Prof. Witold Kieżun
Niedawno odwiedziła nas pani kanclerz Angela Merkel, uzgadniając stanowisko wobec problemów Ukrainy. Sądzę, że w jakiejś niedalekiej przyszłości trzeba doprowadzić do bardzo szczerej konferencji naszego i niemieckiego kierownictwa dla uregulowania istotnych rozbieżności, jakie stale istnieją między nami w dziedzinie bieżącej roli i polityki historycznej, a także w traktowaniu mniejszości polskiej w Niemczech. Oczywiście dysproporcja siły ekonomicznej i politycznej stawia nas od razu w niekorzystnej sytuacji, ale wykorzystując nasze członkostwo we Wspólnocie Europejskiej, musimy się domagać zaprzestania lekceważenia słabszego.
Dla nas jak najlepsze stosunki z Niemcami są bardzo ważne zarówno ze względu na daleko idące nasze ekonomiczne uzależnienie od ich potęgi, jak i obawy przed agresywną polityką rosyjską.
Paradygmat wręcz braterskiej współpracy na podstawie pełnego pojednania Francji z Niemcami i za jej przykładem innych okupowanych w czasie II wojny światowej krajów zachodniej Europy jest często stawiany jako model dla Polski. Rozważmy warunki jego realizacji na tle historii stosunków niemiecko-polskich.
Drang nach Osten
Sięgając daleko wstecz, pamiętamy, że status suwerennego władcy Bolesław Chrobry uzyskał w roku 1000 z rąk cesarza Ottona III. Monarchowie niemieccy posługiwali się tytułem cesarza rzymskiego, a nazwa Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego funkcjonowała aż do początku XIX wieku jako symbol tradycji dziedziczonej przez Rzeszę Niemiecką. Jak widać, mit niezwykłości i swoistej nadrzędności germanizmu w Europie ugruntowywał się przez stulecia. Jednocześnie bardzo szybko rozpoczęła się tendencja, tzw. Drang nach Osten, systematycznego posuwania się zarówno władztwa niemieckiego, jak i procesu germanizacji na wschód. Jeszcze pierwsze biskupstwa polskie mieściły się w Kołobrzegu i Wrocławiu, ale z biegiem lat piastowscy książęta śląscy germanizowali się, a Zachodnie Pomorze na setki lat stało się domeną niemiecką.
Po zajęciu przez króla pruskiego Fryderyka II w 1740 roku prawie całego Górnego Śląska, zamieszkałego w większości przez ludność polską, już w roku 1744 wprowadza się język niemiecki w sądownictwie, następnie nakaz nauczania w szkołach tylko w języku niemieckim, i rozpoczyna się wielka akcja osiedlania na Śląsku 110 tys. Niemców.
Rozbiory Polski są początkiem tradycyjnej wspólnej antypolskiej strategii niemiecko-rosyjskiej. Inicjatywa rozbiorów jest uzgodniona między carycą Katarzyną II, z pochodzenia niemiecką księżniczką, i Fryderykiem Wielkim, królem pruskim. Na zagarniętych przez Prusy ziemiach polskich następuje proces germanizacji.
Przebywając, już po wojnie, w sowieckim gułagu, spotykałem tam niemieckich więźniów. Pamiętam rozmowę z niemieckim podoficerem SS o nazwisku Magura. Mówię: „Mówisz po polsku, jesteś więc Polakiem”. Odpowiedział: „Mówię śląskim niemieckim dialektem, jestem Niemcem”. Podobnie dobrze mówiący po polsku z mazurskim akcentem, też podoficer Wehrmachtu o nazwisku Kostoschewski, oświadczył, że mówi niemiecko-mazurskim dialektem, jest Niemcem i jest dumny, że jego syn był oficerem niemieckiej armii.
Okres ponad 100-letniego pruskiego zaboru to ostry proces germanizacji i próby wydziedziczenia z ojcowizn. Słynny, nieludzki fragment opublikowanego listu (z roku 1872) Otto von Bismarcka, „żelaznego kanclerza”, do jego siostry brzmi: „Bijcie Polaków tak długo, dopóki nie utracą wiary w sens życia. Współczuję sytuacji, w jakiej się znaleźli, ale jeżeli wszakże chcemy, żeby przetrwać, mamy tylko jedno wyjście: wytępić ich. Sto lat temu państwo polskie przestało istnieć, teraz chodzi o to, żeby mowa polska przestała istnieć”.
