Podobnie jest z religią i jej moralnym paradygmatem, podobnie z rodziną. Dla inżynierów społecznych, którzy chcą stworzyć nową ludzkość patriotyzm, rodzina, religia są przeszkodami. Człowiek, który te wady ma wpisane w swoją mentalność nie daje się manipulować, nie chce roztopić się w uniwersalnych mechanizmach, nie nadaje się na przedmiot manipulacji.
Dlatego kiedyś Moskwa, dziś Bruksela z równą gorliwością zwalczają te przesądy. Oczywiście każda na swój sposób. Komuniści rozstrzeliwali, wysyłali do obozów – posługiwali się strachem, a Bruksela przyjęła inne metody, ale walczy z rodziną, patriotyzmem i religią równie konsekwentnie. Promocja homoseksualizmu, utożsamianie patriotyzmu z szowinizmem, spychanie chrześcijaństwa w sferę prywatności. To wszystko obserwujemy w tolerancyjnej Unii Europejskiej, w której nazwa Boże Narodzenie zostaje zastąpiona przez święto Choinki, a publiczne manifestowanie chrześcijaństwa staje się zagrożeniem dla tolerancji.
Wszystko to w sferze stosunku do człowieka, do jednostki i osobistych właściwości, dokładnie przypomina cele jakie stawiali sobie nieudaczni moskiewscy komuniści. Nieudaczni, bo im się nie udało.
A co w sferze gospodarki? Centralne zarządzanie przez KC KPZR zastąpiono centralnym zrządzaniem przez Komisję Europejską, wspólną walutę rubla transferowego zastąpiono wspólną walutę Euro itd. itp. Można długo jeszcze wymieniać oczywiste podobieństwa.
I oto po dwudziestu zaledwie latach nowego eksperymentu (do czasu traktatu Maastricht Unia była innym zupełnie tworem) polegającego na zbudowaniu nowej wieży Babel, zrealizowania innymi metodami, tego czego nie udało się moskiewskim komunistom, mamy sytuację, w której na naszych oczach – ta nowa wersja ZSRR, rozpada się.
Jest to w pewnym sensie doświadczenie wręcz metafizyczne. Jeśli ktoś do tej pory nie wierzył w Biblię, niech na nowo odczyta opowieść o wieży Babel!
Zapewne dwa lata temu nikt by w to nie uwierzył, ci którzy ostrzegali uznawani byli za oszołomów, a tu poważni analitycy mówią wręcz, że Unia Europejska w obecnym kształcie nie ma szans na przetrwanie najbliższych lat.
Polska – zdezorganizowany kraj bez przywódców
Polska jak zwykle jest do niczego nie przygotowana, no bo kto miałby ją do czegoś przygotowywać? Polska nie ma w istocie rządu, ma ludzi udających rząd – pobierających za to ogromne wynagrodzenia, ale kompletnie nie wypełniających żadnych obowiązków.
Ale to nie wszystko. Polska nie ma nie tylko rządu, nie ma też naprawdę opozycji. To co dzieje się na po opozycyjnej stronie politycznej sceny to zwykły cyrk i kabaret. Żadna partia opozycyjna nie formułuje poważnych analiz, nie ma kierownictwa zdolnego do zaproponowania alternatywnej polityki. Żadna nie kwestionuje ani formy ustrojowej III RP, ani naszej przynależności do Unii w obecnym (rozpadającym się) kształcie.
Palikot to zwykły kabareciarz, SLD – grupa starych aparatczyków, a PiS (wraz z odłamkami) to dwór skupiony wokół Jarosława Kaczyńskiego i poświęcający się głównie schlebianiu Prezesowi i wycinaniu potencjalnych konkurentów do pierwszego miejsca na wyborczej liście. Nicość polityczna w rządzie, nicość w opozycji.
Układ polityczny oparty na korupcjogennej ordynacji partyjnej wyjałowił polskie życie z jakiejkolwiek dyskusji merytorycznej i wypchnął na margines wszystkich, którzy mogliby personalnie zagrozić obecnym liderom.
Ten trąd na skutek upartyjnienia (przez ordynację proporcjonalną czyli partyjną – właśnie) dotarł i do samorządów. Zniszczył samorządność gminną, której dodatkowo zaszkodziło bezpośrednie wybieranie burmistrza. Samorządność powiatowa jest od początku właściwie fikcją, ze względu na sztucznie stworzone uprawnienia. Funkcje powiatu sprowadzające się do finansowania tzw. administracji specjalnej straży pożarnych, policji, geodezji i wydziałów komunikacji – mogłyby z powodzeniem być realizowane przez znacznie szczuplejsze grono urzędników państwowych bez całej tej zbędnej celebry, marnowania gigantycznych pieniędzy publicznych na wysoko opłacanych starostów, przepłacanych radnych.
