Najpierw był „wstępniak” redakcyjny. Tylko że w roli moskiewskiej „Prawdy” wystąpił londyński Financial Times.
www.ft.com/intl/cms/s/0/a5fe09ee-3604-11e1-ae04-00144feabdc0.html#axzz1ikXSaZ00
Zgodnie ze „sztuką” zaczęło się od przywołania autorytetu. Za autorytet „robił” zmarły Vaclav Havel, który przed śmiercią wyraził niepokój o demokrację węgierską.
A potem już była jazda „po bandzie”. Na Węgrzech miał miejsce „zamach stanu w majestacie prawa”. „Znowelizowana konstytucja oraz zalew pomniejszych („basic”) ustaw przepchniętych („rushed through”) przez parlament pod koniec roku praktycznie zlikwidowały system kontroli i równowagi między trzema gałęziami władzy”. Nowe ustawy „dają Fideszowi ogromną władzę nad mediami, sądami, bankiem centralnym oraz instytucjami nadzoru”. „Zmiany w ordynacji wyborczej pozwolą temu ugrupowaniu pozostać u władzy przez długie lata”. Żadnych konkretnych przykładów – znowu zgodnie ze „sztuką” – nie podano.
Ja się nie znam na polityce, ale ciekawy jestem jak to się dzieje, że parlament polski ustawy „uchwala” (na przykład tę o refundacji leków), a przez parlament węgierski ustawy się „przepycha”? Który to konkretnie przepis nowej węgierskiej konstytucji albo „pomniejszych ustaw” daje konkretnie Fideszowi władzę nad mediami, sądami, bankiem centralnym, i instytucjami nadzoru?
Żeby było jasne – nie podoba mi się nowa węgierska ustawa medialna, bo wolność słowa to jedno z moich ulubionych praw! Ale poza tym? Nowa węgierska konstytucja ogranicza podobno uprawnienia sądu konstytucyjnego do badania konstytucyjności przepisów na wniosek zwykłych obywateli. Wbrew dotychczasowej praktyce będą oni musieli najpierw przejść całą procedurę sądową. Dla wszystkich, którzy zapałali z tego powodu oburzeniem przypomnienie, że tak samo mamy w Polsce od lat!
A może chodzi o to, że sędzia sądu najwyższego musi mieć co najmniej pięcioletni staż. Zapis został uznany jako napisany personalnie pod obecnego szefa sądu najwyższego Andrasa Bakę, który przez 17 lat pracował w Europejskim Trybunale Praw Człowieka i nie może się wylegitymować niezbędnym doświadczeniem nad Balatonem. Ale przecież w Polsce (art. 5 ust 3 ustawy o Trybunale Konstytucyjnym w związku z art. 22 § 1 pkt 6) ustawy o Sądzie Najwyższym) wymagany jest staż 10 lat!
Zamachem na demokrację ma być podobno zmniejszenie liczby posłów z 386 do 199. – to źle. Po pierwsze będzie taniej – bo mniej posłów to mniejsze wydatki na ich utrzymanie. Po drugie Węgrów jest raptem 10 milionów więc nawet 199 posłów to dużo (proporcjonalnie w Polsce, gdzie wyborców jest prawie 4 razy więcej powinno być 800). Zresztą ministerstw w „faszystowskim” rządzie Orbana jest raptem 8, a w Polsce 19. To gdzie jest lepiej, bo moim zdaniem na Węgrzech.
Węgierska opozycja skrytykowała niemal całą konstytucję. Od invocatio dei na początku (chodź słowa „Boże, błogosław Węgrów”, od których zaczyna się preambuła, są zarazem pierwszym wersem niezmienionego nawet za komunistów hymnu) po zmianę nazwy państwa z Republiki Węgierskiej na Węgry co ma oznaczać jakoby... zapowiedź rezygnacji z systemu republikańskiego. Jak się psa chce uderzyć, to kije się zawsze znajdzie. Bo czy w nazwie USA jest słowo „republika”?
Jak był „wstępniak” to trzeba było wyciągnąć z niego wnioski. W Polsce wyciągnął je jeden z publicystów ekonomicznych. „Węgry są o krok od katastrofy i wydaje się, że jedynym sposobem na jej uniknięcie jest podanie się rządu Orbana do dymisji i utworzenie rządu pozapartyjnego, mającego szanse na odzyskanie zaufania rynków, MFW i Komisji Europejskiej” – napisał.
http://wyborcza.pl/1,76842,10920354,Uciec_z_Budapesztu.html#ixzz1ikucG8Z6
Politykę zostawię jednak tym, co się znają na polityce. Sam mam kilka spostrzeżeń dotyczących gospodarki.