Po przegranej pierwszej wojnie światowej, wbrew zasadom traktatu pokojowego w Wersalu, 16 kwietnia 1922 roku Niemcy podpisują ze Związkiem Sowieckim układ w Rapallo przewidujący rozbudowę sowieckiego przemysłu zbrojeniowego przy pomocy niemieckich specjalistów, a w zamian udostępnienie Niemcom sowieckich poligonów do ćwiczeń w zakazanych traktatem wersalskim rodzajach broni. Rapallo było niewątpliwie inicjacją kolejnego rozbioru Polski. Konsekwentnie cały okres Republiki Weimarskiej jest pełen wrogich akcentów antypolskich: wojna celna z Polską, liczne artykuły o rzekomym prześladowaniu Niemców w Polsce, a także wrogie wypowiedzi polityków.
Okres rządów hitlerowskich jest dobrze znany. Znamy już program zbudowania wielkogermańskiej Rzeszy Niemieckiej ze wschodnią granicą na północy od jeziora Ładoga do Morza Czarnego na południu i zlikwidowanie bądź przesiedlenie na Sybir 85 proc. Polaków.
Zjednoczone Niemcy
Po 45-letniej supremacji imperializmu sowieckiego w środkowej i wschodniej Europie transformacja w Polsce stymuluje Jesień Ludów w socjalistycznej części Europy. Powstaje wizja połączenia Niemiec. Jan Nowak-Jeziorański, wiele lat mieszkający w Republice Federalnej Niemiec, mówi w Radiu Wolna Europa 29 października 1989 roku: „Daj Boże, żeby postępująca integracja zachodniej Europy i związane z nią korzyści nie odebrały chęci powrotu na dawną drogę zjednoczonym Niemcom, które odzyskają poczucie swojej potęgi. Kto jednak z góry to niebezpieczeństwo wykreśla, ten zamyka oczy na rzeczywistość, która nie odpowiada na jego życzenia”.
Dwa państwa niemieckie łączą się w atmosferze entuzjazmu, ale kanclerz Helmut Kohl wstrzymuje się z uznaniem granicy na Odrze i Nysie. W opracowanych przez niego 10 punk- tach drogi do zjednoczenia Niemiec nie ma ani słowa o granicy na Odrze – Nysie. Dopiero ostra reakcja przewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych Senatu USA Clairborne’a Pella spowodowała, że kanclerz Kohl w ciągu 24 godzin wydał oświadczenie o niezmienności granic z Polską. Jednak już 29 maja 1998 roku niemiecki Bundestag jednogłośnie uchwala deklarację: „Niemiecki Bundestag podziela pogląd rządu federalnego oraz wszystkich uprzednich rządów federalnych, który wypędzenie Niemców z ich odziedziczonych ojczyzn w związku z zakończeniem II wojny światowej zawsze traktował jako wielką krzywdę i jako sprzeczne z prawem międzynarodowym”. Ta oficjalna opinia została powtórzona 6 września 2003 r. przez prezydenta Niemiec Johannesa Raua na zjeździe Ziomkostwa Śląskiego stwierdzeniem, że „ta decyzja była bezprawna”.
W roku 1998 przewodniczącą Związku Wypędzonych zostaje Erika Steinbach. Rozpoczyna się nowy, agresywny etap działalności tego związku, grupującego wszystkich tzw. wypędzonych z innych krajów Niemców, który akceptuje w tej grupie również funkcjonariuszy cywilnych i wojskowych wysyłanych przez reżim hitlerowski na okupowane wschodnie tereny. Są tam więc także funkcjonariusze gestapo, zbrodniczo działający w okupowanej Polsce, oraz ich rodziny. Sama pani Steinbach urodziła się na terenie okupowanego polskiego Pomorza jako córka delegowanego tam niemieckiego żołnierza.
Związek ten jest honorowany przez władze niemieckie, kanclerz Angela Merkel brała udział w kolejnych zjazdach. 26 maja 2006 roku rządząca CDU, kierowana do chwili obecnej przez premier Merkel, w programie wyborczym do Parlamentu Europejskiego zażądała „potępienia wypędzenia i zaspokojenia praw wypędzonych”.
Ostatecznie został już zatwierdzony projekt budowy Muzeum Wypędzonych, które – ulokowane podobnie jak Muzeum Żydowskie w reprezentacyjnej dzielnicy Berlina – będzie symbolizować cierpienie dwóch ofiar nazistowskiego barbarzyństwa: Żydów i Niemców, brutalnie wypędzonych przez Polaków i Czechów. W programie muzeum nie ma jednak nawiązania do okrucieństwa Armii Czerwonej zdobywającej Niemcy i wypędzenia Niemców z terenu obwodu Kaliningradu (Królewca).
