Miliardy za poklepywanie
Przedsiębiorstwo reklamiarsko-marketingowe pod nazwą "polski rząd" ostatnio przędzie nie najlepiej. Katastrofa z ustawą refundacyjną, kompromitacja z wyjaśnianiem przyczyn katastrofy smoleńskiej, wojna wytoczona internautom przez podpisanie konwencji ACTA, dyskryminowanie katolików przy pomocy wykluczania cyfrowego Telewizji Trwam dokonane rękami wywodzących się z obozu rządzącego członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji - to tylko niektóre przykłady. Do tego trzeba dodać fiasko polityki rządu na ostatnim szczycie Unii Europejskiej. To miał być wielki sukces, a wyszło jak zwykle - czyli klapa, za którą Polska będzie wyjątkowo słono płacić. Tymczasem Donald Tusk robi dobrą minę do złej gry. Nie tylko nie zapobiegł - jak to szumnie niedawno zapowiadał - podziałowi na Europę dwóch prędkości, ale wziął udział w dzieleniu Europy na cztery prędkości. Nową mapę UE można opisać następująco: ścisłe jądro UE zwane Merkozy (Merkel + Sarkozy oraz kraje Beneluksu), strefę euro składającą się teoretycznie z 17 państw, w tym zbankrutowanej Grecji, strefę paktu fiskalnego, do którego przystąpiło 25 państw, oraz strefę nominalnie się jeszcze nazywającą Unią Europejską, do której należy 27 państw. Obecnie UE przypomina samochód, który jedzie, nie wiadomo, w jakim kierunku, a na dodatek żadne z czterech kół nie jest przykręcone i w każdej chwili może odpaść i spowodować wypadek. Za kierownicą tego pojazdu siedzi kanclerz Merkel, która swoim pomysłem ze specjalnym komisarzem UE do pilnowania Grecji przypomniała Europie o tradycyjnej teutońskiej bucie. Niemcy w Grecji już kiedyś byli. Ich flaga już powiewała nad Akropolem i mieliśmy ocean ludzkiego cierpienia podczas II wojny światowej wywołanej przez Berlin.
Na słabszych pani kanclerz pohukuje, do silniejszych jedzie na czołobitne "żebry", co uświadamia jej wizyta w Chinach, której celem jest prośba o pieniądze na ratowanie jej pomysłów na germańską Europę. A co na to Donald Tusk? Każe się cieszyć biednym Polakom, że będą mogli płacić dziesiątki miliardów złotych bogatszym na ratowanie ich waluty. W zamian będziemy oglądać w telewizji poklepywanie uległego polskiego premiera przez duet Merkozy. Trochę drogo, bo wychodzi kilka miliardów złotych za jedno klepnięcie...
Trafnie istotę sprawy opisał Marek Migalski: "Donald Tusk został najpierw oszukany przez Rosjan, a obecnie jesteśmy świadkami tego, jak oszukiwany jest przez Niemców i Francuzów. (...) Za ustępstwa wobec Wschodu i Zachodu nie dostał nic, został wystrychnięty na dudka i brutalnie potraktowany jak ktoś, kim można się posłużyć, ale któremu nie trzeba zwracać długów, bo i tak nie będzie w stanie nic na to poradzić". Tusk upokarza swoich polskich przeciwników, ale dokładnie tak samo jest upokarzany przez swoich przyjaciół - Merkel, Sarkozy´ego i Putina.
Widzimy fiasko nieodpowiedzialnej polityki stanowiącej śmiertelne zagrożenie dla naszego kraju. Polska to nie zabawka dla chłopców biegających w krótkich spodenkach i najlepiej czujących się na boisku. Sytuacja jest bardzo poważna i wymaga odpowiedzialnego, długofalowego i roztropnego działania. Czy rządzący państwem - zamiast kurczowo trzymać się spódnicy kanclerz Merkel - mają plan B i wiedzą, co robić w sytuacji, gdy jesteśmy świadkami rozkładu Unii Europejskiej, zapaści strefy euro i kryzysu gospodarczego?
Jan Maria Jackowski
Za: Sobota-Niedziela, 4-5 lutego 2012, Nr 29 (4264)
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120204&typ=dd&id=dd02.txt
Za: http://naszwspolnydom.blogspot.com/2012/02/miliardy-za-poklepywanie-premiera-tuska.html