Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    27 listopada 2011

Już choćby po rezonansie, jaki wzbudziło nie tylko w mediach głównego nurtu, ale i w opinii publicznej zatrzymanie generała Gromosława Czempińskiego, zwanego odtąd „generałem Gromosławem C.”, pod zarzutem malwersacji finansowych, a konkretnie - korupcji przy prywatyzacji LOT-u i STOEN-u - można się domyślić prawdziwej jego pozycji na scenie politycznej naszego nieszczęśliwego kraju. Podobny rezonans mogłoby wywołać tylko aresztowanie prezydenta - bo aresztowania ministra mało kto w ogóle by zauważył. Tymczasem zatrzymanie „generała Gromosława C.” na polecenie katowickiej prokuratury nie tylko zostało przez wszystkich zauważone, ale stało się też przedmiotem komentarzy, których wnioski wykraczają daleko poza kryminalny wątek sprawy. Ale incipiam.

Generał Gromosław Czempiński, zanim jeszcze został „generałem Gromosławem C.” trafił do SB, tzn. Departamentu I MSW zaraz po studiach, więc nie można wykluczyć, że bliskie spotkania III stopnia z resortem miewał już wcześniej, zgodnie z perskim przysłowiem, że „dobry kogut w jajku pieje”. Czego tam nie dokazywał, czego tam nie robił - tego nie spisałby nawet na wołowej skórze - między innymi jedną z tych zasług było pozyskanie do współpracy ze sławnym „wywiadem gospodarczym” pana dr Andrzeja Olechowskiego. Ale mniejsza z tym, bo prawdziwa kariera „generała Gromosława C.” rozpoczyna się z początkiem sławnej transformacji ustrojowej. Został on - jak wszyscy funkcjonariusze SB - poddany weryfikacji, którą przeszedł w podskokach i zaraz potem przeprowadził udaną ewakuację amerykańskich zakładników z Iraku, czym zaskarbił sobie zaufanie wdzięczność Amerykanów.

W rezultacie, po udanym obaleniu rządu premiera Olszewskiego i wrześniowej klęsce ugrupowań solidarnościowych w roku 1993, został szefem Urzędu Ochrony Państwa, którym kierował aż do roku 1996, kiedy to, po aferze Oleksego, oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Rosji, prezydent Kwaśniewski mianował na to stanowisko Andrzeja Kapkowskiego. Nawiasem mówiąc, od dnia, kiedy Józef Oleksy został oskarżony o szpiegostwo, mija 16 rok i nikt nie został z tego tytułu pociągnięty do odpowiedzialności - co utwierdza mnie w przekonaniu, że fundamentalna zasada konstytuująca III Rzeczpospolitą: „my nie ruszamy waszych - wy nie ruszacie naszych”, cały czas jest przestrzegana, przynajmniej do tej pory.

Warto przypomnieć, że na początku 1996 roku tygodnik „Wprost” opublikował artykuł informujący o wielkich sumach w obcych walutach, jakie PZPR przez co najmniej 18 lat transferowała do szwajcarskich banków, przejmując je wcześniej od przedsiębiorstwa eksportu wewnętrznego PEWEX, specjalnie w tym celu założonego. Ujawnienie tych rewelacji wprawiło prezydenta Kwaśniewskiego w stan niezwykłego zdenerwowania, w którym oświadczył on, że jeśli ktokolwiek piśnie na ten temat choćby słowo, to on zarządzi „lustrację totalną”. Następnego dnia po tym ostrzeżeniu Jacek Kuroń i Karol Modzelewski napisali do prezydenta Kwaśniewskiego pojednawczy list i wszystko ucichło jak ucięte nożem. Zanim jeszcze do tego doszło, w roku 1983, na przepustkę z więzienia wyjechał był do Szwajcarii pochodzący z porządnej, ubeckiej rodziny Piotr Filipczyński, wcześniej skazany na 25 lat więzienia za morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. Przybywszy do Szwajcarii został tam bankierem oraz - jak wieść gminna głosi - „kasjerem lewicy” pod nazwiskiem Petera Vogla. Musiał sprawować się wzorowo, bo czyż w przeciwnym razie zostałby przez prezydenta Kwaśniewskiego w ostatnim dniu jego urzędowania ułaskawiony? A właśnie został - i w przekonaniu, że jest już bezpiecznie, przyjeżdżał sobie do Polski jak gdyby nigdy nic.