Rzeczą zaskakującą jest, że po procesie denazyfikacji istnieje w tej chwili w Niemczech legalna partia neonazistowska. W 2011 roku Narodowodemokratyczna Partia Niemiec wchłonęła drugą partię neonazistowską: Niemiecką Unię Ludową. W ten sposób neohitlerowski oficjalny nurt polityczny, finansowany z budżetu kwotą 1,5 mln euro, został skoncentrowany i zmobilizowany do dynamicznej działalności. Jest to mała partia, ale w Saksonii weszła już do lokalnego parlamentu. Jej program jest jednoznacznie rewizjonistyczny: Wrocław, Gdańsk są niemieckimi miastami „chwilowo pod polską administracją, które muszą wrócić do swojej ojczyzny”. Według niemieckich obliczeń, siły neohitlerowskie w Niemczech mają 11 tys. stron internetowych i aż 40 internetowych stacji radiowych. Potencjalna ideologiczna baza jest jednak większa, jeśli weźmie się pod uwagę sondaże przeprowadzone przez fundację Friedricha Eberta: 13,2 proc. Niemców podpisuje się pod tezą, że krajowi przydałby się nowy fuehrer, który rządziłby twardą ręką, 10,7 proc. podpisuje się pod tezą, że gdyby nie zagłada Żydów, to Hitler byłby dziś uważany za wielkiego męża stanu.
Priorytety Niemiec
Podpisując akces do Unii Europejskiej, Polska weszła do jej struktur ustalonych w Nicei. Podpisaliśmy umowę z 3 tys. stron załączników. Unia bije historyczny i światowy rekord biurokracji, a również luksusomanii i marnotrawstwa. Parlament Europejski raz urzęduje w Belgii, w Brukseli, a drugi raz we Francji, w Strasburgu. Cały pociąg dokumentów przejeżdża w obie strony, eurodeputowanym refunduje się koszty wynajmu dwu pokoi w Brukseli i jednego pokoju w Strasburgu plus koszty przelotu samolotem business class (roczne koszty tej przeprowadzki to ok. 250 tys. euro). Byliśmy jednak usatysfakcjonowani umową w Nicei, bo Polska w Radzie Unii Europejskiej otrzymała, tak samo jak Hiszpania, 27 głosów, podczas gdy Niemcy i Francja miały równo po 29 głosów. W ten sposób stalibyśmy się, razem z Hiszpanią, szóstą potęgą europejską na 27 krajów Unii Europejskiej.
Jednak dość szybko zaczęły się pojawiać sugestie niemieckich autorów o konieczności dalszych zmian strukturalnych Unii Europejskiej. Były prezydent Niemiec Richard von Weizsaecker i były wybitny rewolucjonista, czołowy uczestnik rozruchów w Paryżu w 1968 roku, a później minister spraw zagranicznych z ramienia partii Zielonych Niemiec Joschka Fischer są zdania, że Unia Europejska powinna mieć osobowość prawną i federacyjną strukturę państwową. Wynikiem starań w tym kierunku był traktat lizboński. Jest on już wyraźną akceptacją idei priorytetu Niemiec i jednocześnie poważnym ograniczeniem roli Polski. Tę liczbowo ujętą tezę prezentują modele opracowane na podstawie teorii gier przez profesora fizyki teoretycznej Karola Życzkowskiego i doktora habilitowanego matematyki Wojciecha Słomczyńskiego. Według tych obliczeń, jeśli zgodnie z traktatem nicejskim, który był podstawą wejścia Polski do Unii, siła decyzyjna Polski stanowiła 91,4 proc. siły decyzyjnej Niemiec, to w traktacie lizbońskim zmalała ona do 41,9 procent. Podobnie siła decyzyjna Polski do Francji w traktacie w Nicei stanowiła 92,8 proc., to w traktacie w Lizbonie zmalała ona do 64,4 procent.
Kwintesencja tych analiz jest jednoznaczna – lizboński system jest korzystny dla państw o największej liczbie mieszkańców. Należy jeszcze uwzględnić, że te wyliczenia pochodzą z 2004 roku, a od tego czasu poważnie zmniejszyła się liczba mieszkańców Polski ze względu na postępujący proces wymierania przy niskiej liczbie urodzin i wręcz masową emigrację.
