Jak to działa przekonał się na własnej skórze wicepremier Waldemar Pawlak, gdy w lutym br. w Sejmie miało odbyć się głosowanie nad odwołaniem ówczesnego ministra Obrony Narodowej Bogdana Klicha. Wówczas media podały informację, że służby specjalne mają kompromitujące materiały zawierające informacje na temat kontaktów wicepremiera z rosyjskimi specsłużbami. Na kolegium ds. służb specjalnych szef ABW Krzysztof Bondaryk miał przedstawić notatkę obciążającą wicepremiera z PSL.
Wyciek o tej rzekomej notatce o Pawlaku do mediów nastąpił z osławionego zespołu PR – owych doradców premiera Donalda Tuska, który – według informatorów wypuszczających przeciek do mediów – miał zwrócić się do wicepremiera o wyjaśnienie i był nieusatysfakcjonowany tymże wyjaśnieniem.
Niektóre media połknęły haczyk i podały tę informację. Z kolei część dziennikarzy zorientowała się, że sprawa jest ewidentnie „uszyta” na zapotrzebowanie polityczne Platformy Obywatelskiej, która próbuje zdyscyplinować koalicjanta. Wszak dokładnie w tym dniu miało odbyć się głosowanie nad odwołaniem szefa resortu obrony, a część posłów PSL bynajmniej nie stawała murem za Bogdanem Klichem.
Z odwołania ówczesnego ministra ON na pewno nie byliby też zadowoleni lobbyści zagranicznych koncernów zbrojeniowych, którzy uwili sobie ciepłe gniazdka w strukturach MON i działają w najlepsze przy biernej postawie polskich służb wojskowych.
Dorobienie buzi „ruskiego agenta” to modus operandi tych środowisk politycznych w Polsce, które mają zadanie torpedować każde zbliżenie i nawiązanie współpracy Polski z Rosją. Po 1989 r. każdy kto nie agresywnie, a w duchu koncyliacji i współpracy mówi o kwestii relacji z Rosją jest narażony na zarzut „ruskiej agentury”. Wszak w Polsce jest spora grupa ludzi, którzy cierpią na „chorobę na Moskala” i są skłonni uwierzyć w tego typu nawet najbardziej bzdurne „rewelacje” medialne.
Waldemar Pawlak w kwestii rosyjskiej zachowuje się najracjonalniej z wszystkich polityków ekipy rządowej, więc oberwało mu się za to, bo w strategicznym interesie Niemców jest permanentny konflikt na linii Warszawa – Moskwa. Wówczas Niemcy ponad naszymi głowami mogą spokojnie robić doskonałe interesy z Rosją, bowiem na tle ciągle szarpiącej się i miotającej Polski wyrastają na racjonalnego i spokojnego partnera. Poza tym przy operacji „Pawlak ruskim agentem” chodziło o ratowanie ministra Klicha, którego fundacja (Instytut Studiów Strategicznych) sponsorowana jest przez niemiecki budżet państwa via niemieckie fundacje: Konrada Adenauera, Friedricha Naumanna i Friedricha Eberta. Straszak „ruskiego agenta” wówczas zadziałał, bo posłowie PSL pomimo wcześniejszych zapowiedzi nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zdyscyplinowali się i zagłosowali za ministrem ON.
Casus Pawlaka pokazuje jak skutecznym orężem w walce politycznej jest używanie stereotypu „ruskiego agenta”. Co jakiś czas w naszym kraju używa się w grach i sporach politycznych tego straszaka. Ta kwestia wraca niczym bumerang. I w ostatnich dniach właśnie wróciła – w wielkim stylu, bo tym razem padło na PiS.
Otóż po demonstracji zorganizowanej 13 grudnia br. przez partię Jarosława Kaczyńskiego z kręgów Ruchu Poparcia Palikota pod adresem PiS skierowano zarzuty o „rozbijanie jedności europejskiej” i działanie… na rzecz Rosji. Jeden z posłów od Palikota stwierdził, że kontrwywiad powinien zbadać sprawę czy aby działania PiS nie są inspirowane przez rosyjskie służby specjalne. W ten sposób Jarosław Kaczyński i jego środowisko zostali okrzyknięci „ruskimi agentami”.
Tego typu „rewelacje” jak te wysuwane przez posłów od Palikota pokazują poziom dyskusji w polskiej polityce i chwytów jakich się imają politycy. A sam PiS zbiera teraz owoce tego, co sam zasiał, bo kto sieje wiatr ten zbiera burze.
Łukasz Wielicki
Za: http://diarium.pl/2011/12/%E2%80%9Eruski-agent%E2%80%9D-wraca-w-wielkim-stylu/