10 kwietnia 1525 roku Zygmunt I odebrał hołd pruski. W pamięci narodowej, wspomaganej choćby przez słynny obraz Matejki, bardzo często mówi się o zwycięstwie – niesłusznie. Król polski pozwolił na istnienie Prus Książęcych, zamiast ze wszystkich sił dążyć do likwidacji groźnej enklawy, mutującej przez kolejne wieki w Królestwo Prus, niemieckie Prusy Wschodnie, a wreszcie w rosyjski Kaliningrad. Jego następcy popełniali kolejne błędy, pozwalając, by enklawa stała się ważnym czynnikiem budowy siły Prus, które następnie zdominowały II i III Rzeszę Niemiecką. Dziś z terytorium rosyjskiej, dla odmiany, enklawy, Rosja grozi Polsce militarnie, instalując tam rakiety wycelowane w nasz kraj.
10 kwietnia 1940 roku przyjęło się uważać za symboliczną datę obchodów zbrodni katyńskiej. Zbrodni, podczas której zamordowano ponad 20 tys. członków elity Polski niepodległej. Przez cały okres II wojny światowej trwał holokaust naszej elity, Katyń zaś symbolizuje jeden z aktów dramatu. Dramatu, z którego nie podnieśliśmy się po dziś dzień, ponieważ ponad 70 lat po Katyniu większość wyższych warstw naszego społeczeństwa złożona jest z ludzi o mentalności lokajów, wypranych z narodowych uczuć i hołdujących mieszczańskiemu materializmowi.
10 kwietnia 2010 roku doszło do katastrofy smoleńskiej. Tragiczna śmierć 96 ofiar z prezydentem RP i dowództwem sił zbrojnych na czele obnażyła prawdę o tym, jak bardzo słabym, nieudanym, nieudolnym i niesuwerennym państwem jest III RP. Zarówno przygotowanie wizyty, zachowanie polskiego rządu bezpośrednio po katastrofie, jak i przeprowadzone śledztwo w tej sprawie – wszystkie elementy składają się na dramatyczny obraz państwa zarządzanego przez nieudolne i niesamodzielne kliki.
Katastrofa smoleńska to jednak więcej niż tylko gigantyczna, ocierająca się o zdradę stanu, kompromitacja chadecko-liberalnej ekipy PO. Miesiące po katastrofie obnażyły bowiem również prawdę o tym jak słabym, niezorganizowanym, zdemoralizowanym i pozbawionym rzeczywistego przywództwa jesteśmy narodem. Szczególnym piętnem odcisnęły się wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu, sprowokowane przez wypowiedź Bronisława Komorowskiego. Konflikt, w którym doszło do eksplozji nihilizmu, wielokrotnych profanacji symboli religijnych i patriotycznych. Odpowiedzialność ponoszą za to sprawcy i wszyscy, również media, którzy ich do takich działań zachęcali. Nie można jednak nie wspomnieć o braku jakiegokolwiek zdecydowanego głosu polskiego Kościoła, ani o przywódcach opozycji, którzy w logikę żenujących walk się wpisywali i na której politycznie korzystali. Okazało się, że nieodpowiedzialność i brak przywództwa z prawdziwego zdarzenia dotyka dzisiejszą Polskę w przerażająco wielkim stopniu.
9 kwietnia 2008 roku Lech Kaczyński podpisał dokumenty ratyfikujące Traktat Lizboński. Swój wstępny podpis prezydent złożył już wcześniej, 13 grudnia 2007 roku w Lizbonie. Ówczesne oceny przedstawicieli polskiego establishmentu były zaskakująco zgodne: „Polska w istocie wywalczyła wszystko, co chciała” mówił Lech Kaczyński, „Szczyt może być początkiem odbudowy wzajemnego zaufania w Europie. (…) Dobrze oceniam jego rezultaty”- twierdził Donald Tusk. Wtórowali im Aleksander Kwaśniewski: „Dobrze oceniam rezultaty szczytu lizbońskiego”i Marek Borowski: „Porozumienie w Lizbonie, to ważny krok w kierunku ściślejszej integracji europejskiej”. Traktat Lizboński stał się fundamentem, na którym budowane jest superpaństwo europejskie. Superpaństwo, w którym Radosław Sikorski domaga się przywództwa Niemiec, a Jarosław Kaczyński budowy europejskiej armii („Stworzenie wspólnej armii przez Unię Europejską dałoby Brukseli status supermocarstwa porównywalnego z Waszyngtonem” ).
Poza datą wszystkie te wydarzenia łączy jedno – wszystkie obarczają Polskę olbrzymimi zagrożeniami, z którymi kolejne pokolenia będą musiały sobie radzić. Oby potrafiły to zrobić lepiej, niż całe zastępy krótkowzrocznych, tchórzliwych i nieodpowiedzialnych polityków, których mieliśmy w swojej historii zdecydowanie zbyt wielu.
Artur Kotlarz
Za: http://narodowcy.net/10-kwietnia-to-zly-dzien/2012/04/10/