Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
CO PISZĄ INNI: Ważny rosyjski ekspert Dymitr Daniłow ocenia na gorąco wczorajszą wizytę Stoltenberga w Polsce

Wczoraj najwyższe rangą osobistości w polskiej polityce, w tym także prezydent, premier, szefowie MSZ i MON, wdzięczyli się na wyścigi do nowego sekretarza generalnego NATO, Norwega Jensa Stoltenberga, który mówił w Warszawie o rozwoju współpracy Sojuszu Północnoatlantyckiego z Rzeczpospolitą Polską.
Jednakże stopniowo na ich twarzach zaczął się pojawiać wyraz rozczarowania z powodu niektórych niespełnionych nadziei. Jak można ocenić tę wizytę i o co właściwie w niej chodziło rosyjska publicystka Irina Czajko zapytała czołowego eksperta do spraw bezpieczeństwa z  międzynarodowego Instytutu Europy Rosyjskiej Akademii Nauk doktora habilitowanego Dmitrija Daniłowa. Oto jego wypowiedź, w której pobrzmiewają także niepokojące dla Polski nuty:
W tym, że nowy sekretarz generalny NATO Stoltenberg udał się ze swoją pierwszą oficjalną wizytą właśnie do Warszawy, nie ma nic dziwnego. Polska odgrywa ważną rolę w polityce wschodniej nie tylko Sojuszu Północnoatlantyckiego, lecz również Unii Europejskiej. Pragnie też dalszego ugruntowywania swej pozycji wszędzie, gdzie tylko się da! Nasuwa się jednak pytanie – jak da się to wszystko pogodzić z ryzykiem i stratami, związanymi z wydatnym pogorszeniem się stosunków Polski z Federacją Rosyjską na wszystkich kierunkach? Dla mnie nie ma w tym jasności.

Co dotyczy zapowiedzi Jensa Stoltenberga w sprawie udzielania przez NATO bardziej skutecznej pomocy dla Polski i krajów bałtyckich, które odczuwają mistyczne przerażenie w związku z Rosją, to w tym piękne złudzenia polskiego kierownictwa zostały wczoraj ostatecznie rozwiane. Zamiast stałych baz wojskowych NATO w Polsce i dużej liczby wojsk Warszawie  obiecano tylko  magazyny sprzętu. Zamiast zakrojonego napoważniejszą skalę stacjonowania żołnierzy i oficerów z Zachodu na terytorium Polski zadeklarowano jedynie przeprowadzanie od czasu do czasu wspólnych ćwiczeń.  Zamiast rozmieszczenia nowej, odstraszającej broni przeciwko sąsiadowi ze wschodu, zapadła decyzja odnośnie powołania bardzo małej szpicy w składzie sił szybkiego reagowania NATO. A poza tym, Jens Stoltenberg wyraził serdeczną wdzięczność polskiemu kierownictwu za obietnicę zwiększenia wydatków na obronę do wysokości 2% PKB.


W związku z tym polscy internauci sceptycznie ruszyli z pytaniami: a skąd wziąć pieniążki na to NATO? Z jakiego sektora gospodarki? I komu zostaną one odjęte, czyli kto konkretnie na tym ucierpi?
Można i warto tu przypomnieć, że przeciwko utworzeniu stałych baz NATO w pobliżu granic Rosji zgodnie już wystąpiły kanclerz RFN Angela Merkel i premier Norwegii Erna Sulberg. Szereg europejskich ekspertów wyraża nie od dziś przekonanie, że rozmieszczenie wojsk Sojuszu Północnoatlantyckiego na terenie Polski i państw bałtyckich wyglądałoby na nieukrywaną prowokację wobec Rosji. Wszelkie prowokacje są niebezpieczne same z siebie. A więc kto na tym zyskuje?
Równocześnie w Polsce ktoś jak najbardziej poważnie oblicza, ile dni potrzebuje rosyjska armia na to, aby jej czołgi wkroczyły do Warszawy. Ponadto, w polskiej prasie pojawiły się spekulacje, że Putin chce jakoby nie tylko Krymu i Doniecka, lecz całej Ukrainy. Podobnie histeryczne założenia zaogniają atmosferę w kraju, nasilają i tak już nieuzasadnioną rusofobię. Tu znów nasuwa się pytanie – w czyim to leży interesie?.

Pamiętajmy, że na Polskę i jej władze spada główna odpowiedzialność za rozpowszechnianie rusofobicznych nastrojów na Ukrainie, a także za niepoważne obietnice przyszłego stowarzyszenia z NATO. Właśnie te poczynania i deklaracje ze strony Polski przy poparciu Stanów Zjednoczonych popchnęły Ukrainę do bratobójczej wojny i doprowadziły jej gospodarkę do rozpaczliwego stanu, a także do zaktywizowania się profaszystowskich organizacji w rodzaju Prawego Sektora. Obecnie Polska obarcza winą za tragedię Ukrainy Rosję, nad czym można jedynie ubolewać.

Jeśli będziemy z kolei mówić o stosunkach Rosji z NATO, to wkroczyliśmy tu w etap kryzysu systemowego, konfrontacji a nie partnerstwa, w związku z czym też osobiście jedynie mogę ubolewać. Powiem teraz szczerze: prawdziwą i dużą radość sprawiło mi oświadczenie Jensa Stoltenberga w Warszawie o tym, że nie chodzi wcale o zakwestionowanie Aktu Rosja–NATO. Prawdopodobnie to po tej deklaracji najbardziej wydłużyły się twarze polskim politykom. Tym nie mniej, mam nadzieję, że i w Polsce zdrowy rozsądek w końcu zwycięży. Zakładam, że nikt nie życzyłby sobie powrotu do czasów zimnej wojny ze wszystkimi jej lękami i absurdalnymi wydatkami finansowymi. Do tego aby żyć w pokoju światu brakuje tylko dobrej woli.

Za: Blog - Bogusław Jeznach