republikański tam, gdzie on jeszcze się uchował i zastępując go zakamuflowanymi dyktaturami tajniaków. Wprawdzie Ronaldowi Reaganowi, kosztem zadłużenia państwa na 5 bilionów dolarów, udało się zazbroić Związek Radziecki na śmierć i w ten sposób zimną wojnę zakończyć - ale co z tego, kiedy za sprawą socjalistów i lobby izraelskiego same Stany Zjednoczone zostały porażone zdradliwymi miazmatami, których skutki przedstawił właśnie sekretarz skarbu?
Wystarczyło 50 lat dominacji starszych i mądrzejszych, by do takiego stanu doprowadzić państwo, które jeszcze 100 lat temu Chińczycy nazywali „Kum Szan”, czyli Złota Góra. Teraz mówią co innego: „Gdyby Chiny (...) przez pięć lat gromadziły złoto, międzynarodowa cena złota z pewnością przebiłaby pancerz ustanowiony przez międzynarodowych bankierów - najwyższy limit długoterminowych odsetek dolarowych. Ludzie, nie bez satysfakcji, mieliby okazję na własne oczy ujrzeć, jak system monetarny oparty o amerykański dolar, pozornie najpotężniejszy na świecie, rozpływa się niczym góra błota” - pisze Song Hongbing w książce „Wojna o pieniądz - prawdziwe źródła kryzysów finansowych” - i kontynuuje, że „wraz ze stopniowym zwiększaniem rządowych i prywatnych zapasów złota, Chiny mogą uruchomić reformę monetarną i etapami wprowadzać złoto i srebro do systemu pieniężnego.”
I na początku maja pojawiły się pogłoski, że Chiny, posiadające rezerwy walutowe wartości 3 bln dolarów, zamierzają przeznaczyć bilion dolarów na zakup 20 tys. ton złota, czyli całej 8-letniej produkcji wszystkich kopalni, a cena złota sięgnęła 1520 dolarów za uncję. I jeszcze jedna uwaga Song Hongbinga: „Zazwyczaj sądzi się, że zły pieniądz w nieunikniony sposób wyrzuca z obiegu pieniądz dobry. Aby to jednak nastąpiło, musi zostać spełniony istotny warunek, jakim jest interwencja rządu, który za pomocą środków administracyjnych i przymusu przepisów ustala równowartość dobrego i złego pieniądza. Na naturalnym rynku sytuacja jest dokładnie odwrotna; dobry pieniądz wypiera zły, albowiem na rynku nie ma ludzi, którzy chcieliby posiadać zły pieniądz.” Ciekawe, że w rządzonych przez partię komunistyczną Chinach analitycy finansowi głoszą poglądy odwrotne od tych, którym hołdują nasi Umiłowani Przywódcy, mozolnie „budujący kapitalizm” pod kierunkiem trockistów dyrygujących Unią Europejską.
A przecież najgorsze dopiero przed nami. Nie mam oczywiście na myśli Saturnaliów, czyli zbliżającej się polskiej prezydencji, bo buńczuczne deklaracje, jak to nasi Umiłowani Przywódcy w osobach premiera Tuska, czy ministra Sikorskiego będą „prezydować” Niemcom, czy Anglikom, są tylko śmieszne - tylko pogłoski, jakoby NASA ukrywała informację o straszliwej kosmicznej katastrofie, jaka spotka świat już w najbliższym kwartale. Z przecieków wynika, że zniszczenia będą tak wielkie, iż cofną ludzkość mniej więcej do poziomu wieku XIX.
Pozornie brzmi to groźnie, ale kiedy przypomnimy sobie, że to właśnie w XIX wieku miała miejsce „belle epoque”, kiedy socjaliści nigdzie jeszcze nie przejęli władzy, większość państw europejskich miała złotą walutę, a ludzie cieszyli się wolnością, o jakiej dzisiaj, pod rządami operujących demokratyczną retoryką totalniaków nie można nawet marzyć, to taka perspektywa wydaje się całkiem pociągająca, przynajmniej dla tych, którzy przeżyją. „Kto przeżyje, wolnym będzie...” - a może nawet i wybory zostaną odwołane?
Stanisław Michalkiewicz
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.