Polska jest jednym z najbiedniejszych państw Unii Europejskiej: polski PKB na głowę jednego mieszkańca wynosi zalewie 63 proc. średniej wszystkich państw UE! To, że jesteśmy mniej zamożni od innych państw, nie jest winą Polaków. Nie jesteśmy głupsi ani mniej pracowici, ani rozrzutni.
Polska bieda wynika z historii ostatnich 200 lat, kiedy zaborcy i okupanci nie tylko pozbawili nas niepodległości i suwerenności, ale zarazem eksploatowali nas gospodarczo i rabowali bez litości. Konsekwencje tego Polacy odczuwają do dzisiaj, dlatego też kryzys w Polsce ma inne podłoże i często wynika z innych przyczyn niż w sytych, zasobnych, konsumpcyjnych społeczeństwach starej UE.
Słowo "kryzys" jest pochodzenia greckiego. Oznacza punkt zwrotny, moment przełomowy. Przez ostatni rok słowo "kryzys" powtarzali nieustannie wszyscy politycy UE, jakby za tym pojęciem chcieli ukryć własną nieudolność, brak odpowiedzialności, a także brak wizji. Na czele UE nadal stoją ci sami politycy, którzy nie przewidzieli kryzysu, a teraz nie potrafią dać trafnej diagnozy jego przyczyn, a tym bardziej prognozy wyjścia z kryzysu. Przywódcy UE, zawsze z przyklejonym do twarzy sztucznie optymistycznym uśmiechem, ze swych gabinetów w Brukseli nie chcą dostrzec strukturalnych przyczyn kryzysu, ograniczają się jedynie do jego finansowych aspektów, mylą skutki z przyczynami. Tymczasem amerykański politolog George Friedman dokonał ostatnio jednej z najbardziej wnikliwych analiz kryzysu Unii Europejskiej. "Europejczycy nie do końca zdają sobie sprawę, że już nigdy nie będzie tak jak w 2005 roku.
W porównaniu z tym, jaką pozycję miała Unia jeszcze kilka lat temu, widzimy ogromny spadek jej siły politycznej. Gdyby pięć lat temu ktoś zasugerował upadek euro, byłby uznany za wariata (...). Dysharmonia UE nie jest problemem tylko politycznym, ale też strukturalnym. Kryzys zadłużenia nie powstał dlatego, że ktoś okłamał niemieckich bankierów, ale dlatego że Europa skonstruowana jest na wielkiej nierównowadze handlowej. Problem Unii jest prosty. UE to strefa wolnego handlu, w której jedno państwo - Niemcy - jest drugim największym eksporterem na świecie, przez co zalewa pozostałe kraje swoimi produktami. To oznacza, że państwa wokół Niemiec nie mogą rozwijać się normalnie, bo zawsze będą miały negatywny bilans handlowy z nimi. Ta współzależność jest niemożliwa do powstrzymania. Strategią Niemców przez ostatnie dekady było zalanie Europy kredytem i pożyczkami, aby inne kraje mogły kupować niemieckie dobra. (...) Niektóre państwa są kredytodawcami, inne dłużnikami, ale wszystkie mają tę samą walutę. Powstaje więc problem polityczny, bo elity polityczne, mocno przywiązane do idei euro, desperacko poszukują rozwiązania, które umożliwiłoby uratowanie szlachetnego projektu. Ale cena, jaką trzeba by zapłacić za utrzymanie wspólnej waluty, jest nie do przyjęcia przez społeczeństwa".
George Friedman, który jest prezesem amerykańskiego Instytutu Badań Strategicznych "Stratfor", w swej analizie pisze też o Polsce i dostrzega to, co potencjalnie może być dla nas największym zagrożeniem w okresie kryzysu europejskiego: "Od kilku lat obserwuję zacieśnianie się współpracy między Niemcami a Rosją. To historyczny koszmar dla Polski. Rolą Polski jest być przeciwwagą dla tego układu". Marna to dla mnie satysfakcja, że ja sam również od lat obserwuję i opisuję to samo niebezpieczeństwo osi Moskwa - Berlin, niebezpieczeństwo zgubne dla całej Europy, ale dla Polski w pierwszej kolejności.
Józef Szaniawski
Źródło: Nasz Dziennik 4 stycznia 2012, Nr 3 (4238)
Nadesłał: Krzysztof Ś.