W nowej węgierskiej konstytucji przewidziano limit zadłużenia do wysokości 50% PKB – czyli o 10 punktów procentowych niższy niż w Polsce! To też źle? Przecież cała Europa walczy z problemem nadmiernego zadłużenia. Węgry są więc raczej pod tym względem dobrym przykładem do naśladowania przez innych!
Podatek CIT wynosi dziś na Węgrzech 19%, a dla tak zwanych „Misi” – czyli małych i średnich przedsiębiorstw – został właśnie obniżony do 10%! Od 1 stycznia 2012 roku obowiązuje też liniowy podatek PIT ze stawką 16% i z ulgami na dzieci.
www.kormany.hu/download/3/11/10000/Hungary s flat rate personal income tax.pdf
Może dlatego w Polsce jako chyba już ostatnim kraju postkomunistycznym upieramy się przy podatkowej progresji – żeby nie posądzono nas o faszyzm?
Za to podstawowa stawka podatku VAT została na Węgrzech podwyższona do 27%. Niezmienione zostały stawki na podstawowe produkty żywnościowe (18%), prasę i książki (5%). Ale podwyżkę podatku VAT poparła Komisja Europejska. Inaczej niż obniżkę podatku PIT. To jest kość niezgody między węgierskim rządem a Międzynarodowym Funduszem Walutowym, który żądał od Węgrów rezygnacji z jego obniżania, choć w ostatnim raporcie OECD Taxing Wages zalecana jest właśnie zmiana proporcji miedzy podatkami pośrednimi i bezpośrednimi: (www.blog.gwiazdowski.pl/index.php?subcontent=1&id=989)
A i w Polsce pojawiają się takie pomysły – jak w zmodyfikowanej wersji raportu „Polska 2030. Trzecia fala nowoczesności” – czy jakoś tak. (www.zds.kprm.gov.pl/sites/default/files/dsrk_kadry_0.3.pdf)
Może więc „faszystowski” jest „podatek chipsowy”? Ale polski rząd też zaczął przebąkiwać o jego wprowadzeniu. Pomysłu likwidacji preferencyjnych stawek VAT na „używki” – bo chipsy mają taki właśnie charakter – ja bym za „faszystowski” nie uznał.
To może zatem „faszystowski” jest przepis, że do zmiany przepisów podatkowych wymagana odtąd będzie kwalifikowana większość 2/3 głosów? Co prawda wpływa to w sposób istotny na stabilność systemu podatkowego i skoro do zmiany konstytucji potrzebna jest kwalifikowana większość głosów to dlaczego do zmiany systemu podatkowego nie może być wymagana taka sama? Jak pokazuje praktyka w konstytucjach są same ogólniki, a tu chodzi o konkretne pieniądze!
Na pewno polscy obrońcy OFE uznają Orbana za „faszystę” bo pozwolił Węgrom wybrać – czy chcą pozostawać w prywatnych funduszach emerytalnych czy tez wolą przenieść się do państwowego. Czas na to mają do 31 stycznia 2012, ale już 97% Węgrów skorzystało z tego prawa i wybrało. Jak się Państwu wydaje, co wybrali?
Czy to pomysł żeby ludzie sami sobie o czymś decydowali jest sprzeczny z zasadami Unii Europejskiej? Wygląda na to, że tak – o czym przekonali się Grecy, gdy pomysł przeprowadzenia referendum w sprawie akceptacji warunków pomocy unijnej spotkał się z ostracyzmem i szybko został zaniechany.
Za to dług, który od 2002 roku wzrósł na Węgrzech z 53% do 82% PKB w 2009 roku został zredukowany do 75% w 2011 - przynajmniej według zapewnień Premiera Orbana. Węgry i Szwecja były jedynymi krajami UE, które w minionym roku zmniejszyły swój deficyt!!! Wyniósł on na Węgrzech raptem 2,9% PKB. Pierwszy raz od wejścia do UE Węgry spełniły pod tym względem wymagania Traktatu z Maastricht.
Robert Gwiazdowski
Za: http://www.blog.gwiazdowski.pl/index.php?subcontent=1&id=1088