Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Rafał Grupiński, szef klubu PO, zapowiedział, że pod koniec września lub na początku października 2012 r. premier Donald Tusk będzie miał wystąpienie, określane przez niektórych komentatorów jako „nowe expose”.

W TVP Info Grupiński stwierdził, że „jesienią będziemy przedstawiali i przegłosowywali w Sejmie i w Senacie projekty związane z dokończeniem realizacji expose premiera. Będzie jakby nowe otwarcie, czyli kolejna faza tej kadencji, którą otworzy premier swoim ważnym wystąpieniem”. Jak stwierdził Grupiński, rząd będzie demonstrował „dbałość o bezpieczeństwo obywateli, ich dochodów, zarobków”. Wedle szefa klubu PO, „przyszłym zagrożeniom trzeba umiejętnie się przeciwstawić obecnym działaniem, czyli trzeba dobrze przygotować przyszłoroczny budżet, by nie był on ‘rozdęty’, jeśli chodzi o wydatki”. Grupiński potwierdził przejście rolników na podatek dochodowy, czego konsekwencją będą zmiany w KRUS. Zapowiedział też zmiany w Karcie Nauczyciela.

Hipoteza główna

Premier Tusk musi wysłać komunikat do Polaków, że jego rząd ma zamiar coś robić, i to coś przełomowego, bo politycy PO, nawet niechętni swemu liderowi, obawiają się katastrofy w sondażach. A potem katastrofy w rzeczywistości politycznej. Dlatego od początku sierpnia 2012 r. mówi się o nowym expose i przełomowych reformach.
Sytuacja gospodarcza robi się jednak tak trudna, że nie da się już tylko mówić o jakichś reformach, lecz trzeba coś robić. Ale nie będą to żadne istotne zmiany, bo te musiałyby się wiązać z kolejnymi wyrzeczeniami, a to się politycznie nie opłaca. Będą więc drobne korekty obecnego kursu, przedstawiane jako przełomowe zmiany. Narracja czy dyskurs mają być przełomowe, natomiast rzeczywistość tylko trochę poprawiona, bo i tak narracja dominuje nad rzeczywistością.


W zależności od sytuacji będziemy mieli mniej lub bardziej natrętną narrację reformatorską, ale też trochę rzeczywistych reform. Problemem jest jednak to, że na niby-reformy nie ma czasu. Trzeba ożywić gospodarkę, głównie inwestycjami, czyli nie można bardzo ograniczać deficytu. Konieczne jest odbudowanie konsumpcji, czyli nie można ograniczać kredytów i zamrażać płac. Potrzebna jest zmiana rozliczania VAT przez przedsiębiorców, żeby nie płacić podatku nie mając rzeczywistego przychodu. To sprawy najważniejsze, ale nie ma sygnałów, że rząd chce to robić. Bo to nie spodoba się Brukseli i oznacza przekroczenie zobowiązań ministra Rostowskiego, co do poziomu deficytu.
Nowe expose i zapowiedziane w nim reformy mają uspokoić Polaków, a rządowi mają umożliwić zapewnienie płynności finansów państwa, bo ta płynność, m.in. wskutek znacznie niższych od planowanych dochodów z podatków, jest zagrożona już teraz. Ale rząd nie ma żadnych dalekosiężnych celów. Chce tylko w miarę spokojnie przetrwać nadchodzący kryzys i dokończyć kadencję. A o resztę niech się martwią następcy, nawet z własnej partii, czyli spod sztandaru Grzegorza Schetyny.

Hipotezy poboczne

I
Politycy PO wiedzą, że PiS przygotowało pakiet reform, przede wszystkim gospodarczych i społecznych. Dlatego rząd musi pokazać cokolwiek, żeby nie wyjść na ekipę bez planu i programu. Tym bardziej musi zaprezentować jakieś pomysły, że główna partia opozycyjna swój pakiet ujawnia wcześniej niż rząd. Nie jest atutem to, że ekipa Donalda Tuska reaguje dopiero po pojawieniu się propozycji PiS, ale rząd chce te porażkę przekuć w sukces, przedstawiając pomysły PiS jako nierealne i obciążające budżet.
Gdyby nie nacisk i konkurencja PiS, nie byłoby żadnego nowego expose i pakietu reform. A jest dlatego, żeby uciec od wizerunku ekipy niemocy i imposybilizmu. De facto mamy więc do czynienia z reakcją na działania opozycji, a nie z reformatorską akcją obozu rządzącego.

II
W Polsce słowo reformy ma magiczną moc, mimo że przez ostatnie 23 lata wiązało się z wyrzeczeniami i dodatkowymi kosztami. Platforma i jej rząd negatywne znaczenie terminu reformy mocno stępiły, przekonując, że zmiany nie muszą być bolesne. Temu służyła filozofia ciepłej wody w kranie oraz hasło „budujmy drogi, nie róbmy polityki”. W efekcie reformatorstwo PO nijak się ma do reform Balcerowicza czy Buzka. Dzisiaj słowo reformy kojarzy się z korektami albo z czymś, czego skutki Polacy odczują w odległej przyszłości (jak w wypadku podniesienia wieku emerytalnego). Ale używanie reformatorskiej terminologii ma uspokajać wyborców, że rząd nie popada w marazm, że ma jakąś wizję rozwoju i przyszłości Polski. Poza tym to, co ma nastąpić jest opatrzone znakiem „nowe” (expose, reformy), a nowość w potocznej opinii wiąże się z postępem, z zamianą czegoś gorszego na lepsze.