Tymczasem w naszym nieszczęśliwym kraju zachodziły wielkie przemiany; koalicja SLD-PSL została w roku 1997 zastąpiona koalicją AWS-UW, która sformowała rząd pod przewodnictwem charyzmatycznego premiera Buzka, „bez swojej wiedzy i zgody” zarejestrowanego przez SB w charakterze tajnego współpracownika pod dwoma pseudonimami: „Karol” i „Docent”. W czerwcu 2000 roku UW wyszła z koalicji, ale rząd premiera Buzka nadal sobie rządził, aż w roku 2001 został ponownie zastąpiony przez koalicję SLD-PSL. Jednak na skutek nieporozumień w klubie gangsterów, których wyrazem, a nawet - rodzajem wierzchołka góry lodowej, była wizyta Lwa Rywina u pana red. Adama Michnika, „grupa trzymająca władzę” zaczęła się rozpadać, wytwarzając coraz większą polityczną próżnię. Doszło w końcu do tego, że powstał rząd prof. Marka Belki, szczęśliwego posiadacza aż dwóch pseudonimów operacyjnych, do którego nie przyznawało się żadne ugrupowanie parlamentarne, a który mimo to rządził sobie „mądrze i wesoło” jak gdyby nigdy nic, aż do roku 2005.

Ale nie tylko zmieniały się rządy. Zmieniała się również scena polityczna, na której pojawiła się Platfoma Obywatelska, najpierw kierowana aż przez „trzech tenorów”: dra Andrzeja Olechowskiego, Macieja Płażyńskiego i Donalda Tuska, a potem już tylko przez Donalda Tuska. Po latach „generał Gromosław C.” ujawni, że to właśnie on był Ojcem Założycielem tej partii i nawet zwierzał się, ile to rozmów i bliskich spotkań III stopnia musiał odbyć, by Platforma Obywatelska wreszcie zaistniała. Wkrótce potem na scenie politycznej, z inicjatywy Jarosława Kaczyńskiego pojawiło się Prawo i Sprawiedliwość, którego najtwardszym jądrem było dawne najtwardsze jądro Porozumienia Centrum. I PiS wykorzystało próżnię polityczną powstałą na skutek rozpadu grupy trzymającej władzę i po wyborach w 2005 roku utworzyło mniejszościowy rząd.

Wprawdzie początkowo prowadzone było rozmowy z PO o utworzeniu wielkiej koalicji, ale nie doprowadziły do porozumienia - formalnie na tle sporów o to, kto ma kontrolować tajne służby. Spory te przekształciły się w nieprzejednaną wrogość okazywaną PiS-owi również przez pozostające pod kontrolą tajnych służb media głównego nurtu oraz Salon z jego centralnym organem prasowym, czyli „Gazetą Wyborczą”. Jak się okazało, nie wszyscy członkowie rządu utworzonego przez PiS byli wobec premiera Jarosława Kaczyńskiego lojalni; prawdę mówiąc, lojalnych było tam niewielu, w następstwie czego przed niezawisłymi sądami trwają obecnie procesy prezesa PiS z co najmniej dwoma jego dawnymi ministrami: Januszem Kaczmarkiem i Romanem Giertychem. W następstwie tych nielojalności, które były według wszelkiego prawdopodobieństwa wzajemne, w roku 2007 premier Kaczyński złozył dymisję swego rządu, a wybory wygrała Platforma Obywatelska, tworząc z PSL koalicyjny rząd pod prezesurą Donalda Tuska.

Wprawdzie Donald Tusk doskonale zdawał sobie sprawę, że swoje zwycięstwo wyborcze zawdzięcza protekcji Sił Wyższych, które oddały do dyspozycji PO wszystkie swoje aktywa w postaci wsparcia agentury, również w mediach głównego nurtu i Salonie, ale właśnie dlatego zapragnął trochę przynajmniej się spod tej kurateli wyemancypować. Dlatego wiosną 2008 roku znajdujący się akurat w Polsce Peter Vogel został umieszczony w areszcie wydobywczym pod śmiesznym zarzutem prania brudnych pieniędzy. Najwyraźniej premier Tusk wiele sobie po Voglu obiecywał, bo minister Ćwiąkalski i wicepremier Schetyna dawali swoim nadziejom, a nawet marzeniom publiczny wyraz.