Wg moich szacunków przeciętny powiat oznacza marnotrawstwo ok. 10-15 mln zł rocznie. Powiatów mamy blisko 400 (379) łatwo więc policzyć szkody jakie Polsce w ten sposób wyrządzono.
Po co zatem są powiaty? Ano po to, żeby utrzymywać pasożytnicza grupę partyjnych funkcjonariuszy, których trzeba jakoś przechować między wyborami parlamentarnymi. Oczywiście naszym kosztem.
Jeszcze bardziej zbędny (jeśli tak można się wyrazić) jest samorządny urząd marszałkowski. To już jest zupełnie partyjno-pasożytniczy twór, do niczego innego nie służący jak do wynagradzania wiernych parteigenossen naszymi pieniędzmi.
Tak skonstruowana scena polityczna w żadnym stopniu nie odnosi się do pojęcia dobra wspólnego, nie jest w stanie wygenerować żadnych sensownych (i na gwałt koniecznych) programów działania, ani ludzi, którzy mogliby być przywódcami na każdym szczeblu. W pogoni za samorządowymi i politycznymi stanowiskami stado karierowiczów zdepcze jako groźnego przeciwnika – każdego, kto ma jakieś poglądy, wiedzę i uczciwość.
Wyjałowiona i spaskudzona klasa polityczna, tak na dole jak i na górze, jedyne co potrafi robić to korumpować poszczególne grupy (np. dziennikarzy). Żadnego problemu ani gminy, ani powiatu, ani kraju nie jest oczywiście w stanie rozwiązać. Ba nawet nie ma na to ochoty. Na co wiec liczy?
Strategia pasożyta
Pasożytnicza klasa polityczna, na każdym szczeblu – czy to w gminie czy w kraju – liczy na to, że obcy nam dadzą. To wprost żenujące z jaką otwartością polscy tzw. politycy (tfu!) unikają jakichkolwiek koniecznych działań i wprost mówią, że liczą na Unię. I to na każdym kroku! Na każdym kroku słyszymy: środki unijne, pomoc, programy, tak jakby w Polsce wyschły źródła przedsiębiorczości, jakby zniknęły finanse. Żaden z polityków (ani z PO, ani z PiS) nawet nie zamierza np. szukać rezerw w redukcji kosztów administracji rozbuchanej do niebotycznych rozmiarów, żaden nie szuka możliwości lepszego, bardziej efektywnego realizowania inwestycji ale za to wszyscy bełkoczą o środkach unijnych. Charakterystyczne, że zgubny dla Polski pomysł organizowania mistrzostw Europy w piłce nożnej i budowy stadionów, na które absolutnie nas nie stać, popierał zarówno Lech Kaczyński, jak i Tusk.
Czy Polska korzysta na unijnych dotacjach? Mam w tej kwestii zdanie odrębne. Korzyści są znacznie, znacznie mniejsze niżby to wynikało z samego porównania kto wpłacanych do unijnego budżetu i kwot stamtąd otrzymywanych.
Odrobina zdrowego rozsądku powinna skłonić do pytania o koszty jakie trzeba ponieść, żeby opracować setki tysięcy wniosków o unijną pomoc, a potem o korzyści z programów typu Szlakiem czarownic, Kreatywna i przedsiębiorcza czy innych idiotyzmów.
Przypuszczam, że jedynie program Spójności (i poprzedzające go programy dostosowawcze) miał jakiś sens, pozostałe to zwykłe wyrzucanie pieniędzy w błoto i hodowanie sfory pasożytów, którzy niczego już po kilkuletnim zajmowaniu się pisaniu programów nie będą umieli.
Dlatego przypuszczam, że sposób w jaki Unia realizowała swoją pomoc wobec takich krajów jak Grecja, Portugalia, Hiszpania jest jednym z istotnych czynników, które doprowadziły do kryzysu finansowego w tych państwach.
Uzależnienie od obcych, patrzenie na to kto za nas zrobi coś z tym krajem (będące cechą wszystkich polskich polityków od góry do dołu) nagle przybrało komiczny wyraz. Oto kiedy Unia zaczęła właśnie się rozpadać, polski minister spraw zagranicznych Sikorski w panice kieruje swój słynny apel do Niemiec, żeby wzięły się i coś z tym zrobiły. Pasożyt jest przerażony że ginie Unia i próbuje namówić Niemcy, żeby zostały nowym żywicielem, który będzie dawał forsę i za nas wymyślał co zrobić z tym krajem. Bo przecież my sami niczego byśmy nie wymyślili od 20 lat.