Skutki:

Polityczne:
Rząd i Platforma chcą zademonstrować, że są odpowiedzialne, a zarazem ostrożne. Czyli będą walczyć z kryzysem nie narażając Polski na wstrząsy. Ma to umocnić wizerunek PO jako partii rozsądnej i przewidywalnej. W przeciwieństwie do opozycji, która odpowiedzialna i przewidywalna nie jest. Platforma chce się zatem prezentować jako siła konserwatywna i jednocześnie modernizacyjna, podczas gdy opozycja będzie przedstawiana jako siła rewolucyjna, czyli niebezpieczna.
Coraz wyraźniej widać, że PO przekształca się w twór w rodzaju japońskiej Partii Liberalno-Demokratycznej, która rządziła przez kilkadziesiąt lat. Było to możliwe, gdyż reprezentowała interesy najsilniejszych grup i zapewniała im status quo. PO chce w taki sam sposób trwać na politycznej scenie w Polsce.
Na razie sukces PO w ogromnym stopniu zależy od Donalda Tuska, ale partia chce doprowadzić do takiej sytuacji, żeby za kilka lat silną pozycję miał każdy lider partii, ale żeby jako byt polityczny nie zależała ona od konkretnego przywódcy. Także w tym aspekcie PO chce pójść drogą swego japońskiego odpowiednika.

Społeczne:
Mało kto wierzy w reformatorskość rządu PO-PSL, a nawet w zdolność obecnej ekipy do rządzenia, nie tylko w warunkach kryzysu. Mimo to rządzący oczekują, że deklaracje i gorące zapewnienia, iż tym razem rząd ma plan, uspokoją sytuację i pomogą odzyskać choć część utraconego zaufania. Na prostej zasadzie psychologicznej, jaka działa w związkach małżeńskich. Po kilku latach trwania związku żona wie, że mąż nie zapewni jej różnych obiecanych rzeczy, ale gdy po raz kolejny obieca, że się zmieni, a ponadto zacznie coś robić, mimo zwątpienia, daje mu ona kolejną szansę. I tak do następnego zawodu.
Donald Tusk ma po raz kolejny uwieść dawno uwiedzioną kochankę, czyli społeczeństwo, bo wedle różnych badań nadal jest uznawany za główny atut PO. A ponieważ Polacy dawali się już kilka razy uwodzić, mimo że po miłosnych igraszkach kochanek zabierał im kolejne kosztowności, PR-owcy Platformy mają nadzieję, że ten swoisty syndrom sztokholmski nadal będzie trwał. I wiele wskazuje na to, że część wyborców to kupi. W efekcie możemy mieć uspokojenie nastrojów, co pozwoli rządowi przetrwać zimę.

Dla opinii publicznej:
Platforma zmierza do osiągnięcia statusu partii bezalternatywnej. Większość wyborców ma zaakceptować pogląd, że wprawdzie PO ma liczne wady, ale i tak jest najlepszym wyborem w politycznej ofercie. To ma sprawić, że na PO będzie się głosować jako na mniejsze zło, nawet nie identyfikując się z jej celami i założeniami programowymi.
Opinia publiczna będzie straszona rewolucyjnymi zamiarami PiS, przy których umiarkowany konserwatyzm PO zapewni wszystkim może nie dobrobyt, ale przynajmniej święty spokój. Zresztą spokój stał się za rządów PO jedną z podstawowych kategorii politycznych i społecznych. Bardzo to przypomina święty spokój i małą stabilizację w Czechosłowacji po pacyfikacji wolnościowej fali w 1968 r. Ludzie mają się zajmować swoimi sprawami, a państwo zapewni im minimum dobrobytu. Przez to wolność nie będzie czynnikiem istotnym, więc walka z opozycją, nawet niedemokratycznymi metodami, ma być przez większość tolerowana.
Społeczeństwo ma zaakceptować miękki totalitaryzm, który nie dotyka zwykłych obywateli, dopóki nie zachce im się obalać istniejącej władzy. W efekcie możemy mieć do czynienia z klasyczną restauracją niedemokratycznego systemu, tylko na znacznie wyższym poziomie cywilizacyjnym. Jeśli udałoby się to zrobić, taki stan mógłby trwać nawet kilka dekad. I wiele wskazuje na to, że jest to marzenie Platformy i jej liderów, a także tych wszystkich grup interesów, które ich rządy wspierają.

STANISŁAW JANECKI


Za: http://obserwator.com/obserwacje/polityka/dlaczego-premier-tusk-musi-wyglosic-nowe-expose-a-po-musi-wdrazac-nowe-reformy-