Trzymany w areszcie wydobywczym Vogel zaczął w końcu coś tam chlapać - między innymi o kradzieży, jakiej jakiś Turek dokonał ze szwajcarskiego konta bankowego „generała Gromosława C.”, której generał ponoć nawet nie zauważył. Ujawnienie tej informacji przez dziennik „Dziennik” stało się detonatorem „afery hazardowej” w następstwie której premier Tusk nie tylko musiał wyrzucić z rządu ministra Ćwiąkalskiego i wicepremiera Schetynę, ale również - zrezygnować z kandydowania w wyborach prezydenckich - czego, jak wszyscy wiemy, bardzo pragnął. A kiedy afera hazardowa przycichła na tyle, że okazało się, iż w ogóle jej „nie było”, 10 kwietnia 2010 roku doszło do katastrofy smoleńskiej, w której zginął nie tylko prezydent Kaczyński, ale również dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych i prezes Narodowego Banku Polskiego. W rezultacie prezydentem został Bronisław Komorowski, a prezesem NBP - prof. Marek Belka.

Zaraz po katastrofie smoleńskiej wywodzący się z SB, do której wstąpił, by spełniać dobre uczynki, generał Sławomir Petelicki, w liście otwartym do premiera Tuska zażądał zdymisjonowania ministra obrony Klicha i kilku innych dygnitarzy wojskowych, podając jednocześnie własne propozycje personalne. Początkowo głuche milczenie było mu odpowiedzią, ale w rok później prawie wszystkie żądania generała Petelickiego zostały spełnione, a nasza niezwyciężona armia została poddana kuracji przeczyszczającej. Oznaczało to ni mniej, ni więcej, że SB bierze odwet na razwiedce wojskowej za upokorzenia związane z weryfikacją, no a poza tym, a właściwie przede wszystkim - proponuje nowy kompromis w sprawie kolejności rozdziobywania naszego nieszczęśliwego kraju.

I kiedy wydawało się, że wszystko jest na najlepszej drodze, że kompromis został osiągnięty, czego dowodem było ogłoszenie składu i zaprzysiężenie nowego-starego rządu premiera Tuska - jak grom z jasnego nieba gruchnęła wieść o zatrzymaniu „generała Gromosława C.” pod wspomnianymi zarzutami. Wygląda na to, że razwiedka wojskowa, zdetonowana zagładą ścisłego kierownictwa w Smoleńsku, tylko się przyczaiła, stosując wypróbowaną przez generała Jaruzelskiego jeszcze podczas solidarnościowego karnawału „linię porozumienia i walki” i obecnie przystąpiła do rozgramiania SB, wykorzystując w tym celu zeznania Pegtera Vogla, o których wszyscy chyba już zapomnieli. Okazuje się, że rację miał poeta Czesław Miłosz ostrzegając, że „spisane będą czyny i rozmowy”, a poza tym - ruskie przysłowie powiada, że co jest zapisane piórem, tego nie wyrąbiesz toporem. Dodatkowym impulsem, ośmielającym wojskową razwiedkę do takiej totalnej rozprawy z SB-kami może być okoliczność, iż „generał Gromosław C.” był faworytem Amerykanów - tymczasem Nasza Złota Pani Aniela, która najwyraźniej postanowiła przyspieszyć nieubłagane procesy dziejowe prowadzące do utworzenia w Europie IV Rzeszy, zapaliła zielone światło dla prób eliminacji amerykańskich faworytów z tubylczej sceny politycznej - czemu sprzyja desinteressement wykazywane Europą przez obecną administrację prezydenta Obamy.

Zatrzymanie „generała Gromosława C.” początkowo wyglądało szalenie groźnie, ale kiedy piszę te słowa, został on już wypuszczony za kaucją w wysokości 1 miliona złotych, którą, chwalić Boga, mógł bez najmniejszego trudu natychmiast zapłacić. Śledząc dalszą pracę zegara sprawiedliwości będziemy mogli ocenić, czy konstytuująca III Rzeczpospolitą fundamentalna zasada: „my nie ruszamy waszych - wy nie ruszacie naszych” nadal obowiązuje i w jakim zakresie. Gdyby okazało się, że przestała być aktualna, mielibyśmy kolejną transformację ustrojową, to znaczy - IV Rzeczpospolitą i co ciekawe - bez najmniejszego udziału prezesa Jarosława Kaczyńskiego w tej przemianie.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

 Za: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2292