Miejsce nad Wisłą
Polska jako państwo straciła w ciągu ostatnich 22 lat wszystkie instrumenty suwerenności. Nie ma gospodarki, której właścicielami byliby Polacy (nie licząc kilka pasożytniczych firm naszych oligarchów funkcjonujących w ramach politycznego-kapitalizmu) nie ma armii, nie ma prawie polskich gazet, uniwersytety trzymają się na zachodnich grantach . Nic dziwnego, że duża część naszego narodu, doszła za swoimi politykami – do przekonania, że sami nie jesteśmy w stanie sobie radzić i muszą to za nas zrobić obcy. Z Ameryki, Izraela, Chin, Niemiec – byle nie z Polski.
Temu przekonaniu specjalnie nie ma co się dziwić. Od 22 lat mamy jedno wielkie pasmo niespełnionych obietnic, zdrad elit, lekceważenia ludzi. W zasadzie żadna ekipa, ani prawica, ani lewica, ani PO, ani PiS nie spełniły pokładanych w nich nadziei. Aksamitna arogancja Tuska idzie w zawody z prostolinijnym przesłaniem Kaczyńskiego, któremu ludzie są potrzebni do tego, żeby być jego wyznawcami.
Przeciętny człowiek niekoniecznie musi rozeznawać się na ordynacjach wyborczych, meandrach ekonomii i w końcu dostaje zawrotu głowy od politycznych obietnic. Odwraca się do nich plecami i co najwyżej zagłosuje na tych nihilistów, którzy wszystkim dowalą. Na tym wygrywała Samoobrona, na tym wypłynął Palikot.
Klasie politycznej wypranej z wszelkich idei, której jedynym celem jest załapać się bo dobra renta to też pointa, społeczeństwo jako partner jest niepotrzebne. Dlatego w mediach kontrolowanych przez polityków ważne tematy ustrojowe nie występują. Poważną debatę zastąpiła partyjna walka wokół tematów będących bez znaczenia dla przyszłości Polski.
Polska – kraj oscylujący niedaleko granicy zadłużenia, państwo, które pomimo okresu znakomitej gospodarczej koniunktury nie potrafiło zredukować bezrobocia, państwo, które nie ma własnego przemysłu, nie ma żadnego markowego produktu, a jedyna perspektywa dla młodych to emigracja, państwo którego elity nie są w stanie stworzyć żadnej samodzielnej wizji rozwoju kraju – takie państwo w czasie kryzysu musi upaść. Bezbronny, bezwolny pseudobyt polityczny nie ma szans na konkurencję, może istnieć jedynie wyprzedając powoli wszystkie materialne atrybuty normalnego państwa, suwerennego narodu. Kiedy kończą się rodowe srebra, kiedy już nie ma czego sprzedawać, za co utrzyma się kompletnie nikomu do niczego niepotrzebna biurokracja. Za czego ma zamiar wyżyć partyjna nomenklatura, która jak stonka obsiadła państwo, oblazła samorządy?
Ta warstwa próżniacza jeszcze będzie próbowała pozabierać społeczeństwu co się da. Leki refundowane, emerytury, zasiłki. Ale robiąc to, podnosząc podatki i ograniczając dochody narodu, partyjno-biurokratyczny pasożyt ryzykuje, że organizm żywiciela wreszcie się zbuntuje. Albo umrze.
Co wtedy, kto weźmie na garnuszek szeregi partyjnych nieudaczników z wszystkich urzędów marszałkowskich, agencji skarbu państwa, urzędów? Jaka jest przyszłość tego organizmu, który kiedyś był pełnokrwistym państwem, choć zbudowanym na komunistycznej ideologii miał jednak jakieś ciało. Gdyby w 1989 roku ktoś uczciwy i mądry mądrze zaplanował przebudowę PRL, na normalne narodowe państwo dziś byłoby inaczej. Jednak nikt taki się nie znalazł. Bufon-elektryk, który sam obalił komunizm, skorumpowane do cna szeregi komunistycznych aparatczyków i liczne kliki zawodowe tudzież gardząca Polakami grupa inteligenckich wykształciuchów przejęły w rzeczywistości stery i przez dwa dziesięciolecia rozgrabiły wszystko.
Co teraz? Pewnym rozwiązaniem byłby jakiś cywilizowany zaborca, który przyszedłby i zaprowadził tu porządek nie mordując nas i nie wysyłając do gazu.
Gdyby taki cywilizowany zaborca się znalazł, Polacy pewnie z ulgą powitaliby wkraczające oddziały, które przepędziłyby te hordy naszych wewnętrznych okupantów – niszczących nas w sądach, prokuraturach, starostwach, marszałkowskich urzędach, „pijących polską krew” w tysiącach kompletnie szkodliwych procedur, pitów, VATów, citów, zusów, krusów wysysających nasze siły skuteczniej niż robili to wszyscy carowie i kajzerowie razem wzięci.
Autor: Janusz Sanocki, wydawca „Nowin Nyskich”
09/01/2012