Słowa popularnej niegdyś piosenki zespołu De Mono mówiące, że „wszystko jest na sprzedaż” doskonale obrazują stan polskiej polityki. Jeśli ktokolwiek łudził się, że istnieje coś takiego jak ideał polityczny, to dzisiaj musi sobie uświadomić, że jakikolwiek ten ideał był to właśnie sięga bruku. Obserwujemy właśnie tworzenie się nowego Frontu Jedności Narodowej skupiającego się pod sztandarami Platformy Obywatelskiej, która w zamian za obietnice dobrych miejsc na listach wyborczych i późniejszym podziale ewentualnych politycznych łupów przejmuje polityków mniej lub bardziej lewicowych. Jednym z pierwszych głośnych transferów dokonanych przez Donalda Tuska było pozyskanie Bartosza Arłukowicza, który jako członek komisji śledczej badającej słynną aferę hazardową dość jednoznacznie wypowiadał się na temat funkcjonowania Platformy Obywatelskiej, jej czołowych polityków oraz krytykował przewodniczącego tej komisji z ramienia partii rządzącej, Mirosława Sekułę, za nierzetelny i niepełny raport końcowy z prac tej komisji. Cóż więc takiego się stało, że ten wydawałoby się bezkompromisowy krytyk PO postanowił zamienić SLD na plastikową partię Donalda Tuska ? Sam zainteresowany bredzi coś o lepszej możliwości realizacji swojego programu w szeregach partii rządzącej niż w opozycji. Jednak chyba nikt trzeźwo myślący nie traktuje takiego tłumaczenia zbyt poważnie. Zwłaszcza, gdy uświadomimy sobie, że za przejście do partii miłości lewicowy poseł otrzymał stanowisko doradcy ds. osób wykluczonych i co ważniejsze pierwsze miejsce na liście PO w zbliżających się wyborach parlamentarnych, którego nie chciał mu dać Grzegorz Napieralski.
W ślad za Bartoszem Arłukowiczem postanowiła pójść niedawna liderka ugrupowania Polska jest Najważniejsza, powstałego na fali buntu wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości, nazywanego od jej nazwiska „klubikami”, czyli Joanna Kluzik Rostkowska. Jeszcze do niedawna ostro atakująca rząd Donalda Tuska i publicznie zapewniająca, że o jej przejściu do PO nie ma mowy, szefowa PJN widząc spadające słupki poparcia dla jej ugrupowania postanowiła opuścić tonący okręt i załapać się na okręt, który z pewnością zabierze ją do wymarzonego portu pt. parlament. Wystąpienie Kluzik Rostkowskiej podczas konwencji wyborczej PO w Gdańsku było doskonałym przykładem politycznej obłudy, a ilość wazeliny użytej w stosunku do premiera „cudotwórcy” wręcz szokująca. Muszę przyznać, że o tej pani nigdy nie miałem dobrego zdania, jak o każdym socjalistycznym polityku nieudolnie udającym prawicowca, ale taką tanią obłudą zupełnie mnie zaskoczyła. Również ona nagle poczuła, że tylko w partii Donalda Tuska i Grzegorza Schetyny będzie mogła realizować swoje programowe koncepcje. Z pewnością znajdzie w tym nowym Froncie Jedności Narodowej wielu ideologicznych sojuszników, wszak oprócz niej szeregi PO zasilili tacy socjaliści jak Arłukowicz, Rosati, a coraz głośniej mówi się też o jeszcze bardziej czerwonym Piniorze.Mam, być może dość naiwną, nadzieję, że wyborcy nie dadzą kolejny raz nabrać się na te polityczne transfery, które noszą przecież wszelkie znamiona politycznej korupcji. Wszak parę lat temu przez media przetoczyło się istne tsunami krytyki pod adresem Prawa i Sprawiedliwości, które prowadziło z Samoobroną zakulisowe rozmowy o koalicji oraz podziale stołków w przyszłym rządzie. Obecnie mamy do czynienia z sytuacją, w której za przejście do partii rządzącej jej przywódcy dają wysokie miejsca na listach wyborczych, a o tym jakie stołki dowiemy się zapewne po jesiennych wyborach. Takie praktyki stosowane przez partię rządzącą należy uznać za skandaliczne, ale na medialną krytykę nie ma co liczyć. Równie haniebne jest zachowanie tych polityków, którzy dają się skusić na obietnice dopuszczenia do przysłowiowego „koryta”. Między bajki należy włożyć opowiastki nowych nabytków PO o ich zatroskaniu o Polskę, gdyż chyba nikt dziś nie wątpi, że przedmiotem ich troski są tylko odpowiednie stołki. Warto również podkreślić zupełny brak szacunku tych polityków dla własnych wyborców.
Przecież startowali oni w wyborach z list swoich macierzystych partii, identyfikując się z ich programami, a także ostro krytykując i wypominając wszelkie nadużycia konkurencji. Obecnie najdelikatniej pisząc wypinają się na swoich wyborców, dając do zrozumienia, że mają ich w głębokim poważaniu. Jednocześnie obecnie obserwowane tzw. transfery polityczne, które noszą znamiona politycznej korupcji, są dowodem na to, że obecnie zasiadające w parlamencie partie pod względem ideologicznym niczym od siebie się nie różnią, gdyż reprezentują różne odcienie socjalizmu, a dorwanie się do przysłowiowego „koryta” stanowi ich cel nadrzędny. Polakom serwuje się natomiast bajki o interesie Polski, sporze mającym służyć dobru naszego państwa i naszemu toczonym pomiędzy tymi partiami. A rzeczywistość pokazuje, że dobrze mają się ci u władzy i ich znajomi, a naród za to dobro płaci. Nie trudno zobaczyć jak politycy mający pełne usta frazesów o dobru Polski i Polaków dbają o siebie, o ile w dobie kryzysu podnoszą sobie uposażenia, jak szczelnie pilnują kasy wypłacanej na kampanie wyborcze i działalność partii. I na koniec warto sobie przypomnieć, co która partia obiecywała przed wyborami, a co zrealizowała w rzeczywistości. Wówczas zauważymy, że obietnice wyborcze są jedynie pewnym wabikiem na niezorientowanych wyborców, których żadna partia realizować nie zamierza. Zbliżające się wybory parlamentarne to naprawdę doskonała okazja, aby położyć kres tej zdegenerowanej polityce, z którą obecnie mamy do czynienia. Jeśli więc komuś wydaje się, że musi iść głosować np. na PO, aby nie dopuścić PiS do władzy, albo na partię Kaczyńskiego by odsunąć Tuska od władzy, albo na lewicę jako alternatywę dla tych dwóch partii to lepiej niech siedzi w domu i nie marnuje głosu. Oddanie głosu musi stanowić naprawdę świadomą decyzję, a nie być wynikiem emocji rozbudzonych przez media.
Paweł Lesiak
Za: http://prostowoczy.blog.onet.pl/Wszystko-jest-na-sprzedaz,2,ID428982009,n