Rażąca asymetria
Konwent Organizacji Polskich w Niemczech sporządził raport z realizacji polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z 1991 roku. Występują ogromne dysproporcje między sytuacją 150-tysięcznej mniejszości niemieckiej w Polsce i półtoramilionowej mniejszości polskiej w Niemczech. Mniejszość polska nie ma oficjalnego statusu mniejszości narodowej, rzekomo ze względu na brak terytorialnego zgromadzenia Polaków. Jednak taki status posiadają Romowie, którzy też są rozproszeni. Polaków obowiązuje 5-procentowy próg wyborczy, podczas gdy Niemców w Polsce taki wymóg nie obowiązuje, w związku z tym mamy posłów niemieckich w Sejmie, a Polaków nie ma w Bundestagu. Najbardziej rażąco wygląda sprawa nauki języka polskiego, z powodu braku statusu mniejszości naukę mogą finansować tylko sami Polacy, stąd we wszystkich landach zaledwie około 5 tys. polskich dzieci uczy się polskiego. W Polsce 38 tys. niemieckich dzieci uczy się swego języka, ta nauka jest finansowana przez polskie ministerstwo.
W tych sprawach były już prowadzone wielomiesięczne rozmowy polsko-niemieckie, nie dały one jednak pozytywnego dla nas rezultatu.
Kłamstwo o obozach
Istotną oznaką dyskryminacji historycznej jest często używane określenie „polskie obozy koncentracyjne w czasie wojny”. Ma ono już charakter powszechny, użył go również, jakby nie było, absolwent Harvardu, wysoce wykształcony prezydent Obama. W Niemczech jest ono często używane. Natomiast już prawie zupełnie zginął przymiotnik „niemiecki” przy omawianiu niemieckich zbrodni w czasie II wojny światowej. Wszędzie pisze się „nazi”, jedynie udało się ostatnio oficjalnie ustalić nazwę obozu w Auschwitz jako „niemiecki nazistowski obóz”.
Próbę wyjaśnienia praktyki stosowania określenia „polskie obozy koncentracyjne” podjęli dwaj polscy profesorowie filozofii: Zbigniew Musiał i Bogusław Wolniewicz. Piszą oni: „Nieodparcie nasuwa się myśl, że to określenie stanowi fragment od dawna prowadzonej akcji propagandowej w celu odciążenia Niemców od ich związku sprawczego z zagładą Żydów, a w to miejsce obciążenia tym związkiem Polaków. Chodzi tu o sprytną operację psychotechniczną mającą na celu wytworzenie w świadomości publicznej stosownego mechanizmu asocjacyjnego. W ten sposób Wielka Zagłada przestanie ludziom kojarzyć się z Niemcami, a zacznie z Polską i z Polakami. (…) Te psychotechniczne zabiegi dokonują się w dwóch etapach: pierwszy to dbałość o to, żeby tam wszędzie, gdzie mówi się o Holocauście, pojawiało się słowo Polska, Polacy. W ten sposób powstanie psychologiczne skojarzenie w jedną stronę: Zagłada to znaczy Polska”.
Ta akcja dała już rezultaty. W 1998 roku, wykładając w Kanadzie, dałem 102 moim studentom kartki, prosząc o odpowiedź: „Jakiej narodowości są nazi?”. 62 napisało, że to Polacy. Wyjaśnili, że stale czytają w prasie o polskich obozach koncentracyjnych, a wiadomo, że te obozy były organizowane przez „nazi”, a więc logicznie rozumując, stwierdzają, że „nazi” to Polacy.
W tej sprawie niedawno złożony został przez grupę Polaków wniosek do polskiego prokuratora o rozpoczęcie przeciwko jednemu z niemieckich pism, stale używającemu tego określenia, odpowiedniego postępowania. Prokurator odmówił interwencji, twierdząc, akurat tak jak redaktorzy zagranicznych pism, że nie widzi tu złej woli, gdyż chodzi o geograficzne określenie. Czyżby więc było nonsensem to, że prezydent Komorowski wysłał do prezydenta Obamy list protestacyjny w sprawie takiego określenia w czasie ceremonii udekorowania zmarłego polskiego bohatera Jana Karskiego, a prezydent Obama przeprosił?
Konkluzja
W naszych relacjach z Niemcami, pierwszą potęgą Unii Europejskiej, istnieją poważne problemy. W aktualnej sytuacji politycznej odnowienia imperialnych tradycji Rosji i Związku Sowieckiego (koncepcja Putina – Eurazja od Lizbony do Władywostoku) jedność, solidarność Unii Europejskiej jest niezbędna, ażeby nie dopuścić do nowej tragedii. Stąd też wszystkie mniejszej czy większej wagi niewłaściwie kształtujące się sytuacje między państwami Unii powinny być bezwzględnie wyjaśnione i zlikwidowane. Sądzę, że warto obustronnie wrócić do pięknej, historycznej formuły naszych biskupów: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Co w świetle przedstawionej historii polskich strat i cierpień w 1000-letniej historii obopólnych relacji jest wyrazem naszej akceptacji Chrystusowego nauczania.